Henderson: Wciąż wierzę w klasę Liverpoolu
Jordan Henderson przekonuje, że to "tylko kwestia czasu", zanim Liverpool wróci na właściwe tory w tym sezonie – choć w sobotę sam przyczynił się do pogłębienia kryzysu swojego byłego klubu.
Były kapitan The Reds, który spędził na Anfield dwanaście lat (2011–2023) i rozegrał niemal 500 spotkań, po raz pierwszy od odejścia stanął naprzeciw Liverpoolowi jako zawodnik Brentford. Jego nowy zespół wygrał 3:2 w zachodnim Londynie, zadając mistrzom Anglii czwartą ligową porażkę z rzędu.
Liverpool rozpoczął sezon od serii pięciu zwycięstw w Premier League, ale obecnie zajmuje szóste miejsce w tabeli po czterech kolejnych niepowodzeniach.
Po meczu Henderson został zapytany o przyczyny problemów swojego byłego zespołu.
– Patrzysz na ten skład i trudno wskazać jakąkolwiek słabość. To sami klasowi zawodnicy. Wiem, że ostatnie wyniki nie były najlepsze, ale dla mnie to wciąż topowi piłkarze i topowa drużyna. To tylko kwestia czasu, aż złapią rytm i wrócą do swojej gry – powiedział Anglik.
– Są powody, dla których nie osiągnęli poziomu z poprzedniego sezonu, ale to nadal światowej klasy zespół. Gdziekolwiek spojrzysz na boisko – wszędzie masz graczy z najwyższej półki. Dla nas to zawsze będzie trudny rywal, ale uważam, że chłopaki z Brentford pokazali charakter, trzymali się razem i potrafili stworzyć zagrożenie w kontratakach.
Występ Hendersona był jego pierwszym spotkaniem przeciwko Liverpoolowi od marca 2011 roku, kiedy The Reds pokonali Sunderland 2:0 po bramkach Dirka Kuyta i Luisa Suáreza. 35-letni pomocnik przyznał po meczu, że starcie z dawnym klubem miało dla niego wyjątkowy wymiar emocjonalny.
– Trochę to było dziwne, bo spędziłem w Liverpoolu tyle lat. To zawsze będzie we mnie – to był mój dom przez 12 lat, całe moje życie – mówił Henderson.
– Jednak gdy tylko sędzia zagwizdał po raz pierwszy, wszystko wróciło do normy. Skupiłem się na meczu, byłem gotowy i w odpowiednim nastawieniu - liczyło się już tylko Brentford.

Komentarze (0)