AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1331

Czy mój optymizm wciąż jest podstawny?

Artykuł z cyklu Artykuły


W przypadku piłkarskich kibiców szklanka może być w połowie pusta, bądĽ w połowie pełna. W przypadku Liverpoolu, przynajmniej w ostatnich latach, możemy być wdzięczni, że żadne z tych określeń nie pasuje od stanu gabloty z trofeami na Anfield; była ona całkiem pełna.

Nasze dążenia do numeru 19 kończyły się niepowodzeniami, ale jak na razie była to dla nas bardzo dobra dekada; zdobyliśmy sześć ważnych trofeów, podczas gdy inne wielkie kluby, jak Newcastle United dałyby sobie rękę odciąć choć za jedno. Także regularnie występowaliśmy w Lidze Mistrzów, The Reds ponownie wrócili na wielką scenę po latach spędzonych w kompletnej dziczy. W ciągu trzech ostatnich lat Rafa grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dwukrotnie z niej wychodził; w tym roku jeszcze nie możemy być pewni awansu, ale The Reds kontrolują sytuację, a rozegrali dopiero jeden mecz na własnym boisku.

Jednak nasz oczekiwania wzrosły; i ja tutaj nie jestem żadnym wyjątkiem. Wiązałem wielkie nadzieje z tym sezonem.

Jestem powszechnie uważany za optymistę. Jeśli tak się dzieje, ponieważ jestem porównywany do prawdziwych pesymistów to mogę się z tym zgodzić. Ja wolę jednak myśleć, że jestem realistą. Ale właśnie tak o sobie myślą wszyscy optymiści. Wydaje mi się, że wszyscy uważamy wszystkie swoje przemyślenia i opinie za prawdziwe i realne. Dlaczego mielibyśmy uważać inaczej?

Dla mnie osobiście pesymizm jest męczący. Wolę szukać pozytywnych aspektów, jeśli oczywiście takie są; nie mam zamiaru sam ich kreować.

Naprawdę uważam, że teraz moc optymizmu jest mi bardzo potrzebna i przyznam, że ostatnio mam trochę problemów z szukaniem pozytywów. Jednak, może z powodu mojej mentalności albo z życia oscylującego wokół sportu, nie rozumiem, w jaki sposób skupianie się na negatywach może pomóc. Oczywiście jest to zupełnie coś innego, gdy mówimy o menadżerze, który ignoruje wszelkie problemy; jego pracą jest odnalezienie problemów, a następnie ich wyeliminowanie (co zawsze jest łatwiej powiedzieć, niż zrobić i właśnie dlatego nie lubię przedstawiać pozornie prostych rozwiązań).

Jednak wciąż mocno ufam obecnemu menadżerowi i piłkarzom. A nie zawsze tak było w czasie mojego życia, jednak w obecnej sytuacji, uważam, że tylko kwestią czasu jest powrót Liverpoolu do wysokiej dyspozycji.

Ogólnie jestem teraz większym optymistą, aniżeli wtedy, jak chodziłem na ponad 40 spotkań zarówno na Anfield, jak i na wyjazdach, jeszcze przed objawieniem mojej choroby i większych obowiązków rodzinnych. Ciągle chodzę na mecze The Reds, jednak nie mogę sobie już pozwolić na to, żeby spotkania dyktowały bieg mojego życia.

Z własnego doświadczenia wiem, że obecność na trybunach podczas słabego wyniku i/albo występu zespołu powoduje, że czujesz większy ból i może to przeszkodzić w wypowiedzeniu obiektywnych poglądów. Generalnie obecnie moje osądy są trafniejsze, niż przed laty. Może ze względu na wiek i doświadczenie, ale także wpływ ma na to moja mniejsza obecność podczas słabych meczów, gdzie negatywne nastawienie zazwyczaj przepełnia kibiców. Osobiście uważam, że to pozwala mi zachować trochę większy dystans, ponieważ nie wydaję tak ogromnej ilości pieniędzy; to pozwala mi innym okiem spojrzeć na boiskowe wydarzenia – przynajmniej takie mam odczucia, gdy porównuję siebie z tą osobą sprzed kilku lat. Oczywiście nie chodząc na wszystkie mecze pewne sprawy ciebie omijają, jednak twoje myślenie nie jest przepełnione mentalnością tłumu.

