PNE
Preston North End
Towarzyski
13.07.2025
16:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 2041

Kuyt, Keane, Carra i charakter

Artykuł z cyklu Artykuły


Jeśli kiedykolwiek zawodnik Liverpoolu potrzebował odwrócenia losów w polu karnym, to był to Dirk Kuyt

Po raz trzeci w tym sezonie wpakował zwycięskiego dla The Reds gola i po trudnym, zarówno na jak i poza boiskiem sezonie, ucisza teraz krytyków w niezłym stylu. Bardzo efektywny na prawej stronie, odzyskał swoją pewność siebie jako napastnik. Przeciwko Wigan mógł zdobyć nawet cztery bramki, nie tylko te dwie z którymi zakończył spotkanie.

Oczekiwanie na ten mecz sprowadziÅ‚o w centrum uwagi rolÄ™ podobnej postaci – Emile’a Heskeya z Wigan.

W okolicach 2003 roku stałem się wielkim krytykiem Heskeya. Jego sprowadzenie trzy lata wcześniej było dla mnie ekscytujące bardziej niż którekolwiek inne przez całe lata. Jego potencjał wzbudzał trwogę, jednak spoglądając wstecz, oczekiwałem za dużo i zawiodłem się.

Na koniec już samo wspominanie jego nazwiska rodziło we mnie frustrację. Straciłem mnóstwo włosów do czasu jego odejścia z Liverpoolu, a tylko po części było to spowodowane chorobą. Nigdy nie myślałem, że wrócę do momentu bycia jego fanem. Nie znoszę zmieniać zdania. A potem robić to znowu. Jednak po jakimś czasie wszyscy powinniśmy mieć możliwość przyznania się do pomyłki lub po prostu do zmiany zdania. I musimy zaakceptować, że gracze się rozwijają i poprawiają.

Nie pomagał Heskeyowi (ani moim włosom) fakt, iż w drużynie w której pomocnicy grali tak głęboko, większość ciężaru zdobywania bramek spoczywał na ramionach Michaela Owena. I tylko Owen to robił. Zatem w tym ustawieniu Heskey stał na straconej pozycji.

Moment zwrotny nastąpił w trakcie sezonu po jego odejściu i pomógł mi łatwiej dostrzec wartość Kuyta. Myślę, że nauczyłem się doceniać graczy zespołowych, a nie tylko skupiać się na głównych gwiazdach.

W 2004 roku miałem już dość coraz bardziej przewidywalnej taktyki rzucania dalekich piłek w kierunku Owena i Heskeya, gdy pomocnicy byli bliżej swojego bramkarza niż atakującej dwójki. Jednak pod sterami nowego managera Liverpool grał systemem w którym pomocnicy przesuwali się do przodu i potrzebowali kogoś, kto włączałby ich do gry. Ani Cisse ani Baros nie byli takimi zawodnikami.

Krytykowano mnie za sugerowanie tego, ale Heskey mógłby pomóc takiemu zespołowi, zwłaszcza w wyjazdowych meczach ligowych. Zespołowi, w którym pomocnicy są w stanie strzelać sporo bramek. W końcu wszystko rozbija się o właściwych zawodników we właściwym ustawieniu.

Na szczęście dzisiaj mamy Fernando Torresa, który ma nieco z fizycznych atrybutów Heskeya ale jest nawet bardziej płodny niż Michael Owen. Jednak zawodnicy tacy jak Heskey czy Kuyt, którzy pozwalają innym grać lepiej, są wielkimi skarbami w piłce nożnej.

Nie można mieć drużyny jedenastu Kuytów czy Heskeyów. Ostatecznie chodzi przecież o znalezienie odpowiedniego balansu, rozłożenia atrybutów.

Kiedyś miałem obsesję na punkcie ilości bramek zdobywanych przez napastników, teraz jednak interesuje mnie tylko ile spotkań wygrał zespół z nimi w składzie. Bilans Anglii w meczach o punkty gdy grał Heskey jest imponujący, pomimo tego, że jego dorobek strzelecki jest raczej słaby. W końcu która statystyka tak naprawdę się liczy? To jest takie proste, gdy spojrzy się na to w ten sposób.

Moje poglądy na temat napastników strzelających mało bramek się zmieniły. Tak jak zmieniła się piłka nożna. Jest teraz bardziej płynna, elastyczna, mniej istotne są wyraĽnie wyznaczone linie pomocy i ataku. Potrzebujesz kilku strzelców w każdym zespole, ale odeszliśmy już od dwójki z przodu zdobywających wszystkie bramki. Gerrard, Lampard i Ronaldo zdobywają po ponad 20 bramek w sezonie, a żaden z nich nie jest napastnikiem. Mistrzostwo kraju zostało zdobyte w ciągu ostatnich czterech lat przy relatywnie niewielkich dorobkach strzeleckich Drogby i Rooneya. Drużyna jednak osiągnęła sukces.

