Jak prawa obrona stała się kłopotem Liverpoolu
Prawa obrona wydawała się pozycją, o którą Arne Slot nie musi się martwić.
Po tym jak Trent Alexander-Arnold ogłosił, że opuści Liverpool po wygaśnięciu kontraktu w ubiegłym sezonie, klub szybko zareagował, sprowadzając Jeremie’ego Frimponga, by rywalizował o miejsce w składzie z Conorem Bradleyem.
Pozyskanie Frimponga było pierwszym sygnałem, że sposób gry Liverpoolu przy piłce ulegnie pewnym modyfikacjom. Zestaw umiejętności Alexandra-Arnolda jest nie do podrobienia, a były obrońca Bayeru Leverkusen funkcjonuje w tej roli zupełnie inaczej.
Pod względem stylu Frimpong (24 lata) jest znacznie bliższy Bradleya (22). Obaj lubią grać z piłką przy nodze, często włączają się w akcje ofensywne i wykonują zarówno klasyczne, jak i diagonalne sprinty bez piłki. Alexander-Arnold był raczej rozgrywającym i kreatorem gry, który napędzał akcje precyzyjnym podaniem.
– Jeremie i Conor to podobni zawodnicy, choć Jeremie jest być może lepszy w pojedynkach jeden na jednego – mówił Slot przed inauguracyjnym meczem sezonu, wygranym 4:2 z Bournemouth. – Obaj mogą przyczynić się do jeszcze większej produktywności Mohameda Salaha, bo jeśli grasz przeciwko nim, musisz mieć świadomość ich obecności.
– W zeszłym sezonie rywale mogli nieco bardziej asekurować swoją stronę, bo Trent grał odrobinę głębiej. Trent potrafił wydobyć z Mo to, co najlepsze, ale jestem przekonany, że podobny efekt dadzą nam Conor i Jeremie.
Pomimo tego uzasadnionego optymizmu, pozycja prawego obrońcy stała się swego rodzaju papierkiem lakmusowym niepewnego początku sezonu w wykonaniu Liverpoolu.
Żaden z dwójki Frimpong–Bradley nie zdołał jeszcze na dobre wywalczyć miejsca w wyjściowej jedenastce, a w tym czasie Arne Slot kilkukrotnie przesuwał na prawą stronę pomocnika Dominika Szoboszlaia. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki – włącznie z Tarczą Wspólnoty – Szoboszlai i Frimpong wystąpili w podstawowym składzie po cztery razy, a Bradley trzykrotnie.
Czynnikiem, który przyczynił się do tego stanu rzaeczy w największym stopniu, są kontuzje. Frimpong i Bradley wypadli z gry już po pierwszej kolejce Premier League (Bradley doznał urazu jeszcze w trakcie okresu przygotowawczego), co zmusiło Slota do przesunięcia Szoboszlaia.
Reprezentant Węgier potrafił w tej roli zostać piłkarzem meczu przeciwko Newcastle United i Arsenalowi – i jak dotąd był najlepszym zawodnikiem Liverpoolu na tej pozycji w obecnych rozgrywkach.
Liverpool może być w trakcie zmiany swojego stylu gry, ale Dominik Szoboszlai zdołał wnieść do roli prawego obrońcy elementy przypominające to, co oferował Trent Alexander-Arnold.
Węgier swobodnie wchodzi do środka boiska, tworząc dodatkowe ogniwo w środku pola, a jego wachlarz podań jest znacznie szerszy niż u Conora Bradleya czy Jeremie’ego Frimponga, co dobrze pokazują przykłady z meczów przeciwko Arsenalowi…
…oraz Chelsea.
Szoboszlai potrafił też stwarzać zagrożenie bezpośrednio z prawej strony defensywy – to właśnie po jego dośrodkowaniu padło wyrównujące trafienie Cody’ego Gakpo w spotkaniu z Chelsea.
W starciu z Crystal Palace jego głębokie zagranie w pole karne mogło z kolei zakończyć się pierwszym golem Floriana Wirtza w barwach Liverpoolu.
Bez piłki Szoboszlai radzi sobie dzięki swojej atletyczności i sile fizycznej, jednak momentami rywale potrafili obnażyć jego brak instynktu obrońcy.