Nie sądzę, żeby kiedykolwiek można mnie było nazwać ślepym optymistą. Czy byłem optymistą w sezonie 1993/94? Nie. Czy byłem optymistą dokładnie dziesięć lat póĽniej? Też nie. W końcu, czy byłem optymistą w przerwie meczu na Stadionie Ataturka? Ani razu na milion lat (choć byłem tam i śpiewałem, by dodać wiary naszym piłkarzom no i modliłem się o cud, tzn. żebyśmy przegrali tylko 0-3).

Menadżer ma ciężkie zadanie, gdy piłkarzom brakuje pewności siebie; nie ma to łatwego rozwiązania. Gdy pewność siebie całego kolektywu spada, to niemal zawsze musi się na boisku wydarzyć coś, co ją poprawi, a niepowodzenia wyrządzają jeszcze większe szkody.

Na Old Trafford, The Reds rozpoczęli spotkanie wystarczająco dobrze, jednak pierwsza bramka była zbyt dużym ciosem dla psychiki piłkarzy, którzy mieli problemy z osiąganiem dobrych wyników na wyjazdach; choć do niedzielnego meczu nasze wyjazdowe występy nie była wcale takie złe. Gdy są pewni siebie to wszyscy wiemy, że potrafią podnieść się po stracie pierwszej bramki (a nawet dwóch, lub trzech), ale na chwilę obecną, każdy wyjazdowy mecz, zabija pewność siebie w zawodnikach.

Kibice często mylą niską pewność siebie z brakiem zaangażowania. Gdy brakuje ci wiary we własne umiejętności to może stać się tak, że nie będziesz czynił żadnych postępów, albo zaczniesz za dużo myśleć. To sprawia, że stajesz się mniej naturalny. Piłkarze stają się bardziej statyczni i nie ryzykują, pozostają rozdarci nie wiedząc, jaką podjąć decyzję. W wyniku tego na boisku jest mnie ruchu, więc piłkarze stosują proste podania, jednak zdecydowanie zbyt zachowawcze. To jeż zupełnie przeciwieństwo pewności siebie, gdy to wszyscy chcą piłkę, na boisku nieprzerwanie panuje ruch bez piłki i wygląda to tak, jakby piłkarze czynili to naturalnie, odruchowo. Górę bierze instynkt.

Tak jak zawsze w takich sytuacjach, jedno zwycięstwo, jeden moment czystej inspiracji, albo nawet łut szczęścia mogą odwrócić bieg wydarzeń. Kilka tygodni temu Arsenal zajmował trzecie miejsce od końca i wszyscy ich skreślili, ale teraz grają naprawdę wyśmienicie. Oczywiście nic nie wskazuje na to, że nagle odmienimy nasz los, ale w paĽdzierniku 2005 roku też sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Czasem wzrost formy nie jest niczym zapowiedziany; to po prostu się zmienia w jednej chwili.

Ilość punktów potrzebnych The Reds do zdobycia Mistrzostwa Anglii w dużej mierze zależy od gry naszych rywali. Jeśli to będzie oscylowało wokół 80-85 punktów, a nie 90-95 to nasze szanse rosną. Oczywiście mamy teraz znacznie mniejszy margines błędu, ale czekają nas łatwiejsze spotkania (przynajmniej na papierze) niż od tego momentu 12 miesięcy temu. Wszystkie największe zespoły jeszcze nie przyjechały na Anfield. A rok temu w tym właśnie tygodni traciliśmy jeszcze sześć punktów więcej do lidera.

Nie chcę tutaj na siłę udowadniać, że jest dobrze, ja jedynie szukam powodów, które mogą świadczyć o tym, że nasza przyszłość wciąż rysuje się w ciepłych barwach. Jednak nic nie przyjdzie bez ciężkiej pracy i jeszcze potrzebujemy coś, co przywróci nam pewność siebie.

Ostatnio przeglądałem setki artykułów, które napisałem od 2000 roku, w poszukiwaniu tych najlepszych do antologii nad którą wciąż pracuję. Wśród wielu przewidywań i osądów, jakie wygłaszałem, znalazłem przykłady, gdy mój optymizm miał jak najlepsze podstawy i nawet zdarzały się takie sytuacje, że sprawy rozwinęły się lepiej niż przewidywałem w optymistycznej wersji.

