LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1044

Od Carnlough do Ligi Mistrzów


Brendan Rodgers podpisał dzisiaj nowy długoterminowy kontrakt z Liverpool Football Club czym związał się z Anfield na przyszłe lata. Pora na przypomnienie sobie historii z życia menedżera the Reds.

Rodgers urodził się 26 stycznia 1973 roku w Carnlough w Irlandii Północnej. Edukował się w Ballymena. Tam też zaczął swoją piłkarską karierę w zespołach młodzieżowych.

W 1990 przeprowadził się do Anglii, do Reading. Jego zawodnicza kariera musiał zostać zawieszona przez kontuzję i Rodgers nie zaliczył ani jednego występu na angielskiej ziemi przez rok spędzony w klubie. Pomimo tak smutnego końca przygody z murawą, boss Liverpoolu nie dopuszczał możliwości życia poza futbolem.

Chciał wrócić do gry w innej roli i w 1995 zgłosiło się po niego właśnie Reading. Rodgers spędził następne dziewięć lat jako menedżer klubowej akademii. Obserwował utalentowanych zawodników, którzy często byli niewiele młodsi od niego samego.

Potem, w 2004 roku, człowiek, który przez prawie dekadę wypatrywał i zajmował się talentami piłkarskimi, sam został uznany za talent trenerski przez nikogo innego, tylko the Special One.

José Mourinho dostrzegł w Rodgersie potencjał i sprowadził go do Chelsea, żeby odegrał rolę w rewolucji Romana Abramowicza. Do 2006 roku, północnoirlandzki szkoleniowiec piął się w górę i został trenerem rezerw w Cobham.

Dwa lata później Rodgers wykonał kolejny krok w przód. Wcześniej jednak musiał wykonać jeden wstecz. Znalazł się w Championship, konkretnie w Watford. Szerszenie zatrudniły go w miejsce Aidy’ego Boothroyda i Rodgers przejął pracę po tymczasowym menedżerze, Malkym Mackayu.

Statek Watford został opanowany po burzliwym początku kampanii 2008/2009 i skończył rozgrywki na 13. miejscu w ligowej tabeli.

Później czekał na Rodgersa powrót do znanych rejonów. Reading, do którego trafił jako młody gracz, potem jako młody trener, poprosiło młodego menedżera o pomoc.

Pomimo dobrego początku sezonu, Rodgers odszedł z klubu w grudniu 2009. Siedem miesięcy później wrócił do menedżerki. Tym razem do Swansea.

Swansea w rok awansowało do Premier League. Był to pierwszy walijski zespół grający w ekstraklasie od czasów jej reformy w 1992 roku.

Rodgers doprowadził Łabędzie do trzeciego miejsca w Championship. Zespół ten imponował fanom na całym świecie swoją statystyką posiadania piłki.

Później przyszedł czas na pokonanie Nottingham Forrest 3:1 w półfinale fazy pucharowej, a następnie mecz z Reading na Wembley 30 maja, 2011 roku.

Hat-trick Scotta Sinclaira dał zespołowi Rodgersa wygraną 4:2 i umożliwił drużynie awans do Premier League.

Jeśli ktokolwiek myślał, że to był przypadkowy wyskok, Łabędzie poszły o krok dalej, jeśli chodzi o wzbudzanie podziwu u postronnych.

Po awansie do ekstraklasy, styl Swansea był swego rodzaju rewelacją wśród obserwatorów.

Płynny, rozrywkowy styl, który opiera się na agresywnym pressingu i posiadaniu piłki, stawiający na pełne skupienie i jak najszybsze odzyskanie futbolówki, sprawił, że oglądający Premier League byli oczarowani od początku do końca.

Beniaminki często wchodziły do ekstraklasy i na początku grały dobrze. Odnosili kilka pamiętnych zwycięstw i zajmowali miejsca, o których na początku nikt nie myślał. Swansea tyczyło się to samo. Skończyli kampanię 2011/12 na 11. lokacie.

Ale niewiele, jeśli jakiś w ogóle, zespołów awansowywało i w pierwszym sezonie w lidze imponowało tak kulturalnym stylem gry w tak ciągły sposób.

To udało się Łabędziom. Eksperci wskazywali na podobieństwo ich filozofii do tej znanej z Barcelony.

W tym sezonie wzrosła reputacja Rodgersa. Uważało się go za jednego z lepszych młodych menedżerów w futbolu. Nic dziwnego, że Liverpool się nim zainteresował po zwolnieniu Kenny’ego Dalglisha.

Rodgers rozpoczął rządy na Anfield 1 czerwca. Klub miał wrócić na wyżyny angielskiej i europejskiej piłki.

