EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1173

Czerwoni w Kanadzie

Artykuł z cyklu Artykuły


W serii artykułów dotyczących kibiców Liverpoolu rozsianych po całym świecie, które publikuje oficjalna strona klubu, pora na Kanadę i Ste Speeda z Vancouver. Opowiada on o wczesnym wstawaniu na mecze, prowadzeniu jednego z kanadyjskich fanklubów i czym naprawdę jest noszenie czerwonej koszulki.

Przeprowadziłem się z Liverpoolu do Vancouver w maju 2005 roku, nazajutrz po pokonaniu Chelsea w półfinale Ligi Mistrzów. Miał to być roczny wyjazd w celach zarobkowych.

Gdy początkowa euforia spowodowana zwyciężeniem podopiecznych Jose Mourinho minęła, zaczęła narastać panika, że nie będę w stanie zobaczyć finału. Prawdę powiedziawszy nie miałem pojęcia, czy dane mi będzie zobaczyć jakikolwiek mecz piłki nożnej.

Koniec końców okazało się, że nie było powodów do obaw. W kanadyjskiej telewizji jest więcej piłki nożnej niż w angielskiej, więc łapałem się na więcej meczów niż kiedykolwiek wcześniej. Na palcach jednej ręki mogę policzyć mecze Liverpoolu w trzech ostatnich sezonach, których nie widziałem.

Wkrótce okazało się, że tego typu związek z moimi ukochanymi Czerwonymi potrwa o wiele dłużej. Początkowo planowałem zostać tam tylko 12 miesięcy, ale już trzeciego dnia spotkałem miłość mojego życia, a sześć miesięcy póĽniej wzięliśmy ślub.

Są dobre i złe strony oglądania tu meczów Liverpoolu. W Vancouver zegarki są osiem godzin do tyłu w porównaniu do tych z Wielkiej Brytanii, co oznacza, że kibice piłki nożnej tacy jak ja muszą oglądać wszystkie weekendowe mecze wczesnym wieczorem. Gdy więc Czerwoni z Merseyside oglądają mecz lub słuchają zeń relacji z browarem w ręku, my przeważnie jesteśmy przyklejeni do telewizora w towarzystwie talerza z bekonem i jajkami.

Wstawianie na mecze Liverpoolu naprawdę wcześnie po wieczorze „na zewnątrz” może być ciężkie, ale gdy spotkanie się kończy, przed nami cały dzień. Jest to szczególnie przyjemne po spektakularnych zwycięstwach, ponieważ mamy dodatkowe godziny na celebrację.

Oglądanie na żywo meczów Ligi Mistrzów jest odrobinę bardziej skomplikowane, ponieważ pierwszy gwizdek słychać gdzieś w okolicach obiadu.

Wielu moich przyjaciół, którzy również kibicują the Reds, wymyślają wszelkiego rodzaju choroby w dniach meczów póĽniejszych faz Ligi Mistrzów, ale mój szef (jestem pomocnikiem administratora w dużej firmie ubezpieczeniowej) jest w tej materii naprawdę w porządku i pozwala mi na wyjście po południu czy jednodniowy urlop.

Jedną z rzeczy, które pomagają mi czuć się w Vancouver jak w domu, jest stowarzyszenie kibiców Liverpoolu, które pomagam prowadzić. Przez pierwszy rok nie znałem żadnych innych mieszkających tu kibiców, więc oglądałem wszystkie mecze sam.

Gdy jednak dotarliśmy do finału FA Cup w 2006 roku, dowiedziałem się o stowarzyszeniu kibiców, które zbiera się na ważne mecze. Nie posiadałem się z radości, mogąc dołączyć do grupy fanów, by razem oglądać dramatyczne zwycięstwo z West Ham. Wspaniale było w końcu porozmawiać z innymi ludĽmi o wszystkich Czerwonych sprawach.

Po tym meczu spotkałem się z paroma organizatorami i w pełni zaangażowałem się w to stowarzyszenie. Wkrótce zorganizowaliśmy wcześniejsze otwarcie jednego z lokalnych barów, w którym wyświetlają wszystkie mecze Liverpoolu i podają śniadanie.

