WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 997
Liverpool
LIV
Premier League
03.03.2009 21:00
2:0
Sunderland
SUN

Bramki

Ngog 51'

Benayoun 65'

Składy

Liverpool

Reina, Insua, Carragher, Skrtel, Mascherano, Riera, Gerrard (kapitan), Alonso, Benayoun, Kuyt, Ngog
Hyypia, Aurelio, El Zhar, Dossena, Babel, Leiva, Cavalieri

Sunderland

Fulop, McCartney, Ferdinand, Ben-Haim, Collins, Richardson, Whitehead (kapitan), Leadbitter, Malbranque, Jones, Reid
Murphy, Cisse, Gordon, Davenport, Bardsley, Edwards, Healy

Opis

Świetna druga połowa i spokojna wygrana na Anfield

Po trafieniach Yossiego Benayouna i Davida Ngoga Liverpool zanotował na Anfield komfortowe zwycięstwo 2:0 z Sunderlandem. Ngog, w 51 minucie, wykończył świetnie przeprowadzony atak, a 14 minut później Yossi dobił piłkę do bramki po niepewnej interwencji Martona Fulopa.

Liverpool ma obecnie tyle samo punktów co Chelsea. Podopieczni Hiddinka, na Fratton Park, pokonali Portsmouth 1:0. Jedynego gola strzelił Didier Drogba.

Rafa Benitez oczekiwał natychmiastowej poprawy w grze swojej drużyny. W porównaniu do sobotniej porażki 2:0 z Boro, skład the Reds różnił się czterema nazwiskami.

David Ngog od 1 minuty występował obok Dirka Kuyta w ataku. Javier Mascherano zastąpił na prawej obronie kontuzjowanego Alvaro Arbeloę, a Emiliano Insua wskoczył w miejsce Fabio Aurelio na lewej flance defensywy.

Sunderland bardzo dokładnie wczuł się w rolę drużyny odwiedzającej Anfield i rozpoczął w ustawieniu 4-5-1, z Kenwynem Jonesem grającym na szpicy.

Ale to właśnie podopieczni Ricky'ego Sbragii lepiej rozpoczęli to spotkanie i już w 3 minucie mogli prowadzić.

Kenwyne Jones znalazł się metr przed Jamie Carragherem i miał przed sobą tylko Pepe Reinę. Bramkarz LFC wyszedł jednak zwycięsko z pojedynku z wysokim napastnikiem.

Po tym zdarzeniu Liverpool ruszył do ataku i szybko stworzył własne okazje strzeleckie. Każdy zawodnik the Reds, mający szansę bramkową nieczysto trafiał w piłkę - podobnie jak to miało miejsce z Jonesem w 3 minucie.

Z serii bloków i strzeleckich pomyłek wyłamał się Dirk Kuyt, ale jego strzał w 12 minucie obronił Fulop. Tak czy siak, kibice przy Anfield dawno nie oglądali tak ofensywnego początku spotkania.

W 15 minucie świetna akcja, rozegrana między Ngogiem, Insuą, Benayounem i Kuytem, prawie rozmontowała obronę Black Cats. Piłka powędrowała na prawą stronę, do strzelca zwycięskiej bramki na Bernabeu. Yossi dośrodkował do Kuyta. Holender, w swoim stylu, chciał zmieścić piłkę przy krótkim słupku, ale Fulop dobrą interwencją zażegnał niebezpieczeństwo.

Po 20 minutach wynik 0:0 wydawał się sprawiedliwy - obie drużyny miały okazje, ale nie potrafiły zamienić ich na bramki. Sunderland grał bardzo rozsądnie, być może nawet oglądaliśmy zbyt otwartą piłkę w wykonaniu przyjezdnych. Liverpool jak zwykle szukał trafienia, ale jeżeli chodzi o zachowanie czystego konta, the Reds mogli mówić o sporym szczęściu.

W 30 minucie szczęścia spróbował Riera. Hiszpan zawinął obrońcę i zbiegł z lewej strony do środka, po czym oddał strzał prawą nogą. Piłka odbiła się od jednego z zawodników i prawie wpadła do siatki przy prawym słupku, ale Fulop końcówkami palców wybił ją na rzut rożny.

Sunderland poradził sobie z kornerem, ale już po chwili piłka zatrzymała się na poprzeczce po strzale Javiera Mascherano.

Do przerwy to Liverpool stworzył więcej okazji do strzelenia bramki, ale wynik brzmiał 0:0.

To była inna pierwsza połowa, niż te, do której przywykli kibice przy Anfield. "Normalny" był tylko wynik.

Od razu po zmianie stron Liverpool wywalczył rzut rożny. Dośrodkowywał Gerrard, a silna główka Benayouna przeszła tuż obok słupka.

Dwie minuty później Izraelczyk urwał się kapitanowi Sunderlandu Deanowi Whithead'owi i prawie wypracował czystą pozycję dla Stevena Gerrarda.

Dwie szanse w tak krótkim odstępie czasu mogły wskazywać, że zbliża się zmiana bezbramkowego stanu gry.

Tak się właśnie stało. Kolejna okazja nadarzyła się w 51 minucie. Na bramkę zamienił ją David Ngog.

Riera pociągnął przy linii bocznej i dośrodkował do Gerrarda, który wyłożył piłkę młodemu Francuzowi, a ten trafił do siatki.

The Kop oszalało.

Tymczasem the Reds wciąż atakowali w poszukiwaniu kolejnej bramki.

Strzelali Alonso, Insua i Kuyt. Wszyscy bez skutku, ale obrona Sunderlandu dawała się ogrywać nadspodziewanie łatwo.

W 62 minucie Sbragia wprowadził na boisko jednego z bohaterów ze Stambułu - Djibrilla Cisse. Wyróżniający się fantazyjnym czerwonym irokezem Francuz miał partnerować w ataku Jones'owi, ale jego wejście osłabiło linię pomocy Sunderlandu i tym samym stworzyło nowe kłopoty dla przyjezdnej ekipy.

Już chwilę po wejściu Cisse Liverpool powiększył prowadzenie, za sprawą znajdującego się w świetnej formie Benayouna.

Piłka znalazła się w polu karnym Sunderlandu. Po złym wybiciu przez jednego z obrońców Ngog przewrotką zagrał piłkę w pole karne, Fulop odbił piłkę wprost pod nogi Benayouna, który z kilku metrów posłał piłkę do bramki.

Liverpool wciąż atakował i podobnie jak przez większą część spotkania, starał się utrzymywać przy piłce.

Sunderland starał się przeszkadzać gospodarzom w grze, ale momentami wyglądało na to, że Benayoun, Kuyt, Alonso i Mascherano są w stanie przetrzymywać piłkę tak długo, aż nadarzy się okazja do podania, otwierającego drogę do bramki przeciwników.

Po sobotnim koszmarze na Riverside, dzisiejsze zwycięstwo wydaje się cenniejsze niż powinno.

Dwie bramki i czyste konto. Anfield powinno być usatysfakcjonowane.

Sędzia: M Halsey