WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 825
Liverpool
LIV
Premier League
21.12.2014 17:00
2:2
Arsenal
ARS

Bramki

1:0 Coutinho '45

1:1 Debuchy '45+1

1:2 Giroud '64

2:2 Skrtel '90+7

Składy

Liverpool

Jones; Toure ('80 Lambert), Skrtel, Sakho; Henderson, Marković ('74 Borini - '92 czerw. kartka); Lucas, Gerrard; Coutinho, Lallana, Sterling

Arsenal

Szczęsny; Chambers, Debuchy, Mertesacker, Gibbs; Flamini, Sanchez('94 Monreal), Oxlade-Chamberlain('89 Campbell), Cazorla; Welbeck, Giroud ('81 Coquelin)

Opis

Suma szczęścia w niedzielnym meczu Liverpoolu i Arsenalu wyniosła 0, choć oba zespoły zdobyły po jednym punkcie. Kanonierom zabrakło sekund, by wywieźć trzy oczka znad rzeki Mersey, zaś gospodarzom zabrakło skuteczności, by wybić Londyńczykom marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej na Anfield.

(*trescdluga*)

Późne niedzielne popołudnie na Anfield przyniosło wszystkim kibicom sporą dawkę emocji i dobrego futbolu na naprawdę wysokim poziomie. Cztery bramki, mnóstwo szybkich, składnych akcji i dramaturgia do ostatniego gwizdka to esencja piłki nożnej, którą do cna wycisnęli piłkarze obu drużyn.

Arsene Wenger po meczu nie krył rozczarowania, że jego podopieczni nie zdołali dowieźć jednobramkowego prowadzenia do końca. Śmiem twierdzić, że w podobnym tonie mógł wypowiedzieć się Brendan Rodgers, mając za złe swym zawodnikom, że tuż przed upływem pierwszych trzech kwadransów the Reds zdołali sobie tak łatwo wbić gola, choć popularne Armatki na niego pod żadnym pozorem nie zasługiwały.

Remis na własnym stadionie nigdy nie powinien być satysfakcjonujący, lecz... na bezrybiu i rak ryba. Kompromitujące wyniki i jeszcze słabsza gra na przestrzeni ostatnich miesięcy bardziej rozważnych fanów Liverpoolu powinna nauczyć pokory. Dlatego też może nie tyle co wynik, ale prezencja na murawie graczy z Liverbirdem na piersi powinna wlać w serca kibiców nieco optymizmu.

Brendan Rodgers nie odstąpił od taktyki z trzema środkowymi obrońcami. Angaż w niedzielę w tej formacji znaleźli Martin Skrtel, Kolo Toure oraz powracający (czyżby do łask?) do składu Mamadou Sakho. Na skrzydłach ,,fruwać" mieli Jordan Henderson i Lazar Marković, z czego to ten drugi, w szczególności przez pierwsze 45 minut, wniósł wiele ,,wiatru" w poczynania ofensywne miejscowych. Centralne pozycje w drugiej linii zajęli Lucas Leiva i Steven Gerrard, zaś najbardziej ofensywnie usposobieni mieli być Lallana, Coutinho i Sterling.

Londyńczycy obecnie mają kłopoty kadrowe. Za największych nieobecnych można uznać Kościelnego, Ramseya i Ozila, których stopa nie mogła stanąć na murawie Anfield. Nie mniej jednak Sanchez i spółka nawet bez nich w wyjściowej jedenastce nie wyglądała jak bezzębny drapieżnik.

Liverpool ruszył do ataku od pierwszych sekund zmagań. W pewnym momencie gry Arsenal, słynący z mozolnego utrzymywania się przy piłce, był w jej posiadaniu zaledwie przez 20% czasu gry, zaś samo spotkanie zakończył mając ją tylko przez 35% meczu. Czerwoni byli w natarciu, stłamsili rywala i przenieśli boiskowe wydarzenia tuż pod bramkę Szczęsnego. W doskonałej sytuacji znalazł się Lazar Marković w 35 minucie, kiedy dynamicznie wdarł się pole karne i gdyby nie interwencja polskiego golkipera, Serb wpisałby się na listę strzelców.