Dzięki naszej stronie internetowej i newsletterowi po Vancouver szybko rozniosło się, że jest takie miejsce, gdzie spotykają się kibice Liverpoolu.

Przez dwa lata od założenia naszego klubu kibica zawiązało się wiele wspaniałych przyjaĽni. Teraz jest nas ponad stu. Na weekendowych meczach pojawia się średnio około trzydziestu ludzi, ale ważne spotkania przyciągają sporo ponad 100 fanów.

Pochodzimy z bardzo różnych środowisk, ale rzeczą, która nas łączy, jest silna miłość do Liverpool Football Club. Jesteśmy wspaniałą mieszaniną Scouserów, ludzi z innych części Anglii i całkiem sporej grupki Kanadyjczyków.

Atmosfera podczas wielkich meczów jest niesamowita, a po zwycięstwach jest jeszcze lepsza.

Dwa z moich najcenniejszych wspomnień z czasów kibicowania Liverpoolowi pochodzą z Vancouver. Nigdy nie zapomnę obecności w pubie z dużą grupą kibiców i śpiewów po porażce w finale Ligi Mistrzów w 2007 roku ani półfinałowej porażki z Chelsea w zeszłym sezonie. To dowód na to, że nie trzeba być w Liverpoolu, by doświadczyć wartych wspominania chwil z the Reds.

Gram również w drużynie piłkarskiej złożonej z członków stowarzyszenia fanów. Rozpoczęliśmy od gierek między sobą po sobotnich spotkaniach, a ostatnio rozegraliśmy trzy mecze z kibicami Chelsea.

Tak więc gdy the Reds z Merseyside celebrowali zwycięstwo z Chelsea na Stamford Bridge, the Reds z Vancouver byli już parę tygodni po pokonaniu the Blues w Kanadzie.

Duma jaką czuję każdego weekendu, gdy wkładam Czerwoną koszulkę i występuję w zespole kibiców Liverpoolu jest niesamowita. Tłem dla boiska, na którym gramy, są piękne góry. To połączone z widokiem grupki facetów, którzy łączą się w dumie z kibicowania Liverpoolowi tysiące mil od Merseyside, jest zdumiewające.

Kilku z członków klubu kibica co najmniej raz do roku odbywa pielgrzymkę na Anfield, a wielu z nich było w Stambule, Cardiff i Atenach.

Odkąd się tu przeprowadziłem, pojechałem do Liverpoolu dwa razy. Na pierwszy z nich musiałem czekać niemal trzy lata, ponieważ czekałem na papiery z urzędu imigracyjnego. W końcu udało mi się wyjechać w grudniu 2007 roku, ale niestety nie załapałem się na mecz.

Jedynym spotkaniem, jakie odbywało się podczas mojej wizyty, było starcie z Manchesterem United, więc zdobycie biletów było niemal niemożliwe. Byłem załamany, nie mogąc pójść na mecz po tylu latach czekania, szczególnie że nie wiedziałem, kiedy będę miał następną szansę na powrót do Anglii.

Na całe szczęście trafiła się ona we wrześniu bieżącego roku kiedy – szczęścia ciąg dalszy – Liverpool grał trzy mecze u siebie. Po raz kolejny opuściłem potyczkę z Manchesterem United, ale na spotkaniach ze Stoke i Crewe Alexandra już mnie nie zabrakło.

Możliwość oglądania meczów w towarzystwie wspaniałych fanów z Vancouver Liverpool Supporters Club uszczęśliwia mnie. Mamy tu cudowną grupę Czerwonych, którzy wyleczyli tęsknotę za domem po przeprowadzce z Merseyside do Vancouver.

Mimo iż jestem tysiące mil od Merseyside, grupa ludzi, z którą spędzam weekendowe poranki i jem obiady w środku tygodnia, sprawia, że czuję się częścią ogromnej rodziny – rodziny Czerwonych, bez względu na ich pochodzenie.

Dopóki jestem kibicem Liverpoolu, wiem, że nigdy nie będę szedł sam.



Autor: Witz
Data publikacji: 05.11.2008 (zmod. 02.07.2020)