LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 919

Bob Paisley


Kiedy tornado, którym był Bill Shankly, pierwszy raz pojawiło się w umierających latach 50., najbardziej znaczące spotkanie w historii Liverpoolu FC było już historią. Tylko kilka dni po tym, jak były menedżer, Phil Taylor zrezygnował w listopadzie 1959 roku, zarząd Liverpoolu zapewnił zmartwionego Boba Paisley'a, że jego pozycja, jako trenera rezerw jest bezpieczna. Tak rozpoczęła się wspaniała przyjaźń. Paisley szybko stworzył nieprawdopodobną więź z ognistym Szkotem, więź, która poprowadziła ich i ich klub do ćwierćwiecza nieopisanych triumfów w kraju i w Europie.

Bob Paisley urodził się w Hetton-le-Hole w hrabstwie Durham 23 stycznia 1919 roku. Jego ojciec, Samuel, był górnikiem, a wczesne życie Boba nienaturalnie przypominało to sławnego Szkota, który wywrócił swoje życie do góry nogami, jakieś czterdzieści lat później. Jak wielu jego rówieśników, Bob Paisley był zwariowany na punkcie futbolu. Dodatkowo, jako chłopak wyróżniał się w szkolnej drużynie piłkarskiej, najpierw w Barrington, a później w Eppelton Senior Mixed. W późniejszych czasach znacząco twierdził, że Eppelton było lata świetlne przed innymi, jeśli chodzi o szkolenie i zachęcanie swoich piłkarzy.

Bob został ściągnięty przez czołową drużynę amatorską, Bishop Auckland na początku sezonu 1937/38, a w sezonie 1938/39 był ważnym członkiem zespołu, który upolował tercet: Northern League Champions, Amateur Cup i Durham Challenge Cup. Jego występy na lewej stronie natychmiast ponownie wzbudziły zainteresowanie Sunderlandu, klubu, który wcześniej z niego zrezygnował, ponieważ był za mały. Mimo to Paisley już powierzył swą przyszłość menedżerowi Liverpoolu, George'owi Kayowi i 8 maja 1939 roku Bob Paisley podpisał kontrakt ze swoim nowym klubem.


Wybuch II wojny światowej we wrześniu 1939 roku przerwał oczywiście rozgrywki piłkarskie i przeszkodził wielu piłkarskim gwiazdorom w grze na siedem lat. Bob Paisley otrzymał swoje papiery poboru do wojska w październiku 1939 roku i spędził całe cztery lata poza krajem, walcząc najpierw w Egipcie ze Szczurami Pustyni Montgomery'ego, po czym jego droga powędrowała do Północnej Afryki, na Sycylię i do Włoch. W czerwcu 1944 roku Paisley przemierzał Rzym na pokładzie czołgu, po tym jak Alianci wyzwolili Włochy od ich faszystowskich przywódców. Trzydzieści trzy lata później, Bob Paisley powracał do Wiecznego Miasta na o wiele bardziej pokojową, jednak nie mniej dramatyczną misję.

Gdy piłka nożna powróciła do Wielkiej Brytanii w sezonie 1946/47, to Liverpool nadał tempo nowej erze. Zdobywając pierwszy powojenny tytuł mistrzowski, Liverpool zapewnił, że trofeum mistrzowskie pozostało na Merseyside przez straszne dziewięć lat (Everton wygrał ostatnie przed wojną rozgrywki). Mimo to, ten tytuł dał sygnał na początek długiego i ciągnącego się w nieskończoność okresu upadku Liverpoolu, przerwany chwilowo przez pojawienie się w finale FA Cup w 1950 roku, gdzie jednak the Reds nie sprostali Arsenalowi. Paisley, przejęty swoją nieobecnością w składzie na finał, po tym jak strzelił bardzo ważną bramkę w półfinale przeciwko Evertonowi, był na granicy odejścia z klubu. Ostatecznie pogodził się, będąc jednak wielce zawiedzionym. "To dotknęło mnie aż tak, że jeśli klub złożyłby za mnie ofertę, a Liverpool chciałby, żebym odszedł, wtedy bym to uczynił. Jednak latem myślałem nad tym i doszedłem do wniosku, że nawet jeśli bym odszedł, taka sama sytuacja mogłaby mieć miejsce gdzie indziej."

