WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 893

Bjørnebye o swoich wspomnieniach z Liverpoolu


Stig Inge Bjørnebye w wywiadzie podzielił się wspomnieniami o zdobyciu Pucharu Ligi z Liverpoolem, o niesławnych kremowych garniturach i o tym, jak dwie zagrażające karierze kontuzje zmusiły go do przejścia na emeryturę.

Były obrońca Liverpoolu, Stig Inge Bjørnbye, rozmawiał z Theo Squiresem z ECHO. Opowiedział o wzlotach i upadkach podczas swojej ośmioletniej kariery w The Reds.

- W rzeczywistości jesteś członkiem ostatniej drużyny Liverpoolu, która zdobyła trofeum na starym Wembley.

Taką obserwację otrzymał Stig na początku rozmowy. Jego odpowiedź:

- O, tak? Dobra. Dobrze dobrze.

Dla Kopites Wembley było jak „Anfield South”. Przez większą część trzech dekad The Reds dominowali w ojczyźnie angielskiej piłki nożnej, wygrywając pięć Pucharów Anglii, trzy z pięciu Pucharów Ligi (pozostałe dwa wymagały powtórek), a nawet drugi Puchar Europy.

W rezultacie wiele legend Liverpoolu przez lata zakładało słynną koszulkę The Reds i wychodziło pod słynne bliźniacze wieże Wembley. Jedni z najlepszych graczy, którzy kiedykolwiek grali w klubie, i to w okresie ich dominacji jako najlepsza drużyna, jaką angielski futbol miał do zaoferowania.

Stig był fanem LFC od dzieciństwa. Miał powolny start kariery w The Reds, być może dlatego Bjørnebye zachowywał się trochę niezręcznie, gdy mu to przedstawiono. Nieznany Norweg, kiedy w 1992 roku przeniósł się na Anfield z Rosenborga, wkrótce po zdobyciu zwycięskiego gola w rodzimym finale pucharowym. Jego możliwości były początkowo ograniczone.

Ale powołanie nowego menedżera w osobie Roya Evansa i wypożyczenie z powrotem do Rosenborga przed Mistrzostwami Świata w 1994 roku zadziałały jak przycisk do resetowania dla bocznego obrońcy. A 12 miesięcy później, w kwietniu 1995 roku, wychodził na Wembley w barwach Liverpoolu w finale Pucharu Ligi.

Po swoim 43. występie w sezonie, z którego wszystkie poza jednym były startami, był już zdecydowanym faworytem na Anfield. Zmiana formacji na 3-5-2 sprawiła, że zaczął odnosić sukcesy jako lewy obrońca. Norweg zanotował 10 asyst w sezonie 1994/95, kiedy The Reds zbliżyli się do zdobycia pierwszego trofeum w jego karierze w Liverpoolu.

Chociaż zareagował powściągliwie na pójście w ślady wielu legend The Reds na Wembley, nie miejmy złudzeń: wygranie finału Coca Cola Cup w 1995 roku dla swojego ukochanego Liverpoolu, gdy bramka Steve’a McManamana zapewniła zwycięstwo 2:1 nad Boltonem, było punktem kulminacyjnym w karierze Bjørnebye'a.

- To był sen. Zwykle nie wybieram pojedynczych meczy ani doświadczeń. Dla mnie jest to bardziej holistyczne, gdy patrzę wstecz na całą historię.

- Ale jeśli muszę wybrać kilka elementów, prowadzi mnie to do finału na starym Wembley. To mówi samo za siebie, atmosfera.

- Byli tam ze mną moi rodzice i bardzo się cieszyłem, że mogłem dzielić z nimi to doświadczenie. Zaprosiłem ich też do tunelu po meczu, bo zabezpieczenia nie były na takim poziomie jak dzisiaj, więc można było ich tam przemycić. Udało mi się ich zobaczyć, zanim poszliśmy świętować. To była wyjątkowa okazja i wyjątkowe wspomnienie.