Pomimo jego problemów z pewnością siebie, podziwiam charakter Heskeya. Robi swoje pomimo tych werbalnych i tych bardziej bezpośrednich ataków. A charakter jest tym, co Liverpool pokazuje w tym sezonie. I to niemało!

Przegrywając 0-2 na City of Manchester Stadium kilka tygodni temu, obawiałem się najgorszego. Starałem sobie przypomnieć kiedy ostatni raz The Reds dostali porządne lanie od przeciwnika.

Zajęło mi trochę czasu by wydobyć wspomnienie koszmaru porażki 0-3 na Old Trafford z głębi mego umysłu, głównie dlatego, że dobrze się postarałem aby o tym zapomnieć. (Musi istnieć jakaś technika Wiecznego ¦wiatła Pustego Umysłu, dzięki której kibice piłkarscy mogliby usuwać złe wspomnienia. Jeśli nie, to czy ktoś mógłby ją wynaleĽć? A przy okazji, moglibyście uwolnić mnie od koszmarów okresu beznadziejnych fryzur? Byłbym wdzięczny.)

Oczywiście, że tamten mecz z United graliśmy w większości w dziesiątkę. Dalej, cofnijmy się w czasie do 2006 roku, wyjazdowe mecze z Evertonem i Arsenalem. Od tamtej pory Liverpool nigdy nie był zdeklasowany czy wysoko pokonany.

Zauważyłem to wcześniej, ale jest coś zupełnie innego w tym zespole w porównaniu do poprzednich 20 lat. Ta ekipa potrafi wygrywać pomimo tracenia bramek jako pierwsi. Robi to odkąd Benitez przejął stery, począwszy od Fulham cztery lata temu.

Pewnie, że miÅ‚o by byÅ‚o nie zaczynać od tracenia gola, ale czasem siÄ™ i tak zdarza, czy to z powodu zÅ‚ej gry czy wyjÄ…tkowych umiejÄ™tnoÅ›ci przeciwnika. Wiemy, że gdy Liverpool strzela pierwszy, tak jak przeciwko Evertonowi, PSV, Sunderlandowi i Standardowi Liege (kiepski przykÅ‚ad trochÄ™, jak pamiÄ™tamy, bramka padÅ‚a w 117. minucie – dop. tÅ‚um.), The Reds wygrywajÄ….

Jednakże o ile ten zespół zawsze potrafił odwrócić losy meczy, to teraz robi to w takim stopniu, że znajduje się obecnie na drodze do zdobycia 95 punktów w Premier League (licząc czysto na podstawie współczynnika średniej ilości zdobywanych punktów na mecz), wciąż grając doskonale w Europie. Póki co, Liverpool wreszcie wygląda na mistrzów. Niestety, tak samo wygląda Chelsea. A United z pewnością będą tak wyglądać.

Liverpool graÅ‚ bez piÄ™ciu z najlepszych swoich zawodników w ten weekend, po jak zwykle dziesiÄ…tkujÄ…cej przerwie na kadry. I choć pomogÅ‚o to nieco Wigan, The Reds zwyciężyli przeciwnoÅ›ci. Nie oczekuje siÄ™ zbyt wielu przeciwnoÅ›ci przy pokonywaniu Wigan na Anfield, jednak zwyciÄ™stwo nigdy nie jest formalnoÅ›ciÄ… w takich okolicznoÅ›ciach. Nawet przy pechu Steve’a Bruce’a w ligowych meczach.

Zdolność do wygrywania takich spotkań wynika z typu zawodników w klubie. Choć Agger miał niewyraĽny moment w sobotę, odpowiedział w fantastyczny sposób. Jest zwycięzcą, nie tylko utalentowanym zawodnikiem. Wraca na wyżyny na różne sposoby po fatalnym roku.

Widzę tożsamość tej drużyny. Coś z DNA jej managera zmieszane ze scousową hardością Carraghera i Gerrarda. Przyjemny miks stylów i umiejętności, dające pewność poczucie stabilności i balansu. Widzę jedność na boisku, a gdy jest pewność, stylu też nie brakuje. Jest mnóstwo talentu, ale nie ma kapryszących primadonn.

ByÅ‚o mnóstwo zawodników w ciÄ…gu poprzednich sezonów których postawa pozostawiaÅ‚a sporo do życzenia. Nie mam na myÅ›li tych podatnych na kontuzje, gdyż to może trafić każdego. Chodzi mi o piÅ‚karzy, których brakowaÅ‚o gdy drużynie siÄ™ nie wiodÅ‚o albo znikali bez Å›ladu w trakcie spotkaÅ„. Teraz jednak mogÄ™ szczerze powiedzieć, że nie kwestionujÄ™ charakteru nikogo z pierwszej drużyny. Nawet Jermaine’a Pennanta, który przybyÅ‚ z okreÅ›lonÄ… reputacjÄ…, jednak w tym sezonie pokazuje znaczÄ…cÄ… dojrzaÅ‚ość.

