WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1126

Rozważania po meczu z Chelsea

Artykuł z cyklu Artykuły


Więc kiedy zaczniecie wierzyć? Może to zwycięstwo na Stamford Bridge będzie już teraz najlepszym podsumowaniem tego sezonu, który tak na dobrą sprawę jeszcze się porządnie nie zaczął.

Kiedy odbity strzał w wykonaniu Xabiego Alonso minął Petra Cecha byłem bardzo zadowolony, ale w cale nie czułe, że mamy już trzy punkty. Jedynie co ten gol nam dał to prawdziwą szansę na to, na co czekamy już 19 lat. Takie uczucia na Stamford Bridge to rzadka przyjemność.

Po 65 minutach gry i po zmianach jakie dokonał Benitez wprowadzając Babela poczułem, że możemy to wygrać. Robbie Keane zdarł sobie skarpety zaharowując się na całej długości boiska, a Gerrard rozegrał najlepsze spotkanie przeciwko The Blues odkąd pamiętam. Od tego momentu naprawdę zacząłem się denerwować. Strzał w słupek Xabiego Alonso spowodował, że miałem blisko stan przedzawałowy i poczucie, że ta niewykorzystana sytuacja może się zemścić.

Przed nami jeszcze zostało 3/4 sezonu i musimy jeszcze sporo spotkań wygrać, aby nasza wiara była poparta konkretnymi przykładami. Mam nadzieję, że podtrzymamy to tempo, bo gol Alonso dał nam prawdziwą szansę.

Czasami po porażkach nie jestem aż tak załamany jak większość fanów, ponieważ nauczyłem się podchodzić do tego z mniejszym optymizmem, dlatego też przyjmuję bardziej spokojnie przegrane. Oczywiste jest to, że zawsze chce aby Liverpool wygrywał, ale czasem potrafię przełknąć porażkę bez emocji.

Przed meczem z Chelsea tak się właśnie czułem. Oni mieli ten swój wspaniały rekord 86 spotkań bez porażki co powodowało, że spodziewałem się najgorszego. W takim momencie cala odpowiedzialność spoczywa na trenerze, który w odpowiedni sposób może przekazać zawodnikom wiarę, że to oni właśnie mogą ten rekord złamać. Pięknie się stało, że takie pokłady wiary drzemią w naszych zawodnikach.

Przez ostatnie trzy lata na tym etapie rozgrywek starałem się utrzymywać morale na wysokim poziomie pomimo tego, że nie szło nam najlepiej. Obawiam się, że część fanów popadnie zbyt szybko w "samozachwyt" nad nasza drużyną i obawiam się, że mogę być jedną z nich. Nie możemy sobie pozwolić na chwilę rozluĽnienia, bo przeciwnicy szybko to wykorzystają. Takie rozluĽnienie szybko spowoduje bolesny upadek z piedestału.

Chcę tylko powiedzieć, że ludzie powinni się cieszyć tym co teraz zdobywamy i z jakości futbolu jaką prezentujemy, bo praktycznie jesteśmy bliscy perfekcji. To jednak w cale nie znaczy, że za chwilę wszystko się nie obróci o 180 stopni.

Martwi mnie, że bardzo dużo ludzi koncentruje się nad tym jest złe w naszym wykonaniu. Nie byłem zadowolony z krytyki, która dotknęła Dirka Kuyta podczas jego niemocy strzeleckiej. Teraz, gdy zaczął trafiać mówi się, że to są bardzo szczęśliwe trafienia, ale przecież w piłce też trzeba mieć szczęście, aby wygrywać końcówki spotkań takie jak z Wigan czy z City prawda?

Oczywiste jest, że długo na takich szczęśliwych końcówkach nie pociągniemy i zwycięstwa trzeba sobie zapewniać w mniej nerwowych sytuacjach, ale taka jest piłka i nic tego nie zmieni. Cieszą mnie te zwycięstwa, bo Liverpool wreszcie pokazał, że potrafi wygrywać nawet w najgorszych sytuacjach.

Czerwone kartki w istocie pomogły nam w odniesieniu tych zwycięstw, ale przeciwnicy nie przebierali w środkach, aby wykluczyć z gry naszego Baska. W zeszłym roku przegrywaliśmy z największymi po bramkach samobójczych albo po nieszczęśliwych kiksach, lecz Liverpool w tym sezonie wygrywa, bo sam doprowadza do takich sytuacji, trzymając przeciwników pod presją.

Nie kupuje tej bajki, że jesteśmy szczęściarzami. Zremisowaliśmy ze Stoke tylko dlatego, że nie uznano nam prawidłowo zdobytej bramki. Przed pierwszą kartką Antonio Valencji mur, którego był częścią nie chciał się przez dwie minuty odsunąć na wyraĽne żądanie arbitra. Jego druga kartka to dla mnie był faul, który od razu kwalifikował się na czerwoną kartkę.