Paisley nie tylko został, ale także został mianowany kapitanem i zagrał w 41 z 42 spotkaniach ligowych następnego sezonu. To także były dla niego wartościowe lekcje i dało mu wgląd i wyczulenie, co zostało przez niego we wielkim stopniu wykorzystane w późniejszej karierze menedżerskiej. W sezonie 1953/54, ostatnim Boba, jako piłkarza, Liverpool został ostatecznie zdegradowany, po kilku latach zmagań i upadków. Paisley, chcący pozostać przy piłce, brał korespondencyjny kurs fizjoterapii, jednak po raz kolejny był na skraju opuszczenia miasta, które go adoptowało, tym razem na rzecz biznesu owocowo-warzywnego. Na szczęście Bob poproszony o pozostanie na drugoplanowym etacie, będąc w tym czasie szkoleniowcem rezerw. Tam pozostał, ucząc się i rozwijając się w swoim nowym rzemiośle aż do brzemiennego w skutkach roku 1959.

Trzeba powiedzieć, że Bob nie chciał pracy menedżera, po tym, jak Shanks zrezygnował. Popularna dobroduszna postać ukazywała go raczej jako fizjoterapeutę (pracę, którą przez lata dobrze wykonywał), niż jako materiał ma menedżera. Musiał sprzedać siebie wielu ludziom podczas dziewięciu lat menedżerki w LFC. Wszystko zaczęło się nieźle dla Boba. Dobry start w nowym sezonie dał Liverpoolowi prowadzenie w tabeli na jakiś czas, jednak później w trakcie trwania tego szalonego sezonu doświadczyły tego także Sheffield United oraz Carlisle United. Podchwytliwe zagranie w listopadzie przysporzyło Boba krytykom szansę nękania go. Może jednak Bob nie pomagał samemu sobie. Dość miły facet, Bob, ale w kontaktach z mediami nigdy nienajlepszy. Gdzie Shanks mógłby owinąć sobie publikę wokół palca, tam Bob stanąłby zawstydzony, czekając na możliwość odejścia. Oglądanie Boba przed kamerami to oglądanie faceta wiercącego się z zakłopotania. To było jak obecność na kłótni małżeństwa, musiałeś siedzieć i cierpieć do końca.


Pierwszy sezon Boba zakończył się niepowodzeniem, Liverpool był tylko drugi! Jednak Bob miał talent i prawdopodobnie nawet sam o tym nie wiedział, gdy najpierw był małomówny na temat podjętej pracy oraz na temat zamieniania przeciętnych piłkarzy w dobrych, dobrych w świetnych, a świetnych w Kenny'ego Dalglisha! Wcześniej nie słyszano o Philu Nealu, a teraz wspaniale wypełniał lukę na problematycznej pozycji obrońcy. Terry McDermott, średni pomocnik Newcastle, który musiał pomyśleć, że największe jego zbliżenie do chwały Liverpoolu to wymiana koszulkami z Philem Thompsonem po finale FA Cup, został ściągnięty. Piłkarze, którzy nie byli dosyć wysoko ocenieni, bądź grali dobrze, ale wymagania zaczęły ich przerastać, byli stopniowo eliminowani: Alec Lindsay, Brian Hall, Phil Boersma, Alan Waddle, Brian Kettle i Chris Lawler. Młody, wytrzymały pomocnik, Jimmy Case został wystawiony na ostatni mecz sezonu 1974/75. Skąd pojawił się ten diament? South Liverpool sprzedał go za 10.000 funtów! Największy majstersztyk Boba!

