Bradley i Robbo kluczem przemiany Liverpoolu
Gdy Liverpool w sierpniu rozpoczynał swój sezon, Conor Bradley i Andy Robertson doświadczali tego meczu na siedząco, zamiast brać w nim udział.
Pozycje bocznych obrońców zajęli wówczas dwaj nowi zawodnicy – Jeremie Frimpong i Milos Kerkez, którzy dołączyli do mistrzów Premier League w ramach rekordowego dla the Reds letniego okna transferowego, w którym wydano łącznie aż 450 milionów funtów (587 mln dolarów).
Bradley wciąż dochodził do siebie po kontuzji ścięgna udowego, której nabawił się w trakcie przygotowań do sezonu, natomiast 31-letni Robertson został przesunięty na ławkę rezerwowych. Arne Slot postanowił postawić na przyszłość aniżeli doświadczenie. Obaj zawodnicy musieli zmierzyć się z dużą frustracją, walcząc przy okazji o powrót na odpowiedni poziom.
Ubiegłoweekendowe zwycięstwo w Premier League nad Aston Villą było pierwszym meczem, w którym obaj znaleźli się w wyjściowej jedenastce od finałowego spotkania poprzedniego sezonu w maju. Mając zaufanie Slota, utrzymali swoje miejsce w składzie również we wtorkowym meczu Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt, odpłacając się świetnym występem, w którym skutecznie ograniczyli potencjał ofensywny hiszpańskiej potęgi.
To, co wcześniej w tym sezonie było wyraźną słabością Liverpoolu, nagle stało się jego atutem – Bradley i Robertson odegrali kluczowe role w dwóch kolejnych meczach bez straty gola przed niedzielnym wyzwaniem, jakim będzie mecz z Manchesterem City.
Bradley zasłużenie był oklaskiwany przez kibiców na Anfield. Tego wieczora stał się ich ulubieńcem, podczas gdy jego poprzednik, Trent Alexander-Arnold, został bezlitośnie wygwizdany. W tym samym czasie 22-letni reprezentant Irlandii Północnej rozgrywał najlepszy mecz w swojej karierze.
Vinícius Júnior, który na początku spotkania wydawał się stwarzać zagrożenie, z czasem zupełnie stracił pewność siebie – Bradley całkowicie go zdominował. Brazylijski napastnik, który w ciągu 90 minut stracił piłkę 20 razy (!), nie oddał ani jednego strzału na bramkę. Agresywny, ale opanowany Bradley wygrał wszystkie trzy swoje wślizgi oraz osiem z trzynastu pojedynków (62%).
– Tak, ja dałbym ją Conorowi. Może jestem stronniczy, bo to boczny obrońca, ale uważam, że był znakomity przeciwko jednemu z najlepszych piłkarzy na świecie. Świetnie bronił przeciwko Viníciusowi – powiedział Robertson dla klubowej telewizji LFCTV.
– Conor to niesamowity talent, ludzie zapominają, jak młodym zawodnikiem jest. Ciągle mu powtarzam, że teraz liczy się regularność. Zawsze miał w sobie taki występ, ale teraz chodzi o to, by grał tak tydzień w tydzień. Teraz, gdy dostaje kolejne szanse, widać, jak rośnie jego pewność siebie.
– Był świetny przeciwko Realowi Madryt w zeszłym sezonie [kiedy Liverpool wygrał 2:0 na Anfield w fazie grupowej], ale dziś był jeszcze lepszy. Ma wszystko, by być prawym obrońcą Liverpoolu przez wiele lat.
Bradley, uznawany za naturalnego następcę Alexandra-Arnolda, podpisał nowy czteroletni kontrakt w maju, ale godne przypieczętowanie tej okazji się opóźniło. Irlandczyk dopiero pod koniec września, w siódmym meczu Liverpoolu we wszystkich rozgrywkach, był gotowy do gry od pierwszej minuty – i wypadł słabo. Został zdjęty w przerwie w meczu z Chelsea po głupiej żółtej kartce – jednej z pięciu, które obejrzał w pierwszych ośmiu występach sezonu, co świadczyło o zbyt pochopnych decyzjach i braku rytmu.
Ciągłe rotacje na prawej obronie nie pomagały Liverpoolowi, którego wyniki pogarszały się. Frimpong zmagał się z kontuzjami, więc Slot przesunął tam Dominika Szoboszlaia jako rozwiązanie awaryjne, co jednak osłabiło środek pola.