MyÅ›lÄ™ też, że najwiÄ™kszÄ… wartoÅ›ciÄ… Robbiego Keane’a może jeszcze okazać siÄ™ jego osobowość. Zawodnicy którzy jednoczÄ… zespół w szatni oferujÄ… coÅ› nieuchwytnego. Nie widzimy tego, nie potrafimy tego zmierzyć, ale z pewnoÅ›ciÄ… napÄ™dza to dziaÅ‚ania na boisku. Bardziej utalentowani ale też bardziej dzielÄ…cy, albo po prostu ci, których za bardzo interesujÄ… wÅ‚asne interesy, mogÄ… wyglÄ…dać nieĽle jako indywidualnoÅ›ci. Jednak ci spajajÄ…cy drużynÄ™ sÄ… bezcenni.

Żaden piłkarz nie poświęci się całkowicie w imię wyższego dobra. To naturalne, że ludzie którzy przez lata ciężko pracowali by trafić tam, gdzie obecnie się znajdują, mają do pewnego stopnia swój biznes na uwadze. Chcą grać i chcą chwały. Kto by nie chciał? Sport polega na zdobywaniu osiągnięć, nagród. A sportowcy nie chcą być tylko obserwatorami, którym akurat trafił się jakiś medal. Nikt nie jest aż takim altruistą.

Chodzi o balans pomiÄ™dzy dawaniem zespoÅ‚owi a otrzymywaniem honorów, które to naturalnie przyjdÄ…. Å»aden zawodnik nie chce siedzieć na Å‚awce przez caÅ‚y sezon, ale musi być przygotowany na opuszczenie pewnych spotkaÅ„, albo na okazjonalne granie na nie swojej pozycji. Chodzi o zmieszanie tego rodzaju egoizmu, który pomaga drużynie – tak jak napastnik, który bierze odpowiedzialność za strzaÅ‚, kiedy ma naÅ„ szansÄ™ – i koniecznego myÅ›lenia zespoÅ‚owego, jak np. ruchy bez piÅ‚ki i kreowanie przestrzeni.

Szczególnie lubię charakter dwóch Hiszpanów, którzy grali tylko epizodyczne role w sukcesie swojego kraju latem, ale którzy są bez wątpienia ważnymi członkami pierwszego zespołu Liverpoolu.

Zarówno Reina jak i Alonso pokazali ważność jedności składu. Alonso (który może powinien zacząć nosić pełny pancerz przeciwko tym wszystkim żądnym akcji narwańcom) grał z prawdziwą dojrzałością gdy wchodził w kilku spotkaniach, wliczając w to finał. Natomiast Reina wyglądał na takiego, który jednoczył piłkarzy. Jest to tym bardziej imponujące, gdyż ci poza grą mogą w naturalny sposób nieco blednąć. Potrzeba wielkiego człowieka, żeby schować swoje osobiste rozczarowania i robić to, co najlepsze dla kolektywu.

Przez całe lata Holandia miała wielu z najlepszych graczy, ale była najmniej zjednoczona. Hiszpania była niewiele lepsza, z podzielonymi obozami zawodników Realu Madryt i Barcelony. To się jednak tego lata zmieniło. Ich gra był wspaniała, jednak co kluczowe, taki sam był duch ich zespołu.

RozmawiaÅ‚em ostatnio z Viciem Gillem na temat jego teÅ›cia Billa Shankly’ego. Wiele lat temu Vic rozmawiaÅ‚ z panem Shankly (tak jak wciąż o nim mówi) na temat tego, co obserwuje siÄ™ u potencjalnych celach transferowych. „Bob i ja mamy zestaw atrybutów jakich potrzebuje zawodnik, żeby grać w LFC”, odpowiedziaÅ‚ Shankly, „jednak jest jeden, jeÅ›li którego zawodnik mieć nie bÄ™dzie, to nigdy nie zagra w Liverpoolu”.

Vic zapytaÅ‚ o co chodzi, a wielki czÅ‚owiek odparÅ‚: „maniery przy stole, synu, maniery przy stole”.

Innymi sÅ‚owy, to charakter ma najwiÄ™ksze znaczenie. Gbur i samolub? Nawet nie zbliży siÄ™ do drzwi. Podaj jednak sól, a może okazać siÄ™, że bÄ™dziesz bardziej skÅ‚onny do podania piÅ‚ki – a ostatecznie do poddania siÄ™ mustrze.

Paul Tomkins

Ľródło: liverpoolfc.tv



Autor: Alex
Data publikacji: 21.10.2008 (zmod. 02.07.2020)