LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1333

"Żyję dla futbolu, prawda?"

Artykuł z cyklu Artykuły


Trener Liverpoolu bardzo dobrze posługuje się językiem piękniej gry, jak ostatnio odkrył magazyn „Champions League”.

Nie po raz pierwszy Rafa Benitez bierze do ręki swoją autoryzowaną biografie, z którą łączy go specyficzna więĽ i przegląda jej kartki. „Pewnego dnia byłem bardzo zaskoczony. Zobaczyłem stare zdjęcie i powiedziałem do żony...” Jego głos się urywa, gdy przegląda strony jednego rozdziału. „Czy to jest to zdjęcie? Tak właśnie to.”

Przedstawia ono drużynę Realu Madryt do lat 18 z sezonu 1986/87. Przesuwa palec od lewej do prawej strony pokazując piłkarzy w tylnym rzędzie, potem robi to samo kucającymi i zaczyna recytować: „Powiedziałem jej: 1.82, 1.84, 1.82, 1.79, 1.87, 1.76, 1.88, 1.84, 1.86, 1.79, 1.68, 1.72, 1.74, 1.69, 1.78, 1.73, 1.68.”

To są wzrosty poszczególnych zawodników, których trenował 20 lat temu. Zamyka książkę, palcami nerwowo uderza w stół, uśmiecha się, niezbyt poruszony dokładnością swojej pamięci i jej absurdalnością. „Żyję dla piłki, nie?”

Już w pierwszym wywiadzie dla naszego magazynu na początku 2005 roku przyznał się, że „za dużo myśli o piłce” i zarówno obiecał: „będę walczył o zwycięstwo w Lidze Mistrzów, jeśli nadarzy się taka okazja, ponieważ chce zdobywać tutaj największe trofea.”

Obsesja z pewnością jest wynagradzana, choć trwa to krótko. Od momentu tamtej niewiarygodnej nocy w Stambule, Rafa pozwolił sobie tylko na dwa wyjazdy ze swoją żoną Montse, czyli dokładniej mówiąc były to dwa weekendy w Edynburgu i Lake District. Krąży historia, że gdy pobrali się w 1998 roku, to pojechali na miesiąc miodowy do Włoch, żeby Benitez mógł odwiedzić słynne obiekty sportowe Milanu. Więc to pasuje, że teraz jest trenerem wielkiego kluby, który kiedyś był prowadzony przez legendarnego Billa Shankly’ego, który raz zabrał swoją żonę na mecz Rezerw Huddersfield Town.

Liverpool pozwolił nam rozmawiać tylko kilka minut z Benitezem, ale wywiad trwał dobrą godzinę. Piłkarze wyjechali na zgrupowania reprezentacji i na boisku treningowym jest cicho. Dla Rafy to dobra wymówka, by chwilę z nami porozmawiać.

Przemowa Rafela Beniteza w przerwie meczu z Milanem w Stambule, opowiedziana przez niego samego...

„To była trudna sytuacja, bardzo trudna. Mieliśmy plan. Straciliśmy gola na początku meczu, a potem Harry’ego Kewella z powodu kontuzji. Potem była druga bramka i myślałem, co zmienić. Wtedy padł trzeci gol. Wtedy myślałem, że muszę zmienić swoje notatki!”

„Wszedłem do szatni, słysząc wszystkich fanów i powiedziałem piłkarzom ‘Musimy ciężko pracować dla tych ludzi. Jeśli zdobędziemy gola, może obraz gry się zmieni.’ Potem postanowiłem zmienić formację. Powiedziałem ‘Traore idĽ pod prysznic. Didi [Hamann] przygotuj się. Zagramy 3-4-2-1. Taki mamy pomysł, OK? Dawajcie chłopaki [klaszczę]. Zacznijcie pracować na boisku.’

„Potem odwróciłem się w kierunku Steve’a Finnana, który leżał na stole i zajmował się nim masażysta. Fizykoterapeuta Dave Galley powiedział, że będziemy musieli zmienić Steve’a w drugiej połowie. Pomyślałem, że już wszedł Vladi Smicer. Teraz Hamann za Traore i jeszcze za 20 minut trzeba będzie zmienić Finnana. Więc powiedziałem ‘Traore ubieraj się, Steve pod prysznic’. Finnan był zawiedziony, ale Traore gotów do gry.”

