Mniej Mooresa w przyszłości Liverpoolu
Artykuł z cyklu Artykuły
Niezależnie od tego jak ważny jest ten tydzieÅ„ dla Liverpoolu, na pewno nie jest on ważniejszy, niż najbliższe pięć, czy dziesięć lat. W ciÄ…gu tych kolejnych sezonów dowiemy siÄ™, czy Liverpool powróci do dawnej chwaÅ‚y i bÄ™dzie regularnie walczyÅ‚ o Mistrzostwo Anglii i Puchar Europy, czy też stanie siÄ™ ligowym Å›redniakiem. Dla Liverpoolu okreÅ›lenie ‘Å›redniak’ oznacza walkÄ™ o czwarte miejsce w lidze, ponieważ każdy kibic regularnie uczÄ™szczajÄ…cy na Anfield powie, że czwarta lokata nie jest zadowalajÄ…ca.
Niezależnie jaki ruch wykona w tym tygodniu David Moores, możemy być pewni, że bÄ™dzie to najlepsze rozwiÄ…zanie dla klubu. On jest nie tylko kibicem Liverpoolu, ale po prostu ma Liverpool we krwi; jedyne o czym zawsze marzyÅ‚ to wejść do szatni po wielkim sukcesie i razem z piÅ‚karzami go Å›wiÄ™tować. Jedyne, czego można wymagać od Prezesa to tego, żeby daÅ‚ menadżerowi czas i pieniÄ…dze na wykonywanie swojej pracy i jeÅ›li przeanalizujemy lata praca Graeme’a Sounessa, Roy’a Evansa, Gerarda Houllier i Rafy Beniteza to zobaczymy, że David Moores ze swoich obowiÄ…zków wywiÄ…zaÅ‚ siÄ™ należycie.
Jestem niemal pewien, że w głębi serca David nie chce sprzedawać swoich udziałów w klubie, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest dalej doprowadzić tego klubu, nie jest w stanie wybudować nowego stadionu, który jest teraz głównym priorytetem. Na Anfield mieści się 44 000 fanów, na Old Trafford 76 000 i te liczby utrudniają zadanie każdemu menadżerowi The Reds.
Klub pÅ‚aci teraz wysokÄ… cenÄ™ za to, że nie zarobili odpowiednich pieniÄ™dzy na sukcesach klubu w latach 70 i 80-tych, gdy Liverpool byÅ‚ czoÅ‚owym klubem w Europie. Ludzie wÅ‚adajÄ…cy klubem zajmowali siÄ™ głównie sprawami zwiÄ…zanymi z piÅ‚kÄ… i nie interesowali siÄ™ komercyjnÄ… stronÄ… sportu – dopiero w 1992 roku bardziej zainteresowano siÄ™ finansami. A taki Manchester United zawsze zarabiaÅ‚ pieniÄ…dze, mimo że nie odnosiÅ‚ tak dużych sukcesów, jak The Reds.
Wtedy zarząd klubu nie myślał przyszłościowo, jednak jeśli Liverpool powróci do dawnej chwały i będzie kontynuował sukcesy po zdobyciu Pucharu Europy przed dwoma laty, to są w stanie dogonić United pod względem zarabianych pieniędzy. Gdzie nie pojadę, to zawsze dwa pierwsze kluby jakie się wymienia to Liverpool i Manchester United. A The Reds we wszelkich znaczących rozgrywkach od 1990 pełnili role niszowe, oczywiście poza Stambułem.
W ciągu najbliższych lat Liverpool musi zrobić wszystko, żeby być atrakcyjnym klubem dla nowego pokolenia kibiców, które nie dorastało w latach glorii i chwały. W końcu ludzie chcą kibicować zwycięzcom i tak, jak już kiedyś mówiłem o Chelsea, w Azji nikt nie będzie chciał kupić koszulki zespołu, który zajął drugie miejsce.
W idealnym świecie Moores pozostałby prezesem klubu i poprowadził Liverpool do dawnej chwały, jednak to nie jest idealny świat, tylko futbol w 2007 roku.
Na pewno znajdą się tacy kibice Liverpoolu, którzy nie będą się czuli dobrze wiedząc, że klub jest prowadzony przez obcego człowieka. Dwa lata temu takie same odczucia mieli kibice United, gdy przejmował ich Malcolm Glazer, jednak teraz zajmują pierwsze miejsce w lidze i chyba nie stanowi to już dla nikogo problemu? Tak samo będzie z Georgem Gillettem i Tomem Hicksem, gdy przejmą nasz klub. Dowiedzą się, że wszyscy od pani woĽnej do prezesa są jedynie zainteresowani wynikiem na boisku.
A sobotni mecz na Anfield na pewno nie przejdzie do historii. Liverpool miał za mało wariantów, mimo tak dużej przewagi w posiadaniu piłki. Grali zbyt wiele długich piłek, które były wybijane przez Alana Stubbsa i całą defensywę Evertonu.
Dla Liverpoolu byÅ‚ to zawód, a nie katastrofa. Ich dokonania w Premiership na Anfield mówiÄ… same za siebie – od paĽdziernika nie stracili bramki w lidze na wÅ‚asnym boisku i bardzo dobrze podnieÅ›li siÄ™ po pucharowych spotkaniach z Arsenalem.
Gdy Benitez nazwał Everton małym klubem, to bez wątpienia się mylił. Everton to wielki klub z bogatą historią, jednak ja wiem, co miał Hiszpan na myśli. Everton tak, jak każdy zespół zajmujący miejsce niższe niż 6 w tabeli przyjeżdża na Anfield, żeby się bronić. Benitez nie opanował angielskiego w sposób perfekcyjny, ale właśnie o to mu chodziło. Nie chciał być arogancki, ponieważ Benitez nie jest człowiekiem, który się wywyższa ponad innych.
Alan Hansen
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 05.02.2007 (zmod. 02.07.2020)