ZAPOWIEDŹ MECZU
Już jutro o godzinie 21:00 na Bloomfield Road Kenny Dalglish poprowadzi Liverpool w pierwszym meczu ligowym od czasu powrotu na stanowisko menedżera The Reds. Po dobrej grze i frustrującej porażce 1:0 na Old Trafford czeka nas wyjazdowa potyczka z Blackpool, która początkowo miała się odbyć w Boxing Day.
Beniaminek Premier League sprawił wielką niespodziankę pokonując na Anfield bezradny i bezbarwny Liverpool 2:1, jednocześnie odsyłając ekipę prowadzoną wówczas przez Roya Hodgsona do strefy spadkowej.
Obecnie The Reds zajmują w tabeli miejsce bezpośrednio przed Blackpool z taką samą ilością punktów, mają lepszy bilans bramkowy, jednak rozegrali o jeden mecz więcej od jutrzejszych rywali, co zwiększa wartość trzech punktów w tym spotkaniu.
W drużynie Dalglisha zabraknie pauzującego z powodu kontuzji barku Jamiego Carraghera. Mniejsze urazy stawiają pod znakiem zapytania występ Joe Cole'a (uraz kostki) oraz Paula Konchesky'ego (stłuczenie mięśnia). Na boisku nie pojawią się także Steven Gerrard, który został zawieszony na trzy mecze po otrzymaniu czerwonej kartki w meczu FA Cup z Manchesterem United oraz Brad Jones, który reprezentuje barwy Australii podczas Pucharu Azji w Katarze.
Nie lepiej wygląda sytuacja w obozie rywala. David Carney również dostał powołanie od Holgera Osiecka do drużyny "Socceroos", z powodu kontuzji w meczu może zabraknąć bramkarza Matthew Gilksa, obrońcy Chrisa Bashama oraz dwóch napastników - Billy'ego Clarke'a oraz Marlona Harewooda, który ma na swoim koncie 5 goli i jedną asystę w Premier League, co jest jednym z najlepszych wyników w drużynie.
Ostatnie pięć ligowych meczy Blackpool to dwie porażki (u siebie z Birmingham 2:1 oraz 1:0 z Manchesterem City na wyjeździe), dwa wyjazdowe zwycięstwa (1:0 ze Stoke oraz 2:0 z Sunderlandem) i remis 2:2 z Boltonem na Reebok Stadium. The Seasiders pożegnali się również z rozgrywkami FA Cup przegrywając 2:0 wyjazdowy mecz z drużyną League One - Southampton.
Bilans Liverpoolu w ostatnich pięciu meczach w Premier League prezentuje się nieco gorzej: The Reds zanotowali dwa zwycięstwa na Anfield (3:0 z Aston Villą oraz 2:1 z Boltonem) oraz trzy porażki (3:1 z Newcastle i Blackburn na ich terenie oraz 1:0 z Wolves grając u siebie).
Totalną katastrofą jest dyspozycja The Reds w meczach wyjazdowych. Na dziesięć spotkań w roli gości w Premier League aż siedem skończyło się porażką, w dwóch nie mieliśmy rozstrzygnięcia, a tylko jedno z nich zakończyło się zwycięstwem Liverpoolu. Czerwoni nie wygrali wyjazdowego spotkania w żadnych rozgrywkach od siedmiu meczy!
Różowo nie wygląda też sprawa goli strzelanych i traconych w spotkaniach na stadionie rywali. Zdobywamy średnio jedynie 0.7 bramki, tracąc przy tym 1.9 gola na jeden mecz wyjazdowy! Blackpool natomiast w meczach u siebie strzela średnio 1.7 gola na mecz i traci około 1.9.
The Reds na wyjeździe strzelają najczęściej dopiero około 55 minuty, a tracą pierwszą bramkę w granicach 42. Gospodarze jutrzejszego meczu trafiają u siebie głównie gdy zegar wskazuje mniej więcej 47 minutę, a rywale wbijają im gola po niespełna godzinie gry. Statystyki obu drużyn w tym aspekcie niemal się pokrywają, a gdyby wierzyć, że kolejny mecz potwierdzi tą regułę, to na bramki w tym spotkaniu trochę poczekamy.
Już parokrotnie wydawało się, że w końcu wyszliśmy z kryzysu. W rzeczywistości były to jednorazowe odchyły od przykrej i bolesnej dla kibica normy tego sezonu. Oby tym razem niezły występ w FA Cup nie był tą przysłowiową jaskółką, która wiosny nie czyni. Mecz z Blackpool to idealna okazja do faktycznego przełamania się Liverpoolu. Brak kapitana z pewnością nie ułatwi tego zadania, ale patrząc na grę zespołu w meczu z Manchesterem United po stracie tak ważnego zawodnika można być optymistą przed meczem na Bloomfield Road. Sezon powoli wchodzi w końcową fazę, potrzebujemy zwycięstw, więc jeśli nie teraz, to kiedy?
Komentarze (0)