The Reds potrzebowali sześciu spotkań, żeby wygrać w lidze po raz pierwszy pod wodzą nowego menedżera, w północnoirlandzki trener pokładał dużą wiarę w młode talenty, takie jak Raheem Sterling, Suso i Andre Wisdom. Widoczna też była zmiana stylu gry zespołu.

Dzięki ofensywnej filozofii, imponować mogli Luis Suárez, zdobywca 30 goli we wszystkich rozgrywkach w sezonie 2012/2013, i Steven Gerrard, który znakomicie był wykorzystywany przez trenera.

Liverpool wyszedł z grupy w Lidze Europy i zimą skład wzmocnili Philipppe Coutinho i Daniel Sturridge, którzy pomogli zespołowi zająć ostatecznie siódme miejsce w Premier League.

Projekt 41-latka trwał przez lato 2013, kiedy to otwarło się gorące okienko transferowe, a boss przemodelowywał skład przed następnym sezonem i chęcią zapewnienia klubowi miejsca w Champions League.

W sierpniu 2013 mówiono tylko o awansie do europejskiej elity i miejsce w czołowej czwórce Premier League brano w ciemno.

Przed sezonem Liverpool odwiedził Preston, Indonezję, Australię, Tajlandię, Norwegię i Dublin. Pomiędzy tymi zdarzeniami odbył się jeszcze benefis Stevena Gerrarda. The Reds wygrali sześć razy z rzędu, stracili tylko jednego gola, a przegrali dopiero z Celtikiem w meczu, w którym do pełnej sprawności powrócił Daniel Sturridge.

Napastnik doznał urazu na zgrupowaniu reprezentacji zamykającym poprzedni sezon, ale skorzystał ze swojej naturalnej siły, żeby wbrew oczekiwaniom lekarzy powrócić do gry 17 sierpnia na otwierający zmagania ligowe mecz ze Stoke City na Anfield.

Luis Suárez nie był dostępny na pierwszych sześć meczów, więc numer 15 the Reds postanowił wziąć strzelanie bramek na swoje barki. Zaimponował kontrolą piłki i wykończeniem w meczu z Aston Villą, strzelił dwie bramki z Notts County w pucharze ligi i zdobył gola głową w meczu z Manchesterem United, dzięki któremu Liverpool wygrał 1:0. Spotkanie to odbyło się w 100. rocznicę urodzin Billa Shankly’ego.

Sturridge i Suárez strzelili 9 z 10 goli Liverpoolu w meczach z Sunderlandem, Crystal Palace i West Bromwich Albion. Zrozumienie pomiędzy dwójką napastników było widoczne w meczu z Newcastle United, kiedy to Anglik uratował remis 2:2.

Ówcześny lider, którym był Arsenal, delikatnie zbił Czerwonych z pantałyku na początku listopada, ale i tak każdy z tamtego miesiąca pamięta derby Merseyside na Goodison Park, o których wieść obiegła cały świat.

Goście dwa razy wyszli na prowadzenie, ale w końcówce sami musieli gonić wynik. Sturridge, który wszedł z ławki w ostatnich minutach, przeskoczył wszystkich w polu karnym i idealnie wykorzystał dośrodkowanie Gerrarda z rzutu wolnego i dał wyrównanie.

Frustrująca porażka z Hull City przyszła później, ale pewność siebie nie została przez to osłabiona. Trzy dni później, Luis Suárez samodzielnie rozmontował Norwich City pokonując bramkarza Kanarków cztery razy. Kto nie pamięta niesamowitego gola z około 40 metrów?

Od tamtego czasu, zespół Rodgersa był na fali wznoszącej. Suárez zdobywał po dwie bramki gdy West Ham przyjechał na Anfield, Tottenham został zdemolowany i siebie i Cardiff City nie znalazło sposobu na zatrzymanie ówczesnego lidera. The Reds w święta cieszyli się z pierwszego miejsca w tabeli.

Następnie przyszły wyjazdowe mecze z Manchesterem City i Chelsea w odstępie trzech dni. Obydwa starcia zostały przegrane przez Liverpool, obydwa w pechowych okolicznościach. Rodgers głowił się podczas nich nad najróżniejszymi wariantami taktycznymi i nic to nie dało. Jednakże miał spokój od opłakiwania porażek na najbliższe 119 dni.

Swego rodzaju zemstę wystosowano na Hull w pierwszym meczu w roku 2014. Nie tylko rok się wówczas zmienił, ale też gracze posyłani na plac boju. Gerrarda zmieniono w defensywnego pomocnika, Coutinho stał się walczakiem środka pola, Raheem Sterling grał tak, że boss nazwał go „najlepszym młodym zawodnikiem w Europie”, a Jon Flanagan urósł do rangi jednego z pewniaków.