Shanks kupił Raya Kennedy'ego ze stołecznego Arsenalu za wielką kasę w przededniu odejścia. Big Razor (Wielka Brzytwa) nie ściął właściwie niczego w pierwszych swoich 18 miesiącach na Anfield, dopóki Bob nie zauważył w nim czegoś, czego nie miał nikt inny. Ray byłby wspaniałym lewym pomocnikiem. Byłby? Przecież na Highbury tworzył wspaniałą parę snajperów z Johnem Radfordem, która pomogła Kanonierom wygrać dublet w sezonie 1970/71, ale na Anfield tak daleko nie zawędrował. "Zaufaj mi powiedział Bob. I oczywiście miał rację! Lewa noga Brzytwy mogła otworzyć puszkę fasoli! Szalony obrońca, Joey Jones został ściągnięty z Wrexham, ale musiał walczyć i w sezonie 1975/76 był używany tylko w sparingach. Terry Mac kwalifikuje się do tej samej kategorii, a jego frustracje spowodowały zażądanie przez niego transferu, co jednak zostało - na szczęście dla niego i dla nas - odrzucone. Bob miał z nim związane wielkie plany! Zauważył także coś w młodym chłopaku, Davidzie Faircloughu, na którego temat powiedział: "Nie dość dobry na regularną grę w pierwszym zespole, ale śmiercionośny jako rezerwowy, gdy potrzebny jest krótki i ostry impuls." Davy nie był zbytnio zadowolony ze swojego statusu super-rezerwowego, jednak takim właśnie był!

Drużyna Boba, tak różna od tej Shanksa, a przecież odziedziczona, stopniowo nabierała kształtów. Piłkarze, których ściągał, mając już ustabilizowane jądro w postaci Clemence'a, Neala, Thompsona, Hughesa, Keegana, Heighwaya, Toshacka i Callaghana, zaczynali wyglądać na więcej, niż część. Innymi słowy, zgrywał ze sobą świetnych piłkarzy z ery Shankly'ego ze swoimi chłopakami, by stworzyć jedną, mistrzowską drużynę. Mistrzostwo kraju oraz Puchar UEFA to sukcesy Boba w już drugim sezonie pracy w LFC. Jako fizjoterapeuta stał się dobrym menedżerem, a jako trener - świetnym taktykiem. I nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy, był szkoleniowym geniuszem! Pod pozorem "Wujka Boba", miał bezwzględny pas. Nigdy nie obawiał się zdyscyplinować piłkarza, który przekroczył linię. Nigdy nie bał się nie pominąć zawodnika, który nie wykonywał swoich obowiązków, bez względu na to, kim był! Transparent na Molineux (stadion Wolverhampton), gdy wygrał tam Ligę podsumował to: "QPR: Quality from Paisley's Reds"(Jakość Czerwonych Paisley'a).

Pierwszy sukces Boba na arenie europejskiej - Puchar UEFA, został przywieziony na Anfiled w po dwóch tytanicznych bojach z FC Brugge. Phil Neal przeżył koszmar w pierwszym spotkaniu na Anfield, wygranym przez LFC 3-2, mimo iż Belgowie prowadzili już dwoma bramkami. Pomimo głosów, by Neal nie zagrał w drugiej odsłonie, Bob wstawił go do składu. Phil rozegrał wspaniały mecz w Brugii, ostatecznie zremisowany 1-1. Na starcie kolejnego sezonu na Anfield pojawił się David Johnson, przybysz z Ipswish. Dave był w tym czasie jednym z najlepszych środkowych napastników w kraju, jednak - jak wielu dobrych piłkarzy - już na 'dzień dobry' chciał mieć pewne miejsce w podstawowej jedenastce teamu z Anfield. Szalony Jones pełnił rolę prawego obrońcy, a Phil Neal został znowu przesunięty przez Boba na prawą stronę bloku defensywnego. Teraz Joey nie był najlepszym piłkarzem na świecie. Nie był nawet najlepszym grajkiem w swoim domu! Jednak, co brakowało mu w umiejętnościach, nadrabiał sercem. Dla Liverpoolu obiegłby świat dookoła dwa razy! Bob to rozpoznał, a efekt był podziwiany nie tylko przez kibiców, ale także przez kolegów z drużyny Jonesa. Zawsze był za skrzydłowymi. Niejedna jego akcja zakończyła się w siatce rywali, przy ryku the Kop.

