EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1162

Opowieść o międzynarodowej przyjaĽni

Artykuł z cyklu Artykuły


Jak to się stało, że drużyna kibiców Liverpoolu była oficjalnymi gośćmi na ostatnim meczu Interu Mediolan na San Siro przeciwko Lazio? Nigel Shaw Wam wszystko opowie.

W całym życiu nie spotkałem się jeszcze z taką wdzięcznością. My jesteśmy tylko grupką kibiców Liverpoolu, która założyła drużynę iLFC dwa lata temu, gdy nasz ‘menadżer’ Andy Heaton zaprosił nas do udziału w Północnej Lidze Piłkarskiej Kibiców. Potem rok temu, latem na turnieju w Leeds zostaliśmy rozlosowani, że zagramy z przyjezdną drużyną fanów Interu. Już na samym początku ans zszokowali, gdy pierwszą rzeczą, którą zrobili po przywitaniu z nami było: ‘Dzięki Za Stambuł! Grazie Reds!’

Pokonali nas 1-0 po bardzo wątpliwym rzucie karnym, ale to była przesympatyczna grupa ludzi, którym oczywiście kibicowaliśmy, gdy grali z drużyną fanów Manchesteru United, którą wcześniej pokonaliśmy. Tym samym scementowaliśmy naszą przyjaĽń z kibicami Interu, którzy póĽniej wygrali turniej.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że dzięki temu rok póĽniej dostaniemy zaproszenie do Włoch na weekend futbolu i przyjaĽni. Więc 17 marca 2006 roku, 18 Czerwonych wyruszyło do Mediolanu. Od razu, jak dotarliśmy do Włoch zostaliśmy zabrani do ulubionego pubu kibiców Interu, gdzie kilku gospodarzy nosiło koszulki z napisem: ‘Grazie Reds – 25/05/05’ i zaproponowali, żebyśmy wspólnie przeżyli jeszcze raz finał w Stambule. Podczas oglądania meczu nauczyliśmy ich paru piosenek – „We all dream of a team of Carraghers” zrobiła furorę wśród Włochów.

Z biegiem czasu spostrzegliśmy, że barman razem z kilkoma innymi klientami kibicowali Milanowi, ale na oglądanie tego meczu zareagowali bardzo dojrzale. Wszyscy lokalni byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że w naszej drużynie grają trzy pokolenia fanów The Reds, zaczynając od naszego doświadczonego bramkarza Harry’ego Trowa (58), a kończąc na jego wnuku – napastniku Chrisie Trowie (17). Gdy już nadeszła noc, żywy i szybki Chris ścigał się przed pubem z klientami lokalu, a Harry odmówił przejazdu taksówką i tajemniczo zniknął w mrokach Mediolanu, i powrócił do hotelu samotnie.

W sobotę zjedliśmy póĽne śniadanie, a potem wyruszyliśmy na centralny plac na przeciwko Katedry, zrobiliśmy sobie parę zdjęć przed kawiarnią, gdzie James Richardson z Football Italia zazwyczaj robi przegląd prasy. W Mediolanie nie zbyt wiele do obejrzenia, więc jako że jestem kapitan zespołu musiałem tylko przypilnować kolegów, by nie zjedli zbyt dużo pizzy, ponieważ dzisiaj o 18 gramy mecz w ośrodku treningowym Interu.

Potem znowu fani Interu nas podwieĽli na miejsce meczu, a po spotkaniu odwieĽli do hotelu. Przed meczem wymieniliśmy się kilkoma podarunkami i ‘menadżer’ drużyny fanów Interu był bardzo zadowolony z oprawionego zdjęcia Jerzego Dudka, broniącego jeden z rzutów karnych ze Stambułu. Na oprawach były węże, zainspirował nas do tego ostatnia flaga pokazana przez fanów Interu na ostatnim meczu z Milanem (teraz także pragnę podziękować Liverpoolowi, zwłaszcza Olivii i Benowi, który zaopatrzyli nas w kilka klubowych pamiątek do wymiana z Włochami, a także dali nam treningowe stroje).

