WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 969

Człowiek, który stracił na chwilę głowę

Artykuł z cyklu Artykuły


Wszyscy chcemy jak najszybciej zapomnieć o upokorzeniu, które doznał wczoraj Liverpool na Old Trafford. Trzeba otrząsnąć się z tej bolesnej porażki i walczyć dalej o czwarte miejsce w lidze i sukces w Champions League. Jest jednak jeden piłkarz, który powinien pamiętać o tym, co się wtedy wydarzyło i wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Mam na myśli Javiera Mascherano, który okazał się antybohaterem batalii z Manchesterem United.

Nie zgadzam się z ani jednym zdaniem, które stara się usprawiedliwić Argentyńczyka i zrzucić winę na sędziującego w tamtym spotkaniu Steve’a Bannetta. Wszelkiego rodzaju opinie, głoszące, że arbiter był stronniczy i faworyzował ManU, ośmieszają nas tylko i słusznie są obiektem drwin ze strony kibiców Czerwonych Diabłów. Spójrzmy prawdzie w oczy- pan Steve Bannett prowadził wczorajsze zawody poprawnie i nie mamy najmniejszych podstaw do tego, aby mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Jedynym poważnym błędem, jaki ja osobiście wychwyciłem, była sytuacja, kiedy nie odgwizdał faulu na…Cristiano Ronaldo. Skończmy więc z tworzeniem teorii spiskowych i poszukajmy przyczyn niedzielnej porażki we właściwym miejscu, czyli szeregach naszej drużyny.

Nie chcę tutaj obwiniać za wszystko Javiera, bo tak naprawdę, to cała drużyna zagrała bardzo słabo. Jednak, bądĽmy szczerzy, najwięcej winy za wczorajszy rezultat spoczywa właśnie na Argentyńczyku. Zupełnie niepojęte było dla mnie zachowanie, jakie prezentował na przestrzeni całego swojego pobytu na boisku.

„Mascherano schow” rozpoczęło się już w jedenastej minucie spotkania, kiedy Javier zaatakował nogi Scholes’a ostrym wślizgiem. Przemknęła mi wtedy przez głowę myśl, że pan Bannett może zdecydować się na pokazanie naszemu zawodnikowi nawet czerwonej kartki. Poprzestał on na żółtym kartoniku, co należy uznać za słuszną decyzję.

Masche nie mógł się jednak z nią pogodzić i postanowił o tym poinformować samego arbitra, robiąc to bardzo żywiołowo i agresywnie. Zamiast przyjąć z godnością słuszną karę, obmyślił sobie wystawiać cierpliwość sędziego na nieustanne próby. I tak przeciwnikiem Argentyńczyka przestał być Manchester, a stał się nim Steve Bannett.

Nie było chyba niepomyślnej dla LFC decyzji arbitra, której by Javier nie skomentował. Niedługo po faulu na Scholes’ie, kiedy to sędzia odgwizdał kolejne przewinienie na graczu United, Masche z taką zażartością podbiegł do niego z pretensjami, że pan Bannett mógł już wtedy ukarać go drugą żółtą kartką. Nie zrobił jednak tego, gdyż zdawał sobie sprawę z rangi wczorajszego spotkania. Większość sędziów tak naprawdę ostrożnie podchodzi do kwestii karania zawodników w tak ważnych meczach wiedząc, jak wielkie emocje im towarzyszą. Mascherano tego nie docenił.

Punktem kulminacyjnym okazała się czterdziesta czwarta minuta spotkania. Wtedy pan Steve Bannett pokazał żółtą kartkę Torresowi, który chciał wymusić kartonik dla gracza ManU, po tym, jak ten go faulował. Niestety, w tym miejscu nie popisał się również nasz snajper. Nie wiem kiedy do piłkarzy dotrze, że z sędziami się nie dyskutuje (jeśli się nie jest kapitanem oczywiście). Arbiter przecież odgwizdał faul na El Nino, ten więc powinien skupić się na rozegraniu rzutu wolnego, a nie bawić się w sędziego. Na dodatek w to wszystko wmieszał się Mascherano.