Tymczasem Bob zmienił Terry'ego Maca z wycieczkowego prawego pomocnika w środkowego, który mógłby biegać "od pola karnego do pola karnego" i pomagać napastnikom z śmiercionośnym skutkiem. Przy Rayu Kennedym, pakującym swoje lewonożne bomby w pole karne, Terry nabrał niezliczonej energii. Ciężka kontuzja Phila Thompsona skróciła jego sezon. "Wkrótce emerytowany" Tommy Smith został wytypowany na jego miejsce. Dni Johna Toshacka były policzone, gdyż kontuzje uda powoli zaczęły go wykańczać. Liga została wygrana z o wiele większą beztroska, niż w poprzednim sezonie. Zdobycie krajowego dubletu udaremnił jednak Manchester United. Lecz później przeszedł mecz w Rzymie. Niekonsekwentna forma Davida Johnsona i słaba jego dyspozycja w finale FA Cup oznaczały, że w Rzymie wystąpi David Callaghan. Pomocnik na ataku? W żadnym wypadku! Taktyki Boba hojnie się odpłaciły, gdyż wygraliśmy 3:1 przeciwko Borussii Mönchengladbach. Gol Terry'ego Maca uzasadnił, dlaczego znalazł się w składzie. Myślę, że Bob nawet nie zażądałby od niego taktycznej "asysty" przy bramce Tommy'ego Smitha. Keegan, który rozgrywał mecz życia w barwach Liverpoolu, biegał za Bertie Vogtsem, który był wykończony z powodu jego biegania i agresji non-stop, co oczywiście było częścią planu taktycznego Boba. Vogts był na końcu meczu tak zmęczony z uciekania Kevinowi, że sprokurował rzut karny, który przypieczętował nasz pierwszy Puchar Europy. Bob tej nocy nawet nie tknął alkoholu, mówiąc, że woli delektować się wygraną, niż mieć zamroczony mózg. Nie można jednak tego powiedzieć o fanach, ani piłkarzach...


Kto zastąpi Keegana? To było pytanie wszystkich fanów Liverpoolu w lecie 1977 roku. Być może nikt... Może Bob trochę zmieni odrobinę układ rzeczy. Kenny Dalglish? Kto to? No tak, strzelił parę goli dla Celticu. Także nie raz pociągnął z kilku angielskich piersiówek, szczególnie z tej, należącej do Raya Clemence'a. Odrobinę przepłacony - rekordowa suma transferowa w Wielkiej Brytanii - 440.000 funtów. Z pomocą Boba, Kenny stał się najlepszym piłkarzem, który kiedykolwiek przywdziewał trykot Liverpoolu. Prawdopodobnie także najlepszy Brytyjski piłkarz w historii. List w the Liverpool Echo, autorstwa fanki Celticu, głosił: "Uśmiech Kenny'ego rozświetli Anfield, gdy będzie zdobywał tam bramki." Czy miała rację? Nigdy nie oglądaliśmy zbyt wiele uśmiechu Kenny'ego przy innych okazjach, ale kiedy strzelał bramkę, jego uśmiech mógł rozświetlić Merseyside, gdzie tam Anfield! Bob ściągnął innego młodego Szkota, tym razem z Partick Thistle. Najwyraźniej ten chłopak był świetny w każdym sporcie. Można to nazwać tak, że reprezentował Szkocję na poziomie: piłka nożna, krykiet, koszykówka, siatkówka. Mógł nawet zostać profesjonalnym golfistą. Jeden z tych irytujących ludzi, dobrych we wszystkim. Miał nawet skłonność do biegania nago po plaży w Blackpool. Nazwisko? Alan "Jocky" Hansen.

"Jocky" rozegrał wiele meczów na początku sezonu, jako alternatywa kontuzjowanych Emlyna Hughesa i Phila Thompsona. Nie był on złym piłkarzem, ale nic specjalnego. Bob niechętnie oddał Toshacka do Swansea, gdy uporczywe kontuzje wielkiego Walijczyka ostatecznie przekreśliły jego dalszą karierę na Anfield. Przygnębiająca seria listopadowych wyników jasno pokazała, że potrzebny jest środkowy pomocnik, gdyż starzejący się Callaghan nie dawał już rady. Po porażce z Chelsea w trzeciej rundzie Bob podjął zdecydowane kroki. Zakupiony z Middelsebrough został Graeme Souness. W odróżnieniu od wielu graczy, Souness nie potrzebował czasu, by dostosować się do życia w Liverpoolu. Prawie natychmiast stał się bohaterem, po wspaniałym golu z woleja przeciwko Manchesterowi United na Anfield, który został wybrany Bramką Sezonu BBC. Kawał chłopa z dokładnością skrzypka potrafił uderzyć piłkę, jak z armaty. W walce o piłkę był tak szalony, jak Rasputin, mało kiedy wychodził ze starcia bez piłki. Potrafił także opiekować się piłką, niczym Cassanova uwodzący młodą kobietę. Krótko mówiąc - piłkarz kompletny. Bob znów tego dokonał!

