LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1255

Lepsi niż w 2005 roku?

Artykuł z cyklu Artykuły


Dziś wieczorem The Reds mają bardzo realistyczną szansę na awans do Półfinału Ligi Mistrzów. Jeśli odniosą sukces to będzie on oznaczać wkroczenie w najtrudniejszą fazę europejskich rozgrywek.

Nikt nie powinien uważać czegokolwiek za oczywiste. Jednak, jeśli PSV nie strzeli (minimum) trzech goli, które potrzebuję, to odrodzenie Liverpoolu jako jednej z najlepszych drużyn w Europie pod wodzą Rafy Beniteza zostanie scementowane. Dwa Półfinały Ligi Mistrzów w ciągu trzech lat są wspaniałym wyznacznikiem jakości. Przeciętne zespoły nie osiągają takich rzeczy.

I jedynie świetna drużyna może sięgnąć po to trofeum dwukrotnie w ciągu trzech lat, jeśli w ogóle śmiemy marzyć o czymś tak niezwykłym. Jednak nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość.

Po dzisiejszym awansie wciąż czeka nas bardzo daleka droga do powtórzenia wspaniałego sukcesu z 2005 roku, jednak uważam, że możemy szczerze powiedzieć, iż obecnie mamy lepszy zespół. Dwa lata temu The Reds nie potrafili utrzymać wysokiej ligowej formy w świetle rozgrywek Ligi Mistrzów. Kadra nie była wystarczająco szeroka i piłkarze, którzy zastępowali kluczowych zawodników nie zawsze grali na oczekiwanym poziomie.

Pod wieloma względami obecny sezon przypomina ubiegłoroczne rozgrywki – The Reds prezentują formę godną Mistrzostwa Anglii w drugiej części sezonu, jednak wcześniej słabo rozpoczęli sezon i nie udało się już tej straty nadrobić. Drużyna sięga wyżyn swojej formie w odpowiednim momencie, jednak nie uciekniemy od tego, że sezon rozpoczyna się w sierpniu. Kolejnym zadaniem Beniteza jest odnalezienie tej dziewięciomiesięcznej regularności, gdzie okresy słabszej formy są sporadyczne i krótkotrwałe.

Jednak zarówno w tym, jak i poprzednim sezonie zespół koniecznie potrzebował wzmocnień w postaci nowych piłkarzy, a na ich zgranie z resztą zespołu potrzeba czasu. Widzimy tutaj sytuację, w której coś musi się najpierw wydarzyć, żeby mogło mieć miejsce kolejne zdarzenie. Daleki rozwój nie jest możliwy bez nowych piłkarzy, jednak niemożliwy jest również natychmiastowy postęp z taką ilością transferów. Jednak w obecnym sezonie były jeszcze inne czynniki, które przeszkodziły nam w dobrym rozpoczęciu rozgrywek.

Ja bardzo wiele piszę na temat standardów rządzących sportem, a także o psychologii, która może zadecydować o tym, czy sezon jest udany, czy też wręcz przeciwnie. W przeciwieństwie do sytuacji z 2005 roku (gdy już w marcu publicznie stwierdziłem, że mamy spore szanse na zwycięstwo w Lidze Mistrzów), w poprzednim sezonie nie wróżyłem nam świetlanej przyszłości w Europie, ponieważ The Reds nagle stali się pożądanym skalpem – a jeszcze wtedy zespół nie był wystarczająco ustabilizowany, żeby poradzić sobie z taką presją. Nie można porównać tej sytuacji do 1978 roku, ponieważ wtedy dysponowaliśmy wystarczająco silnym i doświadczonym zespołem, żeby obronić rok wcześniej zdobyte trofeum.

Oczywiście w dużej mierze do tego sukcesu przyczynił się fakt, że Bob Paisley sprowadził Kenny’ego Dalglisha i Graeme’a Sounessa do zwycięskiego zespołu z 1977 roku. Obecnie dla jakiegokolwiek menadżera praktycznie niemożliwym zadaniem jest sprowadzenie dwóch zawodników takiej klasy, no chyba, że można wydać 100 milionów funtów. A to właśnie po akcji tej dwójki – Souness sprytnie podał do wychodzącego na czystą pozycję Dalglisha – Liverpool przedarł się przez defensywnie nastawiony Bruges na Wembley. Wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, gdyby wtedy Paisley potrzebował te 800 tysięcy funtów na sprowadzenie sześciu, lub siedmiu piłkarzy, niezbędnych do przebudowy składy, a nie na dwóch zawodników takiej klasy.