Na nieszczęście dla Stiga, chwilę po tym, jak medal został zawieszony na jego szyi i trzymał trofeum w swoich rękach,został sprowadzony z powrotem na ziemię. Trzy dni po zdobyciu Pucharu Ligi złamał nogę w wygranym 3:1 meczu z Southampton.

W następnym sezonie wystąpił tylko dwa razy i wyruszył w długą podróż do pełni sił.

- To były dni, tylko parę dni. Cztery lub pięć, następny mecz. Prawdopodobnie najmocniejszy punkt w mojej karierze. To było skomplikowane złamanie i odebrało mi rok.

- Myślę, że następne dwa mecze rozegrałem może rok później. Większość ludzi chyba myślała, że moja kariera jest skończona, ale wróciłem i zaliczyłem po roku przerwy swój najlepszy sezon, więc to prawdopodobnie jedna z rzeczy, z których jestem najbardziej dumny, ponieważ poprzedni rok był tak trudny.

- Powrót do takiego poziomu wymaga dużo ciężkiej pracy. Rehabilitacja, praca na siłowni i wszystko, co robiłem przez ten rok, dodało mi sił. Roy Evans znów przyjął mnie z powrotem do zespołu.

Bjørnebye był widzem przez większą część sezonu 1995/96 z powodu kontuzji i w rezultacie nie wystąpił w finale Pucharu Anglii 1996 przeciwko Manchesterowi United. Ale to nie uchroniło go przed niesławnymi kremowymi garniturami, gdy Liverpool wrócił na Wembley po raz drugi w ciągu roku. Niestety tym razem bez happy endu.

- Miałem kremowy garnitur i zabawne okulary przeciwsłoneczne. Byłem na Wembley z drużyną. Od tamtej pory to żart, że pojawiliśmy się w takich garniturach.

- O ile dobrze pamiętam, była to część kontraktu modelingowego Davida Jamxesa z Armanim. On wszystko zorganizował, nie wiem jak. Myślę, że tak do tego doszło, ale to nie był dobry pomysł.

Co stało się z kremowym garniturem Bjørnebye'a, trzy dekady później? Co zrozumiałe, niestety nie uchował się.

- Miałem go na eleganckim bankiecie później tamtej nocy. Napisaliśmy na nim wiadomości i tym podobne rzeczy. Znowu nosiłem go nieprawidłowo!

Bjørnebye rzeczywiście wrócił do zdrowia po kontuzji, by cieszyć się najlepszym sezonem w swojej karierze w sezonie 1996/97, kiedy Liverpool walczył o Premier League. Nieustannie obecny w angielskiej ekstraklasie, rozegrał 52 występy we wszystkich rozgrywkach, startując we wszystkich i został wybrany do Drużyny Roku PFA.

Jednak pomimo rywalizacji o tytuł z Manchesterem United, The Reds ostatecznie załamali się pod koniec kampanii. Skończyliby na czwartym miejscu w czymś, co wcześniej było wyścigiem dwóch koni, mając ostatecznie siedem punktów straty do Czerwonych Diabłów i iw rezultacie stracili miejsce w Lidze Mistrzów.

Pomimo takiego rozczarowania, Bjørnebye wciąż z sentymentem wspomina najlepszy sezon w swojej karierze.

- Roy Evans dokonał kilku zmian, pozyskał kilku innych graczy i mieliśmy bardzo interesujący zespół w sezonie 96/97. Myślę, że przez większą część sezonu byliśmy na samym szczycie tabeli.

- Niestety w końcówce trochę się pogubiliśmy. Prawdopodobnie powinniśmy byli wygrać ligę w tamtym roku, ale niestety nie udało się. Ale zagraliśmy świetny futbol i cały rok był naprawdę przyjemny.

- To był na pewno punkt kulminacyjny. Oczywiście dużo grałem i było bardzo fajnie. Szkoda, że ostatecznie nie zdobyliśmy tytułu, ale tak bywa. Ale to było takie przyjemne.

