AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1042

Podsumowanie 1. kolejki w lidze


Pierwsza kolejka nowego sezonu 2011/12 już za nami. Z pewnością zarówno fani Liverpoolu jak i sami zawodnicy nie mają powodów do radości po zremisowanym spotkaniu na własnym terenie. A jakie nastroje panują wśród innych?

Bez wątpienia piękny dla oka futbol można było ujrzeć w meczu rozgrywanym na Craven Cottage. Zespół gospodarzy – Fulham – podejmował drużynę dowodzoną przez Alexa McLeish’a, Aston Villę. Spotkanie to oglądało 25 700 fanów obu drużyn. Początek meczu był nerwowy i wyrównany. Już na początku dał o sobie znać nowy nabytek gospodarzy, z którym każdy fan Liverpoolu wiąże miłe wspomnienia. Mowa oczywiście o Riise, który po pięknym, prostopadłym podaniu z głębi pola mógł dać prowadzenie drużynie Fulham, jednak minimalnie przestrzelił uderzając nad bramką. W ramach rewanżu Emil Heskey nie wykorzystał dwóch dogodnych sytuacji pod bramką Shey’a Givena. Warto też odnotować, że Aston Villa mimo straty dwóch najlepszych skrzydłowych wciąż swoją grę i taktykę opiera na flankach. Druga połowa to znaczna przewaga gospodarzy, którzy raz po raz szturmowali bramkę gości. Niestety, wynik do ostatniego gwizdka nie uległ zmianie, a bohaterem spotkania okazał się Given, który kilka razy uratował zespół Alexa McLeish’a przed stratą bramki.

W spotkaniu QPR – Bolton również nie zabrakło emocji. Już na otwarciu spotkania gospodarze mogli objąć prowadzenie. Po pięknej wrzutce z lewej strony i lekkim zamieszaniu w polu karnym jeden z zawodników Queens umieścił piłkę w siatce. Radość jednak nie trwała długo – gol padł z pozycji spalonej, co zresztą potwierdziły późniejsze powtórki całej sytuacji. W dalszej części meczu gospodarze mieli kolejną, stuprocentową okazję do strzelenia gola. Po idealnym zagraniu z prawej części boiska w pole karne napastnik QPR, Bothroyd, uderzył mocno, lecz w sam środek bramki. W ramach ciekawostki warto zaznaczyć, że kamery zdążyły wyszkuać na trybunach Loftus Road Stadium samego trenera Tottenhamu, Harry’ego Redknapp’a. Gospodarze wciąż napierali na bramkę gości, jednak to Bolton strzelił jako pierwszy gola. Pięknym uderzeniem spoza pola karnego popisał się Cahill, który od dłuższego czasu jest łączony z przenosinami do Liverpoolu. Bez dwóch zdań bramkarz nie miał nic do powiedzenia przy tej sytuacji. W drugiej połowie podopieczni Coyle’a wzięli się do roboty, jednak przy podwyższeniu wyniku pomogli im sami gospodarze. Dokładnie mowa o Danielu Gabbidon’ie, który chcąc wybić piłkę na róg skierował ją do bramki. Na kolejną bramkę nie przyszło nam długo czekać. Po zgraniu głową z prawej strony boiska strzał oddał Klasnic. Po drodze piłka otarła się o zawodnika QPR, co dodatkowo utrudniło interwencję bramkarzowi gospodarzy. Ostatni gol gości to piękne podanie autora poprzedniej bramki do wbiegającego w pole karne Muamby. Ten natomiast w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie miał żadnych problemów, by umieścić piłkę w siatce. Do końca meczu nie działo się już nie ciekawego, prócz czerwonej kartki dla Hilla za przepychanie się z przeciwnikiem i niesportowe zachowanie.

