LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1038

Rodgers potrzebuje dobrego wyniku


Jeden z moich przyjaciół, kibic Liverpoolu, był uprzedzony do Brendana Rodgersa od samego początku. Paskudne Being: Liverpool było tego przyczyną. Facet blisko czterdziestoletni, emitujący mieszankę przaśnej wiedzy i ewangelicznego podejścia, mówiący o swej misji, której celem jest narzucenie filozofii futbolu opartego o posiadanie piłki? W oczach mojego przyjaciela nie było drogi odwrotu – nie w klubie, który zbudował Bill Shankly – pisze Oliver Kay.

Pod koniec listopada 2012 roku, już pod przewodnictwem Rodgersa, Liverpool miał na swym koncie zaledwie trzy wygrane mecze z początkowych czternastu, dzięki czemu zaliczył najgorszy początek sezonu od roku 1964. „Mówiłem ci” – powiedział mój przyjaciel. Teraz, czyli dwa lata później, gdy Liverpool pożegnał się z Ligą Mistrzów i grzęźnie w środku tabeli, wnikliwa obserwacja i krytyka Rodgersa są nawet większe. „Mówiłem ci” – mój przyjaciel powtarza po raz kolejny, zanim zasugeruje, że ten klub wycierpiał już wystarczająco dużo.

Problem w przyjęciu tego nowego wizerunku Rodgersa polega na tym, że wymaga on, by zignorować jeden z najbardziej wyjątkowych procesów odbudowy w historii Premier League. Oto zespół, który poprzednie sezony zakończył z dorobkiem 58 i 52 punktów, dwa pierwsze pod wodzą Rodgersa zamyka z 61 i 84. Jeśli podzielić obie kampanie na połówki, to krzywa wzrostu robi się jeszcze bardziej stroma. Suma punktów w tych 19-meczowych blokach rosła: od 25 (forma niższej połowy tabeli), do 36 (forma czołowej czwórki), ponownie 36 punktów (to samo), po 48 (nie tylko forma dająca możliwość walki o tytuł, ale taka, która dawała szanse na ustanowienie rekordu).

Ten nagły rozwój z całą pewnością nie był wynikiem przebiegłych działań na rynku transferowym. Wprost przeciwnie, zakupy jakie poczynił Liverpool – Fabio Borini (10 milionów funtów), Mamadou Sakho (18 milionów), Tiago Ilori (7 milionów), Iago Aspas (7 milionów) czy Luis Alberto (6,8 miliona) – służyły jako bat na Rodgersa i komitet transferowy Liverpoolu, jeszcze zanim latem wydano 110 milionów funtów. Na wydatki złożyły się zawyżone stawki za piłkarzy Premier League, którzy poczuli się bardzo niepewnie przechodząc na wyższy poziom (Dejan Lovren i Adam Lallana), kosztowne ryzyko w postaci młodych, zagranicznych talentów (Alberto Moreno, Emre Can i Lazar Marković), oraz potencjalnie okazyjne zakupy dwóch napastników, którzy nie są kompatybilni ze stylem gry menadżera (Rickie Lambert i Mario Balotelli).

Mimo tej żałosnej polityki transferowej, która przyniosła jedynie dwa hity (Philippe Coutinho i Daniel Sturridge), Liverpool był bliski zapisania się w historii Premier League, jako najbardziej niespodziewany zdobywca mistrzostwa. Większość tego nagłego wzrostu formy przypisywana była Luisowi Suárezowi, którego geniusz i umiejętności zostały podkreślone przez fakt, że bez niego Liverpool wrócił do przeciętności. Jednak argument „zespołu jednego człowieka” łatwo podważyć porównując to, co osiągnął podczas owych dwóch, świetnych sezonów, do dwóch wcześniejszych i tego jak radzi sobie w Barcelonie.

To wszystko, podobnie jak poprawa innych elementów, oraz spójność w ataku, która rozwijała się z tygodnia na tydzień podczas pierwszych dwóch lat, wskazuje na to, że Brendan Rodgers, niezależnie od tego, jak słabo zarządza książeczką czekową, jest raczej dobry jeśli chodzi o trening. Są tacy, którzy sugerują, że on nie wie, jak ustawić zespół, jednak oczywiste jest, że wie. Chodzi o to, że woli raczej iść drogą Pepa Guardioli, niż José Mourinho, rozpoczynając budowę raczej od frontu, niż od tyłu, tworząc system optymalny dla kreatywnych talentów Coutinho, Sterlinga, Sturridge'a i Suáreza.

