PNE
Preston North End
Towarzyski
13.07.2025
16:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1509

Zwyczajny chłopak, niezwykła strata


Zbliżało się południe, a piłkarze pierwszego zespołu FC Paços de Ferreira przechodzili intensywny trening biegowy pod palącym słońcem. Punktualnie o pełnej godzinie, gdy wykonali już swoje zadania, schodzili z boiska pojedynczo lub parami, szukając cienia i chwili wytchnienia.

Na pierwszy rzut oka był to zwykły dzień przedsezonowych przygotowań. Tuż za rogiem, przy Rua do Estádio, klubowa flaga zwisała jednak do połowy masztu. Ponad zachodnią trybuną stadionu Paços widoczny był elektroniczny baner z napisem i zdjęciem.

"Na zawsze" – głosił napis. A na zdjęciu widniał Diogo Jota.


W głównej trybunie wciąż znajduje się stara szatnia pierwszej drużyny. Zielono-biała szachownica na podłodze, drewniane szafki, które już zaczynają nosić ślady czasu. To właśnie tutaj, w październiku 2014 roku, Jota po raz pierwszy założył żółtą koszulkę Paços przed swoim debiutem w seniorskim futbolu. Gdy dwa lata później odchodził do Atlético Madryt, uzyskane z transferu środki pozwoliły klubowi zbudować nową, wschodnią trybunę z nowoczesnymi udogodnieniami.

— Nazywamy ją trybuną Diogo Joty — wyjaśnił Paulo Gonçalves, wieloletni sekretarz techniczny klubu.


Na zewnątrz Gonçalves wskazał na daleki koniec boiska.

— Tam zdobył swoją pierwszą bramkę — powiedział. Potem wskazał na trybunę. — Pobiegł wtedy i uściskał mamę właśnie tam.

Jota zagrał dla Paços zaledwie 45 razy. Gdy jego kariera zaczęła nabierać rozpędu i prowadziła go z tego skromnego klubu do światowej sławy, mógł przecież łatwo się odciąć, ruszyć dalej, zapomnieć. Jednak jego wdzięczność wobec Paços — za to, że dali mu szansę, gdy czołowe kluby w kraju jeszcze się wahały — zbudowała więź, której nie zerwał.

Podczas letniego turnieju w zeszłym roku Jota pełnił rolę "ojca chrzestnego" dla młodych piłkarzy, udzielał im rad i wspierał na odległość. Wpadał do klubu, gdy tylko był w okolicy.

— Zawsze mieliśmy z nim kontakt, zawsze przysyłał wiadomości — mówi Gonçalves, z wyraźnym wzruszeniem w głosie. — Zwłaszcza w trudnych chwilach.


Jedno stało się jasne od momentu śmierci Joty i jego brata, André Silvy — każdy ma jakąś historię z nim związaną. Mały gest, słowo, które pokazywało jego dobroć, człowieczeństwo, dobre serce. Te opowieści płyną z Liverpoolu, z Wolverhampton, z setek innych miejsc.

Jednak podróżując po północy Portugalii, najmocniej uderza co innego — jak głęboko regionalna jest ta tragedia.

Jota urodził się w Porto. Dzieciństwo spędził w Gondomarze, sennej satelickiej miejscowości, gdzie grał w lokalnym klubie. Jego dziadek wciąż mieszka tam, przy wyboistej drodze odchodzącej od Rua da Minhoteira. Rodzice Joty mieszkali w domu obok; dzieci uczyły się grać w piłkę na podwórku łączącym obie posesje. Gdy Jota opuszczał SC Gondomar, przeniósł się zaledwie 30 minut dalej — do Paços. Później wrócił w rodzinne strony, podpisując kontrakt z FC Porto. Jego brat, André Silva, reprezentował barwy innego lokalnego zespołu — Penafiel. Ojciec, Joaquim, dorastał w Foz de Sousa, na południe stąd. Owdowiała żona Joty, Rute Cardoso, pochodzi z pobliskiego Jovim.

Cały ten region pogrążony jest w żałobie po stracie dwóch swoich synów. Dla wielu mieszkańców to nie tylko wielka tragedia — to tragedia osobista.

Weźmy na przykład Vítora Borgesa, taksówkarza, który przez lata pracował z matką Joty, Isabel, w fabryce części samochodowych Ficosa w Porto.

