SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1508

Fairclough na temat Arsenalu, protestu i nadziei na rok 2007

Artykuł z cyklu Artykuły


Nasze noworoczne zwycięstwo nad Boltonem było wspaniałym rozpoczęciem roku 2007, jednak nastroje się pogorszyły po porażce w FA Cup z Arsenalem.

Podczas jednego z najbardziej wzruszających wieczorów na Anfield w moim życiu, Arsenal zniszczył nasze nadzieje powtórzenia sukcesu sprzed roku, a także możliwości pierwszego, historycznego występu na Nowym Wembley.

Liverpoolowi bardzo rzadko udawało się obronić zdobyty przed sezonem Puchar i w sobotni wieczór nie udało im się zapobiec takiemu samemu scenariuszowi.

Na pewno zapamiętamy ten mecz na wiele lat, ale z innych powodów niż te czysto sportowe.

Ten pokaz jedności - i siły, która jednoczy wszystkich kibiców Liverpoolu - był naprawdę niezwykły i wzruszający. Myślę, że wszyscy rozumiemy pobudki i emocje, które doprowadziły do tego protestu, ale dla piłkarzy był to na pewno trudny mecz, zwłaszcza na początku.

Tak, czy inaczej, nie byłby to na pewno łatwy mecz dla obydwu zespołów, Kanonierzy zapewnili spodziewali się, że The Reds od samego początku rzucą się do ataków, jednak mecz zaczął się od okazania wsparcia i okrzyku sprawiedliwości i taką atmosferę można było wyczuć przez całe spotkanie.

Z pewnością doping kibiców Liverpoolu zrobił ogromne wrażenie na piłkarzach i trenerze Arsenalu, o czym powiedzieli po spotkaniu. Thierry Henry nigdy nie krył szacunku, jakim darzy fanów z Anfield i gdy opuszczał boisku The Kop w swoim stylu dała mu znać, że bardzo ceni takie zachowanie.

Na pewno czujemy się zawiedzeni z tego względu, że tak wcześnie odpadliśmy z tych rozgrywek i ten mecz skłonił mnie do refleksji i wspomnienia, jak pierwszy raz w historii przystępowaliśmy do obrony FA Cup w sezonie 1965/66. Wtedy graliśmy na Anfield z Chelsea i już po dziesięciu sekundach gry objęliśmy prowadzenie - najszybszy gol na Anfield, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć i zdobył go Roger Hunt - jednak mimo to przegraliśmy 1-2. Odpadnięcie z pucharu na tak wczesnym etapie było koszmarne i było to wtedy dużą niespodzianką. Na koniec sezon ten zawód zamienił się w nieopisaną radość, ponieważ po raz siódmy w historii sięgnęliśmy po Mistrzostwo Anglii.

Prawda jest taka, że obrona FA Cup nigdy nam nie wychodziła dobrze i byłem sfrustrowany sobotnią porażką, jednak emocje związane z tym protestem przyćmiły samo starcie na boisku. Teraz dzisiejsze spotkanie w Carling Cup nabiera wyjątkowego znaczenia, nie możemy sobie pozwolić na odpadnięcie z dwóch pucharów w czasie jednego tygodnia. Po tym, jak dowiedzieliśmy się, że ćwierćfinał zostanie przełożony, od razu było wiadomo, że sobotni mecz wpłynie na wybór jedenastek przez obu menadżerów. Dla nas ten mecz staje się ważniejszy i Rafa na pewno zdaje sobie z tego sprawę.

Odgadnięcie składu desygnowanego na boisko przez Rafę graniczy niemal z cudem, jednak pierwsze oznaki są takie, że Hiszpan może zmienić swoje wcześniejsze zamiary i wydelegować na boisku trochę bardziej doświadczony zespół, niż chciał na początku. Jednak i tak wciąż najważniejszy pozostaje najbliższy mecz w Premiership.

Arsene Wenger natomiast, najprawdopodobniej da odpocząć kilku zawodnikom z podstawowego składu i podtrzyma swój zwyczaj wystawiania młodych, zdolnych piłkarzy razem z kilkoma doświadczonymi zawodnikami, którzy stworzą linię defensywy. W sobotę właśnie nie potrafiliśmy sforsować ich obrony, zwłaszcza mieliśmy problemy w akcjach środkiem boiska. Ja jestem wielki fanem talentu Kolo Toure i myślę, że zagrał na swoim, solidnym poziomie. Jeśli dzisiaj chcemy im poważniej zagrozić, to potrzebujemy większej szybkości w pierwszej linii, w sobotnim meczu zdecydowanie za łatwo radzili sobie z naszymi atakami.

Takie spotkanie z Arsenalem powoduje, że powracają wspomnienia z 1980 roku, gdy zagraliśmy z nimi w Półfinale FA Cup i nie spodziewaliśmy się zbyt wielu dobrych rzeczy z ich strony, jednak ostatecznie zdecydowanie za długo ich oglądaliśmy i nie skończyło się to po naszej myśli.