Na początku ubiegłego sezonu powiedziałem, że spodziewam się 80 punktów w lidze, a w Europie naszą największą szansą jest Ćwierćfinał. W paĽdzierniku obniżyłem to do 75 oczek, ale oba przewidywania okazały się zbyt pesymistyczne. W marcu w sezonie 2004/05 powiedziałem, że wygramy Ligę Mistrzów. Podczas dwóch słabych okresów w ostatnich rozgrywkach, nigdy nie straciłem wiary i czułem, że szybko sprawy mogą się odmienić i tak też właśnie się stało.

Szczerze mówiąc kusiła mnie możliwość opublikowania jeszcze raz artykułu sprzed roku, który odkopałem podczas tych poszukiwań, żeby zobaczyć czy ludzie zauważą różnicę. Równie dobrze mogłem go napisać w paĽdzierniku 2006, tak podobna była wtedy sytuacja. Oczywiście nie udało się sięgnąć po Mistrzostwo Anglii, ale mieliśmy nasz najlepszy sezon pod względem ilości zdobytych punktów od 18 lat. No i wygraliśmy FA Cup.

Prawdopodobnie z obecnej perspektywy tamten sezon był zbyt wcześnie, żeby myśleć w nim o walce o Mistrzostwo Anglii. Sądzę, że jesteśmy na takim etapie panowania Rafy, że wszystko powinno zaczynać dobrze funkcjonować. Jednak latem ciągle byliśmy świadkami wielu zmian, które były naprawdę potrzebne. Oczywiście uważałem, że na tym etapie będziemy się prezentować lepiej, ale tym samym zależało to od tego, że nowi piłkarze szybciej się zaaklimatyzują, nie będzie wielu kontuzji i tak naprawdę nigdy nie możemy zagwarantować, co się wydarzy. W czasie kolejnego lata nie powinniśmy być świadkami już tak dużej przebudowy, ale tego typu zmiany potrzebują czasu, żeby mogły przynieść korzyści.

Widzieliśmy przebłyski świetnej gry w wykonaniu nowych chłopaków, już nie wspominając o tym, że prezentują wymaganą etykę pracy. Jednak brakuje stabilności, a także zrozumienia z nowymi kolegami, co jest jak najbardziej zrozumiałe. To jeszcze nie funkcjonuje idealnie przez pełne 90 minut. Kuyt ma wspaniałe chwile, ale wciąż musi odnaleĽć swój snajperski rytm, albo musi przyzwyczaić się do tego, że ma znacznie mniej czasu na podjęcie decyzji, gdy jest przy piłce. Piłkarze muszą odnaleĽć nową pewność siebie, gdy zmieniają otoczenie.

Także w tym sezonie było dużo kontuzji, które przeszkodziły w tym procesie zgrywania się. Daniel Agger złamał rękę, gdy był najlepszym obrońcą w lidze; Bellamy, którego szybkość zmusiłaby United do innego ustawienia defensywy, doznał urazu po tym, jak zaczął trafiać do siatki; a potem kontuzja Carraghera spowodowała, że Anglik nie mógł w pełni poradzić sobie z dośrodkowaniem, po którym padł zabójczy gol Ferdinanda.

A oprócz tego wszystkiego, niektórzy kluczowi piłkarze nie grają na miarę swoich możliwości. Bardzo łatwo jest oczekiwać od nich gry na niezwykle ustalonym poziomie bez przemyśleń.

Prawdopodobnie tacy piłkarze, jak Gerrard, czy Carragher odczuwają negatywne skutki rozegrania tak wielu spotkań o stawkę w ciągu ostatnich dwóch lat, gdy to niemal nieprzerwanie grali na bardzo wysokim poziomie. Nie chcę ich usprawiedliwiać, ale może to po części tłumaczy taki stan rzeczy.

Od początku 2005 roku obaj zagrali na drodze do i w samych czterech Finałach (Puchar Ligi, Puchar Europy, Klubowe Mistrzostwa ¦wiata, FA Cup), reprezentowali Anglię podczas Mistrzostw ¦wiata, co także było męczące psychiczne, gdy weĽmiemy pod uwagę problemy tego zespołu. Sezon 2004/05 zakończył się póĽno, a dla The Reds 2005/06 rozpoczął już kilka tygodni póĽniej, a w terminarzu namieszała jeszcze wyprawa do Japonii. Tego lata przez Mistrzostwa ¦wiata w Niemczech, piłkarze też nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek.

