EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1227

Trzecia Droga

Artykuł z cyklu Artykuły


Co jakiś czas, powraca niczym bumerang idea " 6 plus 5" zarzucona przez Seppa Blattera na 58. kongresie FIFA w Sydney. Prezydent Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej próbował przeforsować pomysł wprowadzenia limitu obcokrajowców w drużynach klubowych.

Podnosił na nim również ideę wydłużenia okresu czasu, po którym można nadać obywatelstwo. Jego zdaniem obecna sytuacja, a więc szalejący rynek transferowy i panująca w futbolowym świecie żądza pieniądza, nieuchronnie doprowadzą do bezpowrotnego zatracenia charakteru narodowego przez kluby oraz spowodują, iż połowa zawodników Mistrzostw ¦wiata w 2014roku będzie Brazylijczykami.

Pomysł nie zyskał spektakularnego poparcia, nawet bliscy przyjaciele Szwajcara pomimo pozornej zgody co do racji wprowadzenia takiego przepisu, wskazywali na nikłe szanse powodzenia z racji niezgodności z prawem UE. Idea bowiem godzi w podstawowe wolności Unii Europejskiej. Każdy obywatel państwa członkowskiego ma przecież swobodę w przemieszczaniu się, osiedlania, podejmowaniu pracy na terenie wspólnoty. To, że drużyny stają się bardziej "multi -kulti", a hiszpańską finezję szybciej ujrzysz w Liverpoolu niż choćby Realu, jest naturalną tego konsekwencją.

Oczywiście, oprócz wzniosłych idei, o byciu nie Anglikiem, nie Hiszpanem, a po prostu Europejczykiem - obywatelem wolnej, zjednoczonej Europy, należy przyznać, jak ogromną rolę odegrały tu po prostu pieniądze. Sport w XXI nie jest już tylko odzwierciedleniem hasła "Szybciej, Wyżej, Mocniej". Współczesne zmagania fizyczne, a szczególnie piłka nożna są nierozerwalnie połączone z prawami rynku i zysku. Sport został przekształcony w zawodową profesję podatną na komercjalizację. Obecnie futbol jest jawnym terenem ogromnej cyrkulacji pieniądza i Ľródłem jego generowania. Dla sponsorów walka o wynik to po prostu towar, który należy jak najlepiej sprzedać. Kluby i drużyny stały się po prostu wyspecjalizowanymi filiami firm sponsorujących, a zawodnicy siłą najemną. Starą ideę zastąpiła nowa "drożej, głośniej, efektywniej". Mimum strat, maksimum zysków. Oto, czym stał się współczesny futbol.

Zabawne, że pomysł odżył w 2008 roku na kanwie niepokoju Szwajcara, spowodowanego bezdyskusyjną dominacją klubów angielskich w Lidze Mistrzów. Prezydent FIFA w obawie, że dominacja ta może się nieco wydłużyć w czasie, odkurzył pomysł " 6 plus 5", zapewniając, że kieruje się troską o zanikający charakter angielskich drużyn. Za przykład podał nawet Arsenal, w którego składzie grał wtedy tylko jeden Anglik. Trudno się dziwić Blatterowi, że jako rzutki biznesman, wie, co generuje taka trwała dominacja. Otóż pieniądze.

Ogromne pieniądze z Ligi Mistrzów zasilałyby rok w rok konta angielskich klubów, nie wspominając już o żyle złota, jaką są prawa do transmisji oraz o zyskach, jakie wewnętrzny angielski futbolowy rynek generuje dzięki mądremu podziałowi funduszy uzyskanych ze sprzedaży praw do transmisji rodzimej ligi. Idąc dalej tropem Szwajcara, tworzyłaby sie gigantyczna przepaść pomiędzy wyspiarzami, a kontynentalną Europą. Mogłoby dojść do szkodliwego dla wszystkich rozłamu. Przede wszystkim straciłaby na tym FIFA.

Ewolucji futbolu ze sportu w czysty biznes, nie da się już zatrzymać. Nie można jednak być obok problemu obojętnym, bo temu, że problem jest, istnieje, nie można zaprzeczyć. Zamiast wyimaginowanego złotego środka, jakim jest niewątpliwie pomysł " 6 plus 5" zaproponowałabym powrót do Ľródeł. Wychowankowie! Współczesna piłka nożna odsuwała ich sukcesywnie od głównego nurtu, skazując na bycie marginalnymi uczestnikami piłkarskich rozgrywek. Wiadomo, liczy się talent. Jesteś lepszy, wygrywasz. Jesteś słabszy, wypadasz z gry. Transfer goni transfer, miłość do klubu nie trwa przecież wiecznie. To jednak zbyt proste, by mogło okazać się panaceum jutra.

A wychowankowie? Ich większy udział w profesjonalnym futbolu stałby się prawdziwym urzeczywistnieniem złotej zasady, że najlepsza jest organiczna praca u podstaw. Krew, pot i łzy wylewane każdego dnia w szkółkach piłkarskich czy klubowych akademiach juniorskich. Akademia piłkarska i wpajane w ramach niej nauki czy zasady, na pewno nie tylko zaprocentują, a mogą okazać sie prawdziwym zbawieniem. Oczywiście, wykształcenie wychowanka kosztuje mały majątek. Jest jednak nieporównywalnie tańsze niż przeprowadzenie transferu opiewającego na kilkadziesiąt milionów euro.