- Jan Molby powiedział mi kiedyś, gdy jechaliśmy na Anfield: „Pamiętam te czasy, kiedy wiedzieliśmy, że do przerwy będziemy prowadzić 3:0”.

- Nigdy tego nie doświadczyłem, ale kiedy myślę o tym świątecznym terminarzu, graliśmy prawie co drugi dzień, to czułem, że po 90 minutach gry, mogłem zagrać jeszcze jedną połowę!

- Po prostu czułem się tak dobrze i było tak przyjemnie. Mentalność i wszystko dookoła było tak dobre. Z pewnością był to najprzyjemniejszy sezon, w jakim grałem.

Dlaczego więc Liverpool nie wygrał ligi w tamtym sezonie, mimo że w pewnym momencie wyglądał na faworyta? Bjørnebye przypisuje to naiwności, patrząc na to, czego brakowało ludziom Evansa w porównaniu z United Sir Alexa Fergusona.

- To, czego nam brakowało i co powstrzymało nas od wygrania ligi, to fakt, że nie byliśmy wystarczająco zdecydowani w tych wyrównanych meczach. Najlepsze zespoły upewniają się, że mogą wygrać choćby 1:0 i utrzymać prowadzenie nawet w swój zły dzień.

- Ale po prostu graliśmy i graliśmy ,i graliśmy i czasami myślę, że byliśmy trochę naiwni. To był prawdopodobnie element gry, którego nam brakowało.

Gdyby Bjørnebye grał teraz, byłby chwalony jako jeden z najlepszych ofensywnych bocznych obrońców. W końcu zanotował niesamowite 17 asyst w sezonie 1996/97 – klubowy rekord, który Trentowi Alexander-Arnoldowi udało się pobić dopiero w zeszłym sezonie. Niestety, w tamtym czasie rekord Norwega nie przyciągał takiej uwagi, na jaką zasługiwałby dzisiaj. Nie żeby skromny obrońca był tak czy inaczej przesadnie zdenerwowany.

- Statystyki są teraz bardziej rozwinięte i bardziej widoczne. Musiało być kilka norweskich gazet, które podchwyciły moje statystyki z tamtego roku. Nawet nie byłem świadomy, że takie prowadzono takie zapisy.

- Ale pamiętam, że miałem wiele asyst, to na pewno. Miałem wdzięczną rolę w drużynie i sporo pomocników w środku pola ze świetnymi podaniami. Rezydowałem na lewej stronie, wykonując ciężką robotę, a Jason McAteer robił to samo po drugiej stronie. W praktyce biegaliśmy w jedną i w drugą górę za każdym razem, gdy atakowaliśmy i za każdym razem, gdy musieliśmy się bronić.

- Dużo biegaliśmy, ale oczywiście w ofensywnej części boiska moim zadaniem było zapewnienie piłek dla Robbiego Fowlera i Stana Collymore'a, którzy również mieli swoje dobre sezony. Rozumieli mnie całkiem dobrze. Oni mniej więcej wiedzieli, kiedy nadejdzie podanie.

- Myślę, że ułatwiało im to zadanie, ponieważ wiedzieli, że nie będę próbował przedryblować trzech obrońców, zanim poślę piłkę. Zwłaszcza z Robbiem mieliśmy naprawdę dobre porozumienie. Rozumieliśmy się nawzajem i prawdopodobnie dośrodkowywanie lewą nogą było najmocniejszą częścią mojej gry.

- Miałem rolę, w której mogłem odkrywać najmocniejsze elementy mojej gry. Szczerze mówiąc, nie jest to zły pomysł, w ten sposób tworzysz drużynę i upewniasz się, że gracze mogą zaoferować drużynie swoje atuty.

- To było marzenie pod wieloma względami, bardzo podobała nam się gra w piłkę. Czasami za bardzo, ponieważ pęknęliśmy pod koniec sezonu, zamiast upewnić się, że dowieziemy prowadzenie, które mieliśmy przez większą część sezonu.