— Ona i jej mąż wiele przeszli, by wychować tych chłopców — mówi, kręcąc głową. — I wszystko zniknęło… ot tak. Nikt nie zasługuje na coś takiego. A już na pewno nie ona.

Albo Miguel Pereira, dawny sąsiad Joty i Silvy — nieco starszy, ale wciąż młody duchem, doskonale pamiętający mecze na czerwonym asfalcie boiska na górze ich ulicy. Pokazuje zdjęcie na telefonie zrobione w maju 2024 roku, na którym widoczny jest jego syn Vasco z Jotą,

— Minął rok, a mam wrażenie, jakby to było wczoraj — mówi cicho.

Miguel przybył do siedziby SC Gondomar, by oddać hołd. Vasco i jego kuzyn Gonçalo grają w drużynie do lat ośmiu. Niedawno zdobyli mistrzostwo swojej lokalnej ligi. Przywieźli ze sobą replikę trofeum, by złożyć ją w geście pamięci. Owinęli ją szalikiem Gondomaru, zanim odłożyli ją na miejsce.


Akademia Gondomaru nosi imię Joty. Jego twarz zdobi bok głównej trybuny. Na budynku klubowym widnieją jego wizerunki: jako chłopca w koszulce Gondomaru i jako dorosłego zawodnika reprezentacji Portugalii. W piątkowe popołudnie teren wokół stadionu zamienił się w tymczasowe miejsce pamięci. Były kwiaty, znicze, szaliki, zdjęcia i rysunki. Koszulki piłkarskie z odręcznymi wiadomościami zapisanymi markerem. "Zawsze będziesz naszym bohaterem" — głosiła jedna. "Diogo i André, na zawsze synowie tej ziemi" — brzmiał inny napis.

Za główną trybuną znajduje się boisko treningowe — zniszczona już nieco sztuczna nawierzchnia — a obok stoi stary klubowy minibus. Jota grał tutaj w latach 2005–2013; niewykluczone, że ten właśnie bus woził jego i brata na mecze do sąsiednich miasteczek, gdy ich ścieżki przecinały się na zboczach okolicznych wzgórz.


Na głównym boisku działały zraszacze. Za jedną z bramek przysiadło sześć szpaków. Przez bramę stadionu wchodzili kolejni ludzie: dwie nastoletnie dziewczyny w koszulkach Liverpoolu oraz trzech młodych mężczyzn, którzy wpadli tu w przerwie obiadowej.

Pedro Figueiredo, kibic FC Porto, poczuł potrzebę, by oddać hołd.

— Grał w moim klubie i bardzo go podziwiałem — mówi. — Wyszedł z niczego i osiągnął wszystko ciężką pracą.

Eugénia Dias przyszła z wnuczką, Bernarditą. Razem złożyły hortensje.

— Diogo był idolem mieszkańców Gondomaru — powiedziała. — Mój syn grał z nim, gdy byli mali, mieli może pięć, sześć lat. Wszyscy jesteśmy pogrążeni w żałobie. Czuliśmy, że w pewien sposób to był nasz chłopak.


Zaraz przy głównej drodze wjazdowej do Gondomaru znajduje się znak informujący, że to stolica portugalskiego złotnictwa. W mieście działa około 450 zakładów jubilerskich. Ich wyroby trafiają na cały świat.

To skojarzenie nie jest przypadkowe. Bo Jota rzeczywiście był jak klejnot — nie tylko ze względu na swój talent, ale też dlatego, że wymagał oszlifowania. Nie był "pewniakiem", nie należał do tych dzieciaków, które od początku są skazane na sukces. Jeszcze jako 17-latek grał w Gondomarze. Porto go wtedy nie chciało, stąd przenosiny do Paços. Jego droga na szczyt była pracowita, wręcz mozolna. I właśnie to sprawiało, że ci, którzy ją śledzili, czuli z nią głębszą więź.

— Był skromnym człowiekiem, kimś, kto wszystko, co miał w życiu, musiał wywalczyć — mówi Maria Nogueira, mieszkanka Gondomaru. — Był symbolem tej ziemi.

Stała przed kościołem Matriz de Gondomar. Było piątkowe popołudnie, tuż przed 16:00. Publiczna ceremonia pożegnania Joty i Silvy miała się dopiero rozpocząć, ale tłum już gęstniał. Niektórzy próbowali dostrzec kaplicę, uchwycić choć cień rodziny. Inni szukali cienia pod drzewami.


