LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 986

Wstrząśnięty i poruszony przez Legendy

Artykuł z cyklu Artykuły


W tym tygodniu nastąpi kulminacyjny moment wielkiego odliczania: będzie to tak dokładna lista najlepszych piłkarzy Liverpoolu w historii, jak to tylko możliwe.

Małą wadą takiego systemu głosowania jest fakt, że współcześni piłkarze mają niewielką przewagę nad resztą stawki. Starsi kibice bardzo dobrze znają obecnych zawodników The Reds – dostaję maile od osób w podeszłym wieku na temat Stevena Gerrarda – jednak młodzi fani nie mogą wiele powiedzieć na temat dawnych Legend, ponieważ nie widzieli wielu spotkań w ich wykonaniu, a jeśli już to były to jedynie skróty meczowe z czasów, gdy nie wszystkie mecze piłki nożnej były nagrywane. Tak samo zawodnicy z początków klubu mają nikłe szanse na pojawienie się wysoko na liście; po prostu nie mamy prawa ich oceniać.

Jednak ogólnie rzecz biorąc uważam, że ten ranking dobrze pokazuje piłkarzy, którzy zrobili najwięcej w 114-letniej historii klubu.

Niektórzy są bardziej docenieni za historyczne chwile, aniżeli regularne występy na najwyższym poziomie: David Fairclough nie grał w każdym meczu, gdy przebywał na Anfield, ale kilka spotkań w jego wykonaniu było wprost fenomenalnych, a zwłaszcza w tym meczu w 1977 roku w Ćwierćfinale Pucharu Europy z Saint Etienne, zdobył bramkę, która zmieniła przeznaczenie klubu, który zrobił krok naprzód stając się najlepszym zespołem na Starym Kontynencie. Gdzie by teraz był Liverpool FC, gdyby Fairclough przegrał pojedynek z francuskim bramkarzem?

Michael Thomas, który tak naprawdę nigdy nie zrobił wielkiej kariery na Anfield, pomógł zespołowi w sięgnięciu po FA Cup w 1992 roku zdobywając niezwykłą bramkę, choć nie ma wątpliwości, że żaden inny piłkarz drużyny przeciwnej nie wstrząsnął The Kop mocniej niż on. Wszyscy zamarli, gdy w 1989 roku szczęśliwie znalazł drogę bramki dzięki czemu Arsenal rzutem na taśmę w ostatniej minucie ligowego sezonu odebrał Mistrzostwo Anglii.

Natomiast najwspanialszą chwilą Marka Waltersa był rok 1991, mecz z Auxerre; oprócz tego i 13 bramek w sezonie 1992/93 nie osiągnął tego, czego wszyscy od niego oczekiwali. Z pewnością porównania do Johna Barnesa mu nie pomagały (a komu by pomogły?).

Także prawda jest taka, że bardzo często przywiązujemy się do piłkarzy, którzy tak naprawdę nigdy nie byli wielcy. Bardzo lubiłem Mike’a Marsha, jednak on nie miał szans na znalezienie się w takim odliczaniu. Po prostu podobał mi się jego styl. Niektórzy bardzo podobnie myśleli o Eriku Meijerze.

Kolejną sprawą jest niespełniony potencjał. Liverpool bardzo rzadko pozbywał się piłkarzy, którzy jeszcze nie pokazali pełni swoich umiejętności, jednak tak samo niewielu zawodników zostało w klubie do samego końca kariery. Bob Paisley był mistrzem jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, kiedy przyszedł czas na rozstanie z danym zawodnikiem. Powinniśmy pamiętać, że niektórzy piłkarze, którzy znaleĽli się w tym rankingu musieli przedwcześnie zakończyć swoje kariery.

Mark Lawrenson został zmuszony do odejścia już w wieku 29 lat, a Rob Jones zawiesił buty na kołku, gdy miał za sobą 27 wiosen: a obaj byli szybkimi i utalentowanymi obrońcami. Obaj znaleĽliby się wyżej na listach, gdyby kontuzje nie zakończyły ich przygody z piłką w optymalnym wieku dla piłkarza.

