Liverpool może być zły wyłącznie na siebie z powodu serii niewykorzystanych okazji w pierwszej połowie i wyniesienia bezbramkowego remisu z odważnym Deportivo La Coruna podczas nocy Ligi Mistrzów na Anfield.

Trudne wyjazdy do Deportivo i Monaco, które czekały na ekipę Beniteza, nie zniechęciły ich jednak i po pierwszych 45 min Liverpool schodził z całym mnóstwem niewykorzystanych okazji.

Wydawało się, że The Reds spełniali wszystkie założenia managera, walcząc o każdą piłkę i nie dopuszczając do jakiejkolwiek niebezpieczniej sytuacji pod własną bramką.

I ta przewaga wkrótce zamieniła się w okazje bramkowe, a Baros i Cisse mogli jedynie zachodzić w głowę, jakim cudem nie trafili do siatki.

Prawdę mówiąc, bramkarz Deportivo, Molina, był prawdopodobnie Graczem Meczu, ale napastnicy Czerwonych byli winni sami sobie, że odtrącili to dobrodziejstwo strzelonej bramki.

Deportivo w drugiej połowie wzięło się bardziej za grę i o mały włos a Valeron dał by im niezasłużone zwycięstwo, ale po raz kolejny Liverpool okazał się lepsza drużyną.

Wspaniały Baros kontynuował nękanie obrony Deportivo, a jego partner w ataku Cisse doznawał ataków frustracji, kiedy na swojej drodze spotykał Molinę, będącego w szczytowej formie.

Tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego przyszła nadzieja, że podyktowany zostanie rzut karny po upadku Pongolle w polu karnym, jednak The Reds nie wykorzystali swoich okazji w pierwszej połowie i pytanie czy awansują do najlepszej szesnastki turnieju zaczęło coraz bardziej frustrować.

Liverpool: Kirkland, Traore, Carragher, Hyypia, Josemi, Riise, Alonso, Hamann, Garcia, Baros, Cisse.

Weszli z rezerwy: Kewell, Finnan, Pongolle.