AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1037

Okiem Scousera - część XXXI


Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś swoją uwagę skupimy na selekcji, której dokonał Dalglish na mecz z Arsenalem oraz przeanalizujemy sytuację w defensywnej formacji Liverpoolu, która świetnie zaprezentowała się właśnie w tym meczu.

Mądrość Króla

Zeszłotygodniowy mecz z Sunderlandem nie ułożył się Liverpoolowi tak jak tego oczekiwano. Mimo dogodnych sytuacji podopieczni Dalglisha nie dobili rywala drugą bramką, a w zamian stracili dwa punkty. Pomyłki i słabości wydawały się oczywiste i już w sobotę na Emirates Stadium mogliśmy zobaczyć jak Liverpool odrobił lekcje i wyciągnął wnioski z poprzedniej kolejki. Dwie zmiany w składzie miały znaczący wpływ na to, że zespół był nie do przejścia, nawet dla zdziesiątkowanego Arsenalu.

Ile razy oglądaliśmy za czasów Beniteza czy nawet Hodgsona jak zawodnik bez formy gra tydzień w tydzień? Przed tygodniem zawiedli młodziutki Flanagan i niewiele starszy Henderson jako prawoskrzydłowy. Do tego wbrew zaleceniom fizjoterapeutów mecz rozpoczął w wyjściowym składzie Luis Suarez, który musiał być zmieniony w momencie, kiedy jego energii najbardziej potrzebowaliśmy do odzyskania prowadzenia. Chociaż gołym okiem widać było te problemy, niekoniecznie musiał zgadzać się z tym trener. Wielokrotnie widzieliśmy i jako kibice domagaliśmy się zmian personalnych w składzie, a jednak menager uparcie trzymał się swojego planu, chociaż niekoniecznie słusznie.

Kenny potrafił składem na sobotnią potyczkę przyznać się do błędu i prawą stronę oddał w ręce (a raczej nogi) Kelly’ego oraz Kuyta, a ku uciesze klubowych lekarzy Suarez rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych. Przede wszystkim gra Martina na prawej obronie okazała się brakującym elementem w naszej grze defensywnej. Cały blok obronny grał niemal perfekcyjnie, nie pozwalając Arsenalowi na grę, z której są sławni. Nasze pole karne odwiedzali jedynie przy okazji stałych fragmentów gry i zmuszeni byli szukać swoich szans w strzałach z dystansu, co kontrastowało z ich stylem gry. Jedynie raz zdołali przedrzeć się blisko Reiny, kiedy sędzia z sobie tylko znanych powodów pozwolił Arszawinowi taranować Kelly’ego, czym mógł uczynić nam niezłego psikusa.

Tak, Arsenal nie przypominał tej drużyny, z którą remisowaliśmy zadowoleni po 102 minutach w zeszłym sezonie. Odeszli Fabregas, Clichy, Eboue, kontuzjowani lub zawieszeni byli Song, Gervinho, Wilshere, Rosicky, Gibbs, Djourou, Diaby, a do tego szybko boisko musiał opuścić Koscielny. Jednak ciągle grali u siebie, mieli na boisku groźny skład, a przede wszystkim na złą sytuację kadrową mogli reagować transferami, ale przez całe lato zdołali kupić Gervinho i oczywiście młode talenty. Tak, na przyszłość! Poza tym nie zapominajmy, że na wiosnę graliśmy tam mając na bokach obrony juniorów Robinsona i Flanagana, w środku Spearinga, a z ławki wchodził jeszcze Shelvey. My wtedy mogliśmy stanąć na wysokości zadania, więc nie szukałbym wielu usprawiedliwień złego wyniku ze strony Arsenalu z powodu gry Frimponga, Miquela, Jenkinsona czy Lansbury’ego.