Tymczasem w 1991 roku kontuzja okradła The Reds z wspaniałych rajdów lewym skrzydłem niesamowitego Johna Barnesa, jednak dysponował tak ogromnym talentem i szybkością podejmowania decyzji, że odnalazł swoje miejsce w środku pola. Jednak to dzięki grze na lewej pomocy jest tak gorąco wspominany i zyskał status Legendy LFC.

Nie jestem pewien, czy słusznym kryterium oceny piłkarza jest ilość zdobytych przez niego trofeów. Bez wątpienia musisz coś w sobie mieć, żeby grać długo w tak wspaniałym klubie i jeszcze sięgać wraz z nim po trofea, jednak to nie oznacza, że pełnisz w tym zespole kluczową rolę. Tak samo niektórzy legendarni piłkarze nigdy nie zostali Mistrzami Anglii. Czy to ich wina, że nie byli otoczeni przez lepszych piłkarzy, albo nie prowadził ich bardziej kompetentny trener?

Wydaje mi się, że sens tego rankingu tak naprawdę zaczyna się wraz z Albertem Stubbinsem, który zajął 50 miejsce, ponieważ od tego momentu nie było już takich kultowych bohaterów, jak Erik Meijer i każdy piłkarz z czołowej 50-tki w pełni zasłużył na swoje miejsce.

Gary McAllister jest jedną z niewielu gwiazd, które w tak krótkim okresie gry na Anfield w pełni zasłużyły na takie uznanie. W zdobyciu potrójnej korony w 2001 roku jego doświadczenie było kluczowe. John Aldridge jest kolejnym przykładem zawodnika, którzy przyszedł, odniósł sukces i niedługo póĽniej opuścił szeregi The Reds.

Xabi Alonso i Luis Garcia mają jeszcze mnóstwo czasu, żeby umocnić swoją pozycję, którą tak naprawdę zawdzięczają temu, że mieli ogromny udział w ostatnich sukcesach. Alonso był bardziej regularnym zawodnikiem z tej dwójki i jest jednym z najlepiej podających piłkę piłkarzy w historii tego klubu (i w wieku 24 lat ma jeszcze wiele czasu na rozwój), jednak chyba żaden inny Czerwony nie zdobył tak wielu kluczowych bramek na drodze po Puchar Europy, niż Luis Garcia.

Jamie Carragher, który zajął na tej liście 7 miejsce, przebył ogromną drogę w ciągu dwóch ostatnich lat. Zawsze byłem fanem Carry, ale kiedyś bardziej widziałem go w roli 12 zawodnika, który był niezwykle uniwersalny, ale nie grał wybitnie na żadnej pozycji. Jednak teraz jest centralną postacią w tym zespole. W 2004 roku zaczął grać fenomenalnie na środku obrony.

Sześć lat temu w mojej jedenastce Liverpoolu wszechczasów, która ukazała się w LFC Magazine, umieściłem Stevena Gerrarda w środku pomocy obok Graeme Sounessa. Już wtedy 20-latek pokazał, że ma ogromny talent, a w ostatnich latach tylko potwierdził moje domysły.

Wtedy mój tok myślenia bazował na tym, jak dobry on będzie w przyszłości, ponieważ wtedy musiał jeszcze się pokazać na wielkiej scenie. Jeszcze wiele możemy od niego oczekiwać, ponieważ właśnie wkracza w ‘dorosły’ okres kariery piłkarskiej; do jego wspaniałych atrybutów fizycznych (siła, szybkość, wytrzymałość) dojdzie ogromna ilość doświadczenia. Jedno jest pewne: w całej historii klubu nie było bardziej uniwersalnego piłkarza.