10 minut później krytykowany za słabą skuteczność Brazylijczyk Coutinho pięknie zwiódł rywali na linii 16 metra, wypracowując sobie dobrą pozycję strzelecką pomimo gąszczu nóg rywali i oddał świetny strzał, który po odbiciu się od słupka zatrzepotał w bramce Arsenalu. Zasłużone prowadzenie gospodarzy stało się faktem.

Kiedy wszyscy myślami byli już w szatni, z amoku sympatyków Liverpoolu wyrwał Debuchy i nieporadna obrona drużyny Rodgersa. Pierwsza wizyta w polu karnym Jonesa przyniosła wyrównanie na chwilę przed zakończeniem pierwszej odsłony. Faul w okolicy pola karnego zwiastował zagrożenie, które powinno zostać w porę załagodzone. Jednak spóźniony Lucas, apatyczny Skrtel i przywiązany do linii bramkowej Jones zaprosili osobliwie byłego obrońce Newcastle, by ten strzałem głową dał remis w tym meczu.

Druga połowa meczu była już bardziej wyrównana, oba zespoły zażarcie walczyły o każdy skrawek boiska. Efektem tego było fatalnie wyglądające rozcięcie głowy Skrtela, na którą przypadkowo nadepnął Olivier Giroud.

W 64 minucie Czerwoni pokazali swe demoniczne oblicze w defensywie. Ładna akcja Kanonierów, w której prym wiedli Giroud i Cazorla wydawało się, że spali na panewce, bowiem odegranie Francuza do Hiszpana było zbyt mocne. Nie mniej jednak kreatywny pomocnik the Gunners zdążył do piłki i zdołał ją wstrzelić w pole karne, gdzie był sam napastnik Trójkolorowych i 4 graczy w czerwonych trykotach. Jak łatwo się domyśleć, piłka trafiła do atakującego i ten plasowanym uderzeniem między nogami Jonesa dał Arsenalowi prowadzenie.

W tym momencie Rodgers postawił wszystko ja jedną kartę. Wprowadził Boriniego, następnie na boisku zameldował się Lambert. Popis nieskuteczności i nieefektywności przejawiali Sterling i Coutinho, który w bliźniaczych sytuacjach do tej z 45 minuty, albo źle przyjmował futbolówkę, ale oddawał strzały, nad którymi lepiej spuścić zasłonę milczenia.

W 86 minucie Sterling świetnie dośrodkował na głowę Boriniego, lecz ten strzelił prosto w Wojtka Szczęsnego i skończyło się tylko na rzucie rożnym. Próbował też Gerrard parokrotnie z dystansu, ale nie potrafił znaleźć recepty na naszego rodaka.

Michael Oliver zdecydował się doliczyć 9 minut, bowiem Martin ,,Cyborg" Skrtel nie dał za wygraną i łatanie jego obrażeń trwało bardzo, bardzo długo. W 92 minucie Fabio Borini otrzymał drugą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Nie mam do Włocha pretensji. Pomimo indolencji strzeleckiej otrzymuje mało szans i w szale berserka, walcząc o każdą piłkę nie ustrzegł się dwóch błędów. Osobiście, choć może zabrzmi to mało wiarygodnie, jestem dumny z ambicji Boriniego.

Kiedy wydawało się, że Arsenal szczęśliwie dowiezie wygraną, Martin Skrtel po rzucie rożnym, rzutem na taśmę dał wyrównanie. Tą samą pokiereszowaną głową, która wykluczyłaby z udziału w dalszej części meczu lwią część piłkarzy.

Liverpool 2:2 Arsenal. Jeden punkt i przynajmniej jeden powód do radości - polot w grze.

Sędzia: Michael Olivier
Frekwencja: 44745

Linki

Coutinho 1:0
Debuchy 1:1
Giroud 1:2
Skrtel 2:2
Skrót meczu