LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 790

Wielka przemiana Sturridge'a


W obszernym artykule Tony Barrett analizuje przemianę, jaką za sprawą Jurgena Kloppa przeszedł napastnik Liverpoolu, Daniel Sturridge. Od wiecznie kontuzjowanej gwiazdy, do w pełni sprawnego, zaangażowanego i oddanego członka drużyny – ostatni rok był dla utalentowanego zawodnika przełomowy.

Jedną z rzeczy, które wyróżniają Daniela Sturridge’a – poza jego talentem strzeleckim – jest fakt, iż Anglik nigdy nie boi się mówić o tym, co naprawdę myśli. Wystarczy ustawić go na boisku na skrzydle, a ten od razu przyzna, że to nie jest jego wymarzona pozycja. Można na przykład kazać mu się rozgrzewać przy linii bocznej i wprowadzić zamiast niego na boisko kogoś innego – nikomu wtedy nie umknie mowa ciała Sturridge’a, dająca do zrozumienia, że nie jest zadowolony z takiej decyzji. To jednak nic nowego. Po przejściu z Manchesteru City do Chelsea siedem lat temu napastnik publicznie odrzucił spekulacje, jakoby przeniósł się do Londynu dla pieniędzy. Sturridge przyznał wtedy, że City miało po prostu na jego pozycję siedmiu, czy ośmiu innych zawodników. Gdy w Chelsea wydarzyła się podobna sytuacja, natychmiast wyżalił się dziennikarzom, dając do zrozumienia wszem i wobec, że nie ma zamiaru być zmiennikiem, podczas gdy Didier Drogba i Fernando Torres mieli stanąć w blasku reflektorów.

Po debiucie w reprezentacji Anglii w meczu przeciwko Szwecji w 2011 roku Sturridge wyznał, że nie został ustawiony na idealnej pozycji.

– Grałem na skrzydle, a to trudne. Fajnie jednak móc zadebiutować, więc jestem szczęśliwy – powiedział.

– Chciałbym tylko dalej grać dla Chelsea i wreszcie być wystawianym jako napastnik, także w reprezentacji Anglii. To mój cel – chcę być „dziewiątką” w kadrze narodowej. Chcę pokazać się jako najlepszy napastnik. To moja pozycja. Mam nadzieję, że selekcjoner zacznie mnie postrzegać jako napastnika i da mi szansę grać na tej pozycji. Uważam, że właśnie tam jestem najlepszy.

Dlatego też, gdy pod koniec zeszłego miesiąca Sturridge przyznał, że nie jest szczęśliwy z powodu wystawienia go na skrzydle, jako część ofensywnego tercetu Liverpoolu w przegranym meczu z Burnley, nie była to żadna sensacja. Nikt nie był także w szoku, gdy Jurgen Klopp wprowadził w meczu ze Spurs na murawę Divocka Origiego, Sturridge’a zostawiając na ławce, czym zasłużył sobie na piorunujące spojrzenie angielskiego napastnika, nie pozostawiające wątpliwości, co do jego nastroju. Te sytuacje to tylko kontynuacja tego, co przewijało się przez karierę Sturridge’a od samego początku: Sturridge wie, kiedy chce grać (kiedy nie jest kontuzjowany) i gdzie chce grać (na pozycji wysuniętego napastnika). Jeżeli choć jedno z tych wymagań nie zostaje spełnione, Anglik nie zamierza udawać, że jest zadowolony.

Podstawowe pytanie brzmi: gdzie takie zachowanie plasuje go w planach trenera Kloppa? Odpowiedź? Dokładnie tam, gdzie menedżer Liverpoolu sobie zażyczy. Styl zarządzania piłkarzami Kloppa dość często przesłaniają gesty, takie jak niedźwiedzie uściski, szalony śmiech i wylewność, jaką prezentuje przed kamerami. Takie zachowania sprawiły, że stał się ulubieńcem wszystkich kibiców jeszcze zanim przybył na Anfield. W rzeczywistości jednak za uśmiechem kryje się absolutna bezwzględność i żelazna dyscyplina, za pomocą których Niemiec wprowadza w życie swoje przekonanie o tym, że żaden zawodnik nie jest tak dobry, by folgować jego wszystkim zachciankom. Wszyscy piłkarze mają się podporządkować etosowi gry zespołowej.

Po przybyciu na Anfield prawie rok temu Klopp zastał Liverpool w dużej mierze zależny od gry Sturridge’a. Nie służyło to ani zawodnikowi, ani zespołowi jako całości. Sturridge bezustannie odczuwał presję i musiał pogodzić się z regularnym wglądem kibiców i dziennikarzy w swoje sprawy zdrowotne. Ciężar pokładanych w nim nadziei nie służył piłkarzowi, w szczególności, że jego stan fizyczny nie pozwalał na ich realizację. Ze strony drużyny zaczęła pojawiać się zabarwiona marazmem afirmacja faktu, iż bez Sturridge’a reszta członków zespołu nie będzie w stanie strzelić tylu bramek, by wygrywać ważne trofea.