Emocje sięgnęły zenitu na stadionie Newcastle, St. James' Park, gdzie zespół gości podejmował kandydata do tytułu, Arsenal Londyn. Pierwsze minuty to nieskładne akcje i lekka przewaga przyjezdnych. Dogodną okazję miał van Persie, który został obsłużony pięknym podaniem od Arszavina. Holender jednak pogubił się z futbolówką i ostatecznie nie oddał żadnego strzału reklamując przy tym, że był przytrzymywany przez przeciwnika. Robin jednak nie poprzestał na tej jednej akcji. W drugiej połowie z rzutu wolnego oddał piękny strzał, który o kilka centymetrów minął prawe okienko bramki Krul’a. W późniejszym etapie gry mieliśmy do czynienia z chamskim i szczeniackim zachowaniem Song’a, który z premedytacją nadepnął leżącego Bartona. Miejmy nadzieję, że FA wyciągnie z tego jakieś konsekwencje. Chciał je już wyciągać sam Joey po całym zajściu, ale na całe szczęście trzymali go koledzy z zespołu i nie dopuścili, by emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Jednak chwilę później znowu zawrzało. Tym razem Barton upatrzył sobie za cel Gervinho, który w swoim debiucie nie wytrzymał napięcia i uderzył Joey’a. Ten z kolei, jako weteran ligi angielskiej, wykorzystał całe zajście i teatralnie upadł zwijając się z bólu. Ostatecznie nowy nabytek Wengera musiał opuścić murawę po otrzymaniu czerwonego kartonika. Od tego momentu na boisku nie działo się nic ciekawego. Arsenal wciąż próbował, lecz brakowało im pomysłu, a już w szczególności Fabregasa, który mógłby poderwać resztę zespołu do walki.

W pierwszej kolejce sezonu 2011/12 z bardzo dobrej strony pokazał się zespół Wilków, który podejmował na wyjeździe ekipę Blackburn. Początek meczu bezapelacyjnie należał do gospodarzy, co zresztą uwieńczyli pięknym golem w 20. minucie. Wspaniałą akcją indywidualną popisał się Roberts, który po ograniu 3 zawodników idealnie w tempo odegrał do Formica. Ten z kolei nie miał żadnych problemów, aby pokonać bramkarza i pięknym strzałem po długim rogu umieścił piłkę w siatce. Na odpowiedź podrażnionego zespołu gości nie trzeba było długo czekać – całe dwie minuty. Po kilku podaniach między piłkarzammi piłka trafiła na prawą stronę boiska, skąd Jarvis świetnie wrzucił ją na dobrze wbiegającego w pole karne Fletchera. Ten, mierzonym strzałem głową, pokonał bramkarza gospodarzy i doprowadził do remisu. Po tej akcji zespół Wilków nabrał wiatru w żagle i ruszył do ataku. Bliski gola był Hunt, jednak z najbliższej odległości przestrzelił. Druga połowa została rozpoczęta słusznym karnym dla zespołu gości, który ostatecznie nie został wykorzystany. Na szczęście Wolverhampton nie zraził się niestrzeloną jedenastką i kilka sekund później pięknym strzałem z daleka popisał się Ward. Uderzenie to dało zespołowi gości prowadzenie, którego już do końca spotkania nie oddali. Warto dodać, że ekipa Wilków odnotowała pierwsze od 19 lat zwycięstwo na stadionie Ewood Park.

A co się działo na DW Stadium w meczu Wigan – Norwich? Początek nie był zbyt obiecujący - obie drużyny grały chaotycznie i nieskładnie. Tak było do 21 minuty, kiedy to nonszalancko zachował się jeden z obrońców gości. Chcąc okiwać napastnika Wigan stracił piłkę, a próbując ją z powrotem odzyskać faulował w obrębie pola karnego. Sędzia nie miał żadnych wątpliwości i wskazał na wapno. Rzut karny pewnie wykorzystał Watson, dając prowadzenie swojej drużynie i wiele radości kibicom zgromadzonym tego dnia na stadionie. Po stracie bramki zespół przyjezdnych w dalszym ciągu miał wiele problemów ze zgraniem i pomysłem na grę. Szczególnie widać to było w szykach obronnych, gdzie piłkarze Norwich w dziecinny sposób tracili piłkę. Kiedy wszyscy myślami byli już w szatni zespół Norwich postanowił zaskoczyć rywala. Kąśliwy cross w pole karne gospodarzy sprawił wiele problemów bramkarzowi, gdyż ten zamiast złapać piłkę „wypluł” ją przed siebie. Z takiej okazji nie mógł nie skorzystać Hoolahan, który z bliskiej odległości huknął jak z armaty. Ten gol z pewnością mógł podciąć skrzydła dobrze spisującym się do tej pory gospodarzom, jednak druga połowa w ich wykonaniu była naprawdę świetna. Zespół Wigan mając nieco szczęścia mógł spokojnie strzelić tego dnia jeszcze kilka bramek, jednak poświęcenie obrońców Norwich spowodowało, że tego dnia nie ujrzeliśmy już żadnych goli, a kibice w liczbie 17454 musieli zadowolić się remisem i podziałem punktów.