Na pewien sposób ta uniwersalność może działać przeciwko niemu, ale dla menadżera piłkarz o takich predyspozycjach jest wspaniały. Miałem to szczęście, że byłem akurat na obu spotkaniach, w których Gerrard fenomenalnie spisywał się na obu bokach obrony. Wszystko działo się na początku czasów Gerarda Houllier: w meczu z Evertonem na Anfield zagrał na prawej obronie i był to najlepszy mecz w wykonaniu jakiegokolwiek prawego obrońcy, jaki w życiu widziałem. Potem na Villa Park po 15 minutach gry został przesunięty na lewą obronę i wyglądał tak, jakby grał tam całe życie. Jedynie nie widzieliśmy go jeszcze w roli bramkarza i na pozycji środkowego obrońcy.

Robbie Fowler tak samo, jak jego mentor Ian Rush stanowią rzadkość na tej liście: są bohaterami, którzy raz odeszli z klubu, żeby potem powrócić. Fowler obecnie nie gra zbyt wiele na Anfield (możliwe, że czeka go jakaś kluczowa rola w drugiej części sezonu?), jednak na początku swojej „drugiej kariery” w Liverpoolu „Bóg” zdobył wiele ważnych bramek.

Jednak to podczas swoich pierwszych dni w klubie i formie, jaką prezentował dekadę temu stał się ulubieńcem kibiców z The Kop. Ważna była nie tylko ilość zdobytych goli, ale także sposób, w jaki to czynił. Był geniuszem pod względem różnorodności, subtelności i wyobraĽni, gdy trafiał do siatki. Na pewno nie był najszybszym, ani tym bardziej najwyższym zawodnikiem, jednak potrafił improwizować i stworzyć coś z niczego. Jeśli piłka była na jego gorszej prawej nodze to on nie bał się jej uderzyć i często czynił to skutecznie.

Mój bohater z dzieciństwa Ian Rush zdobył najwięcej bramek w historii klubu (choć Roger Hunt częściej trafiał do siatki w lidze), jednak według mnie Fowler miał większy talent. Za Rushem przemawia fakt, że zdobywał gole, które pomagały w sięganiu po Mistrzostwa Anglii i Puchar Europy. Obaj grali świetnie w wielkich meczach, ale to Rush grał w tych najważniejszych.

Tak wielu wspaniałych piłkarzy. Tak wiele niezwykłych wspomnień. Jednak kto jest najlepszym z najlepszych? Dla mnie z dwóch pozostałych kandydatów wybór może być tylko jeden.

Fenomenalny Billy Liddell jest absolutną Legendą; drużynę nazywano wtedy Liddellpool, co idealnie pokazuje, jak wielce był wtedy ceniony. Jednak ja znam jego geniusz jedynie dzięki informacjom z drugiej ręki, ponieważ grał na długo przed moimi narodzinami. Czasem trzeba uwierzyć wiedzy starszych fanów. Sam fakt, że po tak wielu latach wciąż zajął szóste miejsce mówi sam za siebie.

Jednak Bob Paisley zawsze mówił, że Kenny Dalglish jest najwspanialszym piłkarzem, który kiedykolwiek grał w tym klubie, a że wielki Bob znał Liddella to jego opinia jest wiarygodna.

„Król Kenny” nie był ani najsilniejszym, ani najwyższym piłkarzem (jednak to wcale nie znaczy, że obrońcy z łatwością go przepychali), ani nie dysponował niezwykłą szybkością. Jednak posiadał idealny piłkarski umysł. Nie ma nic wspanialszego w futbolu, niż piłkarz, który widzi to, czego inni nie dostrzegają; widzi, coś czego nawet kibice na trybunach, ani przed telewizorami z dalszej perspektywy nie potrafią dostrzec.

Niezwykle mnie będzie interesował wygląd takiego rankingu za dziesięć lat. Miejmy nadzieję, że znajdą się tam kolejne obecne, jak i przyszłe gwiazdy Anfield, które przyłożą nogę do zdobycia kolejnych trofeów do przeciążonego już muzeum.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 05.10.2006 (zmod. 02.07.2020)