Prawie dokładnie rok temu Sturridge wystąpił w meczu po raz pierwszy od kwietnia 2015 roku i zaznaczył swój powrót dwoma strzelonymi w swoim niepowtarzalnym stylu bramkami w zwyciężonym 3-2 meczu przeciwko Aston Villi. Co zrozumiałe, Brendan Rodgers – ówczesny menedżer Liverpoolu – nie ukrywał zadowolenia. Jednocześnie wzmocnił tylko wcześniejszy przekaz głoszący, że bez swojej gwiazdy Liverpool będzie musiał obniżyć oczekiwania.

– Nie strzeliliśmy trzech bramek odkąd Daniel przestał grać – powiedział Rodgers.

– Dzięki Sturridge’owi drużyna wygrywa i współzawodniczy z najlepszymi w lidze. To fantastyczny zawodnik o wielkim talencie. Teraz trzeba utrzymać go w formie.

Związek Liverpoolu ze Sturridge’em z czasem stał się toksyczny dla obu stron. Dla Kloppa jednym z priorytetów było odwrócenie proporcji w tej relacji w taki sposób, by zawodnik i klub wyciągały ze współpracy to, co najlepsze. Nastąpić miał koniec z uzależnieniem od Sturridge’a, koniec z pobłażaniem i koniec hołdowaniu idei, że drużynę należy budować wokół jednej gwiazdy. Klopp postanowił, że Sturridge musi udowodnić, że jest w pełni sprawny, zanim w ogóle zaczął myśleć o włączeniu go do składu. Napastnik miał również walczyć o swoje miejsce, a jedynym sposobem, by to zrobić miało być wspomaganie kolegów z drużyny na boisku.

Prawie 12 miesięcy później proces dobiegł końca. Sturridge jest nie tylko w najlepszej kondycji fizycznej od dawna, ale Liverpool jako drużyna stał się jednym z liderów klasyfikacji strzeleckiej w Premier League. W tym roku kalendarzowym zespół strzelił ponad 50 bramek. Jeżeli Sturridge gra – jak w wygranym 4-1 spotkaniu z Leicester – to świetnie, ale jeżeli nie ma go na murawie to Liverpool ma w zanadrzu alternatywę. Inni zawodnicy stali się niezwykle skuteczni. Piłkarze tacy jak Roberto Firmino, Philippe Coutinho, Adam Lallana, Sadio Manei Divock Origi ciężko pracują, by w zapomnienie odeszły czasy, gdy nieobecność jednego z nich niweczyła plany całej drużyny.

To że Klopp osiągnął ten sukces poszerzając ofensywę Liverpoolu tylko o jednego zawodnika jest świadectwem zarówno umiejętności dostępnych piłkarzy, jak i talentu menedżera do eksponowania najlepszych cech jego podopiecznych. Tajemnicą Kloppa jest bezustanna i często wyrażana wiara w zawodników i stworzenie prawdziwej konkurencji w walce o miejsca w wyjściowym składzie. Ten drugi czynnik sprawia, że gdy Liverpool zmierzy się z Chelsea w piątkowy wieczór, Sturridge nie będzie pewniakiem do wyjścia na boisko, mimo iż świetnie spisał się w meczu z Leicester. To samo dotyczy Philippe Coutinho, który niegdyś miejsce w wyjściowej jedenastce miał zagwarantowane.

Jeżeli Sturridge nie zagra od pierwszej minuty, z pewnością nie będzie zadowolony. I ma do tego pełne prawo. Klopp oczekuje takiej reakcji i w pełni ją popiera. Menedżer Liverpoolu wie również, że wybranie podstawowego składu bez Sturridge’a nie uniemożliwi zespołowi tworzenia groźnych sytuacji podbramkowych. Odkąd w październiku zeszłego roku Klopp przejął zespół po Rodgersie, Liverpool strzelił trzy lub więcej goli w spotkaniu aż 14 razy. Pierwszym z tych meczów było spotkanie z Chelsea na Stamford Bridge, a Sturridge grał tylko w pięciu z nich. W zespole wykształciło się tzw. twórcze napięcie, które pozwala pokazać się wielu piłkarzom z najlepszej strony, a przy okazji zdejmuje część brzemienia z barków Sturridge’a. Klopp pewnie nie zgodziłby się, że to co okazywał Sturridge’owi przez zeszły rok to swego rodzaju szorstka, ale jednak miłość. Niemniej jednak doskonale widoczne jest przejście od nadmiernej pobłażliwości i uzależnienia do traktowania najbardziej utalentowanego piłkarza w zespole na równi z innymi. Owoce tej przemiany widoczne są gołym okiem.

Klopp pokazał Sturridge’owi, że Liverpool poradzi sobie bez niego, co sprawiło, że Anglik tym bardziej chce być częścią tego projektu. Nigdy z resztą nie było tak, że napastnikowi nie zależało na sukcesie klubu, choć część kibiców zdaje się tak właśnie uważać. Sturridge jest popularny i lubiany w szatni. Często jako ostatni opuszcza boisko treningowe Melwood. Jest niezwykle zaangażowany i robi wszystko, co w jego mocy, by utrzymać najwyższą możliwą formę fizyczną.

