11 problemów, które musi naprawić Liverpool
Gdy wydawało się, że Liverpool znów nabrał rozpędu, wszystko nagle stanęło — i to z hukiem.
Dotkliwa porażka 0:3 z Manchesterem City w niedzielę rozwiała cały optymizm, jaki przyniosły wcześniejsze zwycięstwa nad Realem Madryt i Aston Villą. Zespół Arne Slota traci teraz osiem punktów do lidera Premier League, Arsenalu.
Z dorobkiem 18 punktów po 11 kolejkach Liverpool notuje najgorszy wynik obrońcy tytułu od czasów Leicester City w 2016 roku, a problemy piętrzą się niemal w każdej formacji.
James Pearce, Simon Hughes, Andy Jones i Gregg Evans wskazują 11 najpoważniejszych wyzwań, z jakimi Slot musi się zmierzyć, jeśli chce uratować sezon.
Trudna adaptacja Wirtza
Letni transfer Florian Wirtza z Bayeru Leverkusen za 116 milionów funtów był uznawany za ogromny sukces Liverpoolu.
– On jest wyjątkowy. To najlepszy zawodnik, jakiego mamy w Niemczech. Kibice Liverpoolu go pokochają – mówił były pomocnik The Reds, a obecnie ekspert Bundesligi Dietmar Hamann w rozmowie z The Athletic.
Arne Slot widział w nim klucz do wypełnienia luki na polu kreatywności po odejściu Trenta Alexandra-Arnolda do Realu Madryt. Niemiecki pomocnik w dwóch poprzednich sezonach dla Leverkusen strzelił 34 gole i zanotował 35 asyst.
Jednak wydobycie z niego pełnego potencjału okazało się trudniejsze, niż zakładano. 22-letni ofensywny pomocnik ma problem z przystosowaniem się do szybkości i fizyczności Premier League. Do tej pory nie zdobył ani jednego gola, ani asysty w lidze, a jego najlepsze występy miały miejsce w Lidze Mistrzów, gdzie styl gry bardziej mu odpowiadał.
Początkowy pomysł Slota, by używać Wirtza jako klasycznej "dziesiątki" w trzyosobowym środku pola, musiał zostać porzucony – zespół był zbyt łatwy do rozbicia po stracie piłki. Holender próbował też ustawiać go na obu skrzydłach. To dobrze zadziałało przeciwko Realowi Madryt, ale znacznie gorzej w meczu z City, gdzie Wirtz był praktycznie niewidoczny.
– Florian potrzebuje czasu, by zaadaptować się do drużyny, a drużyna – by zaadaptować się do niego – mówił Slot przed weekendem.
Wirtz jest młody i zasługuje na cierpliwość, ale faktem jest, że Liverpoolowi brakuje jego błysku, a mamy już listopad. Mimo to Niemiec wciąż nie zaliczył przełomowego występu w Premier League.
Balans między stabilnością a rotacją
Po zwycięstwie nad Aston Villą Slot dokonał jednej zmiany przed wygraną z Realem Madryt, a następnie wystawił identyczny skład, który został rozbity przez Manchester City.
Widać było, że Holender chce odbudować rytm i pewność siebie zespołu, stawiając na stabilizację zamiast rotacji – strategię, która przyniosła efekty w pierwszej części poprzedniego sezonu, gdy Liverpool objął prowadzenie w walce o tytuł. Jednak później ta konsekwencja doprowadziła do zmęczenia kluczowych graczy w końcówce kampanii.
Slot nadal znajduje się w dolnej części tabeli menedżerów Premier League pod względem rotacji składu – dokonał 15 zmian w wyjściowych jedenastkach (szósty najniższy wynik w lidze) i użył 22 zawodników łącznie.
Częściej rotował w pozostałych rozgrywkach, próbując jednocześnie wkomponować aż siedmiu nowych zawodników. Ta strategia zmieniła się w ubiegłym tygodniu, gdy konsekwentne wybory personalne miały przynieść stabilność – aż do momentu, gdy zespołowi "zabrakło paliwa" w Manchesterze.
Aby odwrócić losy sezonu, Slot musi znaleźć złoty środek między stabilnością a świeżością.
Błędy Konaté i brak asekuracji w defensywie
W poprzednim sezonie współpraca Ibrahimy Konaté z Virgilem van Dijkiem stanowiła fundament mistrzowskiego sukcesu Liverpoolu. Francuz wykorzystywał swoją szybkość, by neutralizować zagrożenie i siłę, by powstrzymywać napastników rywali. Był też całkiem przydatny w fazie budowania akcji.
W tym sezonie wygląda to jednak zupełnie inaczej. Konaté został boleśnie obnażony w meczu z Manchesterem City – popełnił błąd, który doprowadził do rzutu karnego (niewykorzystanego przez Erlinga Haalanda), a następnie pozwolił niepilnowanemu Norwegowi na oddanie strzału głową przy pierwszym golu. City wyczuło słaby punkt i bezlitośnie atakowało jego stronę.
Francuz gra w tym sezonie tak nierówno, że może mówić o szczęściu, iż wciąż utrzymuje miejsce w składzie. Choć przeciwko Arsenalowi i Realowi Madryt był dominujący, błędy zdarzają się mu zbyt często.
Rozpoczął sezon ospale, szczególnie słabo wypadł w porażkach z Crystal Palace, Galatasaray i Brentfordem, a jego pewność siebie wyraźnie spadła.
Sytuacji nie ułatwia też brak alternatyw w obronie. Liverpool ma do dyspozycji jedynie Joe Gomeza, po tym jak nie udało się pozyskać Marca Guehiego, a Giovanni Leoni doznał poważnej kontuzji.
Fakt, że przeciągające się negocjacje kontraktowe Konaté nie są nawet tematem rozmów, mówi wiele o jego formie. Za siedem tygodni będzie mógł rozmawiać z zagranicznymi klubami o podpisaniu przedwstępnej umowy jako wolny zawodnik, a na Merseyside niewielu domaga się dziś, by Liverpool zaoferował mu wysoki kontrakt.
Problemy Isaka
Alexander Isak potrzebował czasu, by dojść do formy po transferze do Liverpoolu w ostatnim dniu okienka za rekordowe w historii brytyjskiego futbolu 125 milionów funtów.
Strajk w Newcastle United pozwolił mu wymusić wymarzony transfer, ale po opuszczeniu większości okresu przygotowawczego i pierwszych tygodni sezonu nie był gotowy, by od razu zrobić wrażenie.
W klubie liczono, że po indywidualnym programie treningowym Isak będzie w październiku w pełni przygotowany fizycznie i pokaże, dlaczego uważa się go za jednego z najskuteczniejszych napastników Premier League.
Tak się jednak nie stało. Jego dotychczasowy bilans w Liverpoolu to zaledwie 429 minut gry w ośmiu meczach (sześć w podstawowym składzie) we wszystkich rozgrywkach. Jedynego gola zdobył z bliska przeciwko drugoligowemu Southampton w Pucharze Ligi.