Pierwszy mecz zagraliśmy na stadionie Hillsborough i zakończył się on wynikiem 0-0, atmosfera, ani sam mecz nie były porywające. Jednak powtórka, która odbyła się cztery dni póĽniej, stała na zdecydowanie wyższym poziomie. Stawką było miejsce w Finale obok Manchesteru United i pamiętam, że ta powtórka była naprawdę emocjonująca.

Tamten wieczór był dla mnie także pełen mieszanych emocji, ponieważ na początku drugiej połowy otworzyłem wynik meczu i miałem nadzieję, że ta bramka zapewni nam występ na Wembley - to była fantastyczna chwila. W latach 70-tych FA Cup nie był dla nas najszczęśliwszym pucharem i mogliśmy czuć frustrację, gdy Arsenal wyrównał w samej końcówce meczu, choć my byliśmy niemal pewni, że gol nie powinien zostać uznany z powodu spalonego. Dogrywka także nie wyłoniła zwycięzcy, więc tydzień póĽniej rozegrano kolejny mecz na Villa Park. Tym razem to my wyrównaliśmy w końcówce meczu, a w dogrywce nie padły żadne gole.

Potrzebny zatem był czwarty mecz i rozegraliśmy go na stadionie Coventry - Highfield Road, Arsenal wygrał 1-0 po bramce Briana Talbota i byliśmy naprawdę załamani! Choć 48 godzin póĽniej mieliśmy powody do radości, ponieważ zapewniliśmy sobie Mistrzostwo Anglii poprzez zwycięstwo 4-1 nad Aston Villą.

Miejmy nadzieję, że w tym sezonie też czeka na nas takie pocieszenie, ponieważ mamy jeszcze, o co grać. Nasza pozycja w Premiership jest coraz lepsza dzięki dobrej formie w okresie świątecznym, choć porażka z Blackburn bardzo bolała biorąc pod uwagę ilość stworzonych przez nas sytuacji. Terminarz w tym czasie nie był łaskawy dla Liverpoolu i wygrywając na wyjeĽdzie z Tottenhamem pokazaliśmy ogromny charakter i podnieśliśmy się po porażce z Rovers.

Choć najwięcej powodów do optymizmu dało nam noworoczne starcie z Boltonem, zdemolowaliśmy po prostu zespół Sama Allardyce'a. Byliśmy przygotowani na twardą walkę od początku meczu i wypadliśmy naprawdę dobrze. Po pierwsze od pierwszych minut przejęliśmy inicjatywę, co zaowocowało zdobyciem trzech bramek w drugiej części gry. Spokojnie mogliśmy zdobyć jeszcze drugie tyle goli. Te dziewięć punktów zdobytych na przestrzeni 10 dni pozwoliło nam znacznie przybliżyć się do Chelsea i teraz musimy utrzymać naszą ligową formę i umocnić się na trzeciej pozycji w tabeli.

Okazje ku temu mamy już w sobotę, gdy jedziemy na mecz z Watfordem. Gdy przyjechali na Anfield to postawili całkiem trudne warunki i zapewne nie inaczej będzie tym razem, gdy my jedziemy na ich stadion. Jednak musimy wygrywać takie mecze, jeśli chcemy być poważnymi kandydatami do Mistrzostwa Anglii, zarówno teraz, jak i w przyszłości.

Mecz z Watfordem na Anfield był pierwszym, którego nie udało mi się obejrzeć w tym sezonie z tego względu, że w związku z moją pracą musiałem komentować mecz pomiędzy Aston Villą i Manchesterem United. Interesująco było obejrzeć ich z bliska, na żywo i Czerwone Diabły pewnie wygrały, choć na początku mecz to Villa dominowała na boisku. United odniosło pewne zwycięstwo 3-0 głównie dzięki dobrej postawie Cristiano Ronaldo.

Od tamtej pory widziałem jeszcze Manchester w kilku meczach i tak naprawdę to nie widziałem jeszcze spotkaniu, w którym dominowaliby od początku do końca, choć mimo to wciąż zajmują pierwsze miejsce w tabeli. Z pewnością w wielu meczach mają świetne 30-minutowe okresy i generalnie to im wystarczało na odniesienie zwycięstwa. Po obejrzeniu kilku spotkań w ich wykonaniu, czuję tym większą frustrację, że The Reds tak słabo rozpoczęli sezon na wyjazdach - powinniśmy być zdecydowanie bliżej czołowej dwójki.

Zwycięstwo w Nowy Rok było idealnym początkiem tego 2007 roku i mimo szybkiego odpadnięcia z FA Cup, dzisiaj mamy szansę na podniesienie się po tej porażce i odbudowanie optymizmu, który się pojawił po starciu z Boltonem.

David Fairclough



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 09.01.2007 (zmod. 02.07.2020)