Z the Kop do Kazachstanu
Artykuł z cyklu Artykuły
Poznajcie Johna Baile'a, który przez 54 lata życia zwiedził ponad 50 krajów. Opowiedział całą swą historię, począwszy od prób wychwycenia sygnału radiowego w odległych krainach, a skończywszy na spotkaniu ubranego w piżamę Boba Paisley'a w Paryżu.
W 1978 roku moje życie polegało na złapaniu autobusu linii 86 do centrum na Smithdown Road. Większość dni wyglądała zupełnie po staremu, ale ten konkretny poranek, kiedy zmierzałem do Bluecoat Chambers na School Lane celem zaliczenia egzaminów z księgowości, był bardziej ponury niż zwykle.
Co gorsza, pisząc egzamin i starając się wycisnąć z mózgu, ile tylko się da, odgłos śpiewających kibiców Liverpoolu wpadł do sali przez otwarte okno. Zmierzali w kierunku Lime Street, skąd mieli wyruszyć na Wembley, na finał Pucharu Europy przeciwko Bruges.
W tej fazie mojego życia tak naprawdę nigdzie nie podróżowałem, miałem za sobą tylko wycieczkę do Francji jako dzieciak. Teraz, jakieś 56 państw póĽniej, znajduję się w Kazachstanie, co jest dowodem na to, że spotkanie z życiem następuje, gdy jesteś zajęty snuciem innych planów...
Mój pierwszy mecz obejrzany z trybun Anfield miał miejsce w sezonie 1963/64. Sezon nie zaczął się zbyt dobrze, Liverpool nie tak dawno awansował ze starej dobrej Second Division, a tymczasem przegrał cztery z pierwszych sześciu meczów ligowych.

Mój ojciec zabraÅ‚ mnie na mecz z Fulham ze wspaniaÅ‚ym Johnnym Haynesem. Moje pierwsze wspomnienia podobne sÄ… do wiÄ™kszoÅ›ci pierwszych wspomnieÅ„ – dĽwiÄ™k wydawany przez bramkÄ™ obrotowÄ…, fluorescencyjna zieleÅ„ murawy i mnóstwo słów, których dziewiÄ™ciolatek nigdy wczeÅ›niej nie sÅ‚yszaÅ‚. Wciąż potrafiÄ™ przywoÅ‚ać widok Iana St Johna i Rogera Hunta strzelajÄ…cych bramki dajÄ…ce the Reds zwyciÄ™stwo 2-0.
Liverpool Football Club jest w naszej rodzinie od dawna. Mój dziadek był posiadaczem karnetu sezonowego w czasach Second Division. To był fantastyczny człowiek, który całe życie spędził pracując w fabryce tabaki, nigdy nie posiadał domu ani samochodu, ale co tydzień mógł sobie pozwolić na bilet.
ZaszczepiÅ‚ we mnie to, co nazywa siÄ™ „the Liverpool way”: pogratuluj bramkarzowi rywali aplauzem, zdzieraj gardÅ‚o przez 90 minut i zawsze okazuj szacunek, kiedy należy. Nie byÅ‚o chyba lepszego momentu na rozpoczÄ™cie kibicowania, ponieważ sezon zakoÅ„czyÅ‚ siÄ™ pierwszym od dwudziestu lat mistrzostwem Anglii.
Praca mojego taty na morzu sprawiła, że niestety musieliśmy się przeprowadzić do Dover. Tata był marynarzem floty handlowej i dostał pracę jako kapitan linii łączącej dwa brzegi kanału.
Å»ycie na poÅ‚udniu byÅ‚o w porzÄ…dku – poszedÅ‚em do Dover Boys' Grammar, ale Liverpool Football Club nie byÅ‚ w tym czasie zbyt popularny, wiÄ™c byÅ‚em jedynym Czerwonym spoÅ›ród okoÅ‚o 700 chÅ‚opców (dziÅ› jest ich pewnie znacznie wiÄ™cej). Mimo to znalazÅ‚em paru przyjaciół, z których jeden, David Elleray, w przyszÅ‚oÅ›ci zostaÅ‚ sÄ™dziÄ… w Premier League. Wiele lat temuy prowadziÅ‚ nawet kilka meczów z moim udziaÅ‚em.
Mój dziadek podsycaÅ‚ mój entuzjazm wysyÅ‚ajÄ…c mi co tydzieÅ„ wycinki z „Daily Post” i programy meczowe. Albumy, które stworzyÅ‚em z tych wycinków towarzyszÄ… mi w moich podróżach po Å›wiecie. ChodziÅ‚em na tyle meczów, na ile tylko siÄ™ daÅ‚o, choć wycieczki wzdÅ‚uż i wszerz kraju transportem publicznym nie należaÅ‚y do Å‚atwych.