Oczywiście w pełnym zestawieniu o zwycięstwo byłoby nam trudniej. Tak samo jakby Arsenal grał cały mecz w jedenastu lub sędzia boczny machnął chorągiewką przy pierwszej bramce dla Liverpoolu. Tylko, że to puste gadanie nie ma sensu, bo tego co się stało nie da się już zmienić. Liverpool w końcu zademonstrował siłę swojego składu, kiedy Kenny przeprowadził zabójczą podwójną zmianę w 70. minucie spotkania. Liverpool był silniejszy, dokładniejszy i lepiej zorganizowany, chociaż to początek dopiero zgrywania się nowego zespołu, który kształtuje właśnie Dalglish. Jest to szeroka kadra, w której konkurencja będzie napędzać lepszą grę. Kelly wiedział, że Flanagan jest już poważnym jego rywalem, a za chwilę wróci jeszcze Johnson, więc musiał ciężko zapracować najpierw na szansę w sobotnim meczu, a potem w jego trakcie na pozostanie w składzie. To samo tyczy się Kuyta, który nie przywykł do oglądania meczów z boku boiska lub Meirelesa, który napędzał nasze ataki wiosną, a teraz musi się potwierdzać, wchodząc na ostatnie minuty. Może nie mamy dwóch klasowych graczy na dosłownie każdą pozycję, ale wystarczającą ich liczbę, żeby mieć multum możliwości i wciąż mieć kilka asów w rękawie w postaci cennych zmienników w rezerwie.

Chociaż plan Kenny’ego jest jeszcze w fazie wczesnej realizacji, pierwsze zwycięstwo nad Arsenalem od kiedy wyprowadzili się z Highbury powinno dać spory zastrzyk zaufania i pewności siebie. Jedni nowi zawodnicy szybciej wkomponowują się w zespół, inni dłużej, ale widocznie wszyscy idą w dobrym kierunku. Nie ma tutaj mowy o żadnej wpadce jak z Morientesem czy Keanem. Enrique niczym Suarez od razu wskoczył na wysoki poziomi. Downing z Adamem grają porządnie, ale wiadomo, że potrafią lepiej, a Henderson jako najmłodszy ma większy kredyt zaufania, chociaż z Arsenalem wypadł już przyzwoicie. Ten projekt wymaga czasu i z każdym kolejnym tygodniem będzie się rozpędzał, miejmy nadzieję bez negatywnego wpływu na nasze wyniki. Skupienie się wyłącznie na lidze bez przeszkadzających europejskich rozgrywek drugiego gatunku może okazać się zbawienne dla tej drużyny. To zespół przede wszystkim dobrze czujący się w realiach angielskiej piłki w odróżnieniu od ekipy Beniteza. Teraz przy przeważnie jednym meczu tygodniowo nie ma mowy o oszczędzaniu sił i jest cała masa czasu na przygotowania do kolejnych spotkań. Okoliczności są najlepsze z możliwych, żeby zgrywać nowych piłkarzy i ćwiczyć nowe zagrania czy ustawienia. To jest właśnie czas na budowanie jedności i stylu gry grupy zawodników, która zbudowana jest na starych ruinach, a wzmocniona nowymi elementami zdobytymi poprzez rozbicie pokaźnej skarbonki.

Siła tkwi w defensywie

Kiedy podczas letnich sparingów Liverpool tracił średnio trzy bramki na mecz zaczęto bić na alarm, żeby zainwestować teraz również w obronę, bo sytuacja robi się tragiczna. Nagle Carragher okazywał się za stary, Agger za szklany, a Skrtel za mało vidicowaty. Już nie mówiąc o bokach obrony, gdzie dominują młodzi wychowankowie oraz podatni na urazy Aurelio czy Johnson. Niewykluczone, że Liverpool ciągle jest na rynku w poszukiwaniu środkowego obrońcy lub szuka klubów dla kilku obecnych zawodników tylnej formacji, ale dwa pierwsze spotkania pokazały, że raczej to były przedwczesne ataki paniki niż zasłużona ocena rzeczywistości.

Ogólnie letnie mecze niewiele czasami mówią o zespole. Ciągle należy powtarzać, że głównym ich celem jest przygotowanie fizyczne graczy, żeby nie wywoływać fali entuzjazmu czy strachu po każdym wyniku z mniej lub bardziej egzotycznym przeciwnikiem. Chociaż graliśmy różnymi bramkarzami, przeróżnymi zestawieniami w obronie czy pomocy to ilość traconych bramek wprowadziła niepokój na tyle silny, że zaczęto przepowiadać nam katastrofę ze względu na tą formację. Jednak kiedy przyszedł czas poważnych spotkań szybko zanegowaliśmy wiele takich tez. Chociaż straciliśmy bramkę z Sunderlandem po fatalnym indywidualnym błędzie w kryciu Flanagana to ogólnie nie byliśmy łatwym kąskiem dla Kotów czy Kanonierów (a może raczej armatek?). Jedynie młody wychowanek nie może być dumny ze swojego występu, ale takie jest właśnie ryzyko stawiania na tak niedoświadczonych zawodników.

