LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1142

Styl

Artykuł z cyklu Artykuły


Problemem futbolu jest to, że poglądy kreują się bardzo szybko, a z kolei wolno się je zmienia. Na początku, jak każdy manager, zrobił porządek z obroną. Nie da się grać dobrej piłki i wygrywać meczów, jeśli obrona jest w rozsypce. Czy to oznacza, że jest defensywnym trenerem, tylko dlatego, że zabrał się za robotę od tej strony? Tak samo było w Valencii – pierwszy tytuł ligowy pod jego opieką wygrali zdobywając bardzo mało bramek, ale już dwa sezony póĽniej byli o wiele bardziej płodni.

Zawsze podkreślam, że musisz widzieć zespół w każdym spotkaniu (czy to na żywo czy w telewizji), albo tak często jak się tylko da, żeby móc powiedzieć, że naprawdę dobrze go znasz. Urywki spotkań, czy mecz od czasu do czasu tego nie dadzą, zwłaszcza gdy tak wielu dziennikarzy i komentatorów sprzedaje swoje poglądy na podstawie takich właśnie fragmentarycznych obrazów. Większość moich poglądów na temat innych klubów też jest tak formowana. Jednak gdy chodzi o Liverpool, wybieram specjalizowanie się i staram się mocno skupiać uwagę.

Nieporozumienia są powszechne. Nawet teraz przedstawia się Beniteza jako jedynego manager dokonującego mnóstwa zmian. A tymczasem wcale nie ma dużej różnicy między Liverpoolem a Man United czy Chelsea – managerowie tych trzech zespołów dokonywali średnio od 3 do 3,3 zmiany na mecz (wliczając w to kontuzje, które w tym sezonie bardziej dotykały Liverpool niż United). Nie bez znaczenia jest również fakt, iż znacząca część zmian Liverpoolu, dokonywana była w ostatnich tygodniach, z wiadomych powodów.

Ze schematu wyłamuje się tylko Wenger, który średnio dokonuje mniej niż dwóch zmian w lidze. A koniec końców, trzy zespoły wciąż liczą się w walce o największe trofea, a jeden, potwornie zmęczony, po raz kolejny kończy sezon na przełomie marca i kwietnia. Spróbujcie zgadnąć który. To może być przypadek, ale nie można się oprzeć wrażeniu, że coś w tym jest.

Kiedy Benitez puszcza w bój zmieniony zespół, chce tego, co dostał w meczach przeciwko Arsenalowi i Fulham. Dobrych zawodników, głównie reprezentantów swoich krajów, walczących o swoje miejsce w składzie. W żaden sposób nie jest to dyshonor dla drużyny przeciwnej, czy wręcz dla rozgrywek. Szanuje to natomiast zawodników dość dobrych do tej roboty. Jeśli nie są dość dobrzy, to co robią w Liverpoolu? I ilu z tych zawodników chciałoby mieć Sheffield United albo Fulham? Pewnie z kilku.

Jakiekolwiek decyzje nie zostałyby podjęte przez managera, sprawy mogą potoczyć się w obie strony. Wystawienie silnej jedenastki w mniej ważnym meczu z perspektywą bardziej znaczącej potyczki w ciągu kilku dni, może prowadzić zawodników do oszczędzania się i nie grania z pełnym poświęceniem. Zespół mogą trafić kontuzje albo zmęczenie.

Czasem można wycisnąć więcej ze ‘słabszego’ zestawienia, które ma coś do udowodnienia i ma o wiele świeższe nogi. Oczywiście, temu składowi może brakować światowej klasy piłkarzy, którzy sami potrafią rozstrzygać mecze, i mogą nie być aż tak zgrani. Ale to jest kompromis. W obu przypadkach nie ma co liczyć na wielkie granie tuż przed naprawdę ważnym spotkaniem, ale można uzyskać odpowiedni rezultat. A z Fulham Liverpool zagrał zaskakująco spójnie i zasłużenie zwyciężył.

Faktem pozostaje również to, że Liverpool osiągał najlepsze wyniki z Arsenalem na wyjeĽdzie za czasów Beniteza, gdy, tak jak z Fulham w poprzednim roku, w zespole dokonano ośmiu zmian i dano zagrać obiecującemu młodzikowi (w tym roku Plessis, w zeszłym Insua).

Tacy zawodnicy jak Paletta, Gonzalez, Sissoko, Bellamy i Fowler odeszli od czasu meczu z Fulham w poprzednim sezonie, a byli znanymi piłkarzami. Natomiast jeśli któryś z nich był nieznany dla innych managerów, to jest to tylko zasługa ignorancji tych szkoleniowców. Paletta daje sobie obecnie całkiem nieĽle radę w argentyńskich gigantach Boca Juniors, a Gonzalez znów błyszczy w La Liga. No i oczywiście, gdyby Robbie Fowler wykorzystał najłatwiejszą szansę w jego karierze, z pewnością byśmy nie przegrali.

Metody Beniteza są kwestionowane częściej niż jakiegokolwiek innego managera w historii angielskiej piłki. Oczywiście, wizjonerzy – czy to w sporcie, czy w sztuce, czy polityce – często są doceniani dopiero po dłuższym czasie, kiedy ich idee okazały się być prawdziwe a ich wpływ widoczny. Vincent van Gogh, Charles Darwin, Plato i Neil Warnock, wszyscy oni byli uważani za dziwaków (ok, niektórzy jednak wcale nie pracują na przyszłe uznanie).

Jeśli to nie metody Rafy, to jest to gra jego zespołu. Dla mnie, obecny Liverpool ma swój styl.