Gdy drzwi się otworzyły, ludzie ustawili się w kolejce. Czekali w popołudniowym upale: mężczyźni w koszulkach polo, o lasce, kobiety z kwiatami, całe rodziny. Całowali sąsiadów, uśmiechali się blado. Przyszli złożyć wieńce, odmówić modlitwę, powiedzieć coś… albo nic — pozwolić się ogarnąć bezsensem tego wszystkiego.

— Po prostu czułem, że powinienem oddać hołd — powiedział Fernando Eusébio, w koszulce FC Porto. Przyznał, że nie wie, jak zareaguje, gdy zobaczy trumny. Obok inny mężczyzna ściskał mocno bukiet. Powiedział, że był przyjacielem Rute Cardoso, wdowy po Jocie, z dzieciństwa. Słowa zatrzymały mu się w gardle; nie był w stanie dokończyć zdania.

W miarę jak do kaplicy wchodzili mieszkańcy, z jej wnętrza wychodzili bliscy i przyjaciele rodziny. Dziewczyna owinięta w portugalską flagę płakała. Prezes FC Porto, André Villas-Boas, był blady jak ściana, podobnie jak Diogo Dalot, reprezentacyjny kolega Joty. Przy wyjściu z kaplicy starsza kobieta ocierała łzy. Jej mąż wpatrywał się w przestrzeń.

Ten ból był zrozumiały. Scena wewnątrz — rodzice Joty w rozpaczy, Cardoso przygnieciona żałobą — była niemal nie do zniesienia.

Gdy o 17:00 rozbrzmiały dzwony kościelne, kolejka wciąż rosła. Nadchodzili ludzie wracający z pracy, w garniturach i uniformach z supermarketów, zmęczeni, ale obecni. Przychodzili dalej. Kolejka zakręciła aż wokół cmentarza. Strumień przybywających zaczął maleć dopiero wtedy, gdy słońce zaczęło tracić siły po własnym całodziennym czuwaniu.


Nazajutrz pogrzeb przyniesie jeszcze więcej emocji. I nowe twarze: delegację z Liverpoolu, kolejnych kolegów Joty z reprezentacji Portugalii, przylatujących z najdalszych zakątków świata. Rúben Neves i João Cancelo grali w piątek wieczorem w Klubowych Mistrzostwach Świata na Florydzie — a w sobotni poranek, o dziesiątej, byli już tutaj. To będzie wydarzenie o światowym zasięgu — świadectwo siły futbolu, ale i skali wpływu, jaki Jota miał na ludzkie życia.

A jednak tu, pośród mieszkańców stojących w kolejce, trudno było nie myśleć o korzeniach — tych, które nas trzymają, które przypominają nam, skąd jesteśmy, jeśli tylko pozwolimy im rosnąć. Jota, co widać wyraźnie, swoje pielęgnował. Kochał je. I to właśnie — daleko bardziej niż jego boiskowy geniusz — sprawiło, że ci ludzie tak bardzo go pokochali.

Dla rodziny pozostaje tylko ból — świeży, niesprawiedliwy. To rana, której nie sposób jeszcze pojąć, a co dopiero zabliźnić. Jednak z czasem, taką ma się nadzieję, przyjdzie wdzięczność — za te 28 lat, które z nim mieli, za wspomnienia, za piękno, które wniósł nie tylko w ich życie, ale i w życie tylu innych.

Czekając na wejście do kaplicy, by pomodlić się za Jotę, Maria Nogueira trzymała bukiet kwiatów z przyczepioną karteczką.


"Dziękujemy Ci, Diogo," głosiła wiadomość, "za to, że uszczęśliwiłeś tak wielu ludzi".

Jack Lang

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Wszystkie gole Diogo dla Liverpoolu - wideo (5)
07.07.2025 21:07, AirCanada, liverpoolfc.com
Wideo ku pamięci Diogo Joty (1)
07.07.2025 21:04, AirCanada, liverpoolfc.com
Fabian Otte trafia do Tottenhamu (0)
07.07.2025 20:39, AirCanada, The Athletic
Mecz z Preston pod znakiem zapytania (2)
07.07.2025 12:48, Maja, thisisanfield.com
Poruszający hołd Iana Rusha dla Diogo Joty (1)
07.07.2025 10:59, FroncQ, Liverpool Echo
Díaz priorytetem Barcelony (36)
07.07.2025 09:54, RosolakLFC, Twitter