W sezonie 1971/72 udało mi się dostać na 33 mecze. Był to pierwszy rok Kevina Keegana w klubie. Nigdy nie widziałem, żeby jeden piłkarz tak kompletnie odmienił drużynę, jak on wtedy. Keegan był nie do zatrzymania i do dziś cenię go, jak nikogo innego.
Rok póĽniej powróciłem do Liverpoolu i zacząłem uczyć się francuskiego i hiszpańskiego. Z całą pewnością miały na to wpływ uciążliwe podróże na mecze i z powrotem. Mistrzostwo po siedmiu latach powróciło na Anfield dzięki ostatniemu meczowi sezonu z Leicester City. Zapamiętałem to spotkanie z powodu ciasnych i długich kolejek przed stadionem. Zwycięstwo z Borussią Moenchengladbach przyniosło z kolei pierwsze trofeum o randze kontynentalnej. Byłem na trybunach zarówno w pierwszym terminie, gdy spotkanie przełożono z powodu deszczu, a także następnego dnia (wstęp kosztował 10 pensów), gdy rozegrano powtórkę.
Jako ksiÄ™gowy - stażysta chodziÅ‚em od klienta do klienta z krótkoterminowymi kontraktami. PierwszÄ… pracÄ…, jaka mi siÄ™ trafiÅ‚a byÅ‚a – o ironio! - kontrola finansowa Everton Development Association. OznaczaÅ‚o to chodzenie tam i z powrotem przed Goodison Park i wÅ›lizgniÄ™cie siÄ™ do Å›rodka bocznym, gdy nikt nie patrzyÅ‚.
WyobraĽcie sobie moje zdziwienie, gdy okazaÅ‚o siÄ™, że pracujÄ™ z jednym z moich byÅ‚ych idoli – Tonym Hateleyem, który pracowaÅ‚ w dziale customer relations departamentu.
WidziaÅ‚em dwa pierwsze mecze Tony'ego na Anfield w tym hat-tricka przeciwko Newcastle United. PrezentowaÅ‚ siÄ™ nieĽle. Brutalne zderzenie z rzeczywistoÅ›ciÄ… nadeszÅ‚o w nastÄ™pnym meczu. Tony na Highbury popisaÅ‚ siÄ™ kolejnym majestatycznym strzaÅ‚em gÅ‚owÄ…. PrzegraliÅ›my 0-2 – pomyliÅ‚ bramki.
Najważniejszym momentem tego okresu był drugi mecz trzeciej rundy Pucharu Europy przeciwko St Etienne. Wypadłem z jednego z Liver Buildings, gdzie pracowałem, złapałem pierwszy autobus z Pier Head, bojąc się, że mogę nie dostać wejściówki, były to bowiem czasy płatności przy wejściu na stadion.
Nigdy nie zapomnę tej atmosfery. Moje nowe buty zostały tak zdeptane, że następnego dnia trafiły do kosza, ale wszystko to było warte zobaczenia awansu the Reds dzięki tej niezapomnianej bramce Davida Fairclougha.
Znając języki i będąc wykwalifikowanym księgowym, zacząłem wiele podróżować z amerykańską firmą międzynarodową, ale wciąż mieszkałem w Liverpoolu. Miałem na tyle szczęścia, że oglądałem mecze w tak zadziwiających miejscach jak Estadio Azteca w Mexico City, podczas gdy na Anfield bramki ładowali Dalghish i Rush.
Finał Pucharu Europy w 1981 roku okazał się być o wiele lepszym doświadczeniem, niż mecz na Wembley trzy lata wcześniej. Tym razem nie musiałem być zazdrosny, że znajomi Czerwoni jadą na mecz, tym razem wybrałem się razem z nimi.
Pracowałem wtedy w Paryżu, a w mojej kieszeni czekał bilet na mecz.
Drużyna zakwaterowała się w naszym hotelu o nazwie The Trianon Palace Hotel w Wersalu wieczorem, dobę przed meczem. Nigdy nie zapomną widoku Boba Paisley'a krążącego po korytarzach w swojej piżamie i starającego się mieć oko na wszystkich piłkarzy. Miałem nawet okazję uścisnąć temu wielkiemu człowiekowi dłoń.