W zeszłym tygodniu Jamie Carragher powiedział w Sky Sports, że Rodgers nie jest menadżerem, który – jak to mieli w zwyczaju Gérard Houllier i Rafael Benítez – poświęca dużo czasu strukturze defensywnej. Dla wielu było to krytyczne i nawet zaskakujące stwierdzenie, jednak wystarczy popatrzeć na grę zespołu, by stało się to oczywiste, jak w przypadku wielu innych drużyn, które nastawione są na atak. Rodgers woli skupić się nad tym, co jego piłkarze robią z piłką i jak szybko ją odzyskują po utracie, niż nad tym co robią, kiedy atakuje przeciwnik. To wizja pełna ryzyka i wad, ale takie też były – choć oczywiście w mniejszym stopniu – ścisłe wizje Houlliera i Beníteza, którzy poświecenie taktycznej dyscyplinie osiągali kosztem kreatywności.

Jednym z najważniejszych punktów w rządach Fenway Sports Group jest nacisk na rozwój młodych piłkarzy. Czy Sterling mógłby rozwinąć się tak bardzo, by w wieku lat dwudziestu zostać prawdziwym ofensywnym piłkarzem, zdolnym do wykonywania różnych zadań, gdyby czuwali nad nim Houllier, Benítez albo Mourinho? Wątpliwe, bo w prawdzie mają wiele mocnych stron, ale nie jest nią rozwój młodych talentów.

Największym problemem w Liverpoolu nie jest ani taktyka, ani filozofia. To zespół zbudowany na zaufaniu i kreatywnej ekspresji, skład złożony ze zwyczajnych piłkarzy, który ostatnie 18 miesięcy poruszał się po tak stromej trajektorii, że wydawał się przeczyć istnieniu grawitacji. Zostali zdmuchnięci ze szczytu fali, na której się poruszali nie przez samo niepowodzenie w walce o tytuł, ale przez sposób, w jaki je zaliczyli. Dorzucić do tego odejście Suáreza, kolejne słabe lato w wykonaniu komitetu transferowego, utratę Sturridge'a ze względu na kontuzje, słaby początek kampanii i nieznajomą presję wywołaną Ligą Mistrzów, a otrzymamy zespół, którego zeszłoroczna rosnąca pewność siebie – albo arogancja, ulubione słowo Rodgersa – została zastąpiona przez introwertyczne, pełne zahamowań, podszyte lękiem występy, zwłaszcza na Anfield. A to rzuca zupełne inne wyzwania, które Rodgers musi teraz podjąć.

Rodgers nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o krytykę. Praca menadżera polega na przezwyciężaniu trudności, nawet jeśli – od czasu do czasu – oznacza to zejście z obranego kursu. Tak, popełnił błędy i to nie tylko jako członek komitetu transferowego. Powinien uczynić priorytetem pozyskanie nowego bramkarza, powinien posłuchać swego pierwotnego instynktu, jeśli chodzi o Balotellego i powinien dokonać tych kilku prozaicznych i pragmatycznych zmian (chodzi o selekcję Kolo Touré, Lucasa Leivy i Lamberta) nieco wcześniej, by zatrzymać gnicie.

W tym momencie jednak, największy problem jest natury psychologicznej, nie taktycznej. Cokolwiek Rodgers i dr Steve Peters zrobili po przybyciu, by wyleczyć apatię i przywrócić dobre samopoczucie, muszą to zrobić ponownie.

Kiedy to uczucie wiary w siebie, energii i posiadania celu znikały, Liverpool – bardziej niż większość innych klubów – wyglądał na zagubionego. W zeszłym sezonie, poprzez odbudowanie tego wszystkiego poza wszelkie oczekiwania, Rodgers pokazał, że jest właściwą osobą do poprowadzenia klubu.

A teraz, stojąc twarzą w twarz z nową krytyką na tle stanowiącego jeszcze większe wyzwanie krajobrazu, musi to udowodnić po raz kolejny – zaczynając od jutrzejszego starcia z Arsenalem.

