Wieczór, którego nigdy nie zapomnę
Artykuł z cyklu Artykuły
Kilka miesięcy temu zapytano mnie, czy planowane są jakieś specjalne obchody 30 rocznicy legendarnego meczu z St Etienne na Anfield i muszę przyznać, że byłem ogromnie zaskoczony słysząc, iż to już tyle czasu minęło od tamtego spotkania.
To trochę przerażające, że już w najbliższy piątek (16 marca) miną dokładnie trzy dekady od tamtego niezapomnianego wieczoru. Tamten mecz przeszedł do historii Anfield i ja oczywiście mam chyba więcej powodów, by go pamiętać, niż inni, więc pozwolicie chyba, że w tym tygodniu felieton poświęcę właśnie na wspomnienia.
Okres bezpośrednio poprzedzający ten pamiętny Ćwierćfinał Pucharu Europy w 1977 roku był dla mnie osobiście bardzo frustrujący. W kilku spotkaniach przed pierwszym starciem we Francji grałem w pierwszym składzie, jednak w przegranym 0-1 meczu z St Etienne pojawiłem się na boisku z ławki rezerwowych. W dwóch kolejnych spotkaniach ponownie wybiegłem w pierwszym składzie, jednak w rewanżu znowu byłem tym 12.
Dni poprzedzające mecz, który jak się póĽniej okazało został jednym z najwspanialszych w historii klubu, były takie, jak każde inne. Nic nadzwyczajnego. Jedyną znaczącą różnicą było to, że rano w dzień meczu trenowaliśmy na Anfield, a nie w Melwood.
Ja na pewno byÅ‚em zawiedziony faktem, że nie znalazÅ‚em siÄ™ w wyjÅ›ciowej jedenastce, jednak caÅ‚y zespół byÅ‚ zrelaksowany. Wszyscy piÅ‚karze mogli trenować tak dÅ‚ugo, jak czuli tego potrzebÄ™ – pod wzglÄ™dem biegania i rozciÄ…gania oczywiÅ›cie – i to byÅ‚a wyjÄ…tkowa sytuacja.
Po przedmeczowym posiłku w naszym hotelu niektórzy zawodnicy, jak to mieli w zwyczaju poszli pochodzić po sklepach, a po powrocie udali się na popołudniową drzemkę. Cały mecz otaczała miła atmosfera, do Liverpoolu przybyło wielu Francuzów. Centrum miasta zostało praktycznie opanowane przez kibiców St Etienne ubranych w swoje zielone barwy i tworzyła się bardzo przyjazna atmosfera.
Obudziliśmy się trochę wcześniej niż zazwyczaj i powiadomiono nas, że z powodu dużego tłumu na Anfield nie będzie możliwości pójścia na herbatę i małą przekąskę. Autokar odjechał wcześniej niż zazwyczaj i to była kolejna różnica.
Gdy dotarliśmy na Anfield Road, na stadionie panował istny chaos. Na ulicach zbierały się tłumy ludĽmi i naprawdę można było wyczuć, że szykuje się coś doprawdy wyjątkowego.
Jednak moim najwspanialszym wspomnieniem tamtego wieczoru jest widok The Kop, gdy wyszliśmy z tunelu na plac gry. Nigdy wcześniej nie widziałem tak wielu flag i jeszcze ten czerwony dym. Na środek boiska wyszło po 16 zawodników każdego zespołu, a potem udaliśmy się na ostateczną rozgrzewkę. Atmosfera była porażająca, mimo że jeszcze nie wszyscy zdołali dostać się na trybuny.
SzanowaliÅ›my i zdawaliÅ›my sobie sprawÄ™ z zagrożenia, jakie stanowi ten wspaniaÅ‚y zespół St Etienne, jednak po tym, jak szczęśliwie Kevin Keegan daÅ‚ nam prowadzenie po zaskakujÄ…cym strzale, który zmyliÅ‚ bramkarza obserwujÄ…cego Tommy’ego Smitha, nie spodziewaliÅ›my siÄ™ żadnych kÅ‚opotów.
Wtedy francuski zespół miał wspaniałą reputację w Europie, ponieważ rok wcześniej minimalnie przegrał z Bayernem Monachium 0-1 w Finale rozgrywek. Nam się udało doprowadzić do wyrównania wyniku dwumeczu, jednak oni się nie poddawali i mecz był bardzo ciężki.
Jest wiele różnych powodów, dla których warto pamiętać tamten niezwykły mecz, a na pewno jednym z głównych jest fakt, że było to fantastyczne spotkanie dwóch fantastycznych zespołów i naprawdę ciężko jest mi wymienić lepszy zespół gości od ówczesnej drużyny St Etienne.
Zawsze uważałem, że potrzebne są dwa świetne zespoły, żeby powstał naprawdę pamiętny mecz i trzeba przyznać, że gdy Bathenay w pełni zasłużenie zdobył gola dla francuskiego zespołu, dramaturgia sięgnęła zenitu.
SÅ‚yszaÅ‚em bardzo wiele opowieÅ›ci dotyczÄ…cych tego wieczoru i ja na poczÄ…tku spotkania byÅ‚em bardzo nerwowy, jednak wraz z biegiem czasu uspokajaÅ‚em siÄ™ – chciaÅ‚em po prostu wejść na boisko i pomóc kolegom.
