PNE
Preston North End
Towarzyski
13.07.2025
16:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1323

Jota - skromny, świadomy siebie, zmotywowany


Kreujący się w wyobraźni obraz jest radosny, optymistyczny. To wspomnienie niewielkiego, ale krzepkiego kształtu goniącego za piłką, polującego na okazje, nieustępliwego. Diogo Jota po prostu kochał grać w piłkę.

To zawsze przebijało się, kiedy się go oglądało. Był jednak kimś więcej niż tylko piłkarzem. Był ojcem i synem. Został też mężem na kilka dni przed tragicznym wypadkiem w Zamorze, w którym zginął w wieku 28 lat. Smutek jest przytłaczający.

Droga Joty na szczyt z Liverpoolem i reprezentacją Portugalii nieco różniła się od tej, którą zwykle przechodzili jego rówieśnicy. Co niecodzienne dla portugalskiego piłkarza o takim talencie, jako nastolatek nie szkolił się w akademiach Benfiki, Sportingu czy Porto.

Nie chodziło jednak tylko o to.

W wieku 16 lat Jota wciąż płacił za możliwość gry w lokalnym klubie Gondomar. W pewnym sensie. W wypowiedzi na ten temat 3 lata temu poprawiał ten szczegół. - To nie ja płaciłem, tylko moi rodzice - cały czas był za to wdzięczny i chciał to podkreślić.

- W Portugalii sprawy mają się nieco inaczej niż w Anglii - wyjaśnił tego popołudnia w 2022 roku. - Grałem w niewielkim klubie i musieliśmy co miesiąc płacić, żeby móc to robić. Jakiekolwiek pieniądze zacząłem zarabiać dopiero po transferze do Pacos [de Ferreira w 2013 roku].

Vasco Seabra, jego trener z Pacos, opowiedział o tym jak długą drogę Jota przebył od peryferii portugalskiego futbolu do gry w finale Ligi Mistrzów. Seabra musiał nawet osobiście kontaktować się z portugalską Federacją, żeby przyjechali go zobaczyć.

- Pamiętam, że pisałem emaila do szkoleniowca naszej narodowej kadry do lat 19 - Seabra po prostu to wiedział. - To jego charakter - wyjaśnił. - Diogo to wspaniały człowiek. Nie mówię nawet o tym jakim jest piłkarzem, bo oczywiście jest fantastycznym. Chodzi mi to, jakim jest człowiekiem.

- Można byłoby pomyśleć, że naprawdę świetni zawodnicy nie będą słuchać, kiedy powie im się, że powinni otrzymywać piłkę w jakimś konkretnym miejscu, albo że powinni coś poprawić. Mogłoby się również wydawać, że oni są tak dobrzy, że powinno im się pozwolić po prostu grać. Jest wprost przeciwnie. Najlepsi gracze są skromni i chętni do nauki. 

Pewnego razu zapytałem Joty z czego to wynika.

- Ten głód jest ze mną od kiedy pamiętam. W młodości, kiedy dorastałem, nie grałem w wielkich klubach. Kilku kolegów z mojej drużyny odeszło do Porto czy Benfiki. Ja też byłem tam na testach, ale nigdy nie zostałem. Zawsze byłem jednym z lepszych, ale nigdy najlepszym.

Skromny. Świadomy samego siebie. Zmotywowany.

To była również zabawna rozmowa. Jota był wtedy w siedzibie Adidasa w Stockport, gdzie kręcił materiał na premierę nowego modelu butów, znalazł jednak czas, żeby usiąść i porozmawiać o swojej karierze. Był ciepłym i angażującym się w rozmowę kompanem, który opowiadał o wielu rzeczach, nie tylko o futbolu.

Opowiedział o radości, jaką sprawia mu spędzanie czasu z rodziną i o tym, co to dla niego znaczy. Potem się uśmiechnął. - Czekam również na premierę FIFA 23. Uwielbiam tę grę - był w nią mistrzem, wygrał turniej zorganizowany dla graczy Premier League w trakcie pandemii. - Nie mam rywali.

Bardzo, bardzo, bardzo rzadko proszę piłkarzy o wspólne zdjęcie. Jego poprosiłem.

Głównie dlatego, że miałem zaszczyt oglądania osiągania przez niego szczytu z bliska. Pierwszy raz Jotę w akcji zobaczyłem, kiedy razem z Porto podejmował Leicester w Lidze Mistrzów. Tamtego wieczoru na Estádio do Dragão zdobył piątego gola w meczu, kilka dni po dwudziestych urodzinach.

