Wywiad z fanem Arsenalu
Arsenal wchodził w ten sezon z jasnym celem – pójść dalej niż rok temu, utrzymać tempo rozwoju i pokazać, że potrafi rywalizować o trofea nie tylko chwilowo, ale na stałe. Tymczasem znów czegoś zabrakło. Odpadnięcie w półfinale Ligi Mistrzów i utrata realnych szans na mistrzostwo sprawiły, że końcówka sezonu zamiast ekscytować, zostawia niedosyt. Czy zespół Mikela Artety zdoła zakończyć te rozgrywki mocnym akcentem? Jak ocenić jego pracę i szanse na przyszłość? O tym rozmawiam z Emilem Tomaszewskim – kibicem Arsenalu.
Przemysław Frąckowiak: Odpadnięcie w półfinale Ligi Mistrzów oznacza, że sezon zakończy się bez trofeum. Czy Twoim zdaniem drużyna jest w stanie fizycznie i mentalnie odbudować się na ostatnie ligowe kolejki?
Emil Tomaszewski: Fizycznie jak najbardziej. Mentalnie może być trudniej, ale też nie ma na to czasu, gdyż odpuszczenie końcówki, co jest ostatnio ulubionym zagraniem Arsenalu pod koniec sezonu, może spowodować, że w następnym sezonie będziemy w pucharach grać w czwartki. Pozbierają się.
P.F.: Liverpool już zapewnił sobie tytuł, ale Arsenal wciąż walczy o drugie miejsce. Czy ten mecz może być jeszcze czymś więcej niż tylko próbą ratowania pozycji w tabeli?
E.T.: Myślę, że takie mecze zawsze są o coś więcej. Choć nie ukrywam – ratowanie miejsca w tabeli w kontekście następnego sezonu jest priorytetem.
P.F.: W pierwszym meczu padł remis 2:2 – Arsenal dwukrotnie tracił prowadzenie. Jakie wnioski wyciągnąłeś z tamtego spotkania i czego spodziewasz się po niedzielnym rewanżu?
E.T.: Ten mecz potwierdził, że Arsenal ma problem z trzymaniem wyniku. Próba zagrania na rezultat kończy się cofnięciem zespołu i oddaniem inicjatywy przeciwnikowi. To musi się zmienić, jeśli mamy realnie myśleć o sięganiu po trofea.
P.F.: Arsenal przez cały sezon zmagał się z kontuzjami, a końcówka rozgrywek dodatkowo eksponuje zmęczenie kluczowych zawodników. Czy w meczu z Liverpoolem spodziewasz się jakichkolwiek zmian w składzie, czy Arteta powinien mimo wszystko postawić na najmocniejsze możliwe zestawienie?
E.T.: Możliwie najmocniejsze. Myślę, że Arteta czuje też presję wszystkich sympatyków. Musi zminimalizować ryzyko straty punktów w tym meczu.
P.F.: Który z zawodników Arsenalu powinien wziąć na siebie odpowiedzialność w takim meczu? A kto w Liverpoolu może najbardziej zagrozić?
E.T.: Rice, Odegaard. Zagrozić najbardziej oczywiście Salah, Diaz – choć trzeba przyznać, że Liverpool świetnie wygląda patrząc na kolektyw.
P.F.: Niezależnie od wyniku meczu – jak oceniasz całościowo ten sezon w wykonaniu Arsenalu? Czy widzisz w nim realny postęp, czy raczej zmarnowaną szansę?
E.T.: Tak, widzę realny postęp. Nieocenione doświadczenie dla tych młodych chłopaków. Bądź co bądź – doświadczeniem do gabloty nie schowasz. Sezon niestety prześladowały kontuzje. Kontuzja Odegaarda pokazała, jak bardzo zespół jest od niego uzależniony. Niestety po powrocie dalej szuka formy, jak i cały Arsenal. Brak klasycznej dziewiątki też razi w oczy i Kanonierów pokarała pasywność w zimowym okienku transferowym. Połowę sezonu graliśmy środkowym pomocnikiem na szpicy. To już nie jest śmieszne.
P.F.: Kolejny rok bez trofeum. Czy mimo to Twoim zdaniem Arteta nadal zasługuje na pełne zaufanie i możliwość dalszej pracy z zespołem?
E.T.: Mistrzostwo najlepszej ligi świata czy wygranie Ligi Mistrzów to arcytrudne zadanie. Konsekwentnie kolejny sezon zostajemy w czołówce Premier League, otarliśmy się o finał Ligi Mistrzów. Myślę, że zasługuje na zaufanie – utożsamia się z klubem, on jest stworzony pod Arsenal. Ale kto wie. Myślę, że Mikel zdaje sobie sprawę, że kolejny sezon bez dorzucenia niczego do gabloty – przy sumie wydatków ponad 600 mln funtów od momentu objęcia zespołu – może zbliżać go do zakończenia współpracy. Bądź co bądź – nie widzę nikogo, kto mógłby z tej ekipy wyciągnąć więcej. Potrzebujemy dwóch, trzech konkretnych wzmocnień.
Komentarze (0)