W meczu z Galatasaray sprokurował łatwy rzut karny, gdy Baris Yilmaz zwiódł go zwrotem do środka – wcześniej zresztą już raz pozwolił tureckiemu skrzydłowemu urwać się za plecy i dojść do świetnej sytuacji. Podobny błąd popełnił w starciu z Chelsea, kiedy nie dostrzegł wbiegającego w pole karne Enzo Fernandeza, który głową trafił w słupek w końcówce meczu.
Liverpool i sam Szoboszlai wyglądają jednak lepiej, gdy Węgier gra w środku pola – i to właśnie tam powinien występować w dalszej części sezonu.
Choć kontuzje Bradleya i Frimponga na początku rozgrywek nie były poważne, Slot musiał nimi umiejętnie zarządzać, by stopniowo odbudowywać ich rytm meczowy i uniknąć nawrotów urazów.
– Wrócili już po kontuzjach, ale nie wierzymy, że jeśli ktoś był poza grą przez trzy lub cztery tygodnie, może od razu rozegrać trzy spotkania w tydzień – tłumaczył Slot, zapytany w tym miesiącu o sytuację bocznych obrońców. – Nie jesteś na to przygotowany. Dlatego musieliśmy nieco dostosować nasz plan gry na tej pozycji.
Przez długi czas prawa strona Liverpoolu była jednym z jego największych atutów, ale w tym sezonie – przy obniżce formy Mohameda Salaha – nie można już tego powiedzieć. Częsta rotacja zawodników za jego plecami również nie pomaga Egipcjaninowi.
Choć Salah rozegrał już 19 spotkań u boku Bradleya, ich współpraca wciąż jest na wczesnym etapie - z pewnością nie jest to poziom niemal telepatycznego zrozumienia, jakie łączyło Egipcjanina z Alexandrem-Arnoldem.
Mimo to obaj dobrze się uzupełniają: Bradley imponuje swoimi agresywnymi wbiegnięciami od środka pod linię obrony rywala…
…a także potrafi samodzielnie stwarzać zagrożenie bramkowe.
Jednym z powodów, dla których Conor Bradley szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców, jest jego naturalna zadziorność w grze obronnej – jednak ta agresja potrafi też wpędzić go w kłopoty.
W ośmiu występach w tym sezonie prawy obrońca uzbierał już pięć żółtych kartek. Ostatnią z nich obejrzał w przegranym 1:2 meczu z Chelsea, po czym został zdjęty z boiska w przerwie – wcześniej, w 34. minucie, został ukarany za faul…
…a tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę popełnił jeszcze przewinienie na Alejandro Garnacho.
Problemy Bradleya z dyscypliną przeniosły się również na arenę międzynarodową. W barwach Irlandii Północnej otrzymał niepotrzebną żółtą kartkę w meczu ze Słowacją (2:0), mimo że był jednym z najlepszych zawodników spotkania. Kara oznaczała zawieszenie i absencję w kolejnym meczu – porażce 0:1 z Niemcami.
Co ciekawe, cztery z pięciu napomnień Bradley otrzymał wchodząc z ławki, co sugeruje zbytnią chęć natychmiastowego wpływu na grę. Wszystkie wynikały z nieco spóźnionych interwencji. Obrońca często doskakuje zbyt szybko, zbyt agresywnie i zbyt blisko rywala.
Jeremie Frimpong od powrotu po kontuzji rozegrał trzy spotkania, z czego dwa na prawej obronie. Dobrze wypadł w meczu Ligi Mistrzów z Atlético Madryt, ale jego występ w wygranym 2:1 spotkaniu Pucharu Ligi z Southampton nie był już tak imponujący.
Zaskoczeniem była natomiast jego obecność na prawym skrzydle w spotkaniu z Galatasaray – nie tylko dlatego, że poza wyjściową jedenastką znalazł się Mohamed Salah, ale też dlatego, że za jego plecami zagrał Szoboszlai.
Slot tłumaczył po meczu, że plan zakładał, iż Baris Yilmaz będzie często schodził do środka z lewej strony, co miało umożliwić Szoboszlaiowi operowanie bardziej centralnie, a Frimpongowi – patrolowanie prawej flanki.