Z kompletnie pogrzebaną nadzieją na wygranie czegoś w kraju, trzeba było jechać na Wembley, bronić Pucharu Mistrzów. W sumie, nie można mieć wszystkiego. Dziwaczna kontuzja wykluczyła Tommy'ego Smitha, więc młody szkocki obrońca go zastąpił. Jednak Hansen nie okazał nawet krzty zdenerwowania. Wyglądał, jak rasowy stoper, gdy napastnicy Brugii w ogóle nie stwarzali zagrożenia. Na boisku rządzili dwaj szkoccy maestro. Souness zagrywał najpiękniejsze z podań do Dalglisha, który miał w nich wypisane "proszę - strzelaj". Kenny wywiązywał się ze zobowiązań, ośmieszając Jensena, bramkarza Brugii. Gdy Jensen nurkował po piłkę, Kenny lobował go dostojnie, po czym niknął w uściskach kolegów. Bob dzięki zakupieniu nowych, żywych graczy, osiągnął swój drugi Puchar Europy.

W kolejnym sezonie nie było żadnych sukcesów pucharowych, ale statystyki w lidze mówiły same za siebie: 68 punktów, 85 bramek strzelonych, tylko 16 straconych. Wielu ludzi zaczęło wierzyć, że to najlepszy Liverpool w swojej historii. Jakby na to nie patrzeć, liga jest miarą, według której wszystkie drużyny powinny być mierzone. David Johnson odpowiedział na kopniaki w tyłek Boba i zakończył sezon z 16 bramkami na koncie, za jedynie Dalglishem, który miał od niego pięć więcej trafień. W obronie, poprzednio niezdarny Hansen, został - dzięki przebiegłemu szkoleniu - zmieniony w światowej klasy stopera. Jego widoczne, swobodne dowództwo w środku obrony było zupełnie inne, niż dotyk żelaza innego szkockiego stopera, Rona "Rowdy'ego" Yeatsa. Razem tworzyli redutę, gdyż do swoich ostatnich dni w Liverpoolu zbliżał się Emlyn Hughes. Emlyn był kapitanem Boba i był wszystkim na boisku, czym Bob był poza nim. Jednak Bob sposobił się już by ustalić nowego kapitana, Phila Thompsona. Phil miał nogi, jak gołąb, a nos, jak orzeł, jednak jeśli chodzi o walkę o piłkę, był jak sęp.

Zastąpiony został również Joey Jones. "Barney Rubble" z ksywy i "Barney Rubble" z natury, Alan Kennedy był kolejnym ze szkoły z "ceglanymi ścianami". Bob wiedział, że nie trzeba być wspaniałym piłkarzem, by grać dla the Reds. W sezonie 1979/80 Bob ściągnął Izraelczyka, Avi Cohena z Maccabi Tel Aviv. Avi był z wyznania Żydem. Już na wstępie zostało powiedziane, że Avi nie będzie mógł grać w soboty, kiedy to Żydzi obchodzą Szabat. Gdy Bob został zapytany, jak czuje się wiedząc, że doświadczony reprezentant swojego kraju nie będzie mógł grać dla Liverpoolu w soboty, powiedział: "Jest kilku reprezentantów, którzy nie potrafią grać w sobotnich meczach, więc nie będzie osamotniony." (aluzja do dyspozycji niektórych piłkarzy). Liga znów została wygrana z odrobiną zapasu. Preferowana jedenastka: Clemence, Neal, Alan Kennedy, Thompson, Ray Kennedy, Hansen, Dalglish, Case, Johnson, McDermott i Souness została wystawiona we wszystkich oprócz tylko 28 meczów. Długoterminowa polityka Boba miała miejsce wiele dni przed rotacją w składzie.

