Remis w meczu na szczycie

Liverpool w meczu kolejki zremisował na szczycie z Arsenalem 1-1. Czerwoni mogą chyba się cieszyć, że zdobyli ten punkt, gdyż to goście mieli więcej sytuacji, by zadać w tej grze decydujący cios.

Bramka Cesca Fabregasa w końcowych fragmentach spotkania odebrała nadzieje fanom na Anfield na odniesienie zwycięstwa z liderem rozgrywek.

Hiszpański pomocnik wpisał się na listę strzelców w 79 minucie pokonując Reine w sytuacji 1-1.

Wcześniej w pierwszej odsłonie The Reds na prowadzenie wyprowadził Steven Gerrard soczystym strzałem z rzutu wolnego.

Dla Gerrarda był to 400 mecz w barwach Liverpoolu i celebrował go zdobytą bramką. Szkoda tylko, że nie zapewniła gospodarzom bezcennych 3 punktów.

Liverpool bardzo dobrze rozpoczął ten mecz wywołując sporo zamieszania w szeregach obronnych gości.

W 7 minucie John Arne Riise przy rzucie wolnym delikatnie musnął piłkę a Gerrard wiedział już co zrobić nie dając najmniejszych szans Almunii.

Zespół Wengera już 10 minut później mógł odpowiedzieć wyrównującą bramką, ale Reina powstrzymał Adebayora w sytuacji sam na sam.

Parę minut później dobrą interwencją popisał się Hyypia wybijając piłkę z okolic Naszej bramki.

Około 30 minuty blisko bramki mógł być Gerrard, ale dobrze interweniował bramkarz Kanonierów.

W drugiej połowie na boisku pojawił się z konieczności Crouch zastępując kontuzjowanego Torresa.

Angielski napastnik miał szansę na bramkę, gdy strzałem z 20 metrów chciał zaskoczyć Almunię, jednak uderzył minimalnie niecelnie.

Arsenal stworzył sobie wymarzoną sytuację w 54 minucie, kiedy po uderzeniu Emmanuela Eboue piłka odbiła się od słupka a dobitka zaskoczonego Cesca poleciała kilka metrów od bramki.

Podobną sytuację stworzyli sobie Kanonierzy na 3 minuty przed końcem. Z 18 metrów kąśliwym strzałem w słupek strzelił Fabregas a dobijający Bendtner uderzył nad poprzeczką bramki Reiny.

Obydwa zespoły miały swe szanse na zwycięstwo na Anfield, ale ostatecznie musiały pogodzić się remisem.