„Podszedłem do tablicy i myślałem ‘OK, mam Smicera na prawej stronie, który nie jest zbyt dobry w defensywie i jeszcze teraz zmieniłem Finnana. Więc powiedziałem ‘OK Cisse będzie grał w ataku, po lewej stronie.’ Ale piłkarze mi powiedzieli. „Trenerze mamy 12 piłkarzy na boisku. Zapomnij o Cisse!” Luis Garcia, grał jako drugi napastnik, więc przesunąłem Gerrarda na prawą obronę.”

„Potem fizykoterapeuta powiedział: „Mamy już tylko minutę.” Więc zmieniliśmy piłkarzy, ale formacja pozostała taka sama 3-4-2-1. Mieliśmy szczęście, ponieważ wcześnie zdobyliśmy gola. Jeśli szybko, zdobędziemy drugą bramkę, to oni się podłamią. Udało się, a potem jeszcze trzecia bramka. Szewczenko miał tamtą szansę i mieliśmy trochę szczęścia... ale zapracowaliśmy sobie na nie. Zawsze wiedziałem, że ciężko będzie wygrać Ligę Mistrzów. Jednak ja zawsze myślę o kolejnym meczu, a nie o trofeach.”

Pamięta swoich kolegów, którzy wyśmiewali się z niego, że zostawał dwie godziny po szkole, by pograć w piłkę, testy w Realu Madryt, gdy wspaniale wystąpił w małym turnieju dla drużyny nazwanej Grosso, co oddawało cześć następcy Alfredo Di Stefano, który zdobył wiele bramek dla drużyny z Hiszpanii w latach 60-tych; konflikt z prezesem pierwszego klubu, który trenował i piłkarza, który go zwolnił. Wszystko wypowiedziane miłym, przyjaznym tonem, z poczuciem humoru, które podkreśla, że jego angielski jest ciągle nieformalny.

„W Valladolid graliśmy bardzo dobry futbol i prezes mi powiedział, ‘Wierzymy w Ciebie i w Twoje umiejętności’. Trzy razy to powiedział i za każdym razem oferował mi nowy kontrakt. W następnym tygodniu także na lunchu powiedział: ‘Porozmawiaj ze swoim agentem, chcemy przedłużyć z Tobą umowę, jesteśmy naprawdę zadowoleni.’ Ja im na to: ‘A co jeśli za tydzień przegram z Celtą Vigo?’, odpowiedział ‘Ciągle będziemy chcieli przedłużyć kontrakt’.

Benitez jest bardzo dobry w mowie ciała, zwłaszcza jeśli chce coś przekazać z wszelkimi szczegółami. Dalsza część tej historii nie może być opowiedziana na siedzącą, więc w swoim czerwonym garniturze wstaje i przedstawia nam scenę sprzed lat. „OK, wygrywamy 1-0 z Celtą. Mamy jednego piłkarza [Chorwat Alojsa Asanovic], który nigdy podczas stałych fragmentów gry nie wraca się pod własną bramkę. Był najdroższym piłkarzem, jakiego kupiliśmy, ale nigdy nie pokazał swoich umiejętności. Celta miała rzut rożny i Chorwat w końcu wrócił się pod własną bramkę. Popchnął ich napastnika [trochę symulował], sędzia dyktuje rzut karny i jest wyrównanie. Potem przegrywamy z Valencią i jestem zwolniony.”

Wraca na swoje miejsce i znowu się uśmiecha. „Taki jest futbol. Jednak najważniejsze jest by się uczyć na błędach. W Hiszpanii mówi się, że nie jesteś trenerem, jeśli nigdy nie zostałeś zwolniony.”

Benitez ma jeszcze jedno ulubione hiszpańskie powiedzenie: Szczęście kocha ciężką pracę. Szczęścia, jako efekt wysiłku, bądĽ nagroda za pracę. „Zawsze uważałem, że potrzebna jest odrobina szczęścia,” mówi Benitez. „Jednak bez ciężkiej pracy nie dotrzesz do Finału, by go wygrać dzięki szczęściu. Coś musi poprzedzić ten łut szczęścia.”

To coś poprzedziło cudowny mecz przeciwko Milanowi w Stambule. Może ma korzenie w tym, że Rafa przez całą swoją karierę odnosił sukcesy na przekór wszystkim. W każdym klubie, który trenował miał ograniczone środki, ale on nie tylko walczył ze swoimi adwersarzami, ale pokonał ich dzięki kombinacji morderczej pracy, niezwykle dokładnym analizom i pełniej wierze w swoje metody. Nie zrobił kariery, jako piłkarz z powodu poważnej kontuzji kolana.

