FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 928

Sobotni mecz może od nowa rozpocząć nasz sezon

Artykuł z cyklu Artykuły


Po ostatniej porażce z Manchesterem United na Old Trafford oczekiwało, by powiedzieć Rafie Benitezowi, że Liverpool zmierza z złym kierunku, jednak po sobotnim niezwykłym zwycięstwie nad Villą może zrozumieją, że problem tkwi w nich.

Mecz rozpoczęliśmy w bardzo wysokim tempie, które zostało utrzymane przez całe zabójcze 45 minut i te trzy braki były nagrodą dla The Reds za takie podejście i dominację osiągnięta na boisku. Szkoda, że gwizdek kończący pierwszą część spotkania przyszedł tak wcześnie, ponieważ w przerwie Villa mogła się zreorganizować, a także Liverpool zmienił bieg i nie zobaczyliśmy w drugiej połowie tak fenomenalnej gry.

Bardzo często utrzymanie wysokiego tempa podczas w zasadzie rozstrzygniętego meczu jest trudne i w tym wypadku Martin O’Neill wyraĽnie dał swoim piłkarzom do zrozumienia, że muszą zacząć grać lepiej, jeśli nie chcą zostać zmiażdżeni przez The Reds.

Od samego początku, gdy O’Neill objął zespół z Birmingham wywarł na tej drużynie ogromny wpływ. Zdecydowanie lepiej zorganizował ten zespół bez sprowadzania nowych zawodników. Zauważyłem, że zwłaszcza w strefach obronnych mieli bardzo wielu piłkarzy nieopodal piłki. Jedna sytuacja szczególnie mi zapadła w pamięci bez wątpienia mocno zdenerwowała O’Neilla – przy drugiej bramce dla The Reds, w polu karnym Villi było aż siedmiu obrońców, a mimo to pozwolili Peterowi Crouchowi na oddanie skutecznego strzału.

Mimo wielu niepochlebnych opinii w prasie, Liverpool w tym sezonie pokazał naprawdę dobrą piłkę w tym sezonie, ale sobotni mecz był najlepszym przykładem poziomu, na którym musimy regularnie występować. Problemy zaczynają się, gdy The Reds pozwolą przeciwnikowi rozwinąć skrzydła, jednak w sobotę pokazali, że potrafią rozpocząć spotkanie pełni determinacji i w szybkim tempie, tym samym ułatwiając sobie życie.

Wybaczcie mi, że o tym wspominam, jednak Manchester United zagrał równie dobrze, jak my w sobotę, z tą tylko różnicą, że Czerwone Diabły występowały na bardzo nieprzyjaznym obiekcie, jakim jest Reebok Stadium. Na samym początku zepchnęli Bolton do głębokiej defensywy, a przez pozostałą część mecz spowodowali, że Kłusaki wyglądały naprawdę blado.

Po naszym ostatnim ligowym zwycięstwie, które doda nam pewności siebie, wciąż mamy ogromne szanse zająć czołowe miejsca w lidze i w ostatnim tygodniu byliśmy świadkami jedności kibiców i piłkarzy. Możemy tylko piąć się w górę.

Dziś wieczorem mamy okazję kontynuować dobrą passę z minionego tygodnia poprzez zwycięstwo nad Bordeaux, które może zapewnić nam awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Nie mam żadnych wątpliwości, że Rafa zrobi wszystko, żeby sięgnąć dzisiaj po trzy punkty przed zapełnionymi trybunami Anfield Road, ale to punkty zdobyte we Francji znacznie ułatwiły Liverpoolowi życie. W skomplikowanym świecie Ligi Mistrzów zwycięstwa na własnym boisku są koniecznością, a decydującymi starciami są te wyjazdowe i gol Petera Croucha na Stade Chaban-Delmas był kluczowy.

The Reds bez wątpienia okażą Francuzom szacunek i docenią fakt, że była to jedna z najbardziej łatwiejszych grup w Lidze Mistrzów i gdyby nie wywieĽli tych cennych trzech punktów z gorącego terenu to na pewno mieliby do siebie ogromne pretensje.

Dwa tygodnie temu Liverpool stworzył wystarczająco dużo okazji w pierwszej połowie, żeby odnieść wyższe zwycięstwo, mimo że The Reds nie znajdowali się w najwyższej dyspozycji. Mimo dobrej gry w lidze francuskiej, Bordeaux naprawdę nie wyglądało na drużynę, która może poważnie zagrozić Liverpoolowi i dopiero, gdy na boisku pojawił się Chamakh, to zaczęliśmy mieć problemy.

Wszystko wskazuje na to, że Liverpool odzyskał niezbędną pewność siebie, więc ten mecz może być okazją na odniesienie kolejnego pewnego zwycięstwa. Podczas meczu z Galatasaray na takie się zapowiadało, jednak w końcu musieliśmy przeżyć naprawdę nerwową końcówkę. Tamtego wieczoru The Reds od razu zaatakowali bramkę Turków i zmierzali do bardzo wysokiego zwycięstwa, jednak w pewnym momencie stracili werwę i pozwolili przeciwnikowi wrócić do gry.

Miejmy nadzieję, że dzisiaj obejrzymy podobny początek meczu, z tą różnicą, że zakończymy spotkanie wysokim zwycięstwem. Naszym poprzednim najwyższym zwycięstwem w fazie grupowej Ligi Mistrzów było 5-0 ze Spartakiem Moskwa w paĽdzierniku 2002 roku.

Tymczasem w innych meczach Ligi Mistrzów, Chelsea ma okazję zadać śmiertelny cios Barcelonie. Hiszpanie nie są już tą samą drużyną, co sprzed roku i zwłaszcza brakuje im Samuela Etoo. Nie jestem jedyną osobą, która przeczuwa, że Londyńczycy mogą coś wywieĽć z Camp Nou i w pełni kontrolować grupę.

Jednak łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Liverpool wciąż pozostaje jedynym angielskim zespołem, który wygrał na tym obiekcie, dzięki bramce Johna Toshacka na drodze po Puchar UEFA w 1976 roku. To był pamiętny wieczór, a w zespole z Katalonii grali tacy piłkarze, jak Johan Cruyff i Johann Neeskens. Dzięki bramce Toshy’ego w pierwszej połowie meczu, mogliśmy potem kontrolować przebieg gry i tym samym sfrustrować kibiców hiszpańskich, którzy nie byli przyzwyczajeni do porażek swoich ulubieńców na własnym stadionie.

To był ten pamiętny wieczór, gdy zdegustowani fani rzucali poduszkami w piłkarzy Barcy. Rezerwowy Liverpoolu Joey Jones zaczął je odrzucać z powrotem kibicom, ponieważ myślał, że to The Reds są celem ataku sympatyków Barcelony. Bob Paisley w końcu wstał i złapał Joey’a, a następnie niemal zrzucił po schodach do szatni z zapytaniem: „Co ty robisz? Zaraz rozpoczniesz kolejną krwawą wojnę cywilną.” To są dla nas wspaniałe wspomnienia i Chelsea będzie miała nadzieję osiągnięcia dzisiaj podobnego wyniku i tym samym zmniejszenia szans Barcelony na wyjście z grupy.

David Fairclough



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 31.10.2006 (zmod. 02.07.2020)