Bundesliga może być idealna dla Elliotta
To było trudne, pełne niepewności lato dla Liverpoolu. Śmierć Diogo Joty nadała wszystkim przyziemnym pytaniom o planowanie składu nową perspektywę – i tak pozostanie przez wiele najbliższych tygodni i miesięcy. Jednak pytania o przyszłość zawodników nadal się pojawiają i choć mogą być niechciane – muszą zostać rozstrzygnięte.
Jednym z nich jest: co dalej z Harveyem Elliottem?
Wygląda na to, że on sam również o tym myśli.
– Gdybym mógł decydować, zostałbym w Liverpoolu do końca kariery – to takie proste – powiedział po otwartym treningu podczas letniego tournée klubu w Hongkongu. – Kocham wszystko w tym klubie, ale jednocześnie muszę być trochę egoistą i pomyśleć, co będzie najlepsze dla mnie.
– Mam wielkie ambicje. Chcę trafić do kadry na mistrzostwa świata. Chcę dalej odnosić sukcesy jako piłkarz. To coś, co muszę jeszcze przeanalizować. Muszę porozmawiać ze wszystkimi i przemyśleć sytuację. Do klubu przyszło wielu nowych graczy, więc nie wiem, czy nie zablokują mi drogi.
To, jakie opcje ma Elliott, zależy od kilku czynników. Jednym z nich jest aspekt finansowy: Liverpool wycenia go na około 50 milionów funtów (67,7 mln dolarów) i nie ma szczególnego zamiaru go sprzedawać – jego kontrakt obowiązuje do czerwca 2027 roku.
To spora kwota jak na zawodnika, który przez większość zeszłego sezonu był na marginesie, ale wartość rynkowa Elliotta wzrosła po czerwcowych Mistrzostwach Europy U-21, gdzie zaprezentował pełen wachlarz swoich umiejętności w drodze Anglii po tytuł. Był tam reżyserem gry, nie jakimś dodatkiem – jak bywa w Liverpoolu – i łatwo wyobrazić sobie, że niektóre kluby Premier League mogłyby zainwestować niemałe pieniądze po jego występie.
Jeśli nie Anglia, to może Niemcy? Choć kwota odstępnego może odstraszyć wiele klubów Bundesligi, to w krótkim okresie ten kierunek mógłby naprawdę dobrze przysłużyć się jego karierze.

The Athletic informował o zainteresowaniu ze strony RB Lipsk i – niezależnie od tego, czy do transferu dojdzie – łatwo wyobrazić sobie, że forma, pewność siebie i wpływ Elliotta mogłyby rozkwitnąć w Bundeslidze, która jest bardzo przyjaznym środowiskiem dla zawodników o jego profilu.
Kluczowe znaczenie ma tu czas gry.
Elliott zagrał w pierwszej połowie przegranego 2:4 meczu towarzyskiego z Milanem w Hongkongu, ale w sezonie 2024/25 uzbierał w Premier League zaledwie 371 minut (dwa mecze w pierwszym składzie). Głównie przez kontuzję stopy z września 2024 roku, która wykluczyła go z gry na prawie trzy miesiące. Jednak po letnim transferze Floriana Wirtza trudno sobie wyobrazić, by Elliott miał się stać regularnym starterem w tak silnej drużynie.
A w wieku 22 lat potrzebuje regularnej gry, a Bundesliga daje taką możliwość bez konieczności spadania do dolnej części tabeli czy zbyt wielkich kompromisów.
Szansa na grę jest ważna, ale równie ważne są okoliczności, w jakich ta gra się odbywa.
Zamiast przechodzić do klubu ze środka lub dołu tabeli Premier League, gdzie byłby skazany na grę defensywną i walkę o utrzymanie, w Niemczech Elliott mógłby trafić do zespołu z top 6, który stawia na ofensywę: na jego podania, kreatywność, strzały i pomysły.
Dobrym przykładem jest Jobe Bellingham, który niedawno trafił do Borussii Dortmund. Jobe to zawodnik bardziej defensywny i systemowy niż jego brat Jude, ale także posiada istotne atuty ofensywne. W Dortmundzie, który w większości spotkań dominuje i ma ok. 60% posiadania piłki, te cechy będą odpowiednio wykorzystane.
Jako beniaminek Premier League, Sunderland nie dałby mu takich warunków. Jobe spędziłby więcej czasu grając bez piłki, walcząc o utrzymanie. Minuty by zebrał, ale nie na swoich warunkach, nie w sposób podkreślający jego pełną wartość.