W połowie lat 90-tych, gdy był trenerem drużyny młodzieżowej, a także rezerw Realu Madryt wszystko wskazywało na to, że zostanie szkoleniowcem słynnej drużyny, jednak wszystko pokrzyżował Jorge Valdano, który kompletnie zmienił reżim w klubie. Potem zarówno Real Valladolid, jak i Osasuna zwolniły Beniteza w kontrowersyjnych okolicznościach. Już lepiej było w niewielkiej drużynie Extramadura, z którą grał w Primera Division, a następnie wprowadził Teneryfę do pierwszej ligi. Nie minęło wiele czasu i został trenerem Valencii, która nie była w najlepszej kondycji, po dwóch przegranych Finałach Ligi Mistrzów i jeszcze do Lazio odszedł najlepszy piłkarz Gaizka Mendieta. Benitez jednak nie narzekał i pewnie zareagowałby z takim samym spokojem, gdyby Steven Gerrard odszedł do Chelsea. Po 12 miesiącach klub z Estadio Mestalla został Mistrzem Hiszpanii po 30 latach posuchy.

„Przybyłem tam, jako młody menadżer, bez pokaĽnego CV. Ludzie mówili, ‘On jest za młody, nie ma w ogóle doświadczenia.’ Zostaliśmy Mistrzami Hiszpanii, co było wspaniałe. Potem prezes mi oznajmił, ‘Masz dobrą drużynę, jesteś dobrym menadżerem’. Wystarczający powód, by nic nie zrobić. Więc nie kwapili się do zrobienie czegokolwiek, nie sprowadzili nowych piłkarzy i kolejny sezon zakończyliśmy na piątym miejscu. Skupiliśmy się na Lidze Mistrzów, ale przegraliśmy z Milanem.”

„W następnym sezonie zmieniliśmy trzech, czy czterech piłkarzy i powiedzieliśmy ’OK musimy zrobić to samo, co dwa lata temu, ciężko pracować. Real i Barcelona wydały mnóstwo pieniędzy, ale my wierzymy w nasz plan.’”

W tamtym roku Valencia odzyskała tytuł Mistrza Hiszpanii i zdobyła jeszcze Puchar UEFA. W biografii Beniteza są wspomniane dwa wspaniałe mecze przeciwko Espanyolowi, w których drużyny Rafy wróciły z dalekiej podróży i podkreślają one ciężką pracę Hiszpana i jego umiejętność do „uzyskania 100% możliwości z każdego swojego piłkarza” Celem, jak pisze Paco Lloret jest „intensywność gry”, która obezwładnia drużynę przeciwną. Podstawy takiej taktyki stworzył Arrigo Saachi, gdy trenował Milan i taki sam sposób gry preferował Fabio Capello. „Oni zmienili wszystko, ponieważ nie pozwalali swojemu przeciwnikowi na grę,” mówi Benitez. „To było niemal idealne, niemal ponieważ nic nie jest idealne – ale to było bliskie.”

„Pracowali ciężko, naprawdę ciężko. Wiele razy ich oglądałem i ciągle utrzymuje dobre stosunki z Saachim. Raz czekał ich mecz z Realem Madryt i dzień wcześniej poszedłem na ich trening i widziałem, jak bardzo długo pracowali nad taktyką. To było niewiarygodne.”

Przed ostatnim Finałem Ligi Mistrzów, Benitez określił Milan, jako „maszynę nie do zatrzymana, jeśli pozwolimy im grać, piłkarza mają ogromne umiejętności i podejmują bardzo trafne decyzje na boisku.”

Wyrażenie „intensywność gry” pojawia się niejednokrotnie w książce. W słabej Extramadurze piłkarze „zaczęli przyswajać reakcje, które były instynktowne i naturalne.” Valencia za czasów Beniteza nazywana była „wiecznie pracującą maszyną parową, byli jak bokser, który trzyma swojego przeciwnika przy linach i nie przestanie bić, póki nie zmiecie go z powierzchni ziemi.” Dzięki takiemu stylowi gry nazwano ich „Miażdżącą maszyną.”