Jeśli któryś z tych dwóch piłkarzy dostanie czas na odpoczynek to od razu odezwą się krytycy rotacji. Jednak poza sporadycznymi przerwami na jeden mecz, oni nie mieli dłuższej chwili odpoczynku; The Reds w czasie dwóch pierwszych sezonów pracy Beniteza rozegrali 122 mecze, a dla porównania Tottenham miał spotkań 88. Jako, że są Kapitanem i Vice-kapitan, a także miejscowymi piłkarze to prawdopodobnie ciąży na nich jeszcze większa presja. W końcu kiedyś musiał nadejść moment słabości po tylu spotkaniach.

Carra gra nieĽle, ale potrafi to robić znacznie lepiej, niż nieĽle. W ostatnim sezonie bezpośrednio nie zawinił przy żadnej bramce straconej przez The Reds w Premiership – wspaniałe osiągnięcie. W tym sezonie można go już częściowo winić za trzy, bądĽ cztery bramki. Jednak te stracone na Goodison Park i Old Trafford (dwa stadiony, na których wyjątkowo nie chcesz popełniać błędów) pomylił się, gdy nie był w 100% zdrowy.

A Gerrard też czasami gra dobrze, ale nie potrafi odnaleĽć tych bramek, które odgrywają kluczową rolę w sile ofensywnej The Reds. Brakuje mu ciągu na bramkę i spokoju w sytuacjach, choć kilka razy był naprawdę blisko trafienia do siatki. Bardzo można obwiniać za taki stan rzeczy ciągłe zmiany jego pozycji, jednak w ostatnim sezonie mniej więcej po równo grał na prawej pomocy, w środku pola i jako ofensywny pomocnik. Wtedy nikomu to nie przeszkadzało.

Więc, ja dalej będę szukał pozytywów i nie mam zamiaru nikogo za to przepraszać. Czasem drużyna ma słaby sezon, z wielu różnych powodów, które razem się łączą tworząc pełny obraz problemów i to zdarzyło się wszystkim najlepszym menadżerom. Arsenal miał ogromne problemy w ostatnim sezonie w lidze, zwłaszcza na wyjazdach; Manchester United miał kilka słabych sezonów w porównaniu do standardów, jakie ustalili w latach 90-tych. Zarówno Wenger, jak i Ferguson znają ligę angielską na wylot. Kluczem jest to, że nigdy nie mieli dwóch słabych sezonów pod rząd.

Jeszcze nie jest za póĽno, żeby odmienić nasze losy w tym sezonie. Jednak jeśli Rafie nie uda się odrodzenie w tych rozgrywkach to nie ma wątpliwości, że jest odpowiednim człowiekiem do prowadzenia tego klubu naprzód. Po tym, jak w pierwszym sezonie pracy w Valencii zdobył Mistrzostwo, w kolejnym zajął już tylko piąte miejsce. Czy ten sukces był przypadkiem? Media tak sądziły.

Słabszy trener w takiej sytuacji mógłby już sobie nie poradzić i pozwoliłby na całkowite zniszczenie zespołu. Jednak Rafa poprowadził ten sam zespół do kolejnego Mistrzostwa Hiszpanii i jeszcze Pucharu UEFA w swoim trzecim sezonie na Mestalla. To jest bardzo ważny czynnik. Zacytuję Iana Dowiego, Rafa posiada „umiejętność podniesienia się po porażce.”

Pierwszy sezon Rafy na Anfield był połączeniem średniej gry z niesamowitą. W drugim roku zespół zaliczył dwa słabsze okresy, jednak pobił wiele rekordów. Liverpool wygrał ogromny procent spotkań w Premiership, a FA Cup było kolejnym trofeum. Przez większość sezonu zespół bronił się cudownie. Jeśli potrafił to robić, to może to czynić ponownie.

I to samo możemy powiedzieć o zespole, jako o całości. Forma przemija, a klasa jest wieczna i trzeba uwierzyć, że prędzej, czy póĽniej ujrzymy właśnie tę klasę.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 25.10.2006 (zmod. 02.07.2020)