LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 997
Liverpool
LIV
Europa League
01.10.2015 21:05
1:1
Sion
SIO

Bramki

Lallana 4' - Assifuah 17'

Składy

Liverpool

Mignolet - Can, Touré (Sakho - 76'), Gomez - Clyne (Moreno - 45'), Ibe - Rossiter, Allen, Lallana - Ings (Coutinho - 61'), Origi

Sion

Vanins - Zverotic, Lacroix, Ziegler, Pa Modou - Kouassi, Salatic, Fernandes, Alves Garcia - Assifuah (Ndoye - 86'), Konate (Mujangi Bia - 90')

Opis

Zaczęło się dobrze, skończyło jak zawsze. Po szybkim golu Adama Lallany w 4. minucie wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały, że Liverpool pewnie wygra ten mecz.

Radość kibiców the Reds trwała jednak niespełna kwadrans - po siedemnastu minutach gry wyrównującego gola strzelił Ebenezer Assifuah i od tamtej pory piłkarze Rodgersa bili głową w mur. Żenująco słaba skuteczność pod bramką rywali najlepiej chyba podsumować tym, że - oprócz "setek" Origiego - najbliżej strzelenia drugiej bramki dla Liverpoolu był... Kolo Touré strzelający niemalże przewrotką.

Po wystawieniu przez Rodgersa składu z siedmioma zmianami nie spodziewałem się fajerwerków i nie można było tego wymagać wczoraj od Liverpoolu - należało jednak wymagać zwycięstwa, a to co zobaczyliśmy na boisku przebiło chyba wszelkie pesymistyczne scenariusze fanów the Reds.

Szwajcarzy zaprezentowali się przyzwoicie w obronie co pozwoliło Liverpoolowi na stworzenie wielu sytuacji. I tak jak kiedyś mieliśmy problemy z ostatnim podaniem, tak wczoraj na całej linii zawiodło wykończenie akcji. Kiepsko wykańczane akcje przez Origiego, dziwna decyzja o próbie strzału nogą przy dośrodkowaniu na wysokości klatki piersiowej Danny'ego Ingsa czy w końcu strzał Coutinho prosto w stojącego pięć centymetrów przed piłką obrońcę - takich sytuacji było na pęczki.

Na domiar złego goście grający z kontry kilka razy zagrozili bramce Mignoleta, a bliski strzelenia drugiego gola był Assifuah. Gra w defensywie Liverpoolu również nie wyglądała najlepiej, gdyż goście mieli kilka niezłych sytuacji stworzonych dzięki nieudanemu pressingowi the Reds.

Ciężko szukać jakichkolwiek pozytywów w tym meczu, ale jeśli już mielibyśmy to robić warto zwrócić uwagę na linię pomocy, która - poza paroma indywidualnymi błędami - prezentowała się nieźle. Mieliśmy mnóstwo okazji, ostatnie podanie funkcjonowało przyzwoicie i brakowało tylko wykończenia, ciężko więc winić zawodników środka pola za ten remis. Gorzej zagrali oni w destrukcji, gdzie zawodził momentami wspomniany pressing, ale ofensywnie nie było źle.

Martwi trochę występ Origiego, który choć dobry, to napiętnowany niewykorzystanymi sytuacjami, niestety stuprocentowymi. Młody Belg szuka swojego gola i pokazał w tym meczu, że chce go strzelić i że potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, zabrakło mi jednak chłodnej głowy przy wykończaniu akcji, przez co spadła na niego fala krytyki. Miejmy nadzieję, że nie podziała ona negatywnie na Divocka, którego ogromny potencjał pozwala na pewien kredyt zaufania do tego zawodnika. To już nie starzejący się Balotelli, którego każdy mecz bez gola przyprawiał fanów o tysiąc siwych włosów. Origi może być przyszłością Liverpoolu, warto więc odrobinę z dystansem podchodzić do jego strzeleckich niepowodzeń - zwłaszcza jeśli w pozostałych aspektach gra dobrze, a tak było w tym meczu.

Podsumowując - zagraliśmy fatalny mecz, w którym powinniśmy krzyczeć "raz, dwa, trzy... mało", a nie denerwować po kolejnej niewykorzystanej setce przy stanie 1:1. Były w nim pewne pozytywy, jednak to tylko ziarenko w morzu wymagań względem zawodników przywdziewających koszulkę z Liverbirdem na piersi. Po raz kolejny podsumowując ten występ można przywołać tendencję z zeszłych sezonów, kiedy to grając dobrze nie potrafiliśmy strzelić gola. Tym razem jednak sytuacja wyglądała tak, że ani dobrze nie graliśmy, ani bramek nie strzelaliśmy. Dobrze że za pasem już derby Merseyside, które - bez względu na wynik - pozwolą szybko zapomnieć o tym spotkaniu.

Sędzia: Slavko Vinčić
Frekwencja: 37 252

Linki

Gol Lallany
Skrót