- To, że nie wygraliśmy, było smutne, ale przynajmniej wróciliśmy do naprawdę dobrego futbolu i wygraliśmy kilka fantastycznych meczów.

Liverpool powrócił do formacji 4-4-2 w sezonie 1997/98, a wraz z tym liczba asyst Bjørnebeye'a malała, a jego czas gry był coraz krótszy. Wypadłszy z łask pod rządami nowego menedżera Gerarda Houlliera, ponownie spotkał się ze swoim byłym szefem Graeme Sounessem w Blackburn w 2000 roku.

Na Ewood Park Norweg po raz kolejny pokazał swoje umiejętności. Pomagając Blackburn awansować do Premier League w swoim pierwszym sezonie, ponownie zdobył Puchar Ligi w 2002 roku, kiedy Rovers pokonało Tottenham w finale – tym razem na Millennium Stadium w Cardiff.

Jednak, podobnie jak w 1995 roku, poważna kontuzja czyhała tuż za rogiem. Złamał oczodół w nietypowym wypadku na treningu w kwietniu 2002 roku, co wymagało ostatecznie operacji.

I chociaż wrócił do gry siedem miesięcy później, doznał drugiej kontuzji zagrażającej karierze, gdy wracał do gry przeciwko Wigan Athletic w Pucharze Ligi. Po kontuzji stopy wracał do zdrowia w Norwegii. W któryms momencie musiał zostać przewieziony do szpitala po uskarżaniu się na odrętwienie.

Tam chirurdzy zostali zmuszeni do pracy na dwóch uszkodzonych tętnicach podczas pięciogodzinnej operacji, aby uratować stopę Norwega przed amputacją. Przeszedł na emeryturę w wieku 33 lat w marcu 2003 roku, nieco ponad rok po tym, jak wystartował z Blackburn w finale Pucharu Ligi.

- Wygraliśmy awans w pierwszym sezonie, więc wróciłem do Premier League. Ale w moim trzecim sezonie moje ciało powiedziało „stop”, ponieważ nabawiłem się dwóch kontuzji. Urazy zawsze raczej szczęśliwie omijały mnie, poza tym złamaniem w 1995 roku.

- Poza tym miałem naprawdę sporo szczęścia. Byłem silny fizycznie i nie nabawiłem się zbyt wielu kontuzji. Ale w moim ostatnim sezonie w Blackburn trafiły mi się dwie i obie zagrażały karierze. Miałem 33 lata i nadszedł czas, aby przestać.

- To były poważne urazy. Dziwne i rzadkie. Rozerwałem tętnicę, więc blizna, kiedy się goiła, zablokowała dopływ krwi do mojej stopy. To nie były przelewki.

 - Posunąłem się za daleko z treningami i grą, zanim wziąłem to na poważnie. Musiałem przejść dwie duże operacje. Na treningu z kolei uszkodziłem oczodół. To było pęknięcie oczodołu, które również jest bardzo, bardzo rzadkie.

- Nie wiem, co się stało, ale lekarz powiedział mi: „Tak nie może być. Teraz musisz o siebie zadbać”. Pomyślałam więc, że czas zawiesić buty na kołku.

- Znowu byłem wdzięczny. Miałem 33 lata i myślałem, że równie dobrze mógłbym mieć 23. Miałem niezły epizod. A jeśli nadszedł czas, aby aby zakończyć pewien rozdział, musisz go zakończyć i iść dalej.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Nie tak miał wyglądać 'ostatni taniec'  (6)
25.04.2024 19:14, Bartolino, The Athletic
Neville punktuje skuteczność Núñeza  (4)
25.04.2024 16:41, Margro1399, liverpool Echo
Klopp: Jestem bardzo rozczarowany  (42)
25.04.2024 10:29, A_Sieruga, liverpoolfc.com
VVD: Musimy poprawić wiele elementów  (11)
25.04.2024 09:09, Loku64, Liverpoolfc.com
Dyche: Kibice byli niesamowici  (5)
25.04.2024 07:40, RosolakLFC, evertonfc.com