Jego kariera aż skrzyła się możliwościami.

Już następnego lata trafił do Anglii, konkretnie do Wolves, którym kibicowałem w dzieciństwie, zamieszkał dosłownie w sąsiedztwie mojego wujka i cioci.

Z miejsca stał się gwiazdą, w sezonie, kiedy zespół sięgnął po mistrzostwo Championship strzelił 17 bramek, razem z Rúben Neves zdecydowanie wyróżniał się na tle kolegów z drużyny.

Na samym początku wielu mówiło, że te dzieciaki z Portugalii nie poradzą sobie z trudami życia na drugim poziomie rozgrywkowym w Anglii, zwłaszcza w przeciętnie prosperującym mieście w West Midlands. Nie znali jednak Joty. On się tym cieszył.

Po awansie do Premier League potrzebował chwili, żeby się przystosować, jednak zmiana pozycji w grudniu naprowadziła go na właściwe tory, najpierw strzelił zwycięską bramkę w meczu z Chelsea, a następnie zanotował swojego pierwszego hat-tricka w angielskiej piłce w przegranym w dramatycznych okoliczościach 3:4 spotkaniu z Leicester City.

Na przestrzeni dwóch tygodni strzelał bramki w dwóch wygranych spotkaniach z Manchesterem United na Molineux. Trafił do siatki w starciu z Arsenalem. W następnym sezonie dołożył kolejne dwa hat-tricki z Beşiktaşem i Espanyolem, a klub, który w momencie jego dołączenia grał w Championship, dobrze radził sobie w Europie.

Te sukcesy przyciągnęły uwagę Liverpoolu. Kwota 40 milionów funtów wydawała się sporą jak za zawodnika, który nie miał pewnego miejsca w składzie Wolves. Nawet w tym tygodniu prezes Wolves Jeff Shi przyznał, że to sprzedaży Joty żałuje najbardziej. Liverpool coś dostrzegł. 

W trakcie ubiegłorocznej rozmowy z Ianem Grahamem, byłym dyrektorem do spraw analizy Liverpoolu, dowiedziałem się co to było.

- Jego przypadek był bardzo interesujący, wracaliśmy do niego wielokrotnie wraz z działem analiz wideo. Wiedzieliśmy, że nie gra w swojej formacji jako skrzydłowy, jednak to, jak interpretował swoją pozycję sprawiało, że wyglądał jak skrzydłowy Liverpoolu.

W trakcie pięciu sezonów w barwach The Reds wygrał wszystko co możliwe w Anglii, w 182 spotkaniach strzelił 65 goli. Zdarzały mu się kontuzje czy okresy bez bramek, ale przy okazji notował wiele kluczowych interwencji, pojawiał się niespodziewanie dokładnie wtedy, kiedy Liverpool go potrzebował.

Jamie Carragher przyznał kiedyś, że Jota dysponował najlepszym wykończeniem w klubie.

Inne wspomnienie. W styczniu The Reds przegrywali 0:1 z Nottingham Forest, wtedy wszedł na boisko z ławki i wyrównał wynik meczu po zaledwie 22 sekundach. W kwietniu dał zespołowi zwycięską bramkę w derbach Merseyside z Evertonem.

Ciężko jest uwierzyć w to, że to były jego dwa ostatnie trafienia. Tak wiele było przed nim, nie tylko na boisku, ale przede wszystkim poza nim. Miał przed sobą życie do przeżycia. Jeżeli można się czymś pocieszyć to tym, że osiągnął więcej niż mógł kiedykolwiek zamarzyć. 

- Pewnie nie wierzyłem, że mógłbym trafić do Liverpoolu - powiedział tamtego dnia w Stockport. Zrobił jednak o wiele więcej. Stworzył wspomnienia, które należy pielęgnować.

Adam Bate

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Liverpool zastrzegł numer 20 na koszulce (2)
03.07.2025 22:52, AirCanada, Liverpool Echo
Kibice złożyli hołd zmarłemu Diogo i André (0)
03.07.2025 21:28, A_Sieruga, thisisanfield.com
Oświadczenie włodarzy Liverpoolu (0)
03.07.2025 21:05, ManiacomLFC, liverpoolfc.com
Diogo Jota jakiego znaliśmy (0)
03.07.2025 20:58, Sz_czechowski, The Athletic
Slot żegna Jotę w pięknych słowach (16)
03.07.2025 19:48, Maja, liverpoolfc.com