Nie ulega wątpliwości, że jest innym człowiekiem niż Luis Suarez, który nie sprawiał kłopotów klubowym fizjoterapeutom. Raz, gdy skorzystał z ich usług, wyszedł potem na boisko i strzelił cztery bramki z naciągniętym ścięgnem podkolanowym w meczu z Norwich City. Tego typu porównania są jednak niesprawiedliwe. Suarez jest kompletnym ewenementem w sferze mentalnej i fizycznej, a Sturridge, jak większość rodzaju ludzkiego daje znać, gdy coś mu nie pasuje i gdy chce, by się to zmieniło. Sturridge nigdy nie uskarżał się na wyimaginowany ból. W jego przypadku najtrudniejsze było wyjście z błędnego koła powtarzających się urazów, nieobecności w meczach, zwątpienia i rezygnacji, które podminowywały próby dojścia Anglika do pełnej sprawności. Na to nakładała się jeszcze poważna presja wywołana słabą grą drużyny pod jego nieobecność i ciągłe powtarzanie, jak bardzo potrzebny jest klubowi. Kluczem do odwrócenia tego destrukcyjnego cyklu była decyzja Kloppa o tym, że Sturridge musi udowodnić swoją pełną sprawność po każdej kontuzji. Napastnik desperacko pragnął zagrać w meczu otwarcia sezonu, ale Klopp powiadomił go, że z powodu niewielkiego urazu biodra, który przytrafił się na kilka tygodni przed rozpoczęciem kampanii, do pierwszego składu wejdzie wyłącznie, gdy przećwiczy całą serię treningów bez dalszych problemów zdrowotnych. Liverpool w tym meczu strzelił cztery bramki Arsenalowi, a Sturridge od tego czasu ani przez chwilę nie był niedostępny z powodu kontuzji. Ostre traktowanie Anglika i niepobłażanie mu sprawia, że pozostaje on w najwyższej gotowości.

Z zewnątrz relacja Sturridge’a z Kloppem może się wydawać napięta, ale tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie.

Klopp ceni profesjonalizm Sturridge’a, jego zaangażowanie w utrzymywanie odpowiedniej diety, zdrowy styl życia i dążenie do samodoskonalenia. Przede wszystkim jednak niemiecki menedżer zdaje sobie sprawę, że Anglik ma talent, który jeżeli zostanie odpowiednio wykorzystany, da Liverpoolowi dodatkowy, wielki atut w grze. Przy tym ważne jest jednak, że trener nie traktuje go jak czynnika nieodzownego dla funkcjonowania zespołu. Niezależnie od publicznych występów i wyrażania swojej frustracji, Sturridge zdaje sobie sprawę z tego, że Klopp robi wszystko, co najlepsze dla niego i dla reszty zespołu. Zwolennicy teorii spiskowych w dalszym ciągu będą doszukiwali się intrygi tam, gdzie jej nie ma, w szczególności jeśli Sturridge nie zagra od pierwszej minuty z Chelsea. Bieżący stan rzeczy jest jednak zdrowy dla wszystkich zaangażowanych stron, a przede wszystkim dla klubu Liverpool.

Tony Barrett

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (2)

kubaburza 16.09.2016 18:35 #
Sturridge w LFC od początku był ważnym ogniwem, po odejściu Suareza coś w nim pękło... i dosłownie i w przenośni.. może Barett ma rację że to przez tą ciągłą presje na nim..

Mam nadzieję że Daniel zacznie strzelać seriami. Wszyscy wiemy, że ma do tego umiejętności.
Bramka z Sevillą pokazała jak wielkiej klasy to napastnik.

Btw. fajny artykuł, dzięki za tłumaczenie
SlawoLFC 16.09.2016 20:22 #
Kompletna bzdura. Dla mnie artykuł propagandowy, LFC chce żeby kibice myśleli o tym konflikcie jak oni (LFC) to przedstawią. Takie podchody, i mącenie opinią publiczną sugeruje raczej że sprawa zaostrza się, a nie łagodnieje.

Pozostałe aktualności

Wczorajszy trening - wideo  (0)
03.05.2024 20:18, Piotrek, liverpoolfc.com
Klopp: Nie ma już żadnej presji  (5)
03.05.2024 16:17, Bartolino, liverpoolfc.com
Statystyki przed meczem z Tottenhamem  (0)
03.05.2024 12:21, Fsobczynski, liverpoolfc.com
Van Dijk może nie zagrać z Tottenhamem  (23)
03.05.2024 11:35, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Zdjęcia z czwartkowego treningu The Reds  (0)
03.05.2024 10:27, Bartolino, liverpoolfc.com
Liverpool wraca do Ligi Mistrzów  (8)
02.05.2024 23:39, BarryAllen, liverpoolfc.com