LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1247

Mój wyjazd do Liverpoolu


Zawsze miło jest w końcu trafić do domu po dłuższym czasie. W ostatnią sobotę mi się ta sztuka udała, chociaż musiałem czekać na to prawie 19 lat. Krótko mówiąc, byłem jednym z 44 737 kibiców na Anfield w meczu z Aston Villą. Brzmi dumnie.

Do swojego debiutu zabierałem się od kilku lat. Najtrudniejszy jak zwykle jest pierwszy krok, a taki wykonałem w lipcu, kiedy to zakupiłem „membershipa”. Niestety nie wiedziałem, że sprzedaż biletów na pierwszą część sezonu rusza już na następny dzień, dlatego nie będąc przygotowanym, odpuściłem, stwierdzając, że dopiero w listopadzie zaatakuję wirtualną kolejkę. Tak też się stało i choć miałem już w koszyku bilet na spotkanie z Arsenalem, to jednak z ograniczoną widocznością, a i termin dużo mniej mi odpowiadał. W związku z tym trzymałem się planu wyjazdu na Aston Villę. Bez większych problemów zaklepałem miejsca w trzecim rzędzie na trybunie Anfield Road Lower. Bajka.

Czas do stycznia zleciał niesamowicie szybko. W międzyczasie jeszcze lot, hotel i uzbieranie czegoś na wydatki, bo ciężko przecież nic nie kupić w sklepiku na stadionie. 17 stycznia przed północą wylądowałem w mieście posiadającym najpiękniejszy obiekt piłkarski na świecie, a następnie odliczałem już tylko godziny do rozpoczęcia starcia. Angielskie śniadanko, koszulka Coutinho, czapeczka, szaliczek i w drogę. Początkowo wybrałem się do centrum, gdzie dało się odczuć atmosferę meczu, gdyż co druga czy trzecia osoba miała na sobie coś czerwonego. Około 15 nadszedł ten moment. Ujrzałem Anfield… i pierwszy raz przetarłem oczy.

Spodziewałem się świetnego klimatu wokół stadionu, ale to wszystko przeszło moje oczekiwania. Liczba sklepików czy pubów jest po prostu kosmiczna i można odnieść wrażenie, że to miasto ma jeden sens życia. Życia dla Liverpool Football Club. Asortyment oficjalnego sklepu znałem akurat doskonale, więc jedyną rzeczą, jaka mnie zaskoczyła były… plakaty i kubki Joego Cole’a na dolnej półce w jednym z rogów. Oczywiście nie muszę dodawać, że plakat wisi już nad moim łóżkiem, a herbaty nie wypiję w niczym innym, niż właśnie w tym kubku. Na kolejne zaskoczenia nie trzeba było długo czekać. Najpierw zachwyciła mnie magia the Park Pub, który znajduje się tuż przy stadionie. Nie wnikam w to, ile osób nie dotarło stamtąd na mecz z powodu nadmiernej ilości piwa, ale to, co tam się dzieje jest po prostu nie do opisania. Polecam zresztą obejrzeć moje nagranie.

Jakimś cudem w porę wydostałem się na zewnątrz (nie to, żebym narzekał) i skierowałem się prosto na trybunę. Przechodząc obok wejścia dla VIP-ów, nagle zauważyłem spore zamieszanie na parkingu. Podszedłem więc, będąc ciekawskim i kogo ujrzałem? Mamadou Sakho! Tak, ta bestia właśnie w tym momencie podjechała swoim imponującym czołgiem. Nie zdołałem zrobić dobrego zdjęcia, bo dwójka ochroniarzy szybko znalazła się przy nim, ale i tak całkiem przyjemnie było mieć go na wyciągnięcie ręki.