W dodatku kształtując młodzież, czyniąc z nich sportowców jutra, nie zapewnia sie im tylko kompleksowej ścieżki fizycznego rozwoju. Podobny nacisk kładzie się na wykształcenie w nich odpowiedzialności, szacunku dla osiągniętego sukcesu. Przygotowanie do roli, jaką większość z nich może pełnić za kilka lat dla lokalnej społeczności z pewnością pozwoli zebrać owoce. Wychowanek bowiem, nie tylko kilka razy zastanowi się przed zamianą klubu na lepszy, ale i nie poddaje się aż tak, żądzy pieniądza.

W 9 przypadkach na 10, jeśli jego macierzysty klub, przy którym dorastał, zapewnił mu rozwój, dał nadzieję na lepsze jutro, nie wpada w tarapaty finansowe i liczy się w jakiś sposób na arenie krajowej czy międzynarodowej, wychowanek w nim kończy swoją piłkarską karierę, zasilając po niej szeregi administracyjne klubu. Tak właśnie tworzy się historia. To taka niewymierna ciągłość klubowa staje się kluczem do długofalowego sukcesu.

Nie trzeba daleko szukać, triumfator niedawno zakończonej edycji Ligi Mistrzów, FC Barcelona od lat działa według tej zasady. Inni kupują, ona wychowuje. Słynne "Mes que un club" jest urzeczywistniane każdego dnia. W pierwszym składzie na finał z Manchesterem United, znalazło się aż 5 wychowanków La Masia. Szósty stał za linią autową, dowodząc drużyną. Od roku, kiedy Pep Guardiola z trenera rezerw stał się trenerem pierwszej drużyny, Barcelona zdobyła niemal wszystko. Sensu kształcenia wychowanków nikt już nie podważa.

Anfield Road, Liverpool, Anglia. 74. minuta meczu - Steven Gerrard żegnany owacjami na stojąco, schodzi z boiska. Zastępuje go Jay Spearing, 20letni wychowanek Akademii Liverpoolu. Tym zadziwiającym posunięciem Rafa Benitez stawia przysłowiową kropkę nad "i". Jego Liverpool nie tylko wdeptał w ziemię w dwumeczu galaktyczny Real, ale wygrał także mentalnie. Pokazał, że nie pompowanie milionów, nie spektakularne transfery, czynią z klubu coś więcej.

To właśnie on, niegdyś niedoceniany w szeregach trenerskich Blancos, wpuszczając z pozoru nieopierzonego jeszcze wychowanka w miejsce klubowej gwiazdy, żywej legendy - Stevena Gerrarda, udzielił Realowi prawdziwej lekcji, pokazując, jak winna toczyć się historia drużyny. Spearing nie tylko nie zawiódł, ale godnie zastąpił na boisku kapitana. Zaprezentował hart ducha, wolę walki na takim poziomie, jaki może osiągnąć tylko wychowanek. Ktoś, kto od najmłodszych lat marzył, by wystąpić kiedyś w czerwonym trykocie w meczu pierwszej drużyny, a co dopiero w Lidze Mistrzów, w pojedynku gigantów. Została zaprezentowana naturalna ciągłość, coś co nierozerwalnie towarzyszy klubom z historią.

Czy Real odrobi zadanie domowe, po tym jak srogo skarcił ich ten sezon? Czy wreszcie odrobi je Sepp Blatter, polski PZPN oraz wiecznie nieomylny Grzegorz Lato? Tego nie wie nawet chyba nawet nasz jedyny prorok, objawiciel i wieszcz Jan Tomaszewski. Jedno jest pewne. Zanim kolejny raz ktoś rozpocznie sławetne narzekanie na zatracanie narodowego charakteru drużyn i zacznie odgrzewać hasło limitów obcokrajowców czy jego modyfikację, proponuję sprawdzić, w jakim stopniu FIFA, UEFA oraz narodowe federacje finansują szkolenie młodzieży. Jak bardzo wspierają powstające przy klubach akademie. Przyczyn degrengolady polskiego futbolu należy upatrywać nie w braku talentów, ale w braku odpowiedniego szkolenia, które by stało na wysokim poziomie, musi być odpowiednio dofinansowane.

Wystarczy spojrzeć na nie tak daleką Holandię, do wartości piłkarzy wyszkolonych w słynnych już szkółkach Ajaxu czy Feyenoordu, nie trzeba nikogo chyba przekonywać. Może nie do końca realizują ideę wychowanków zaczynających i kończących w jednym klubie, bowiem lata świetności pierwszych drużyn te kluby mają za sobą, ale są żywym poparciem dla idei mądrego szkolenia. Szkolenia, które nie tylko prowadzi do poprawy poziomu na szczeblu piłki reprezentacyjnej, ale i piłki klubowej, a przy okazji, jako uboczna kwestia, zostaje realizowany postulat narodowego charakteru klubów.

A wystarczyłoby tak niewiele. Brak limitów obcokrajowców powoduje zdrową konkurencję, która każdemu wyjdzie na dobre i podnosi tylko poziom ligi. Gdyby jeszcze regulacjami na szczeblu federacji międzynarodowych wymusić obowiązek oddawania części przychodów z reklam, transmisji telewizyjnych etc. na rzecz szkolenia i wychowywania młodzieży, pozostałoby już tylko czekać, aż dorastające w akademiach młode pokolenie piłkarzy spowrotem sprowadzi futbol do poziomu filozofii "Szybciej, Wyżej, Mocniej". Niemożliwe, powiadacie...? Impossible is nothing!



Autor: Lady in red
Data publikacji: 24.06.2009 (zmod. 02.07.2020)