Kiedy grał, zbyt często był odcięty od podań, a jego jedyny udział przy bramce w Premier League to asysta dla Cody’ego Gakpo w meczu z Chelsea.
Ledwie Slot ogłosił, że "okres przygotowawczy Isaka dobiegł końca", napastnik znów wypadł z gry, łapiąc kontuzję pachwiny w spotkaniu z Eintrachtem Frankfurt. Dwa występy w cztery dni okazały się zbyt dużym obciążeniem. 26-latek nie pojawił się na boisku w pięciu kolejnych meczach, a na Etihad pozostał na ławce, bo dopiero w piątek wrócił do treningów z zespołem.
Właściwe wprowadzenie Isaka do drużyny po przerwie na mecze reprezentacji będzie kluczowe dla poprawy wyników. Szwed naprawdę musi zacząć ciągnąć zespół za sobą.
Słabe początki i tracenie pierwszego gola
Liverpool sprawia wrażenie drużyny, która po utracie pierwszej bramki natychmiast się załamuje.
Co niezwykłe, w tym sezonie Premier League zespół nie zdobył ani jednego punktu po tym, jak pierwszy stracił gola. To wygląda jeszcze gorzej w porównaniu z poprzednim sezonem mistrzowskim.
Wówczas żadna drużyna nie odrobiła tylu strat co Liverpool – aż 23 punkty po wyjściu z przegrywającej pozycji – co pokazywało, jak dobrze Slot potrafił reagować taktycznie.
Teraz sytuacja jest odwrotna. Porażki z Crystal Palace, Brentfordem, Chelsea, Manchesterem United i Manchesterem City miały ten sam scenariusz – Liverpool pierwszy tracił bramkę.
Drużyna miała już wcześniej problemy z powolnym wchodzeniem w mecze, zwłaszcza w 2022 roku za kadencji Jürgena Kloppa, ale wtedy potrafiła odwracać losy spotkań. Podobnie było w ubiegłym sezonie, kiedy odzyskiwała siły w najważniejszych momentach. Teraz znów bardzo potrzebuje tamtej odporności psychicznej.
Problemy z przygotowaniem fizycznym
Jednym z powodów, dla których Liverpool zatrudnił Arne Slota, była jego umiejętność utrzymywania zawodników w zdrowiu i w najwyższej formie.
Jego współpracownik Ruben Peeters był również chwalony jako ekspert od przygotowania fizycznego, który poprawił dostępność zawodników w kadrze Feyenoordu. Te umiejętności wydawały się zostać przeniesione do Liverpoolu w poprzednim sezonie, gdy zespół był prowadzony z dużą dbałością i rozwagą.
Praca wykonywana za kulisami wciąż jest niezwykle szczegółowa, jednak problemy z dostępnością zawodników w tym sezonie są widoczne gołym okiem.
Weźmy dwóch kluczowych graczy – po jednym z każdej strony boiska. We wrześniu, w meczu z Galatasaray, Alisson doznał piątego urazu ścięgna podkolanowego w ciągu trzech lat i opuścił już osiem spotkań. Eksperci powiedzieli "The Athletic", że ryzyko nawrotu takich kontuzji jest wysokie, a fakt, że dwa ostatnie urazy powstały w różnych okolicznościach, tylko to potwierdza.
W zeszłym roku w meczu z Crystal Palace Alisson ucierpiał przy dalekim wybiciu piłki, natomiast w Stambule kontuzja przydarzyła mu się, gdy sprintem wracał w stronę własnej bramki po nieudanym podaniu Ibrahimy Konaté.