Nie wiem czym można wytłumaczyć furię, jaka ogarnęła Argentyńczyka. Nie reagował na próbujących go powstrzymać kolegów, nawet na krzyki Beniteza, tylko podbiegł do sędziego z taką wściekłością, że przez chwilę obawiałem się o zdrowie pana Bennetta. No i oczywiście był niezwykle zaskoczony tym, że otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

Swoim zachowaniem Javier pokazał, że nie poradził sobie z presją spotkania. Patrząc na grę naszego zespołu, to tak naprawdę nikt (z wyjątkiem może Babela) sobie z nią nie poradził, ale u Argentyńczyka objawiło to się w najgorszy możliwy sposób. Dla mnie był to przejaw totalnego braku odpowiedzialności. Już faul na Scholes’ie był głupi, biorąc pod uwagę fakt, że Masche jest defensywnym pomocnikiem, czyli zawodnikiem, który należy do najbardziej narażonych na ukaranie kartkami. Łapiąc w tak bezsensowny sposób żółty kartonik na początku meczu, utrudnił maksymalnie grę sobie i drużynie.

Jednak najbardziej niepojęte były jego nieustanne ataki na osobę sędziego. Przez cały czas Mascherano wręcz prosił się o czerwoną kartkę, mając wyraĽnie w głębokim poważaniu dobro drużyny. Zamiast skupić się na tym, co potrafi najlepiej, czyli na grze w piłkę, Javier postanowił osłabić zespół. I to zadanie wykonał wzorcowo.

Nie był to zresztą pierwszy przypadek, kiedy Masche dawał dowody tego, że nie zawsze potrafi panować nad emocjami. Chociażby tydzień temu, w meczu z Reading, zdarzyło mu się również poinformować w dość ekspresyjny sposób sędziego, co myśli o jego decyzji. Widać tutaj jego latynoską krew, jak i serce do gry. Nie może on jednak okazywać tego serca w taki sposób, jak to uczynił wczoraj, kiedy to w dużej mierze przez jego niedojrzałe zachowanie The Reds przegrali mecz. Czerwona kartka, którą otrzymał, bowiem praktycznie uniemożliwiła Liverpoolowi walkę o remis, że o zwycięstwie nie wspomnę.

Dlatego nie można usprawiedliwiać Mascherano. Mam też nadzieję, że zdaje sobie z tego sprawę również Rafa, i że odbędzie z Javierem odpowiednią rozmowę. Benitez zresztą wypowiedział się już publicznie, jednak liczę na to, że łagodny charakter tej wypowiedzi był powodowany zasadą: „swoje brudy pierzemy na własnym podwórku”.

Wszyscy przecież zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważną postacią dla naszej drużyny jest Masche. Bez dwóch zdań jest on jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie i jego pozyskanie z West Hamu należy uznać za jeden z największych transferowych sukcesów Rafy w jego całej karierze na Anfield. Niemal w każdym spotkaniu Argentyńczyk potwierdza swoją światową klasę i trudno sobie obecnie wyobrazić Liverpool bez naszego Króliczka Duracell. W interesie wszystkich, którym dobro LFC nie jest obojętne, leży więc, aby Javier wyciągnął odpowiednie wnioski z wczorajszego incydentu.

Osobiście wierzę w to, że tamto zajście było ostatnim takim w wykonaniu Mascherano. Nasz Argentyńczyk jest zbyt wielkim piłkarzem, aby być kojarzonym z podobnymi sytuacjami. Stracił na chwilę głowę, to zdarza się najlepszym, teraz niech skupi się już na dostarczaniu kibicom powodów do skandowania sławnego: „Javieeer Mascheraaanooo!”



Autor: Miro
Data publikacji: 24.03.2008 (zmod. 02.07.2020)