Oliver Kay

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (13)

Izzy 20.12.2014 18:50 #
Serio? Tytuł razi w oczy.
brian 20.12.2014 20:01 #
Priorytetem nie jest bramkarz, lecz defensywny pomocnik z prawdziwego zdarzenia, a następnie jakiś lis pola karnego. Dopiero później, w sytuacji takiej, jakiej obecnie znajduje się Liverpool, powinno być sprawą ważną ściągnięcie nowego golkipera.
Lyzwa7 20.12.2014 20:25 #
Kto jest autorem tego tekstu?
Czarnyolek 20.12.2014 21:43 #
A tymczasem WHUFC wskakuje do top four po golach Carola i Downinga. Świat takich jaj nie widział ;)
krystianYNWA 20.12.2014 22:49 #
Boris, tak btw. tamte poślizgnięcie Gerrarda nie było 100% przyczyną porażki o majstra - straciliśmy w sezonie 51 bramek strzelając 101, w dodatku, po meczu z Chelsea nasi piłkarze mówiąc nieładnie się "obesrali" i ostatnie mecze co powinny wygrać dali dupy, np. mecz 3-3 z CP... Bo tak majster był blisko to już padaka ich ogarniała na samą myśl o wygraniu Ligi.


Rodgers niech w końcu zrobi coś z tą taktyką obroną, wtedy, sezon temu - no mogli tracić gole bo SaS strzelą więcej niż nasi wpuszczą.

Teraz nasi wpuszczają a SaS nie ma, nie ma komu strzelać, a jak mają sety to marnują...
Lyzwa7 20.12.2014 22:51 #
Krystian- jakby Gerrard się nie poślizgnął to myślę, że reszta nie miała by powodu, żeby się obsrać...
TimiLFC 20.12.2014 23:18 #
Ciiiii spokojnie łyżwa spokojnie, usiadz sobie przygotuj sie na jutrzejszy mecz, wyluzuj sie i proszę, proszę zachowaj swoje mysli o SG dla siebie, dobrze? :)
redhuman 20.12.2014 23:32 #
Nie można podsumować meczu z Crystal Palace jednym zdaniem, tzn. że daliśmy dupy. Weszliśmy do tego meczu z jednym założeniem - da się załatwić majstra bez pomocy City, tzn. bilansem bramkowym. To było wykonalne. Do 3-0 szukaliśmy jeszcze z 2 bramek i reszta z Newcastle. Plan oczywiście był szaleńczy, no i zapłaciliśmy cenę. Przez otwarcie się jedna celna kontra trafiła w punkt. Wyobraźcie sobie, co to był za cios. Wszystko szło dobrze, a tu nagle krok w tył i znów tylko 2 bramki na plus, a tuż za rogiem były 4... Wpadli w konsternację, CP to wyczuło i wbiło jeszcze 2 bramki. W efekcie mamy remis, zwykły remis i tak to ludzie będą pamiętać, a prawdopodobnie gdyby nie ta kontra, nie ten błąd, wygralibyśmy 4-0 lub wyżej, City pod presją, koncert z Newcastle na fali zwycięstwa i różnie mogłoby być... Gerrard się poślizgnął... racja. Ale wygrana z Chelsea to i tak Mont Blanc, po prostu najłatwiej zwalić na ten upadek. A po prostu wystarczyło wygrać z gównianym Hull i majster by był :) Małych rzeczy mogących zmienić bieg historii są setki, w tym bardzo wiele równoważnych. To jakby polityk X przegrał wybory jednym głosem i potem ludzie szukali winnego. Każdy był winny :)
KrzysieG 20.12.2014 23:53 #
Ciekawe czy jakbyśmy wygrali mistrza to czy Suarez by od nas odszedł? Teraz możemy sobie gdybać ...
krystianYNWA 21.12.2014 04:07 #
@redhuman, dokładnie było jak mówisz (o meczu z CP).

Ta bramka Damiena na 1:3 była krytyczna, nagle wszystko siadło chłopakom, po chwili 2 gole świetnej zmiany Gayle'a i było już po fakcie, przyznam że po ostatnim gwizdku zapłakałem razem z Suarezem...

A pamiętacie to? http://oi59.tinypic.com/2qvtob7.jpg

Przecież taka seria jest nieosiągalna, każdy się w końcu potyka, od tamtego meczu 2-0 z Chelsea tak naprawdę, od tamtej pory Liverpool gra w kratkę, no zobaczcie, wygląda to tak jak by mecz z Chelsea był tym po którym nam sie gra spieprzyła i zostało tak do tej pory.. ;)
Taka rozkmina po pobudce o 4, wybaczcie.