Bob zaczął dawać młodym szanse w sezonie 1980/81. Sammy Lee, który grał niewiele meczów w poprzednich trzech sezonach, teraz stał się regularnym piłkarzem pierwszego składu. Colin Irwin zagrał w prawie połowie spotkań ligowych. Kevin Sheedy zagrał kilka meczów. Howard Gayle został wprowadzony w kilku meczach ze świetnym efektem, z najbardziej godnym odnotowania drugim spotkaniem półfinałowym Pucharu Mistrzów na wyjeździe z Bayernem Monachium. Ronnie Whelan strzelił bramkę w swoim debiucie i zarazem jedynym meczu w sezonie - przeciwko Stroke. A Ian Rush został ściągnięty z Chester za 300.000 funtów. Debiut Rushy'ego to spotkanie z Ipswich, w którym przywdziewał koszulkę z numerem "7", wolną z powodu kontuzji Kenny'ego. Gdy David Johnson nabawił się kontuzji w bardzo wczesnej fazie meczu, dziwaczną pierwszą linię utworzyli Rushie i Sammy Lee! Wystarczająca na zawał serca jakiejkolwiek drużyny siła, nie liczy się to, że ten drugi przeważnie występował w defensywie. A czy ten pierwszy to tylko niezdarny dzieciak, wyglądający, jako pięcionogi piłkarz? Nie! Pięknie dni malowały się przed Ianem.

Rushie wpierw wpadł w oko w powtórzonym finale Pucharu Ligi przeciwko West Ham na Villa Park. Co prawda nie strzelił gola, ale był gwiazdą w wygranym 2:1 meczu. W każdym calu wyglądał, jak doświadczony środkowy napastnik. Udzielał instrukcji o wiele bardziej doświadczonym zawodnikom. Miał nawet odwagę opieprzyć (inne słowo tu nie pasuje) samego Kenny'ego Dalglisha za niedokładne podanie! Jednak każdy kij ma dwa końce. Na tej drugiej należy przyczepić nazwisko Franka McGarveya, który był i już go nie było, bez żadnego wpisu w protokole meczowym (bądź jak kto woli, bez sposobności powąchania trawy). Richard Money został kupiony, jednak ogółem nie dokonał niczego. Nawet Bob nie jest nieomylny! Nierówna forma w lidze oznaczała finisz dopiero na piątym miejscu. Na szczęście dotarliśmy w zamian do finału Pucharu Mistrzów. Po drodze były wysokie wygrane, jak z Oulu Palloseura, w którym to meczu Souness oraz McDermott upolowali po hat-tricku. Później była duma Szkocji, Aberdeen, ale pokonaliśmy ich na ich Pittodrie dzięki kolejnej Bramce Sezonu Terry'ego Maca. Mocno wspierana CSKA Sofia szukała swojej szansy, ale pewnie zmiażdżyliśmy ich 5-1 na Anfield, a Souness w swoim najlepszym meczu w historii występów w LFC strzelił hat-tricka. Bułgarzy zostali po prostu rozdarci przez naszą agresję i pasję. Bob oczywiście powiedział chłopakom, by rozpoczęli demolkę już od pierwszego gwizdka. Jedynym momentem napawającym obawami było, gdy Souness i Terry Mac pocałowali się podczas celebracji podbramkowych (już wiemy z kogo biorą przykład Gerrard i Alonso)! Akt homoseksualizmu w polu karnym mógł skończyć się nawet na kartkach!

W Monachium trzeba było wykrzesać z siebie jak najwięcej dyspozycji z serii "pod ścianą", gdyż na Anfield padł tylko, przyjęty przez wszystkich jako zawód, bezbramkowy remis. Bayern nie pozwolił nam rozwinąć skrzydeł. Ofiarą wczesnej kontuzji był Dalglish. Bob - jak zwykle w takich sytuacjach - popisał się mistrzowskim taktycznym zagraniem. Za Kenny'ego wpuścił Howarda Gayle'a, który miał zatańczyć na skrzydle, ku frustracji piłkarzy FCB. Obrońcy Bayernu byli tak skoncentrowani na kopaniu Howarda (był to jedyny sposób, jaki umieli wymyślić by go zatrzymać), że zostawiali luki w środku. Johnson wystawił Rayowi Kennedy'emu, a ten zdobył decydującą bramkę. Później Bob zmienił zmęczonego Gayle'a, a w jego miejsce wszedł Case. Howard wykonał swoje zadanie! Więc w drogę do finału w Paryżu! Całkiem zgubny mecz został ustawiony przez strzał głową nikogo innego, tylko "pustej głowy" Barneya Rubble'a. To był trzeci sukces Boba w Europejskich Pucharach - to był pierwszy brytyjski menedżer, który tego dokonał.