Wkrótce odkryliśmy przebiegłą taktykę chłopców z Interu: bardzo mało osób, które wyszły w pierwszym składzie siedziało z nami do rana w pubie! Mimo wszystko zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze w pierwszej połowie i gdybyśmy wykorzystali nasze sytuacje wynik byłby znacznie lepszy niż 1-1 po bramce Roba Knowlesa, który dobrze wykończył centrę Cola Spreanga. W drugiej połowie zmuszeni byliśmy do lekkiego przemeblowania składu, a Inter nagle wprowadził do gry kilku klasowych piłkarzy ‘importowanych’ zza granicy (wierzcie lub nie, ale byli to Szkoci z oficjalnego klubu Interu w Szkocji!). Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 4-1. W naszej drużynie najlepszy był Anthony Hornby. I tak Harry, ciężko było ocenić lot piłki przy takim świetle, zwłaszcza dla takich weteranów, jak my!

Wszystko było dokładnie zaplanowane przez kibiców Interu i po meczu zawieĽli nas do przytulnej restauracji. Szybko zamieniła się w porządną dyskotekę, gdy przybyło więcej świeżych nóg do lokalu – a gospodarze zapoznali nas z przyjemnością picia likieru do obiadu. Około 3 nad ranem wszyscy wróciliśmy taksówkami do hotelu, jedni w lepszym stanie, inni w gorszym, oprócz Harry’ego, który zniknął w mroku i poszedł do pierwszego przejeżdżającego tramwaju.

W niedzielę wszystko się kręciło wokół naszej wizyty na San Siro – albo raczej Stadio Giuseppe Meazza, jak się powinno ten stadion nazywać. Dowiedzieliśmy się tego i wielu innych ciekawych rzeczy podczas wycieczki po muzeum Interu i Milanu. Odkryliśmy, że jednym z ostatnich eksponatów był program meczowy z Finału w Stambule.... gdzie nikt nic nie wspomniał, kto był przeciwnikiem Włochów, ani jaki był wynik meczu!

Na szczęście, żeby nikt nie zapomniał, nieopodal na ścianie ktoś napisał graffiti „Grazie Reds – 25/05/05” w barwach klubowych Interu. Spotkaliśmy Dyrektora całej świecie oficjalnych fanklubów Interu na całym świecie i ofiarowaliśmy mu piłkę podpisaną przez całą drużynę The Reds, a potem zajęliśmy nasze honorowe miejsce na stadionie.

Liverpool pół godziny wcześniej rozpoczął swój mecz z Newcastle, więc na bieżąco dostawaliśmy sms-y z wynikiem meczu. Musieliśmy mieć się na baczności, żeby nie wyskoczyć w górę przy golu The Reds, jeśli na San Siro atakowali goście. Oba mecze miały identyczny przebieg, najpierw 1-0, potem 2-0, przeciwnicy zdobyli honorową bramkę, ale oba spotkania zakończyły się wynikiem 3-1, a piłkarzem spotkania został Alvaro Recoba, który zaliczył dwie asysty i sam wpisał się na listę strzelców. Byliśmy pod wrażeniem atmosfery stworzonej przez kibiców Interu, który prawie nie przestawali dopingować przez pełne 90 minut, choć stadion był tylko w połowie pełny, zasiadło na trybunach 40 000 widzów.

Po meczu przyszła pora na ostatnie piwo z gospodarzami i wypiliśmy zdrowie Luci Renoldiego, który był głównym organizatorem spotkania i wspaniałym kolegą. Potem zorientowaliśmy, że jedyny pub otwarty w Mediolanie o tych godzinach, zamiast stołów miał trumny, a na ścianach wisiały czaszki. Przynajmniej poczciwy Harry czuł się lepiej, zanim znowu wyruszy w swoją nocną wędrówkę.

Dziękujemy Wam FC Internazionale Muratidentro (nazwa drużyny kibiców Interu), Liverpoolowi i iLFC, którzy sprawili, że ta podróż pozostanie w naszej pamięci na zawsze. Wróciliśmy do domu w poniedziałek ze wspaniałymi wspomnieniami.

Nigel Shaw



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 06.04.2006 (zmod. 02.07.2020)