Wirtz to kolejny istotny punkt odniesienia.
Gdy przechodził z Kolonii do Bayeru Leverkusen w 2020 roku, kierował się nie tylko chęcią gry w bogatszym klubie, ale również możliwością gry w stabilnym zespole z jasną filozofią i trenerem (Peter Bosz), który uczynił go centralną postacią ofensywnego systemu.
W swoim pierwszym pełnym sezonie (2020/21), jako 18-latek, zaczął w 25 meczach na pozycji nr 10 w drużynie, która miała średnio 57,1% posiadania piłki (drugi wynik w lidze) i skończyła sezon na szóstym miejscu. Dla nastoletniego rozgrywającego to było idealne środowisko. Choć Wirtz był wyjątkowym talentem, to w Anglii nie dostałby takiej szansy w zespole o podobnym poziomie.
W Niemczech nawet kluby walczące o Ligę Mistrzów muszą podejmować ryzyko. Dla takich klubów jak Leverkusen, Dortmund, Eintracht Frankfurt czy RB Lipsk rozwijanie talentów i ich późniejsza sprzedaż z zyskiem to podstawa działania. Leverkusen nie podlega zasadzie 50+1, a Lipsk tylko formalnie ją spełnia, ale przy braku dużych inwestorów, każdy klub poza Bayernem musi być sprzedawcą i przyspieszać rozwój zawodników.
To działa na korzyść zawodników o dużym potencjale, takich jak Elliott. Taki gracz może dołączyć do silnego zespołu, nie utknąć za plecami starszych graczy z wysokimi pensjami, a jednocześnie mieć gwarancję drogi rozwoju na szczyt – jeśli tylko się sprawdzi.
Co ciekawe, to co często uważa się za słabość marki Bundesligi – jej nierówność – tu działa na plus.
Podział pieniędzy z praw telewizyjnych nie jest równy, więc beniaminki nie dostają od razu ogromnych środków. Przykładowo: Bayern Monachium zarobił w zeszłym sezonie ok. 103 mln euro z praw, podczas gdy zdegradowane Bochum tylko 44 mln.
W Premier League też istnieją dysproporcje, ale nie na taką skalę. Burnley, przygotowując się do gry w Premier League, wydało ok. 70 mln euro. Hamburg, wracający do Bundesligi po siedmiu latach, zaledwie 4,9 mln euro.
Efekt? Luka jakościowa. Na korzyść Bayernu, ale także innych czołowych klubów, które dzięki temu – oraz ich piłkarze – mogą dominować i rozwijać się w korzystnych warunkach.

Rekrutacja oczywiście ma znaczenie. Leverkusen, Dortmund, Frankfurt i Lipsk świetnie identyfikują talenty i działają sprawnie na rynku. Ale gdy zawodnicy już trafią do zespołu – środowisko im sprzyja.
Jadon Sancho, Jude Bellingham, Dani Olmo, Erling Haaland i Dominik Szoboszlai – wszyscy byli bardzo utalentowani. Ale ich status i sukcesy w dużej mierze zależały od tego, gdzie grali. Gdyby Bellingham przeszedł z Birmingham do Tottenhamu, czy byłby wart 100 mln euro tak szybko? Gdyby Olmo trafił do Chelsea z Dinama Zagrzeb i zaliczał tylko epizody i wypożyczenia, czy zostałby reprezentantem Hiszpanii?
Tego nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: Bundesliga nie tylko daje szansę gry, ale pozwala – zwłaszcza ofensywnym piłkarzom – nabrać rozpędu w krótkim czasie. Omar Marmoush to dobry przykład. Michael Olise opuścił Crystal Palace jako znakomity zawodnik. Dziś jest gwiazdą światowego formatu.
Najlepszy przykład? Hugo Ekitike – z zagubionego chłopaka w PSG do potencjalnego transferu za 93 mln euro do Liverpoolu z Frankfurtu w dwa lata.
Elliott może nie wykonać tak dramatycznego skoku, ale jego profil statystyczny pokazuje, że ma potencjał, by być czołowym playmakerem w Niemczech. Może brakuje mu odrobiny szybkości, ale jego progresywne podania i jakość rozegrania czynią go oczywistym kandydatem do ligi, gdzie liczy się szybka gra i gra ofensywna – na własnych warunkach.
Na rozdrożu kariery warto więc zatrzymać się nad tym elementem „broszury reklamowej” Bundesligi.
Sebastian Stafford-Bloor
Komentarze (2)