Pogłoski o skandalu, prowadzące do niepokoju graczy, wstrząsnęły klubem w lecie 1981 roku. W rezultacie Ray Clemence oraz Jimmy Case opuścili klub. Kim Bob ich zastąpił? Dwoma innymi doświadczonymi piłkarzami wysokich lotów? Bruce'em Grobbelarem i Craigiem Johnstonem. Johnno (bądź Skippy) został zauważony w Middlesbrough dzięki swojej nieustępliwej grze. Z drugiej strony, o Brucie wiedziano niewiele poza tym, ze walczył przeciwko partyzantom w armii Zimbabwe i kilku zabił. Ach tak, był tak szalony, jak Kapelusznik z piosenki the Stranglers. Mark Lawrenson też został kupiony (z Brighton) i uformował trzyosobowy blok obronny z Thompsonem i Hansenem: kolejna zmiana w taktyce, która według Boba była wymagana. Johnston stał się kolejnym piłkarzem, któremu trudno było ustabilizować miejsce w pierwszej '11' na Anfield. Tymczasem niekonsekwentne bronienie Bruciego powodowało zmartwienie. Wtedy miał miejsce chyba najgorszy mecz w życiu Grobbelara. Przegraliśmy z Manchesterem City 1:3 u siebie w drugi dzień Świąt. The Reds spadli na jedenaste (!) miejsce i nie mieli już szans na wygranie ligi, więc drastyczne kroki musiały zostać podjęte. Co zrobił Bob? Zmienił Grobbelara? Nie, Bob wiedział, że ma w nim klejnot, który musiał po prostu swoje wytrwać. Bob uczynił bardzo rzadką czynność zmiany kapitana w środku sezonu. Thommo był zawiedziony, gdy palma pierwszeństwa została mu odebrana, ale przyszłość pokazała, że decyzja Boba o mianowaniu Sounessa najważniejszym w naszych szeregach na boisku była jak najbardziej uzasadniona.

Jedną z decyzji Boba w tym czasie było pozwolenie Kevinowi Sheedy'emu odejść do Evertonu, gdzie miał zagwarantowane miejsce w podstawowej jedenastce. Wierzcie mi, nawet ja miałbym wtedy zagwarantowane miejsce w pierwszym składzie na Goodison Park! Naprawdę, brwi Scouserów były podniesione ku chwale mądrości decyzji Boba. Jasno widział on w Ronniem Whelanie pewne cechy, których brakowało Sheedy'emy. Ten ostatni stał się świetnym piłkarzem w Evertonie, to prawda, ale my mieliśmy lepszego, dzięki decyzji Boba. Z Sounessem przy sterach na boisku oraz młodzieńcom, Rushu i Whelanie wkładającym w grę wszystkie siły, wyniki z każdym meczem zaczęły się zmieniać. Brucie zaczął wyglądać na świetnego golkipera, jakiego zawsze widział w nim Bob. Finał Pucharu Ligi na Wembley, przeciwko Spurs, przebiegał na korzyść Londyńczyków, dla których Archibald szybko strzelił gola i wyglądało na to, że to zespół ze stolicy zwycięży. Tak było do 87. minuty, kiedy to Sammy Lee zagrał trzydziestopięciometrową piłkę do Whelana, a zagranie tego drugiego wprawiło w zachwyt komentatorów, kibiców, dziennikarzy prasowych, a nawet kamery. Ronnie uderzył futbolówkę z prędkością kuli armatniej pod poprzeczkę i skierował mecz ku doliczonemu czasowi gry.