Tymczasem Carragher udowadnia, że ciągle nie łatwo komukolwiek będzie mu dorównać w czytaniu gry i przerywaniu ataków w ostatnich momentach. Może i nie wyprowadza swobodnie piłki długimi rajdami przez środek pola, może za często decyduje się na długie zagrania, może czasami nie musi wybijać piłki wściekle w aut, ale wyrwijcie ten element układanki a wszystko może paść jak domek z kart. Dlaczego? Ponieważ jest on prawdziwym liderem, który dowodzi całą formacją, a jednocześnie daje przykład pasji i poświęcenia. To prawdziwy skarb w środku obrony i jeśli tylko ma obok kogoś tak technicznie zaawansowanego jak Agger, nasza gra na tyłach staje się niemal kompletna. A przecież ciągle jest Skrtel, który udowodnił, że zawsze można na niego liczyć i rzadko kiedy zawiedzie.

Jeżeli jednak chcemy być naprawdę konkurencyjni w każdym punkcie brakuje nam odpowiedniego czwartego stopera. To nie może być Kyrgiakos, który i tak zaskakująco dobrze nas reprezentował dotychczas. To nie może być Wilson, który sam nie jest pewny co tutaj robi. To nie może być również żaden młodzik, bo jeden błąd zrzuciłby na niego za dużą presję. Wciąż pozostało kilka dni okienka transferowego i jak pokazał styczeń trzeba wyczekiwać nawet ostatnich minut do jego zamknięcia.

Jak wygląda sytuacja na bokach obrony? Dobrze jak nigdy wcześniej. Enrique z miejsca rozkochał w swojej grze fanów, kiedy poza znanymi już jego ofensywnymi walorami okazał się kompletnie nie do przejścia w obronie. Aurelio choćby nie grał miesiąc z powodu kontuzji paznokcia w czwartym palcu u lewej nogi to z miejsca potrafiłby zatrzymać C. Ronaldo. Robinson to melodia przyszłości, a ciągle w klubie jest przecież jeszcze Insua. Na prawej Johnson wcale nie może czuć się pewnie. Chociaż z piłką przy nodze wygląda raczej jak skrzydłowy to jednak silnie na niego naciska Kelly, który może w ciągu kilku lat także utrudniać mu życie w reprezentacji. Chociaż akcje Flanagana spadły po bramce Larssona to niezaprzeczalny jest jego potencjał. Konkurencja o te dwa miejsca na bokach obrony wydaje się więc największa w zespole. W czasach, kiedy pozycje te stały się kluczowe, ta rywalizacja może przynieść wiele korzyści drużynie.

Nie wolno jednak zapominać, że gra defensywna nie ogranicza się jedynie do czterech piłkarzy. Posiadanie takiego bramkarza jak Reina jest znacznym ułatwieniem, ale także inteligentna gra Lucasa pozwala nam unikać większej liczby ataków. Ważne jest znalezienie odpowiedniego balansu pomiędzy atakiem i obroną, więc posiadanie zawodników dobrze czujących się w tych dwóch przeciwnych aspektach gry jest cennym atutem. Pracowity Downing jest znacznie pożyteczniejszy niż jedynie atakujący Babel. Grający pressingiem Suarez daje nam obecnie więcej niż mało ruchliwy Torres z ostatnich jego miesięcy w klubie. Wciąż nie wiemy czy obecna drużyna jest w stanie odnaleźć na stałe ten balans, ale wydaje się, że obecni zawodnicy dobrze rokują w tej kwestii. To jest klucz do tego, żeby w maju chwalono nas przynajmniej za skuteczną grę w obronie, a Pepe odzyskał swoje złote rękawice.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Stefan Bajcetic o powrocie do gry  (0)
06.05.2024 18:57, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Rodzinne miasto Slota wierzy w jego sukces  (0)
06.05.2024 18:36, B9K, Sky Sports
Elliott graczem meczu z Tottenhamem  (0)
06.05.2024 17:49, AirCanada, własne
Skrót meczu  (0)
06.05.2024 13:45, Piotrek, liverpoolfc.com
Stu: Gakpo potrzebuje pewności siebie  (1)
06.05.2024 10:06, Loku64, thisisanfield.com
Keane: Jako zawodnik chciałbym grać dla Kloppa  (1)
06.05.2024 09:44, Ad9am_, Liverpool Echo