Chwilę potem nie tylko Sakho był na wyciągnięcie ręki, a wszyscy zawodnicy. Co prawda w trakcie rozgrzewki przez ponad pół godziny przed nosem cały czas przelatywał mi… Brad Guzan, ale zawsze coś. Tuż przed pierwszym gwizdkiem odśpiewano oczywiście magiczne You’ll Never Walk Alone (również do zobaczenia tutaj). Na tym skończyła się sielanka, gdyż jak wiadomo, the Reds nie rozegrali zbyt imponujących zawodów. Całe szczęście jeszcze przed przerwą do siatki trafił Sturridge. Po karnym Gerrarda liczyłem, że to będzie wymarzone 3:2 w moim debiucie na Anfield, ale tego dnia gra się ewidentnie nie kleiła. Końcowy gwizdek oznaczał powolny powrót do hotelu i rzeczywiście taki był, ponieważ zdecydowałem się na spacer. Nie dość, że trwał on ponad godzinę, to jeszcze w połowie drogi zaczął padać deszcz. No ale w Liverpoolu nawet deszcz jest przyjemny. Uświadomiłem sobie także, że nie wiem, kto strzelił pierwszego gola dla Aston Villi i kto asystował przy bramce Sturridge’a. Przez te emocje przestałem dostrzegać podstawowe rzeczy, ale stwierdziłem, że nie ma jednak w tym nic dziwnego.

W Liverpoolu zostałem jeszcze na dwa dni, szwędając się po mieście między innymi śladami Beatlesów. Ogólnie rzecz biorąc zaskoczył mnie fakt, że w przeciągu całego weekendu w centrum miasta widziałem maksymalnie trzech kibiców Evertonu. Pomyślałem, że jeśli dwie godziny przed ich poniedziałkowym meczem z West Bromem na wyjeździe pojadę na Goodison Park, to przynajmniej tam znajdę większe zbiorowisko. Nic z tego. Cisza kompletna, żadnych pobliskich pubów i nawet oficjalny sklepik zamknięty już o godzinie 18. A sam stadion, jakby to delikatnie powiedzieć, również średnio atrakcyjny.

We wtorek w Polsce przywitał mnie śnieg i wtedy tak naprawdę do mnie dotarło, skąd wróciłem i że spełniłem swoje marzenie. Dla większości fanów było to kolejne zwykłe spotkanie, nawet raczej okazja do napicia się i pośpiewania w pubie. Dla mnie jednak coś szczególnego i to jest właśnie niesamowite w naszym praktycznie wiecznym kibicowaniu na odległość. Bo kiedy już znajdziemy się na miejscu, to aż ciężko nam w to uwierzyć. Wszystkim Wam życzę, żebyście także doświadczyli tego na własnej skórze. W końcu za rok powrócą europejskie wieczory!

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (13)

faanka 24.01.2014 20:59 #
ja się szykuję na wrzesień 2015! :)
dymos 24.01.2014 21:12 #
Eee tam, z tym Goodison przesadziles. Swietny stadion, na mnie zrobil wrazenie. Czuc angielski klimat. Pewnie w dniu meczu jest rownie swietnie, co pod Anfield.
Krzychu1003 24.01.2014 21:12 #
Ile ja bym dał żeby kiedyś pojechać na Anfield.
graund 24.01.2014 21:20 #
Swietny artykul. Przypomnialy mi sie moje pierwsze chwile na tym stadionie i oczywiscie YNWA. Gratuluje spelnienia marzen a nastpnym razem polecam pojechac do Melwood bo mozna dostac autograf albo nawet strzelic sobie fotke.
Oski_LFC 24.01.2014 21:24 #
@graund - Wiem, wiem, że warto do Melwood, ale właśnie mam zamiar się tam wybrać następnym razem. Zawsze coś nowego, a nie znów tylko mecz na Anfield... :D
Five 24.01.2014 21:50 #
Oski jedno pytanie... dlaczego akurat Joe Cole?? :)
Oski_LFC 24.01.2014 21:54 #
@Five - Z tym plakatem nad łóżkiem i kubkiem na herbatę to żart przecież, chyba dało się wyczuć. A dlaczego cały czas akcesoria z nim są w sklepiu, to sam nie wiem ;)
hoster 24.01.2014 22:04 #
No ale w Liverpoolu nawet deszcz jest przyjemny.