Mimo że w meczu na Etihad Stadium debiutant PL, Swansea City, statystycznie skazywany był na pożarcie, to w pierwszej odsłonie meczu drużyna z Walii pokazała się od dobrej strony. Łabędzie grały otwarcie, jak równy z równym. Główna zasługa w zachowaniu czystego konta w pierwszych 45 minutach stała niewątpliwie w nieskuteczności podopiecznych Roberta Manciniego, którzy oddali aż 10 strzałów na bramkę Vorma. Bramkarz gości albo bronił wyśmienicie albo na przeszkodzie The Citizens stały elementy bramki. Do ciekawszych akcji należał strzał Yaya Toure z 2 minuty, kiedy podawał mu David Silva. Ten sam piłkarz kilka razy uderzał na bramkę, ale jeden z jego lepszych strzałów na krótki słupek doskonale sparował bramkarz Swansea. Po nim uderzał znowu Toure, ale Vorm pewnie łapał piłkę. W 30 minucie po samodzielnej akcji Adama Johnsona, zakończonej podaniem do Silvy, były piłkarz Valencii uderzał w poprzeczkę. Jego kolejne uderzenie poszybowało ponad bramką, a kilka minut później po szybkiej wymianie podań z Micą Richardsem ponownie huknął w poprzeczkę. Pierwszą połowę zakończył Dżeko, po świetnej, samodzielnej akcji w polu karnym strzelając prosto w ręce Vorma. Do gwizdka posiadanie piłki wynosiło 55%... dla Swansea. Każdy, kto oglądał mecz od początku, mógł coraz śmielej myśleć o sensacji na inaugurację sezonu beniaminka. Na początku drugiej połowy goście postraszyli drużynę Manchesteru City. W 53 minucie, po kontrze, zza pola karnego uderzał Dobbie. Po drodze piłka odbiła się od obrońcy gospodarzy, ale złapał ją Hart. The Citizens otworzyli wynik w 57 minucie. Silva po akcji przeprowadzonej od własnej połowy podawał na skrzydło do Adama Johnsona. Strzał tego drugiego z narożnika pola karnego po drodze dobił Edin Dżeko. Świetnie spisujący się dotychczas Vorm był bez szans. 1-0 dla Manchesteru. Następnie blisko zdobycia bramki był wprowadzony z ławki Aguero, który uderzał z obrotu na bramkę. Na posterunku czekał Vorm, który popisał się fenomenalną paradą. To, co przed minutami nie udało się Aguero, Argentyńczyk odrobił po krótkim czasie. Po ziemi dośrodkowywał Richards, a czający się przy słupku Kun bezbłędnie wpakował piłkę do siatki. Chwilę później ten sam zawodnik nieudanie próbował lobować Vorma, ale zdołał dogonić piłkę zmierzająca za boisko, zza głowy podając górą do czającego się przed bramką Davida Silvy. Co za asysta rekordowego transferu City! Silva bez problemu strzela na pustą bramkę, jest 3-0 dla gospodarzy. W końcówce meczu Aguero dobił gości niesamowitą bombą zza pola karnego. Vorm był bez szans. Kibiców z dobrą pamięcią nie zadziwi z pewnością fakt, że Manchester City w ostatnim meczu pierwszej kolejki podtrzymał swoją passę wygranych z debiutantami. W sezonie 2010/11 wygrał wszystkie 6 meczy z beniaminkami Premier League. Co dotyczy Swansea, to jeszcze nigdy nie wygrali meczu na inaugurację sezonu, niezależnie od dywizji, w której grali. Poniedziałkowy mecz można zdecydowanie zaliczyć do najlepszego, jaki mieliśmy okazję oglądać na boiskach angielskiej ekstraklasy jednak chcący się liczyć w walce o mistrzostwo sąsiad United musi w przyszłości lepiej wykorzystywać kreowane sytuacje bramkowe.

