ATA
Atalanta
Europa League
18.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 375
West Bromwich Albion
WBA
Premier League
02.02.2014 14:30
1:1
Liverpool
LIV

Bramki

24 Sturridge
67 Anichebe

Składy

West Bromwich Albion

Foster, Jones, McAuley, Olsson (40 Lugano), Ridgewell, Yacob, Mulumbu, Gera, Berahino (64 Anichebe), Vydra (76 Dorrans), Brunt
Myhill, Reid, Sinclair, Amalfitano

Liverpool

Mignolet, Flanagan (74 Kelly), Cissokho, Touré, Škrtel, Gerrard, Henderson, Sterling, Coutinho (74 Allen), Suárez, Sturridge
Jones, Ibe, Alberto, Aspas, Moses

Opis

Zamiast trzech punktów, Brendan Rodgers wraz ze swoimi piłkarzami i członkami sztabu szkoleniowego przywieźli z the Hawthorns dosyć pokaźny bagaż rozczarowania. Po indywidualnym błędzie Kolo Touré i niemocy w końcówce spotkania, Liverpoolczycy zremisowali z West Bromem 1:1.

Ależ wspaniale układała się 24 kolejka angielskiej Premier League dla wszystkich sympatyzujących z Czerwonymi znad rzeki Mersey. Remis Tottenhamu, porażka Manchesteru United - pretendentów do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce na koniec sezonu - istna kumulacja. Mało tego - szaleńczo pikuje w dół zespół Srok, a i lokalny rywal Everton dopiero rzutem na taśmę zdołał pokonać Aston Villę.

To wszystko zostało okraszone poniedziałkowym szlagierem na absolutnym szczycie, pomiędzy krezusami z Manchesteru i Londynu, a więc pojedynkiem City z Chelsea.

Rozpościerał się przed nami żyzny czarnoziem, który po ,,zasadzeniu'' WBA kilku bramek miał dać syte plony i tak potrzebne zapasy na czekające nas niebawem zmagania ze ścisłą elitą.

Ze szpitalnych gabinetów na ławkę rezerwowych powrócił Joe Allen. Oprócz obecności Walijczyka w protokole meczowym, żadne nazwisko widniejące zarówno w rubryce ,,pierwsza jedenastka'', jak i poza nią nie mogło dziwić.

Natomiast gospodarze musieli borykać się w niedzielę ze stratą sprzedanego do Hull Shane'a Longa oraz niezwykle doświadczonego ex-Liverpoolczyka, Nicolasa Anelki. Choć Francuz w swej bogatej karierze zawodowej zaliczył tyle klubów, co Charlie Sheen klubów nocnych, wobec tego słusznie rozmyta zostanie jego przeszłość na kartach historii the Reds.

Pisałem w zapowiedzi tegoż spotkania, że przed nami mieni się fascynujące widowisko, które naszpikowane będzie akcjami ofensywnymi zarówno jednej, jak i drugiej strony. W jakim paskudnym byłem błędzie. Pomyłka to rzecz ludzka i przyznaję się do niej bez jakiegokolwiek oporu.

Nikt nie podejrzewał, że niedzielna delegacja do hrabstwa West Midlands będzie weekendową, popołudniową przechadzką pełną spokojnych refleksji na różnorakie tematy. Z naciskiem na te, wybiegające swym tokiem do maja i finiszu rozgrywek angielskiej ekstraklasy.

Nikt nie zaprzątał sobie jeszcze głowy następną kolejką i zbliżającym się hitem na Anfield z Arsenalem. Na muszce znajdował się Pepe Mel i jego wybrańcy. Ale co najgorsze, nikt nie spodziewał się tak apatycznego Liverpoolu.

Zaniecham szczegółowy opis spotkania, gdyż bardziej porywające show niż te niedzielne potrafił zgotować Szymon Majewski w swoich prozaicznych programach.

Bramka dla Liverpoolu była jednak czystą, niczym nieskażoną poezją. Chaotyczne wersy przerwał nagle geniusz zwrotu akcji i brutalnej dosadności, niczym rodem z książek Chucka Palahniuka. Szybkość Sterlinga, niekonwencjonalność i geniusz El Pistolero oraz wyczucie i cudowna gra bez piłki Sturridge'a - z tak dokładnego przepisu na bramkę nie mogło wyjść nic innego, niż gol. Angielski snajper dopełnił formalności po niemalże irracjonalnym zagraniu Urugwajczyka wzdłuż bramki. Chwila konsternacji, sędzia wskazuje na środek boiska. Powtórki uzmysłowiły wszystkim niedowiarkom, iż miał stuprocentową rację - nie ma mowy o spalonym.

Miejscowi próbowali odpowiedzieć na tak solidnie zagrany akord przez kapelę ofensywną S&S&S. Czynili to jednak nieporadnie. Gerrard (kolejny bardzo dobre zawody kapitana, co świetnie rokuje przed spotkaniem z Wengerowskim liderami) i spółka natomiast stonowani, wyciszeni i jakby nieśmiali czekali na to, by West Brom się wyszumiał. Czekali z pewnością, by zabójczo ustrzelić drugi raz krwawiącego boiskowego przeciwnika.

Nim to się stało, w drugiej odsłonie meczu kilkukrotnie zrobił się ,,skwar'' w polu karnym Mignoleta, jednak Belg skutecznie studził zapały the Baggies. Simon grał pewnie i bez kompleksów, za co należą mu się pochwały, których przez ostatni miesiąc nie dostawał na pęczki.

Piłkę meczową, jak się niestety miało później okazać, miał Suárez. Najpierw tradycyjnie okazał się sprytniejszy od jednego z defensorów, potem świetnie wypracował sobie sytuacje strzelecką i mając sporo miejsca i czasu jak na umiejętności do improwizacji, jakie posiada Luis, była gwiazda Ajaksu nie zdołała pokonać bardzo dobrze dysponowanego Fostera.

I wnet stała się rzecz niebywała. Starszy z braci Touré doznał ,,zaćmienia'' i zdecydował się na beznadzieje podanie wszerz boiska. Gdy tylko zamierzał się do posłania piłki w stronę środka momentalnie złapał się za głowę. Potem uczynił to sam winowajca jakby otumaniony swoją bezmyślnością. Iworyjczyk podał prosto do wprowadzonego chwilę wcześniej Victora Anichebe. Przyjęcie, strzał, 1:1. Świetna asysta można by rzec. Pomyłka rzecz ludzka, jak pisałem wyżej. Może okazać się kosztowna, lecz nie przegrywa bądź remisuje jeden piłkarz, lecz kolektyw złożony ze wszystkich graczy broniących barw swego zespołu.

Przed nami ciężki pojedynek z Arsenalem. Konfrontacja o tyle ważna z prostego powodu - musimy dać impuls śmiałkom o podobnych i wyższych celach od naszych, że na Anfield trup odziany w stroje odmienne od czerwonych ściele się gęsto.

Z potencjalnie silniejszymi rywalami będziemy mierzyć się na własnym stadionie, wobec tego z czysto taktycznego punktu widzenia albo wykorzystamy pierwszy pojedynek z the Gunners jako swoistą trampolinę, albo.. Nie, na pewno nie będziemy lizać ran i spoglądać na innych. Panie Wenger, może i zremisowaliśmy teraz w kiepskim stylu, ale pan dobrze wiesz, że w Liverpoolu pańskie armaty nie mogą chybiać, bo nie będzie sposobności by ponownie nabić prochem działa.

Sędzia: Kevin Friend
Frekwencja: 26 132

Linki

Skrót meczu