Wtedy też zaczęło padać dużo bramek. Britannia Stadium zostało w końcu zdobyte i to w widowiskowym stylu, a naczelni dostarczacze rozrywki w lidze nie zawiedli także, gdy Everton przyjechał na drugą stronę Stanley Park.

Główka kapitana, dublet Sturridge’a i solowa akcja Suáreza sprawiły, że tylko czerwona część miasta cieszyła się tamtego wieczora.

8 lutego także był ważnym dniem w sezonie Liverpoolu. Znajdujący się w wysokiej formie Kanonierzy, liderzy Premier League, zawitali na Anfield, ale jakiekolwiek głosy o uczciwym i równym starciu ucichły po 20 minutach. Arsenal nie nadążał za Liverpoolem i nie mógł poradzić sobie z kreatywnością Liverpoolu. Zespół północnoirlandzkiego szkoleniowca wyglądał jak uosobienie tego, o czym mówił on sam 18 miesięcy wcześniej. Mecz zakończył się wynikiem 5:1.

Ten dzień rozpoczął serię 11 zwycięstw the Reds. Drużyna Rodgersa z chcącej grać w Lidze Mistrzów, stała się jednym z faworytów do zdobycia tytułu. Arsenal, Fulham, Swansea City, Southampton, United, Cardiff, Sunderland, Tottenham, West Ham, Manchester City, Norwich. Wszyscy pokonani. Kibice mogli marzyć. Możliwość zdobycia pierwszego tytułu od 24 lat była coraz większa, a lista pozostałych spotkań do rozegrania była coraz mniejsza.

Gerrard był w centrum wszystkiego. Zwycięski gol na Craven Cottage, dwa karne strzelone na Old Trafford, gol z wolnego w meczu z Sunderlanem, kolejne dwie jedenastki dające zwycięstwo nad Młotami. To tylko niektóre z dokonań 33-latka. Był kręgosłupem jedenastki Rodgersa, która pokonała City 3:2 dzięki bramce Coutinho.

Klubowa „armia kibiców” (termin wymyślony przez Rodgersa) dochdziła do swojego crescendo przy okazji meczu z Chelsea. Wtedy w życie wszedł najgorszy z możliwych scenariuszy. Kapitan sprezentował Dembie Ba piłkę, dzięki czemu londyńczycy wyszli na prowadzenie i ostatecznie przerwali świetną passę the Reds.

Później przyszedł czas na wyjazdowy mecz z odrodzonym i niebezpiecznym Palace. Widać było, że iskra powróciła. Rozegrano godzinę na Selhurst Park, goście prowadzili 3:0 i chcieli strzelać więcej bramek. Podopieczni Tony’ego Pulisa mieli jednak inny pomysł i odrobili straty. Przez ten remis, wszystkie karty znalazły się w rękach City.

Marzenie Stevena Gerrarda, którym jest podniesienie tego jednego trofeum, nie było mrzonką w ostatni dzień sezonu. Drużyna Rodgersa zrobiła swoje i pokonała Newcastle 2:1 po odrobieniu straty z pierwszej połowy.

Niestety na Etihad Stadium nie doszło do niespodzianki. City też zrobiło swoje i zostało mistrzem. Gdy the Reds wybrali się na rundę honorową wokół murawy Anfield, czuć było pozytywną aurę.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

PiotrekLFC8Gerro 27.05.2014 07:58 #
Widzę, że jedziemy z propagandą chroniącą Gerrarda od oskarżeń o zawalenie w kluczowym momencie :P
"Przez ten remis, wszystkie karty znalazły się w rękach City." - serio? bez jaj, przecież ten remis nie miał ŻADNEGO znaczenia :D wszystko jebło w meczu z Chelsea, wszystko już wtedy było w rękach City. Ach ta oficjalka... :D

Pozostałe aktualności

Jaros z Pucharem Austrii  (1)
02.05.2024 13:27, Ad9am_, liverpoolfc.com
Wieść, na którą John W. Henry czeka od lat  (4)
02.05.2024 10:54, Bartolino, Liverpool Echo
Koniec sezonu dla Bobby'ego Clarka  (0)
01.05.2024 19:11, Margro1399, liverpool Echo
Achterberg po 15 latach opuści klub  (16)
01.05.2024 13:54, AirCanada, The Athletic
Carra: Każdy będzie miał ciężko po Kloppie  (0)
01.05.2024 13:17, AirCanada, Liverpool Echo