AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1079

Tydzień z Shanklym na LFC.pl - cz IX


Jeśli jedno zdjęcie potrafi zastąpić tysiąc słów, to przemówiło w imieniu setek tysięcy kibiców Liverpoolu. Przedstawia ono moment, w którym fan The Reds, Arthur Milton obejmuje Billa Shankly'ego, prosząc go, by ten zastanowił się nad swoja decyzją o opuszczeniu Anfield.

Dzień, w któym błagałem Shankly'ego, by nie odchodził

Zdjęcie, które uważane jest teraz za swego rodzaju ikonę, zostało zrobione na Wembley w 1974 przez fotografa Echa, Stephena Shakeshafta po meczu, w którym Liverpool i Leeds walczyły o Tarczę Wspólnoty.

To było wyjątkowo ogniste spotkanie, które w normalnym czasie zakończyło się wynikiem 1:1, a Billy Bremner i Kevin Keegan dostali po czerwonej kartce, zanim Liverpool wygrał w karnych 6:5. Nic dziwnego, że stało się głównym tematem gazet. Jednak, to wspomniane zdjęcie wytrzymało próbę czasu.

- Wyraz mojej twarzy jest oczywisty - mówi Milton. - Kochałem Tego człowieka całym sercem. Tak bardzo o nim myślałem, że zdecydowałem się przebiec boisko i uścisnąć go w ten sposób. To były prawdziwe łzy.

Kilka szklaneczek, wypitych przed meczem w pubie Torch na Wembley Way, niewątpliwie zmiękczyło go. Była to jednak spontaniczna reakcja serca, które przejęło kontrolę nad głową. Zrozpaczony Kopite, próbował przekonać Shanksa, by ten jednak został.

- Mimo iż byłem zdruzgotany, gdy Shankly ogłosił swoje odejście, nie zamierzałem zrobić niczego takiego - wspomina Milton, siedząc w swym domu, znajdującym się holenderskim Dongen, gdzie mieszka od ponad trzydziestu lat. - Pamiętam, że widziałem jak po meczu obchodził boisko dookoła, machając do fanów. To było to. Nie wiem co mnie opętało. Następna rzecz, którą pamiętam to moje ramiona wokół niego i słowa: "Nie odchodź Billy. Proszę, nie odchodź!" A on odpowiedział: "Nie martw się, ciągle jestem z Liverpoolem".

Milton, 28 letni brodacz, rozpłakał się na oczach 67 tysięcy fanów, zgromadzonych na Wembley.

Jego wyjątkowy strój sprawił, że cała sytuacja była jeszcze bardziej niesamowita. On i jego przyjaciele (Ray Buck i Harry Thomas) "pożyczyli" sobie kombinezony z Thorns Colour Tubes - firmy, w której pracowali, a następnie przyozdobili je w odpowiedni sposób, uzupełniając całość specjalnymi, ręcznie robionymi kapeluszami. To wyjątkowe ubranie spowodowało, że wyróżniali się z pośród tłumu i dzięki temu Shankly zwrócił na nich uwagę po raz kolejny.

- Mieliśmy je na stronie podczas jego pożegnalnego meczu pod koniec sezonu. Tym razem mieliśmy transparent, który Ray nazwał "Drogą do Chwały" Było na nim wszystko, co Shankly wygrał. Zwykle chodziliśmy na Kop, ale tym razem dostaliśmy bilety w rogu, przy Kemlyn Road. Kiedy przechodził spojrzał w górę i dostrzegł nas. Potem zatrzymał się, dał nam sygnał i powiedział: "Wy trzej - pomieszczenie piłkarzy, kiedy będzie już po". Poszliśmy do wejścia dla piłkarzy, przekonani, że zaprosił nas na pomeczową imprezę. Byli tam ludzie każdego pokroju - piłkarze i oficjele, jednak on stał z nami przez dobre półgodziny, gadając o futbolu..

65-letni Milton zaliczył swój pierwszy mecz jako czteroletni chłopiec siedzący na ramionach swego ojca. I natychmiast połknął bakcyla Anfield. Kiedy miał 12 lat, Liverpool zaledwie utrzymywał się na powierzchni w dawnej Second Division - bez pieniędzy i inspiracji, by cokolwiek zmienić, podążał donikąd. A potem stało się to - Shankly został menadżerem a reszta, jak mówi Milton, była jest już historią.

- Pamiętam, jak zastanawiałem się czy kiedykolwiek wydostaniemy się z tej ligi. Kiedy przybył Shankly niemal natychmiast zrozumiałem, że tak. Potrzeba było zaledwie kilku meczy, żebyśmy wszyscy śpiewali "You'll Never Walk Alone". Anfield eksplodowało energią, którą nowy menadżer przyniósł. Po prostu czuliśmy, że coś wyjątkowego miało się wydarzyć. Całe miejsce śpiewało od pierwszego gwizdka, do ostatniego - to był piosenki takie jak Beatlesów "She Loves You". Tacy szczęśliwi byliśmy.

- Od pierwszego dnia mogłeś wdzieć Shankly'ego stojącego poza stadionem, gadającego z fanami i zapewniającego nas, że Liverpool ruszył z miejsca. Zawsze był taki w stu procentach. Tego potrzebujesz od menadżera. Paisley i Fagan nie byli takimi szaleńcami jak Billy, jednak to byli ludzie tego samego pokroju. I właśnie dlatego osiągaliśmy sukcesy nawet po jego odejściu.

Legenda Billa Shankly'ego jest ciągle żywa w domostwie Miltona. Wspomnienia podróży na Anfield z jego domu przy Scotland Road, a potem z Fazakerley, które odbywał, by stać się częścią czerwonej rewolucji, zostały przekazane jego szalonym na punkcie Liverpoolu dzieciom i wnukom.

- Kiedy ludzie pytają mnie, kim dla mnie był Shankly, prosto odpowiadam, prosząc, by popatrzyli na postument, na którym stoi jego pomnik. "Sprawił, że ludzie byli szczęśliwi. Kochał nas, a my kochaliśmy jego. Ta fotografia, zrobiona na Wembley, nie przedstawia tylko mnie. Przedstawia 26 tysięcy Kopites. Mnie po prostu udało się dostać na tyle blisko niego, by powiedzieć to, co wszyscy chcieli powiedzieć.

David Randles, The day I begged Shankly not to go

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Stefan Bajcetic o powrocie do gry  (0)
06.05.2024 18:57, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Rodzinne miasto Slota wierzy w jego sukces  (0)
06.05.2024 18:36, B9K, Sky Sports
Elliott graczem meczu z Tottenhamem  (0)
06.05.2024 17:49, AirCanada, własne
Skrót meczu  (0)
06.05.2024 13:45, Piotrek, liverpoolfc.com
Stu: Gakpo potrzebuje pewności siebie  (1)
06.05.2024 10:06, Loku64, thisisanfield.com
Keane: Jako zawodnik chciałbym grać dla Kloppa  (1)
06.05.2024 09:44, Ad9am_, Liverpool Echo