W meczu West Bromich Albion – Manchester United obyło się bez niespodzianek. Obrońcy tytułu wygrali 1-2 na wyjeździe, między innymi po bramce Wayne'a Rooney'a z 13 minuty. W tym meczu świetnie zaprezentował się nowy nabytek United, Ashley Young, o którego podpis rywalizację przegrał Liverpool. Młody skrzydłowy zaliczył pierwszą asystę w sezonie, sprytnie unikając spalonego i podając do czekającego przed polem karnym Rooneya.. Przy bramce dla WBA nie popisał się natomiast David De Gea, który źle ocenił lot piłki zmierzającej do bramki po długim słupku. W ten sposób do przerwy gospodarze cieszyli się korzystnym wynikiem 1-1, po golu Longa. Zawodnicy Roya Hodgsona długo utrzymywali remis, bo aż do 81 minuty, kiedy strzało-podanie Ashleya Young'a zahaczyło po drodze Reida i trafiło do bramki gospodarzy. W ten sposób mecz zakończył się wynikiem 1-2, a po raz kolejny bohaterem meczu z udziałem United okazał się ich joker, Gol Samobójczy.

Mianem niespodzianki tej kolejki można określić mecz Stoke City z Chelsea, zakończony remisem 0-0. Mimo świetnej postawy The Blues nie udało im się zakończyć żadnej akcji golem. Najbliżej trafienia był Nicolas Anelka, który chcąc wrzucić piłkę w pole karne omal nie przelobował bramkarza. Strzał ten ostatecznie trafił w poprzeczkę, a powtórki pokazały, że lekko palcami dotknął tą piłkę bramkarz Stoke, Begovic. Z bardzo dobrej strony pokazał się Fernando Torres, który kilka razy świetnie dogrywał piłkę do partnerów oraz mijał rywali trafnymi dryblingami. Widać, że El Nino powoli wraca do formy sprzed kilku lat. Mimo miażdżącej przewagi gości, zarówno w posiadaniu jak i strzałach na bramkę, widać było, że drużyna Boasa wciąż szuka nowej koncepcji na grę i póki co opiera się na półśrodkach, które nie wystarczyły na pokonanie dobrze spisujących się gospodarzy.

SOBOTA (13.08.2011)

Blackburn 1 – 2 Wolves

20’ Formica M., 22’ Fletcher S.

Fulham 0 - 0 Aston Villa

Liverpool 1 – 1 Sunderland

12’ Suarez L., 57’ Larsson S.

QPR 0 - 4 Bolton

45’ Cahill G., 67’ Gabbidon D. (sam.), 70’ Klasnic I., 79. Muamba F.

Tottenham – Everton

mecz przełożony

Wigan 1 - 1 Norwich

21’ Watson B., 45’ Hoolahan W.

Newcastle 0 – 0 Arsenal

NIEDZIELA (14.08.2011)

Stoke 0 – 0 Chelsea

West Brom 1 – 2 Manchester Utd

13’ Rooney W., 37’ Long S., 81’ Reid S. (sam.)

PONIEDZIAŁEK (15.08.2011)

Manchester City 4 - 0 Swansea

57’ Dzeko E., 68’ Aguero S., 71’ Silva D., 90’ Aguero S.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Stefan Bajcetic o powrocie do gry  (0)
06.05.2024 18:57, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Rodzinne miasto Slota wierzy w jego sukces  (0)
06.05.2024 18:36, B9K, Sky Sports
Elliott graczem meczu z Tottenhamem  (0)
06.05.2024 17:49, AirCanada, własne
Skrót meczu  (0)
06.05.2024 13:45, Piotrek, liverpoolfc.com
Stu: Gakpo potrzebuje pewności siebie  (1)
06.05.2024 10:06, Loku64, thisisanfield.com
Keane: Jako zawodnik chciałbym grać dla Kloppa  (1)
06.05.2024 09:44, Ad9am_, Liverpool Echo