(Choć niesamowite było to, że Paisley w maju 1977 roku sprowadził jeszcze jedną przyszłą legendę w osobie Alana Hansena. Jednak Hansen w przeciwieństwie do Dalglisha i Sounessa nie został sprowadzony, żeby od razu wywalczyć sobie miejsce w pierwszym zespole i nie występował zbyt często w wyjściowej jedenastce, choć akurat w spotkaniu z Bruges zagrał. Jest to kolejne podobieństwo łączące najlepszego środkowego obrońcę w historii klubu z Danielem Aggerem: obaj przybyli do klubu jako młodzi ‘rezerwowi’, jednak w ciągu kilku miesięcy, w wieku 22 lat, wywalczyli sobie pewne miejsce w podstawowym składzie zespołu.)

Odniesienie sukcesu w dwóch kolejnych sezonach jest zawsze trudnym zadaniem. Gdy spojrzymy na dokonania Rafy w Hiszpanii, to ciężko nie zauważyć anomalii w postaci 5 miejsca w lidze w drugim sezonie jego pracy w Valenci – duży spadek po tym, jak zostali niespodziewanymi Mistrzami Hiszpanii w pierwszym sezonie. (Brawa dla Valenci za to, że go nie zwolniła, a w Hiszpanii różnie się dzieje w takich sytuacjach).

Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Blackburn i Leeds w latach 90-tych, gdy to oba zespoły nieudanie broniły zdobytego Mistrzostwa Anglii, a następnie powoli zaczęły spadać coraz niżej, aż stały się drużynami przeciętnymi. Porównując to z Valencią, różnica jest nie tylko taka, że rok po słabym sezonie 2002/03, Hiszpanie w jeszcze bardziej imponującym stylu zdobyli Mistrzostwo, ale dodali jeszcze Puchar UEFA jako wisienkę na ich torta.

Obecny sezon w wykonaniu Liverpoolu jest trudny do jednoznacznej oceny. Bez wątpienia spodziewałem się lepszej gry w lidze w naszym wykonaniu; jednak wielu nowych piłkarzy potrzebowało czasu na aklimatyzację, zmagaliśmy się z kilkoma poważnymi kontuzjami (było też kilka drobniejszych urazów) no i jeszcze mieliśmy tragiczny terminarz po wyczerpujących Mistrzostwach ¦wiata i dwóch poprzednich sezonach, w których rozegraliśmy ponad 60 spotkań – okoliczności nie były wymarzone. Oczywiście sięganie po jakiekolwiek trofea równa się z pokonywaniem różnych przeszkód na drodze do sukcesu, jednak potrzebna jest też odrobina szczęścia w odpowiednim momencie.

Spójrzcie na Manchester United. Pokazali charakter wygrywając kilka spotkań, mimo że jako pierwsi tracili bramkę i nie licząc ostatniego okresu, prezentują regularność, która jest konieczna w walce o Mistrzostwo. Jednak nie zapominajmy o tym, że na początku sezonu mieli stosunkowo łatwy terminarz, potem ze wszystkimi najpoważniejszymi rywalami mierzyli się na własnym boisku i do pewnego czasu omijały ich kontuzje. Teraz dopiero z gry wypadli Saha i Vidic (co utrudniło im znacznie zadanie). Również, jak to kilka razy już wspominałem, nie musieli mocno wzmacniać zespołu.

Porównajcie to ze stratą Sissoko, Garcii i Kewella na bardzo długi okres – wszyscy ci zawodnicy odgrywali kluczowe role w środku pola The Reds w ubiegłym sezonie – a Aurelio i Gonzalez zmagali się nieprzerwanie z drobnymi urazami. Oczywiście nie możemy mówić o jakimś kryzysie pod względem kontuzji, jednak nie był to również najlepszy rok na tej płaszczyĽnie (zdecydowanie ubiegły sezon pod tym względem był lepszy). W ubiegłych rozgrywkach United mieli swoje problemy kadrowe, podczas gdy w tym roku w większości kontuzje ich omijały.

Według mnie obecny zespół Liverpoolu jest wyraĽnie lepszy do tego z 2005 roku. Już teraz mamy na koncie więcej punktów w lidze, niż wtedy (58), co pokazuje ogólny rozwój. Każda liczba poniżej 70 punktów w obecnym sezonie będzie niepowodzeniem, a 78 oczek wciąż pozostaje realistycznym celem.

Od Stambułu w zasadzie żaden kluczowy piłkarz nie opuścił Anfield – może z wyjątkiem Didiego Hamanna, jednak wszystko wskazuje na to, że Rafa dokonał prawdziwego majstersztyku sprowadzając znacznie młodszego, grającego niczym terier, Javiera Mascherano. (Oczywiście Argentyńczyk jest terierem, który potrafi również bardzo dobrze podawać piłkę, jednak nie nasuwa mi się na myśl żadne idealne porównanie umiejętności piłkarskich do psa. Dziwnie byłoby nazwać go połączeniem teriera z labradorem.)

