Nie każda duża inwestycja opłacalna

To było okno transferowe, które miało przybliżyć Liverpool w stronę tytułu mistrzowskiego, ale okazało się być początkiem końca dla Brendana Rodgersa oraz zapoczątkowaniem debaty na temat osławionego komitetu transferowego.

Dwa i pół roku później historia osądziła letni zaciąg transferowy Liverpoolu 2014 roku. No, prawie.

Zadziwiająco wysoka ilość zawodników odnalazła nowe życie pod sterami Jürgena Kloppa. Dejan Lovren, Adam Lallana, Emre Can, Divock Origi, a nawet Kevin Stewart. Niemiecki menedżer, przynajmniej publicznie, zdaje się wciąż pozostawać pod wrażeniem talentu Alberto Moreno.

Z drugiej strony tria Rickie Lambert, Javi Manquillo oraz Mario Balotelli od dawna nie ma już w Liverpoolu.

Co pozostawia tylko jedną osobę.

Lazar Marković przybył z reputacją jednego z największych talentów na świecie, który zasłużył na 20 milionowy transfer z Benfici do Merseyside.

Jednakże prawda jest taka, że większość kibiców Liverpoolu ledwie widziała Serba w akcji. Pomocnik tyko dwudziestokrotnie wybiegł w pierwszej jedenastce, ostatni raz z boiska zszedł po pierwszej połowie w przegranym spotkaniu półfinałowym przeciwko West Hamowi w kwietniu 2014 roku.

Miniony sezon spędził na wypożyczeniu w Fenerbahce, a po wypracowaniu bramki dla Marka Grujića w sierpniu przeciwko Barcelonie wyjechał do Lizbony na kolejny sezon.

Stolica Portugalii miał posłużyć za idealne środowisko dla odzyskania przez niego nadszarpanej pewności siebie, gdzie to miał konsekwentnie pokazywać to, czego nie był w stanie zrobić w Liverpoolu.

Czas spędzony w Sportingu jest do tego stopnia dramatyczny, że serbski piłkarz może niedługo zostać odesłany do Liverpoolu.

Marković ma wciąż 22 lata, czas jest po jego stronie.

Jednak, choć Liverpool ma niewiele opcji w przednich formacjach, co szczególnie widoczne było w spotkaniu przeciwko Swansea, to raczej nie otrzyma on szansy na Anfield.

Klopp może i odbudował kariery wielu zawodników zakupionych w 2014 roku, ale tak samo jak i Rodgers przed nim, zdaje się, że wyrobił już sobie opinię o Markoviću.

Nawet Christian Benteke, chociaż sprowadzony za horrendalną kwotę, otrzymał swoją szansę w barwach the Reds.

Gdy Marković raczej nie będzie mógł liczyć na to, że podzieli los belgijskiego napastnika. Będzie natomiast przypomnieniem tego, jak wydanie wielkich pieniędzy na utalentowanego zawodnika nie jest gwarantem sukcesu.