Drobne urazy Torresa, Gerrarda i Babela to również w moich oczach nie jest przejaw naszego nieskończonego szczęścia w tym sezonie. Straciliśmy jeszcze na wiele tygodni Martina Skrtela, który do tej pory był praktycznie bezbłędny w destrukcji. Dodajmy jeszcze, że żadna inna drużyna nie wysłała trzech graczy na Olimpiadę.

W moim przekonaniu te 23 punkty są ciężko wyrwane z rąk przeciwników i większa w tym nasza zasługa aniżeli szczęścia. Do tej pory rozegraliśmy więcej spotkań na wyjeĽdzie, a to również nie ułatwia nam zadania.

Dla porównania lista przeciwników Arsenalu w tym sezonie wygląda następująco :West Brom, Fulham, Newcastle, Blackburn, Bolton, Hull, Sunderland, Everton i West Ham. Co prawda Hull świetnie sobie radzi, ale po Arsenalu wymaga się zwycięstwa nad beniaminkiem. Jak wygląda lista przeciwników Liverpoolu? Tą każdy zna.

Zwycięstwa nad United i Chelsea nie były szczęśliwe, ale w pełni zasłużone.

Nasza drużyna wygląda teraz jak Valencia Beniteza z jego najlepszych lat. Mieli wtedy przydomek "niszcząca maszyna", ale w wtedy w pełni na niego zapracowali. Pamiętam ich wyczyny jak przyjechali na Anfield to była niesamowita drużyna. Nie grali wtedy fantazyjnego futbolu naszpikowanego sztuczkami i pięknymi zagraniami, lecz tworzyli monolit, który nikomu się nie poddawał.

Wydaje mi się, że takiej samej drużyny oczekujemy obecnie po Liverpoolu, ale to jeszcze troszkę musi potrwać. Wiedzieliśmy już przebłyski takiej drużyny, ale to są ciągle przymiarki i jeszcze troszkę musimy poczekać na perfekcyjne ustawienie.

Troszkę nie wierzę w ten slogan, że Rafa "nareszcie" wie na czym polega angielski futbol, bo on wiedział to już wcześniej bo jest już tutaj pięć lat, ale wcześniej nie miał takich zawodników jak teraz, a poprzeczkę ciągle podnosiły drużyny Chelsea i United ze swoimi "mega-składami".

Wydaje mi się, że w tym sezonie Rafa stosuje mniej rotacyjną politykę ale to o niczym nie świadczy. W zeszłym roku United dokonało 235 zmian w wyjściowych jedenastkach, natomiast Liverpool 244 a Chelsea 222. Arsenal dokonał tylko 171, ale przecież nic znaczącego nie zwojowali.

Pomimo tego, że w zeszłym sezonie ponownie doszliśmy daleko w europejskich rozgrywkach to nigdy nie miałem wrażenia, że Rafa wyżej je ceni nad Premier League, pomimo tego, że w Anglii praktycznie nie liczyliśmy się już w walce o mistrzostwo.

W zeszłych sezonach traciliśmy sporo sił w walce w Lidze Mistrzów. teraz jesteśmy w komfortowej sytuacji przed rundą rewanżową i dajemy sobie świetnie radę bez Torresa, co łamie wszelkie teorie, że Liverpool to tylko Torres i Gerrard.

Zawsze broniłem rotacji, ale nigdy nie mówiłem, że to jest świetna taktyka. Rotacja to system, który łatwo można zgnębić i jeśli ktoś nie będzie chciał to nie dostrzeże w nim żadnej pozytywnej rzeczy.

Jest jeszcze jedna rzecz która mnie martwi. Od drużyn, które wpompowały w ostatnich latach tyle pieniędzy co Liverpool (np. Spurs czy Newcastle) nie wymaga się takiej pozycji na koniec sezonu co od The Reds.

Tam gran naprawdę duża liczba graczy, którzy kosztowali 10 i więcej milionów funtów. Naliczyłem siedmiu zawodników wartych powyżej 10 milionów w Tottenhamie a widać jaką zajmuja obecnie pozycję. Dla kontrastu w Liverpoolu jest teraz 5 takich zawodników.

W Chelsea przez ostatni rok zakontraktowano aż 14 takich piłkarzy, a teraz w składzie mają 11 takich zawodników. United w tym momencie ma 9 piłkarzy w tym przedziale cenowym.

Może fakt, że takimi gwiazdami naszpikowane są drużyny United i Chelsea dodatkowo zmotywował naszych zawodników do lepszej gry, ale to w cale nie ułatwia nam zadania.

Kiedyś mówiłem, że potrzeba troszkę czasu, aby światowej klasy trener zbudował klasową drużynę. Teraz widzę, że nasza drużyna zmierza w prawidłowym kierunku.

Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo Rafa po zwycięstwie najlepiej podsumował cale spotkanie tymi słowami: "Mamy wiarę w końcowy sukces, mamy jakość i charakter, ale potrzebujemy kolejnych trzech punktów w meczu z Portsmouth, żeby podtrzymać ten poziom."

Ja dodam tylko:"Amen"

Paul Tomkins

Ľródło:liverpoolfc.tv



Autor: Majamajewski
Data publikacji: 29.10.2008 (zmod. 02.07.2020)