Moja praca sprawiÅ‚a, że przeprowadziÅ‚em siÄ™ w okolice Manchesteru – do Altrincham. Regularne wyjazdy na mecze nie stanowiÅ‚y problemu. MiaÅ‚em szczęście, że mogÅ‚em z bliska obserwować erÄ™ Johna Barnesa, Petera Beardsley'a i caÅ‚ej reszty. Widok Barnesa przeskakujÄ…cego nad starajÄ…cymi siÄ™ odebrać mu piÅ‚kÄ™ rywalami jak delfin nad falami byÅ‚ jednym z najradoÅ›niejszych w historii mojej przygody z piÅ‚kÄ….
Rok 1989 byÅ‚ jednak doÅ‚kiem. PojechaÅ‚em na półfinaÅ‚ FA Cup miÄ™dzy Liverpoolem i Nottingham Forest na Hillsborough z kilkoma kolegami. PrzeszliÅ›my przez bramki przy Leppings Lane i gdy ciÄ…gnęło mnie już do pojedynczego korytarza przed nami, steward stojÄ…cy przy bramce krzyknÄ…Å‚ do nas: „Nie idĽcie tam, lepszy widok jest z wyższej wysokoÅ›ci. Skręćcie w lewo.”
Decydujący o losach mistrzostwa mecz z Arsenalem parę tygodni póĽniej był największym piłkarskim zawodem, jaki kiedykolwiek czułem, był to również mój najdumniejszy moment jako kibica Liverpoolu.
Fakt, że wszyscy zostali, by oklaskiwać nowych mistrzów tuż po zaprzepaszczeniu szansy na wygranie tego trofeum dla nas, był w zgodzie z tym, czego zawsze mnie uczono. Schodząc po schodach na the Kop i kierując się za wychodzącym tłumem, myślałem o moim zmarłym niedawno dziadku.
Wyspę na dobre opuściłem w roku 1993, a to z powodu pracy w brytyjskiej firmie tekstylnej. Po tym wydarzeniu pracowałem rok w Portugalii, pięć we Francji i jeden w Maroku, gdzie pracowałem nad specjalnym projektem.
Na the Kop zamontowano miejsca siedzące, a ja zachowałem mój karnet sezonowy, ponieważ chciałem utrzymać miejsce obok moich starych kumpli, Mike'a, Johna i Neila.
Ożeniłem się z francuską dziewczyną o imieniu Andree, a do Anglii wracałem na mecze dwa lub trzy razy rocznie. Ona nigdy nie interesowała się piłką nożną, ale i tak zabrałem ją na kilka spotkań. W jej pierwszym meczu przegraliśmy z Sheffield Wednesday, w drugim z kolei z Barnsley, więc wkrótce poszedłem za radą moich znajomych i od tego czasu zostawiałem ją w domu. Nie jestem pewien, czy przynosiła nam pecha, ale w kolejnym meczu Liverpool rozbił Southampton 7-1...
ZwróciÅ‚em mój karnet niedÅ‚ugo póĽniej, po czym zaakceptowaÅ‚em ofertÄ™ pracy w firmie zajmujÄ…cej siÄ™ rynkiem poÅ‚udniowo – wschodnioazjatyckim. Jej siedziba znajdowaÅ‚a siÄ™ w Manili na Filipinach, wiÄ™c od tego czasu na forach zwiÄ…zanych z LFC podpisywaÅ‚em siÄ™ „Manila Vanilla”, zresztÄ… robiÄ™ to do dziÅ›.
Na szczęście dla mnie transmisje telewizyjne docierały do tej części świata z zawrotną prędkością. Jeśli nie było meczu w kablówce, oglądałem go w barze Heckle and Jeckle w centrum miasta.
Mój czas w Manili skończył się jakieś dwa i pół roku temu. Zmieniłem pracę na stabilniejszą w przemyśle paliwowym.
Zostałem dyrektorem finansowym w Caspian Services, przedsiębiorstwie paliwowym, przeniosłem się więc na zachód, do Ałma-Ata w Kazachstanie.
Może zdziwić fas fakt, że Kazachstan jest dziewiÄ…tym najwiÄ™kszym paÅ„stwem na Å›wiecie, wiÄ™kszym niż caÅ‚a zachodnia Europa i wyglÄ…da zupeÅ‚nie inaczej, niż to przedstawiono w „Boracie”. Nazwa może i koÅ„czy siÄ™ zÅ‚owrogim „-stan”, ale życie tutaj jest stabilne, kosmopolityczne i drogie.
Ałma-Ata znajduje się u stóp malowniczych gór, 30 minut drogi od kompleksu narciarskiego. Zimą jest tu mroĽno, a z kolei latem bardzo gorąco. Jeśli potrzebujesz taksówki, po prostu wystaw rękę. W przeciągu 20 sekund zatrzyma się przy tobie jakiś stary samochód, a jego kierowca zacznie z tobą negocjacje na temat opłaty za przejazd.