Kilka dni wcześniej Frimpong popełnił jednak błąd w końcówce spotkania z Crystal Palace, kiedy zgubił krycie Eddie’ego Nketiaha przy dośrodkowaniu na dalszy słupek – napastnik Palace wykorzystał to, zdobywając zwycięskiego gola.
Gdy w następnym meczu z Chelsea Holender pozostał na ławce, a Szoboszlai został cofnięty na prawą obronę, pojawiły się pytania o zaufanie trenera do Frimponga i jego dopasowanie do wymagań Slotta.
Frimpong dopiero przystosowuje się do realiów Premier League – i do nowej roli. W Bayerze Leverkusen występował jako wahadłowy, a więc zawodnik z innym zestawem obowiązków. Rzadko uczestniczył w początkowej fazie rozegrania piłki – w Liverpoolu to się zmieniło.
W ostatnich tygodniach drużyna ma jednak problemy z wyprowadzaniem piłki w ustawieniu 4-2, co rywale coraz częściej wykorzystują. Przeciwnicy podchodzą pressingiem wyżej i odważniej, ograniczając Liverpoolowi możliwości rozegrania, co było widoczne choćby w meczach z Crystal Palace…
…oraz z Chelsea, gdzie zespół wyglądał mniej pewnie i mniej spójnie w posiadaniu piłki.
Liverpool nie ma już w swoich szeregach Trenta Alexandra-Arnolda, który potrafił rozładować presję jednym podaniem wzdłuż linii lub przerzutem na drugą stronę boiska. W poprzednim sezonie Anglik notował średnio 5,1 progresywnego podania na 90 minut w Premier League. Dla porównania, Bradley ma 1,2, a Frimpong zaledwie 0,9.
Widzieliśmy różne próby rozwiązania tego problemu – Arne Slot eksperymentował m.in. z cofnięciem Ryana Gravenbercha między środkowych obrońców lub z rotacją najgłębiej ustawionego pomocnika, który miał pokazywać się do rozegrania. Na razie to wciąż praca w toku.
Jeśli Liverpool nie potrafi konsekwentnie budować akcji od własnej bramki, trudno mu zyskać odpowiednią przestrzeń, by Bradley czy Frimpong mogli grać ofensywnie. Obaj są zawodnikami lubiącymi prowadzić piłkę — średnio notują odpowiednio 7,4 i 7,1 progresywnego wejścia z piłką na 90 minut w swoich ligach. To znacznie więcej niż Alexander-Arnold, który miał takich wejść 3,1.
Brak stabilności w rozegraniu ogranicza też liczbę sytuacji, w których boczni obrońcy mogą łączyć się w akcjach z Salahem. Tak wyglądało to w przypadku Bradleya w meczu z Burnley…
…oraz Frimponga przeciwko Crystal Palace.
Problemy widać również w grze ofensywnej trójki – piłkarze z przodu mają trudności z utrzymaniem piłki lub jej skutecznym rozegraniem. W jednym z przykładów z meczu z Atlético Madryt Frimpong zachował się wzorowo, ustawiając się pod podanie i zagrywając do Alexandra Isaka, jednak Salah nie wykorzystał odegrania kolegi, a jego niecelne podanie zakończyło się stratą.
Sytuacja nie pomaga też Ibrahimie Konaté, który w ostatnich tygodniach sam sprawia wrażenie niepewnego – a jego nerwowość z pewnością nie dodaje pewności żadnemu z partnerów grających obok.
Stabilność będzie kluczowa, a przed Slotem stoi wybór: postawić na Bradleya, który lepiej zna system, czy kontynuować proces adaptacji Frimponga – podobnie jak robi to po drugiej stronie boiska z Milosem Kerkezem.
Nie jest to jedyny problem, z którym musi się zmierzyć trener przed niedzielnym starciem z Manchesterem United – zespołem grającym w systemie 3-4-3, podobnie jak Crystal Palace – ale jeśli Slot znajdzie rozwiązanie na tę kwestię, reszta jego układanki może w końcu zacząć działać.
Andy Jones
Komentarze (0)