Na 20 minut przed końcem starcia to goście byli faworytami do awansu, ponieważ wciąż potrzebowaliśmy dwóch goli, a Francuzi bardzo dobrze się bronili. W tym właśnie momencie Bob Paisley powiedział mi, żebym rozpoczął rozgrzewkę.
Gdy kończyłem się rozgrzewać, Ray Kennedy zdobył dla nas drugą bramkę, jednak wciąż potrzebowaliśmy jeszcze jednego trafienia i z każdą minutą nasze szanse malały. Mimo to nie czułem jakiejś wyjątkowej presji, po prostu chciałem wejść na boisko.
Zawsze, gdy zmieniałem Johna Toshacka, moim zadaniem było atakowanie środkiem, a ze skrzydła wspierał mnie Steve Heighway.
Na pewno nie można powiedzieć, że zdobyta przeze mnie bramka byÅ‚a planowana, jednak w pewnym stopniu chyba jednak tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o. ‘Razor’ Kennedy kiedyÅ› mi powiedziaÅ‚, że jeÅ›li kiedykolwiek bÄ™dzie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, co zrobić z piÅ‚kÄ…, a ja bÄ™dÄ™ na boisku, to poÅ›lÄ™ jÄ… w okolice Å›rodkowych obroÅ„ców, żebym miaÅ‚ okazjÄ™ na akcjÄ™ ofensywnÄ….
16 marca 1977 roku wÅ‚aÅ›nie tak siÄ™ nam to udaÅ‚o – on zagraÅ‚ piÅ‚kÄ™ za Christiana Lopeza, ja pognaÅ‚em ile miaÅ‚em siÅ‚ w nogach, przejÄ…Å‚em piÅ‚kÄ™ i zaczÄ…Å‚em biec w kierunku bramki. Moim kolejnym problemem byÅ‚o pokonanie Curkovica – ich bramkarza. Szczerze mówiÄ…c to chciaÅ‚em wtedy po prostu strzelić w Å›wiatÅ‚o bramki.

Miałem to szczęście wiele razy widzieć tę bramkę od tamtego czasu i muszę przyznać, że nigdy nie traci ono swojej dramaturgii. Ciągle jak ją widzę czuję zimno i słyszę, a także widzę świętujących kibiców.
Natychmiast wyskoczyÅ‚em w powietrze – ten moment zostaÅ‚ uchwycony przez różne kamery, dziÄ™ki czemu jeszcze lepiej to pamiÄ™tam – a chwilÄ™ póĽniej zostaÅ‚em zgnieciony przez moich kolegów z zespoÅ‚u.
Mimo tak ogromnego ciosu, jakim bez wÄ…tpienia byÅ‚a utrata trzeciej bramki, St Etienne nie przestawaÅ‚o atakować i sama koÅ„cówka byÅ‚a bardzo nerwowa. Wiele osób zapomina o tych dwóch Å›wietnych paradach Ray’a Clemence’a, dziÄ™ki którym do koÅ„ca starcia wynik nie ulegÅ‚ zmianie.
Gdy wyeliminowaliśmy Mistrzów Francji, wszyscy zrozumieli, że Liverpool ma ogromną szansę sięgnąć po pierwszy Puchar Europy w swojej historii.
Dla porównania PółfinaÅ‚ z FC Zurich nie byÅ‚ już tak emocjonujÄ…cy, jednak bardzo ważny, ponieważ dziÄ™ki zwyciÄ™stwu w tym dwumeczu trafiliÅ›my do Rzymu, gdzie siÄ™gnÄ™liÅ›my po Puchar Europy – jednak to już historia na innÄ… okazjÄ™.
Jestem pewien, że w tym tygodniu bardzo często ludzie będą wspominać St Etienne, ponieważ kibice będą rozmawiać na temat wydarzeń sprzed 30 lat, w których miałem to szczęście uczestniczyć.
Nigdy do końca nie będę przekonany, czy wprowadzenie mnie w samej końcówce spotkania było mistrzowskim planem taktycznym, jednak to teraz chyba nikogo nie interesuje, ponieważ zespół osiągnął wymarzony wynik.
St Etienne wiecznie pozostanie częściÄ… mojej osoby – niemal codziennie ktoÅ› mi o tym przypomina – i nigdy nie zapomnÄ™ tego meczu, zresztÄ… jak wszyscy obecni tamtego wieczoru na Anfield.
Zawsze miło jest wspominać dawne dzieje, jednak teraz najważniejsze jest skupienie się na przyszłości i ironicznie Puchar Europy jest równie ekscytującym i prawdopodobnym tematem, jak 30 lat temu.
Wyeliminowaliśmy już Barcelonę i teraz Liverpool zaczyna poważnie myśleć o podróży do Aten w poszukiwaniu szóstego Pucharu Europy w historii klubu i jeśli chłopakom Rafy ten czyn się uda, to będziemy mieli ogromne powody do radości.
David Fairclough
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 13.03.2007 (zmod. 02.07.2020)