Doprowadzenie Bradleya do pełnej formy miało kluczowe znaczenie dla stabilności defensywy. Po meczu z Aston Villą Slot wspomniał, że wychowanek Akademii musi jeszcze udowodnić, że potrafi grać z taką intensywnością co trzy dni. Wtorkowe spotkanie było jego pierwszym meczem w Lidze Mistrzów od stycznia.
– Conor był znakomity. Trzy dni po tym, jak zagrał 90 minut przeciwko Aston Villi, znów wytrzymał pełny mecz w niesamowitym tempie przeciwko Viníciusowi – powiedział po meczu Slot.
– Powiedziałem zawodnikom przed meczem, że Real zdobył 26 goli w La Liga, a Mbappé i Vinícius mają razem 29 udziałów bramkowych we wszystkich rozgrywkach. Jeśli chcesz mieć szansę wygrać, musisz dobrze bronić stałych fragmentów gry, ale też powstrzymać te wielkie indywidualności. Conor znakomicie poradził sobie z Viníciusem.
Bradley nie tylko zachwycił kibiców swoją walecznością, ale też dawał drużynie dużo w ofensywie, prezentując inteligentne zejścia do środka i dokładne podania do Hugo Ekitike.
Na drugiej stronie boiska Robertson nie był może tak efektowny, ale równie ważny – dobrze współpracował z Florianem Wirtzem, który miał swobodę schodzenia z lewej strony do środka pola.
Kapitan reprezentacji Szkocji mógł latem opuścić Anfield. Zainteresowanie wykazywały Atletico Madryt i Milan. Weteran angielskich boisk rozważał swoją przyszłość po tym, jak Liverpool sprowadził Kerkeza z Bournemouth za 40 milionów funtów.
Robertson wiedział, że jego pozycja w drużynie jest poważnie zagrożona po raz pierwszy od sezonu 2017/18, gdy wygryzł ze składu Alberto Moreno. Zamiast się poddać, postanowił walczyć. Jego nagrodą była opaska wicekapitana – Slot docenił jego autorytet w szatni.
Jednak Robertson chciał przede wszystkim znów poczuć emocje gry i dawać przykład na boisku. W jego wieku nie zamierzał godzić się z rolą rezerwowego.
Musiał być cierpliwy – Slot dawał szansę Kerkezowi, który rozpoczął dziewięć pierwszych meczów Premier League, zanim usiadł na ławce w spotkaniu z Aston Villą. Węgier przechodzi trudny okres adaptacji, podobny do tego, jaki Robertson przeżywał po przejściu z Hull City.
Niepewność Kerkeza przyczyniła się do fatalnej serii Liverpoolu – sześciu porażek w siedmiu meczach – i powrót Robertsona w ostatnim tygodniu okazał się bardzo trafną decyzją Slota.
Real Madryt wygrał 13 z 14 wcześniejszych meczów w tym sezonie, zdobywając 34 gole. Jednak na Anfield oddał tylko dwa celne strzały, a jego wskaźnik xG (oczekiwane gole) wyniósł zaledwie 0,45.
– W tym sezonie zbyt często musieliśmy strzelać trzy gole, żeby wygrać mecz. Nie da się tak cały czas. Teraz chodzi o kontrolę nad meczem i myślę, że odzyskaliśmy ją w ostatnich dwóch spotkaniach – powiedział Robertson.
– To bardzo budujące, że zbudowaliśmy się na sobotnim występie. Od pierwszej minuty byliśmy w pełni zaangażowani – ciężko pracowaliśmy dla siebie nawzajem, pomagaliśmy kolegom i pokazaliśmy jakość. Ich bramkarz tylko dzięki świetnym interwencjom utrzymał tak niski wynik.
– Teraz kluczowa jest regularność. W niedzielę czeka nas kolejny wielki mecz. Włożyliśmy w ten tydzień mnóstwo pracy, ale pojedziemy tam z pewnością siebie.
W pierwszych miesiącach trwającego sezonu, rywalom Liverpoolu ataki skrzydłami przychodziły zbyt łatwo. Teraz jednak, gdy Bradley gra bez kompleksów, a Robertson odzyskał głód rywalizacji, zespół wygląda zupełnie inaczej.
James Pearce

Komentarze (3)