Transmisje piłki nożnej w telewizji są w większości miejsc dobre, każdego weekendu transmitowane są cztery lub pięć meczów. W San Siro Sports Bar można za to zobaczyć wiele spotkań archiwalnych.
Grupa zagorzałych kazachskich kibiców (na zdjęciu poniżej) spotyka się tam co tydzień. Obecnie są w trakcie zakładania stowarzyszenia fanów. Moja firma ma biura w hotelu znajdującego się obok stadionu narodowego. Zatrzymują się to wszystkie zespołu narodowe.

W zeszłym roku dzieliłem nawet windę z Cristiano Ronaldo. Reprezentacja Anglii przyjedzie tu w czerwcu na mecz kwalifikacji do Mistrzostw ¦wiata, mam więc nadzieję, że spotkam Stevena Gerrarda.
Jak dla większość imigrantów, różnice czasowe zawsze będą dla mnie problemem, jednak przywykłem do wstawania o drugiej w nocy na mecze Ligi Mistrzów.
Ostatnie trzydzieÅ›ci lat przywiodÅ‚o mnie do tak wielu miejsc, że czasami trudno je wszystkie zapamiÄ™tać. Niech wystarczy za dowód, że do tej pory byÅ‚em w Rosji, Uzbekistanie, Singapurze, Wietnamie, Kambodży, Indiach, Chinach, Australii, RPA, Maroku, Tunezji, Birmie, Turcji, Jordanie, Kirgistanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Myanmarze (błąd Johna, ZwiÄ…zek Myanmar to peÅ‚na nazwa Birmy, innymi sÅ‚owy jest to ten sam kraj – przyp. tÅ‚um.), Boliwii, Peru, Brazylii, Ekwadorze, Wenezueli, Argentynie i w wiÄ™kszoÅ›ci paÅ„stw europejskich. A, wÅ‚aÅ›nie! Niemalże zapomniaÅ‚em o USA – tam też byÅ‚em.
Tradycja obowiązująca w większości biur, w jakich do tej pory pracowałem, mówi, że każdy kto wyjeżdża za granicę, musi przysłać pocztówkę, która następnie jest przypinana do ściany. Odkąd zaczęliśmy spędzać większość czasu na podróżowaniu, każda ściana zapełniła się dość szybko.
Wrażenie przez ostatnie trzydzieści lat zrobił na mnie fakt, jak bardzo poprawiła się komunikacja.
W Paryżu, na pierwszym w moim życiu weekendzie za granicą, wynik meczu poznawałem z dwudniowym opóĽnieniem, jeśli oczywiście znalazłem w pociągu wyrzuconą gazetę. Pamiętam, że w Stavanger w Norwegii stałem z krótkofalowym radiem w górnym rogu hotelowego okna, starając się znaleĽć tę wspaniałą częstotliwość między czymś co brzmiało jak sztorm na Morzu Północnym, a denerwującymi dĽwiękami trąbki. W Portugalii chodziłem na należący do Porto Estadio Antas nie w celu obejrzenia meczu, ale ponieważ na ogromnej otwartej przestrzeni radio lepiej odpierało.
Oczywiście wszystko się poprawiło, gdy pojawił się internet, ale nie od razu. Ciągłe klikanie F5 w celu odświeżenia strony, by sprawdzić, czy wynik uległ zmianie było przez pewien czas najważniejszym czynnikiem mojego futbolowego życia. Najgorzej było, gdy na trzy minuty przed końcem wygrywaliśmy 1-0 na Old Trafford w styczniu 1999 roku. Jedno przerażające kliknięcie póĽniej Liverpool przegrywał 1-2 i ostatecznie odpadł z FA Cup.

W dzisiejszych czasach oczekujÄ™ jednak, że w każdym miejscu na Å›wiecie zobaczÄ™ niemalże każdy mecz na żywo. Wszystkie te spotkania sÅ‚użą szczególnie indoktrynacji moich czteroletnich synów – bliĽniaków, Stephane'a i Lucasa. O wiele trudniej dostać dziÅ› bilety, ale mam nadziejÄ™, że pewnego dnia poprowadzÄ™ ich ku szczytowi schodów stadionu i zobaczÄ™, jak olÅ›niewajÄ…ca zieleÅ„ zaprze im dech w piersiach, zupeÅ‚nie jak mi wiele lat temu.
Z Johnem rozmawiał Joe Curran
Ľródło: lfc.tv
Autor: Witz
Data publikacji: 27.01.2009 (zmod. 02.07.2020)