Bob był świetnym motywatorem i psychologiem. Oczywiście piłkarze obu zespołów byli wykończeni. Mimo to wszyscy Czerwoni stali, kiedy Bob przemawiał w przerwie między regulaminowym czasem, a dogrywką, było to jego polecenie. Byliśmy teraz w lepszej pozycji; tak trzymać. Nie wolno było pokazać piłkarzom Spurs, że jesteśmy zmęczeni. z drugiej strony, piłkarze Tottenhamu wyglądali na zupełnie wypompowanych. Leżący na boisku, ze skurczonymi mięśniami, masowani dla powrotu do życia. Menedżer i sztab szkoleniowy pocieszali piłkarzy, kładli im ręce na ramiona, wyglądali na takich, którym jest strasznie przykro. Z kolei nasi piłkarze wyglądali na rwących się do gry. Udowodnił to gol Ronniego Whelena, a nasze drugie zwycięstwo w Pucharze Ligi przypieczętował kolejną bramką Rushie. Bob użył chwytu psychologicznego, z którego sam Shanks byłby dumny. W ostatnich 25 meczach w tym sezonie, tylko 2 zakończyły się porażkami, a 3 remisami. Piąte mistrzostwo kraju Boba zostało przypieczętowane w meczu z Tottenhamem na Anfield, wygranym 3:1.

Na początku sezonu 1982/83 Bob ogłosił, że po zakończeniu rozgrywek odejdzie z klubu. Dokonał prawie wszystkiego, co mógł, jako menedżer i chciał zaczerpnąć bardzo zasłużonego odpoczynku. Bob ściągnął przed tym sezonem dwóch zawodników. Mówiąc szczerze, transfer Davida Hodgsona z Middlesbrough był dość kłopotliwy. To przejście tak naprawdę nie opłaciło się ani klubowi, ani piłkarzowi. Drugim piłkarzem był Steve Nicol z Ayr United. Chociaż Steve zagrał tylko garstkę meczów pod skrzydłami Boba, to w kolejnych miał według Mistrza pokazać potencjał, który pozwoliłby mu stać się gwiazdą. Oczywiście Bob miał rację, Steve stał się legendą Anfield. Uporczywe problemy z kontuzjami Phila Thompsona spowodowały, że stopniowo zaczął być odsuwany od składu, gdy Bob postanowił wrócić do strategii gry z dwoma stoperami.

Szturm Boba na trzeci Puchar Ligi, osiągnięcie którym nie mógł się do tego czasu pochwalić żaden klub, a co dopiero menedżer w historii tych rozgrywek, został skumulowany na finał na Wembley, przeciwko Manchesterowi United. Gdy do końca pozostawało 15 minut, a United prowadziło, po wczesnym golu Whiteside'a, Bob użył swojej sekretnej broni. Wysłał Barney'a Rubble'a na boisko! Barney na czas odwdzięczył się atomowym golem wyrównującym. Mecz wygrał dla nas Ronnie Whelan osiem minut po pierwszym gwizdku w dogrywce. Souness, jako kapitan, w podzięce pozwolił Bobowi wspiąć się na trzydzieści dziewięć schodów Wembley i pierwszemu unieść Puchar. Bob wyjawił potem, że był to moment, w którym był najbardziej dumny w całym życiu.  Mimo iż w ostatnich siedmiu meczach Liverpool zdobył tylko dwa punkty, mieli taką przewagę nad innymi, że Bob mógł cieszyć się ze swojego szóstego krajowego czempionatu już przy końcu kwietnia.


W czterdziestoczteroletnim mariażu z Liverpoolem, Bob Paisley był piłkarzem, fizjoterapeutą, trenerem, szkoleniowcem, doradcą, motywatorem, lojalistą, psychologiem, osobą utrzymującą dyscyplinę, taktykiem, ale nade wszystko był menedżerem, który osiągnął najwięcej w historii brytyjskiego futbolu. Po zakończeniu pracy w sporcie, Bob mieszkał spokojnie z żoną Jessie, a później także synem, Grahamem, który opiekował się nimi. Bob zmarł 14 lutego 1996 roku, mając 77 lat i 23 dni.

8 kwietnia 1999 roku Liverpool Football Club odsłonił nowe bramy pamiątkowe naprzeciwko trybuny the Kop, na Walton Breck Road. The Paisley Gateway były spóźnionym, jednak godnym aprobaty gestem klubu wobec jednego z jego najlepszych pracowników w historii Liverpoolu, Boba Paisley'a. 

Więcej historii o legendarnym Bobie Paisley'u możecie przeczytać tutaj, w naszych artykułach.