Kontuzja więzadeł krzyżowych Giovanniego Leoniego w debiucie była zwykłym pechem, ale Isak – jak już wspomniano – również zmaga się z problemami wynikającymi z zakłóconego okresu przygotowawczego. Alexis Mac Allister opuścił sporą część lata, a Curtis Jones także pauzował w kilku meczach.
Można powiedzieć, że Jeremie Frimpong najlepiej obrazuje obecną sytuację Liverpoolu. Jego odporność i fakt, że przez trzy sezony w Bayerze Leverkusen opuścił tylko dwa mecze, były jednym z powodów, dla których klub tak bardzo chciał go pozyskać. Tymczasem w pierwszych trzech miesiącach gry w Anglii doznał już dwóch kontuzji mięśni dwugłowych uda.
Słabość przy stałych fragmentach gry
Masz już dość słuchania o stałych fragmentach gry? Niestety, Liverpool wciąż traci po nich bramki.
Choć w europejskich rozgrywkach sytuacja wygląda inaczej – tam drużyna zdobyła cztery gole po rzutach wolnych lub rożnych – to w lidze Angielskiej jest gorzej. Gol Nico Gonzáleza dla Manchesteru City był już szóstym, jaki Liverpool stracił po stałym fragmencie gry w Premier League, co plasuje zespół wśród najgorszych w tej statystyce.

