FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 857

Stan rzeczy. Stan rzecze

Artykuł z cyklu Artykuły


Zamiast wstępu stwierdzenie: gra lepsza niż wyniki. Może kontrowersyjne, może nie, ale z reguły bywało na odwrót.

I szybko do tematu.

Ostatnie wyniki, styl oraz liczba strzelanych bramek raczej o tym nie świadczą, ale wydaje mi się, że Liverpool gra obecnie bardziej ofensywny futbol, niż w początkach kariery Rafy na Anfield, kiedy fundamentem gry drużyny była zdyscyplinowana postawa w obronie, połączona z wyprowadzaniem kontrataków, za sprawą szybkich napastników – Barosa i Cisse.

Po bokach obrony grają zawodnicy z wyraĽnymi predyspozycjami do gry w ofensywie. Johnson pokazuje to prawie w każdym meczu, a Insua, który póki co wygryzł z lewej obrony Aurelio, popis techniki dawał już niejednokrotnie, kładąc rywali na murawie niczym wytrawny bokser, z tą różnicą, że używał do tego nóg, a nie pięsci.

O przestawieniu drużyny na bardziej ofensywny futbol, może świadczyć również wymiana Alonso na Aquilaniego, połączona z odłożeniem 10 milionów funtów do klubowej kasy. O ile Bask jest raczej defensywnym pomocnikiem, o tyle Włoch jest raczej ofensywnym pomocnikiem, a do tego jest od Xabiego kilka lat młodszy. To istotny fakt w kontekście długofalowego budowania drużyny, na które trzeba się zdecydować, nie posiadając pękającego w szwach konta bankowego.

Spoglądając na pierwszą jedenastkę Liverpoolu w ostatnich meczach: 20-letni Insua, 22-letni Lucas, 20-letni Ngog. To wszystko zawodnicy, którzy nie przekroczyli jeszcze wieku młodzieżowca, a którzy ostatnio regularnie występują w pierwszym zespole. Insua gra kosztem Aurelio, Lucasowi może niedługo przybyć groĽny konkurent w postaci zdrowego Aquilaniego, a dla Ngoga jedynym wyjściem może być gra obok Torresa, bo z pewnością nie za niego. I może na dziś dzień ani Insua, ani Lucas, ani Ngog nie są piłkarzami, którzy są w stanie zbawić LFC, ale w moim odczuciu nieprawdą byłoby stwierdzenie, iż żaden z tej trójki nie poczynił w ostatnim czasie widocznych postępów.

O bocznych obrońcach już wspominałem, teraz trochę o środkowych, w kontekscie Hyypi, Skrtela i Carry, bo Agger to dla mnie pewniak, do gry na środku obrony w najbliższych latach. Carra jest walczakiem, imponuje doświadczeniem, czytaniem gry i zawsze daje z siebie wszystko dla swojego ukochanego klubu. Jamie nie grzeszy jednak zwrotnością, a upływ lat nie dodał mu również szybkości. Z resztą Carragher do sprinterów nie należał nigdy. Gdybym miał sobie wyobrazić dwójkę środkowych obrońców Liverpoolu w sezonie 2009/10, a więc: 36-letniego Hyypię oraz Carraghera, który za niespełna dwa miesiące skończy 32 lata, to siłą rzeczy zadałbym sobie pytanie o bliżej nieokreśloną przyszłość tej drużyny. Skuteczna gra w najlepszej lidze świata, którą Premier League jest do spółki z BBVA, wymaga od zawodników doświadczenia, a tego nie da się zdobyć w inny sposób, niż w miarę regularnymi występami na murawie. Wspominam o tym w kontekście piłkarzy, którzy mieliby szansę z sukcesem zastąpić wymienioną wyżej dwójkę.

Sami już w tej chwili jest legendą Liverpoolu. Gdy 10 lat temu przychodził do Liverpoolu z holenderskiego Willem II, nikt specjalnie nie wierzył, że Fin stanie się kimkolwiek więcej, niż zawodnikiem szerokiej kadry. Pisał o tym nawet Carra w swojej autobiografii. Nie twierdzę, że Skrtel stanie się drugim Hyypią, ale faktem jest, że Słowak jest 11 lat młodszy i ma za sobą już niemal dwa lata w miarę regularnych występów w Premier League.

Skrtel w tym sezonie raczej nie imponuje wysoką formą. Stracił miejsce w wyjściowej jedenastce na rzecz Daniela Aggera, ale na przestrzeni swego pobytu na Anfield nie raz notował bardzo przyzwoite występy. Dodając do tego relatywnie młody, jak na obrońcę, wiek tego zawodnika, wypada mieć nadzieje, że kibice Liverpoolu będą mieli jeszcze sporo uciechy z jego gry.

Co się tyczy liczby straconych bramek, to przytaczane statystyki mówią same za siebie. Wszelkiego rodzaju komentatorzy zwracają uwagę przede wszystkim na fakt, iż Liverpool stał się relatywnie łatwym celem przy stałych fragmentach gry. Nie jestem wielkim fanem statystyk, w związku z czym nie podam konkretnej liczby bramek straconych przez the Reds po rzutach wolnych czy rożnych, ale nie jest to w tym sezonie rzadkością. Trochę dziwi mnie ten fakt, bo co prawda w Liverpoolu nie grają wielkoludy, ale piłkarze z Anfield Road nie należą również do ułomków i cztery centymetry różnicy, między wzrostem Hyypi, a wzrostem Skrtela, w moim odczuciu nie stanowi wielkiej różnicy.

Być może to właśnie dzięki Hyypii Bayer Leverkusen ma obecnie najbardziej szczelną defensywę w Bundeslidze, ale pod względem piłkarskim liga niemiecka jest jednak nieco słabsza od Premier League.

¦rednio mi imponuje obecna ligowa lokata Liverpoolu. Jeszcze mniejszym zachwytem napawa mnie świadomość, iż w tym tygodniu the Reds zakończą swój występ w tegorocznej edycji Champions League meczem o pietruszkę z Fiorentiną. Ale w moim odczuciu Rafa prowadzi słuszną politykę kadrową (zapominając o ‘wypełniaczach’ w stylu Dosseny czy Kyrgiakosa).

Manager takiego klubu jak Liverpool ma jednak tylko jedną szansę na obronę swoich poczynań. Są nimi wyniki, a te nie powalają na kolana, przynajmniej biorąc pod uwagę obecny sezon. Póki co przegrana została Champions League, widoki na upragnione mistrzostwo również zdają się dość nieciekawe, ale różne rzeczy się w futbolu dzieją, w związku z czym moje nadzieje na to, że w Liverpoolu po raz pierwszy zagości mistrzostwo Premier League, umrą dopiero wtedy, gdy zaprzeczy im czysta matematyka.

Odnośnie przyszłości Stevena Gerrarda produkował się ostatnio Stan Collymore.

Steven powinien grać w drużynie, w której będzie miał szansę na mistrzostwo. To tak, jak gdybym wyobraził sobie Ryana Giggsa grającego dla reprezentacji Anglii.

Gratulacje dla Stana, bo swoimi wypowiedziami zdecydowanie umocnił się w rankingu największych porażek w historii Liverpoolu i jest to w zasadzie jedyny ranking, w którym były napastnik the Reds znaczy cokolwiek. Podręcznikowy przykład zawodnika, który nigdy nie powinien przywdziewać trykotu z Liverbirdem. Na epitety szkoda i brak słów.

Mendel



Autor: Mendel
Data publikacji: 07.12.2009 (zmod. 02.07.2020)