@krzychu, raczej by odszedł, chciał za wszelką cenę Real albo Barcę, grał często jak natchniony, chyba tylko transfer do nich motywował go do lepszej gry, tak mi się wydaje...
KrzysieG 21.12.2014 09:37 #
@ no właśnie krystian. Najgorsze jest to, że było mało piłkarzy dostępnych do zastąpienia Suareza: D.Costa ( brak szans z Chelsea), Sanchez ( przegrana z Asrenalem pod względem finansowym, sportowym a nawet geograficznym), Mandzukić ( Atletico szybko go kupiło), Falcao ( transfer ryzykowny ze wzgledu na kontuzje, wysoka pensja i opłata za roczne wypożyczenie), Cavani ( brak funduszy) Lavezzi ( wiek), już nie mówiąc o Lewym, Immobille i innych nie dostępnych piłkarzy.
Podsumując albo Balotelli albo nikt. Rodgers często opowiadał jaką role przy transferach odgrywa dostępność piłkarzy i to było kluczowe.
ricochet 21.12.2014 09:38 #
Po prostu Gerrard popełnił błąd jako ten ostatni, dlatego utratę mistrza przypisuje się kapitanowi i jest to poniekąd prawdą, nawet jeśli w tym samym sezonie miał wiele świetnych momentów (coś jak bramkarz, który obroni karnego, a później wbije sobie kuriozalnego samobója). Z Crystal Palace zremisowaliśmy, bo chcieliśmy ratować bilans bramkowy za wszelką cenę, atakowaliśmy jak szaleni, stąd wtopa.
redhuman 21.12.2014 09:42 #
Tak, ta przegrana z Chelsea była właśnie czymś w rodzaju tej bramki na 1-3. Uderzyła w psychikę, a zwłaszcza w Gerrarda. Po meczu z City w oczach kapitana był ogień i to "ego", o którym ostatnio pisałem - jedziemy do Norwich i to samo, wygrywamy i już, to było to nasze ego. A Chelsea w nie uderzyła, nie tylko nie ulegając, ale pokonując nas. Na Anfield. Pośrednio przez kapitana, który slipped... Bum. Takie wydarzenia pokazują, jak emocjonalny jest nasz zespół, ze wszystkimi wadami i zaletami. Jak się nakręcimy, to jedziemy równo. Ale wystarczy jakaś porażka, błąd, a wpadamy w takiego doła, że wygrzebać się ciężko. Patrzmy ten sezon. Wbrew pozorom mamy papiery na to, by teraz być znacznie wyżej. Mecze z ogórasami powinniśmy wygrać. Przegrywamy, moim zdaniem, psychicznie. Kij tam wybory personalne, taktyka, ludzie - to da się obejść, zwłaszcza z ogórasami, jeśli jest pewność siebie. Wystarczyło prowizorycznie na szybko zmotywować ich na mecz z United i proszę, momentami zdominowaliśmy grę i nasza ofensywa wreszcie zaczęła wierzyć, że ktoś strzeli, co automatycznie się przełożyło na odważne podania dające mega-szanse Sterlingowi czy Balotellemu. To samo trzeba zrobić na dzisiejszy mecz. I być skutecznym. Wygrana z Arsenalem u siebie to może być podstawa do odbudowy tej pewności siebie. I warunek konieczny trzymania w zasięgu wzroku top4.

Pozostałe aktualności

Fakty i ciekawostki przed meczem z Mewami  (0)
29.03.2024 10:38, RosolakLFC, liverpoolfc.com
Obchody 35. rocznicy Hillsborough w ten weekend  (0)
28.03.2024 23:45, A_Sieruga, liverpoolfc.com
Czwartkowy trening - zdjęcia  (0)
28.03.2024 23:02, Ad9am_, liverpoolfc.com
Alonso nie zostanie trenerem Liverpoolu  (84)
28.03.2024 22:52, AirCanada, The Times
Alexander-Arnold trenuje w Kirkby - zdjęcia  (5)
28.03.2024 20:50, AirCanada, liverpoolfc.com
Plany FSG dotyczące kupna nowego klubu  (2)
28.03.2024 18:33, Bajer_LFC98, thisisanfield.com