Niepokojące jest to, że te bramki padały na różne sposoby. Przeciwko Newcastle nie poradzili sobie z długim dośrodkowaniem z rzutu wolnego. W meczach z Southampton w Pucharze Ligi i Crystal Palace w lidze słabe wybicia głową Wataru Endo i Ryana Gravenbercha stworzyły rywalom łatwe okazje.
Długie wrzuty z autu kosztowały ich utratę bramek przeciwko Palace i Brentfordowi, a w spotkaniu z Manchesterem United zabrakło koncentracji przy drugiej fazie akcji po stałym fragmencie – Harry Maguire był jednym z trzech niepilnowanych zawodników przy dalszym słupku.
Latem do sztabu dołączył Aaron Briggs jako trener odpowiedzialny za stałe fragmenty gry, a Lewis Mahoney został analitykiem w tym samym obszarze. Wydaje się więc niemożliwe, by nie pracowano nad tym na treningach. Slot przyznał nawet, że dzień przed meczem z Brentford jego zespół ćwiczył bronienie długich wrzutów z autu Michaela Kayode.
Jednak rozwiązania wciąż brak. Obecny skład Liverpoolu i letnie transfery nie są dostosowane do bronienia stałych fragmentów w lidze, która jest nimi coraz bardziej zdominowana.
Konaté i Van Dijk to jedyni zawodnicy Liverpoolu, którzy rzeczywiście dominują w powietrzu. Darwin Núñez – znakomity obrońca przy bliższym słupku – został sprzedany i nikt nie potrafił przejąć jego roli.
Koncentracja, determinacja i agresja muszą zostać poważnie przeanalizowane, jeśli Liverpool ma poprawić swoją grę przy stałych fragmentach.
Skrzydłowi i brak możliwości wyprowadzenia piłki
Sprzedaż Luisa Díaza do Bayernu Monachium miała wiele logicznych uzasadnień, ale coraz mniej sensownie wygląda fakt, że Liverpool nie sprowadził bezpośredniego następcy.
W efekcie drużyna rozpoczęła sezon tylko z dwoma doświadczonymi skrzydłowymi – Mohamedem Salahem i Codym Gakpo. Federico Chiesa jest postrzegany głównie jako opcja rezerwowa, a 17-letni Rio Ngumoha to wciąż zawodnik w fazie rozwoju. Zawodnicy sprowadzeni latem – Hugo Ekitike i Florian Wirtz – potrafią grać na skrzydłach, ale nie jest to ich naturalna pozycja.
Wirtz rozegrał swoje najlepsze spotkanie dla Liverpoolu właśnie w tej roli przeciwko Realowi Madryt, lecz w dwóch występach na tej pozycji w Premier League – z Crystal Palace i Manchesterem City – był praktycznie niewidoczny.
Ani on, ani Ekitike nie należą do typowych skrzydłowych potrafiących wygrywać pojedynki jeden na jeden. Díaz miał tę umiejętność – potrafił nie tylko minąć obrońcę, ale także przenieść piłkę w głąb boiska, zamiast czekać na podanie w ostatniej tercji.

Na tym cierpi cała gra Liverpoolu. Drużyna ma problemy już w początkowej fazie budowania akcji, a brak Trenta Alexandra-Arnolda sprawia, że brakuje zawodnika, który potrafiłby rozrzucać piłkę długimi podaniami i zdejmować presję z defensywy. Nawet gdy próbują grać dłuższymi piłkami w kierunku Salaha lub Gakpo, zbyt rzadko udaje się im utrzymać przy niej.
Choć próbka danych jest mniejsza, wskaźnik strat posiadania (utrata piłki jako procent wszystkich kontaktów) mówi wiele. U Salaha wzrósł on z 35 procent w zeszłym sezonie do 38 procent w obecnym, a u Gakpo z 26 do 31 procent. Dla porównania, Díaz tracił piłkę w 24 procentach kontaktów, grając jako lewoskrzydłowy lub napastnik.
Problemem jest także pozycja środkowego napastnika – ani Ekitike, ani Isak, mimo warunków fizycznych, nie są typowymi "target manami", którzy potrafią przytrzymać piłkę.
Praca Salaha bez piłki
Rola Mohameda Salaha w systemie Liverpoolu budzi wiele dyskusji.
Aby maksymalnie wykorzystać jego potencjał, Slot chciał, by Egipcjanin pozostawał wysoko ustawiony, nie obciążając go obowiązkami defensywnymi. Mniej pracy w obronie miało oznaczać większą skuteczność w ataku.
Nikt nie kwestionował tego podejścia, gdy Salah rozgrywał prawdopodobnie najlepszy sezon w barwach klubu i prowadził Liverpool w walce o tytuł. Jednak gdy liczby spadają, a rywale coraz częściej atakują jego flanką, opinie zaczynają się zmieniać.
Marc Cucurella otwarcie przyznał, że Chelsea celowo atakowała tę stronę boiska przed październikowym meczem z Liverpoolem. W niedzielnym spotkaniu z Manchesterem City, Nico O’Reilly i Jeremy Doku również skutecznie wykorzystali tę słabość, a Salah niewiele pomagał Conorowi Bradleyowi w grze przeciwko Doku.
Nie można oczekiwać, że Salah będzie robił wszystko w ofensywie, ale gdy nie wykorzystuje sytuacji, które ma, musi dawać drużynie coś więcej także bez piłki.