Do zespołu przybyli lepsi piłkarze, żeby zastąpić tych, co odeszli. Niektórzy dobrzy piłkarze, którzy odegrali kluczowe role w 2005 roku, opuścili już klub, jednak pod względem ogólnych umiejętność i szerokiej kadry, teraz jesteśmy znacznie lepsi. Dla przykładu Peter Crouch zdobył już sześć goli w europejskich rozgrywkach w tym sezonie (mimo, że zasiadał na ławce rezerwowych w trzech meczach Ligi Mistrzów przed starciem w Eindhoven) i tym samym potroił osiągnięcie najlepszego napastnika z 2005 roku (dwa trafienia Milana Barosa) i również jest lepszy od Czecha pod względem goli we wszystkich rozgrywkach, których Milan wtedy miał 13.

Jednak Luis Garcia, bohater z 2005 roku, już nie zagra więcej w obecnym sezonie i jego brak pozostaje ogromną stratą dla zespołu. Ja ciągle uważam, że Hiszpan jest jednym z najbardziej bramkostrzelnych pomocników na świecie. Jeśli odliczymy wszelkie rzuty karne i wolne, które często są wykonywane właśnie przez pomocników, to wtedy idealnie widzimy, jak groĽny jest dany zawodnik i jak dobrze potrafi znajdować się w świetnych sytuacjach do zdobycia bramki. Stałe fragmenty gry można wyćwiczyć do perfekcji i w zasadzie każdy piłkarz może zdobywać z nich bramki (nawet bramkarze), jednak jedynie wyjątkowi piłkarze posiadają umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie.

Jednak jak na razie tak bardzo nie brakowało nam trafień filigranowego Hiszpana, zwłaszcza jeśli weĽmiemy pod uwagę to, że w dwóch ostatnich wyjazdowych starciach w Lidze Mistrzów John Arne Riise zdobywał kluczowe bramki.

Jeśli po dzisiejszym meczu bezpiecznie awansujemy do najlepszej czwórki tegorocznych rozgrywek, to będzie to oznaczać, że – niezależnie od tego, co się wydarzy – w każdym z trzech sezonów Benitez odnosił znaczące sukcesy. Nie będą to jeszcze sukcesy, które postawiły obecny zespół na równi z najlepszymi drużynami w historii Liverpoolu, jednak po tych sukcesach wszyscy ponownie zaczęliby poważnie traktować The Reds.

Jak na razie Hiszpan w pierwszym sezonie odniósł wielki sukces w Europie, w kolejnym imponująco prowadził zespół w rodzimych rozgrywkach, a teraz znowu najważniejsza stały się rozgrywki europejskie. Benitez wciąż ma szansę poprowadzić Liverpool do takiej ilości punktów, która już w ostatniej dekadzie gwarantowała Mistrzostwo Anglii, jednak nie powtórzy 82 oczek z poprzedniego sezonu, ani nie sięgnie po FA Cup. W 2007 roku nie będziemy świadkami żadnego sukcesu w rodzimych rozgrywkach, oprócz bardzo ważnego zajęcia miejsca w pierwszej czwórce.

W następnym sezonie bez wątpienia najważniejsza ponownie będzie liga angielska. Manchester United najprawdopodobniej będzie rozpływał się w swoim sukcesie, jakim będzie Mistrzostwo Anglii, jeśli uda im się dotrwać na pierwszym miejscu do końca sezonu. Jednak, czy będą w stanie obronić mistrzowski tytuł, a to zadanie zawsze jest trochę trudniejsze? Arsenal jest teraz wyraĽnie w okresie przejściowym i wiele wskazuje na to, że kształtuje się świetna drużyna, jednak czy już na sezon 2007/08? Nie byłbym tego takie pewien. No i jest jeszcze Chelsea, która może przechodzić swój okres przejściowy, jeśli wszelkie krążące plotki są prawdziwe.

Również nie mogę powstrzymać się od myślenia, że letnia przerwa pełna odpoczynku jest bardziej potrzebna Liverpoolowi, niż jakiejkolwiek innej drużynie, ponieważ nikt nie rozegrał w ostatnich latach tak wielu spotkań, jak właśnie The Reds, zwłaszcza w letnich miesiącach. Kluczowym piłkarzom Liverpool bardziej należy się letnia przerwa, niż innym zawodnikom. Jednak jeszcze może wiele się wydarzyć i zmienić do sierpnia.

Moim zdaniem obecny zespół jest wyraĽnie bardziej utalentowany i zrównoważony niż ten z 2005 roku, ale jeszcze muszą to udowodnić na boisku. Liga Mistrzów jest jedyną możliwością sukcesu w obecnym sezonie. I jest ona wspaniałym miejscem, żeby zacząć to udowadnianie.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 11.04.2007 (zmod. 02.07.2020)