Normalnie Deja vu. Jak ja byłem pod stadionem i się rozpadało to tak jak by nowe czyste powietrze do mnie dotarło:D Fajnie czytać jak ktoś czerepie przyjemność z takich wydawało by się zwykłych rzeczy. Na meczu nie byłem ale coś tam wiem:) W każdym razie Oskar gratuluje i zazdroszczę, może mecz z AV nie był idealny ale jednak to mecz na Anfield. :)
Five 24.01.2014 22:20 #
No właśnie na początku myślałem że to żart, ale potem mi przyszło do głowy że przecież swojego czasu nawet Paul Konchesky, też z tego okresu miał tutaj swoich jawnych wielbicieli więc myślałem że to może jeszcze jakaś pozostałość po fascynacji JC z czasów jego gry w Chelsea ;) tak czy owak Oski SZACUN za spełnione marzenie bo ja pamiętam moją pierwszą wizytę na Camp Nou w 2008 roku jako że Barcelonie od wielu lat kibicuję i też kiepsko trafiłem bo zremisowali z Espanolem 0:0, ale ten widok stadionu po wejściu na trybunę pozostaje przed oczami do końca życia...
Arvedui 24.01.2014 23:01 #
Asortymenty z Cole'em są w sklepiku, bo nie ma na nie popytu i zostały na stanie...
jusup 24.01.2014 23:13 #
Oczywiście ,że Goodison Park nie jest taki zły, robi wrażenie właśnie starego angielskiego stylu. Sam nie byłem nigdy tam w dniu meczu, ale mam znajomego, który objazdem wybrał się i tu, i tu i potwierdzał, że czuje się to coś. A jak nie ma meczu, to i w okolicach Anfield wiatr hula (mieszkałem kiedyś nawet chyba przez tydzień w hoteliku na Anfield Road, to poczułem klimat)
Choć oczywiście samo Anfield i świadomośc czym ono jest i co tu się działo przebija wszystko inne w Liverpoolu (no, może Mathew Street da radę się obronić ;) ).
A Liverpol rzeczywiście bardzo lubię - śmieszne, bo bywam tam tylko na meczach, ale jest to jedno z tych miejsc, w których czuję się "u siebie". Nawet nie to, że znam w nim wszystko,bo absolutnie nie, ale... Ale po prostu to jest to coś. Kibicowanie to jednak sympatyczny nałóg :) Notabene nie tylko LFC na mnie tak działa, jest jeszcze jedno miesjce wswiecie, gdzie podobny efekt obserwuję ;)
fellipe1892 24.01.2014 23:40 #
wiem co czujesz , byłem na swoim pierwszym meczu z WestBrom i doświadczyłem hat-trick Suareza, magia totalna, dreszcze mam jak sobie przypominam, gratulacje
lineker 25.01.2014 07:27 #
Pamiętam jak po całej nocy w podróży doczłapałem się przez pomyłkę pod Goodison Park. Było to w dniu meczu kiedy spuściliśmy Newcastle do niższej ligi. Nie mogłem uwierzyć ze te stadiony są tak blisko siebie. Mnie tam się Goodison też podobał. Mecz wygraliśmy 3-0 a paradoksem dla mnie bylo to ze bramki w tym meczu strzelili wszyscy zawodnicy których wtedy nie trawiłem Kuyt Yoshi i Lucas. Zresztą Lucasa dalej nie trawie. Anfield jest magiczne i cieszę się ze Liverpool nadal właśnie tam będzie rozgrywał swoje mecze. Obiecałem sobie ze jeszcze tam wrócę ale gdyby się tak stało że nie , to i tak nigdy nie zapomnę magii tamtego miejsca i oczywiście tego ich śmiesznego akcentu.

Pozostałe aktualności

Elliott podsumowuje sezon  (0)
04.05.2024 21:12, BarryAllen, liverpoolfc.com
Postecoglou przed meczem z Liverpoolem  (0)
04.05.2024 15:03, Mdk66, Sky Sports
Klopp: Mogą mnie skreślić z listy abonentów  (2)
04.05.2024 14:36, B9K, thetimes.co.uk
Liverpool - Tottenham Hotspur: Wieści kadrowe  (0)
04.05.2024 11:55, Wiktoria18, liverpoolfc.com
Wczorajszy trening - wideo  (0)
03.05.2024 20:18, Piotrek, liverpoolfc.com
Klopp: Nie ma już żadnej presji  (7)
03.05.2024 16:17, Bartolino, liverpoolfc.com
Statystyki przed meczem z Tottenhamem  (0)
03.05.2024 12:21, Fsobczynski, liverpoolfc.com