Liverpool, pomimo tego, że wciąż nie wykorzystuje tylu szans ile powinien, zwłaszcza w środku sezonu, zdobył do tej pory 111 goli. Manchester United i Arsenal ledwo przekroczyli 100 bramek, a Chelsea wciąż na to czeka.

Liverpool gra zwycięską piłkę, i po raz czwarty spotyka się z Chelsea w półfinale (nikt jakoś nie wspomina naszego zwycięstwa w Pucharze Anglii). Czy będzie to czwarty sukces i piąty finał pod wodzą Beniteza, w tym trzeci w Lidze Mistrzów? Jeśli tak, to będzie to doprawdy znaczące osiągnięcie.

Jest jeszcze ta łatka ‘szczęściarzy’, która pojawiała się w 2001. i w 2005 r., czyli kiedy Liverpool miał świetny sezon. Pojawia się i teraz. Nie ma co ukrywać, że szczególnie spory pech może pokrzyżować każdą kampanię pucharową, a każdy zwycięski zespół potrzebuje, aby sprawy potoczyły się po jego myśli w paru momentach. Na przykład, czerwone kartki dla Interu pomogły Liverpoolowi w obu meczach. Ale nikt nie kazał Marco Materazziemu robić wślizg w nogi Torresa, gdy Włoch miał już na koncie żółtą kartkę.

To był dokładnie ten rodzaj niepotrzebnych, bezmyślnych i destruktywnych zagrań, których Benitez starał się oduczyć swoich graczy. Zachęca piłkarzy do właściwych wślizgów, ponieważ zawieszenia i granie w dziesiątkę raczej nie pomagają.

Powód dzięki któremu Liverpool ma tak mało czerwonych kartek, to dyscyplina i opanowanie. A gdy przeciwnicy je tracą, to jest to ich problem, a zysk Liverpoolu. Znowu wszystko rozchodzi się o posiadanie zawodników z charakterem i właściwym temperamentem.

W przeciwieństwie do póĽniejszych lat swojego poprzednika, nigdy nie miałem problemu z piłką jaką grali The Reds pod Benitezem. Tak, była czasami mało finezyjna, kiedy zespół nie był w formie, ale to się przytrafia każdemu. Najlepsi wygrywają nawet wtedy, kiedy im nie idzie, a Czerwonym zdarzyło się to już kilkukrotnie. A możliwości ku temu jest więcej. Ale teraz, gdy Torres już się w pełni zaaklimatyzował, zarówno on jak i Gerrard są zdolni do wygrywania meczów, gdy drużyna gra poniżej możliwości. I nie ma w tym nic złego.

Zawsze czułem, że Benitez próbuje ściągać zawodników dobrych technicznie i grać podaniami, w przeciwieństwie do piłki opartej na ładnych trójkątach, albo kombinowaniu z tyłu. Prawda, przez poszukiwanie techniki brakowało mu czasem szybkości, zatem ostatnie lato miało na zadanie pogodzenie prędkości z umiejętnościami, i oczywiście, odpowiednią mentalnością. W przeciwieństwie do niektórych managerów, nie widzi nic złego w długich piłkach. A dlaczego miałby?

Z zawodnikami takimi jak Gerrard, Alonso, Agger, czy nawet Reina – który podaje lepiej niż większość obrońców – dlaczego ten zespół ma nie grać długich podań? Gracze tacy jak Johnny Haynes, Glenn Hoddle i Jan Molby, chwaleni byli za umiejętność podania ze znacznej odległości prosto na nogę, a to świetna umiejętność. Nawet teraz Arsenal gra tak na Adebayora. A była to taktyka, która po latach grania krótkimi podaniami, służyła im całkiem nieĽle do niedawna, kiedy to zupełnie się pogubili.

Piękno drużyny Beniteza zawsze tkwiło w jej zbilansowaniu, nie tylko w czysto estetycznych urokach. To unikanie wyraĽnych słabych punktów, a jednocześnie bycie na tyle wszechstronnym, aby wykorzystywać wszystkie takie słabości u przeciwników. Na przykład, Arsenal nie radzi sobie za bardzo z wysokimi napastnikami, zatem Peter Crouch zawsze okazuje się być świetną opcją przeciwko nim – na tyle, że Benitez zdecydował się na zmianę zwycięskiego ustawienia żeby to wykorzystać.

Ciężko jest prześcignąć Toure czy Gallasa, jednak rzućcie Crouchowi długą piłkę i zaczynają panikować. Nie zawsze podoba się to piłkarskim purystom, ale znowu, Crouch jest w stanie panować nad piłką przy pomocy każdej części swojego ciała, jak również potrafi ją podać. Nie jest zatem jak wielki totem, tylko stojący, wystrojony piórkami, jest utalentowanym piłkarzem. Nie jest też tak, że drużyna przez bite 90 minut wrzuca na niego piłki w ‘kocioł’ pola karnego. Choć jest to oczywiście, gdy brakuje niektórym nieco pewności siebie, bardziej kusząca opcja niż gdy czują, że mogą pociągnąć trochę piłkę albo spróbować bardziej finezyjnego podania.

Nie powinno być wstydu z brzydkiego wygrywania. Wszystkie drużyny potrzebują tego od czasu do czasu. A gdy biznes zbliża się ku końcowi wraz ze schyłkiem sezonu, i nie ma miejsca na błędy, to jest to wszystko czego potrzebujesz. To wszystko czego chcę w meczach z Chelsea. Cała reszta będzie tylko dodatkiem.

Ale nuda i ogólny brak stylu? Chyba żartujecie. Jest styl i każdego roku możemy obserwować jego poprawę.

Paul Tomkins

Ľródło: liverpoolfc.tv



Autor: Alex
Data publikacji: 22.04.2008 (zmod. 02.07.2020)