Problemy z pressingiem
Rola Salaha to tylko część szerszego problemu z pressingiem. W zeszłym sezonie Luis Díaz (jako napastnik) i Dominik Szoboszlai (na pozycji nr 10) byli kluczowi w nadawaniu rytmu grze Liverpoolu bez piłki.
Na początku obecnych rozgrywek Díaz został sprzedany, a Szoboszlai grał głębiej. W ich miejsce pojawili się Ekitike i Wirtz, którzy dopiero uczą się systemu pressingu Liverpoolu.
Slot zmienił ustawienie bez piłki na asymetryczne 4-3-3, a próbując poprawić grę w defensywie, przesunął Szoboszlaia z powrotem na pozycję nr 10, by ten przewodził pressingowi.
Intensywność pressingu nie spadła znacząco – pokazują to dane dotyczące liczby podań rywali przypadających na jedną akcję obronną – ale jego skuteczność już tak.

Częściowo wpływa na to styl gry przeciwników. Coraz częstsze długie podania ograniczają Liverpoolowi możliwości pressingu, a gdy zespół traci bramkę jako pierwszy, rywale nie muszą już ryzykować blisko własnej bramki.
Gole Salaha z Brentford i Aston Villą to jedne z nielicznych przypadków w tym sezonie, gdy Liverpoolowi udało się wymusić stratę rywala wysoko i zamienić ją na bramkę.
W sezonie 2024/25 drużyna odzyskiwała średnio 4,4 piłki w ofensywnej tercji boiska.

W obecnych rozgrywkach liczba ta spadła do 3,8 na mecz.

Powrót Szoboszlaia poprawił pressing w spotkaniach z Aston Villą i Realem Madryt, ale to właśnie nieudany wysoki pressing doprowadził do pierwszego gola Manchesteru City – mimo że Liverpool zdołał jeszcze chwilowo wrócić do ustawienia.
Brak Díaza jest bardzo odczuwalny także w grze bez piłki. Jego drugi gol dla Bayernu przeciwko Paris Saint-Germain doskonale pokazał jego nieustępliwość w odbiorze i dążenie do stworzenia sytuacji – dla kolegi lub dla siebie.
Wpływ śmierci Diogo Joty
Choć temat ten pojawia się na końcu analizy, w rzeczywistości każdą ocenę sezonu Liverpoolu należy rozpatrywać przez pryzmat tragicznej śmierci Diogo Joty latem.
Nie byłoby fair przedstawiać tego jako problem, który Slot ma rozwiązać. To raczej ogromny czynnik, który należy brać pod uwagę przy pracy z zawodnikami i personelem – zanim jeszcze trener będzie mógł zmierzyć się z własną żałobą.

Tragedia śmierci Joty, wraz z jego bratem André Silvą, stawia wszystkich w bardzo trudnej sytuacji. Niektórzy piłkarze Liverpoolu mówili o tym od lipca, ale wydaje się, że unikają zbyt szerokich wyjaśnień – obawiają się, że mogłoby to zabrzmieć jak szukanie wymówek po porażkach.
Mogą też uważać, że łączenie słabszych wyników drużyny z utratą przyjaciela byłoby niestosowne. Inni z kolei mogą po prostu nie chcieć publicznie dzielić się emocjonalnymi trudnościami, przez które przechodzą.
Nie oznacza to jednak, że te problemy nie istnieją.

Komentarze (1)