Pomijając apogeum w Stambule, Liverpool musi nauczyć się grać na takim samym poziomie regularnie w Premiership, albo odkryć na nowo filozofię kopnij i biegnij, która była hołdowana za czasów wielkich menadżerów, która w połączeniu z Milanowską improwizacją, którą Benitez tak podziwia stworzy siłę nie do powstrzymania.

W jaki sposób szachy i koszykówka zmieniły człowieka futbolu...

Benitez w młodości pasjonował się sportem, dobrze sobie radził w pływaniu i judo, dyscyplinie, w której jego brat zdobył czarny pas. Nigdy nie bał się wprowadzać pomysłów z innych dyscyplin do piłki nożnej. Posiada także bardzo zaawansowaną wiedzę na temat kondycji fizycznej. , którą zdobył będąc dyrektor Sali gimnastycznej Abasota w Madrycie, gdzie poznał swoją żonę.

Gdy Hiszpanie zdobyli srebrny medal w koszykówkę na Olimpiadzie w 1984 roku to Rafa zafascynował się tą dyscypliną sportu i zaczął bardzo aktywnie interesować się metodami treningowymi, sposobem komunikacji z zawodnikami i rozwiązaniami taktycznymi podczas meczu. Paco Lloret pisze: „Koszykówka była oparta na analizie i nauce – dwóch elementach, które uważał za kluczowe w sporcie i równie dobrze odnoszą się do futbolu.” Beniteza pasjonują także szachy. Linares, miasto w którym grał po opuszczeniu Realu Madryt, gościło nieoficjalne mistrzostwa świata w tej dyscyplinie. Gdy wrócił do Madrytu, jako trener młodzieży, podczas przygotowań przed sezonem we Włoszech miał okazję zagrać w szachy z Radomirem Anticiem.

Na Anfield jest wielu fanów, którzy na pewno woleliby pierwsze Mistrzostwo Anglii od 15 lat, niż kolejny tryumf w Lidze Mistrzów; zadaniem Beniteza jest dać koniec hegemonii Chelsea, Arsenalu i Manchesteru, tak jak pokonał Real Madryt i Barcelonę. On rozumie niecierpliwość fanów.

„Ja nie myślę o tym, czy tamtym trofeum. Ja skupiam się na tym, by wygrać kolejny mecz. Jednak zdaje sobie sprawę, że Premiership jest głównym celem. Jeśli będziemy grać lepiej to na pewno zbliżymy się do czołowych trzech drużyn. Jednak o nich także nie myślę. Mamy tak wiele pracy tutaj, że nie marnuję czasu mówiąc o przeciwnikach. Naszym celem jest polepszenie gry w każdym elemencie.”

Transfer Petera Croucha, wysokiego zawodnika z długimi nogami, jak John Carew jest najbardziej widocznym wzmocnieniem drużyny tego lata. To pozwoliło Benitezowi na zmianę taktyki z jednym wysuniętym napastnikiem i pięcioma pomocnikami.

Formacja 4-5-1 była poddawana wielu dyskusjom w tym sezonie, wielokrotnie krytykowana, jednak Beniteza to nie rusza. Jak mówi formacja to tylko podstawa według której podczas meczu zmieniane jest ustawienie, boczni obrońcy mogą grać ofensywnej, pomocnicy bardziej, lub mniej wspierać napastnika, wszystko zależy od „intensywności gry”.

„Zawsze mówię to samo. Jaka jest różnica pomiędzy formacją 4-3-3, a 4-5-1? Różni się tylko tym, czy skrzydłowi grają głębiej, czy bardziej ofensywnie. Jeśli możesz atakować drużynę przeciwną to wtedy jej skrzydłowi się cofną, a w innym przypadku, jeśli to oni nacierają na Ciebie to trener ustawi ich bardziej ofensywnie. Ludzie dużo mówią o formacjach, a tak naprawdę mogą o nich niewiele wiedzieć.”

„W Valencii graliśmy 4-2-3-1 i tutaj też, gdy gramy najlepszy futbol to stosujemy ustawienie 4-2-3-1. Jeśli kontrolujemy grę, zdobywamy bramki to gramy 4-2-3-1. Jaka jest w ogóle różnica? To zależy od drugiego napastnika. Jeśli się wraca, by wspomóc defensywę to jest to 4-3-2-1. Jeśli gra ofensywnie to mamy 4-4-2. Formacja to liczby, najważniejsze jest to, jak grają zawodnicy.”

W pierwszej części sezonu, gdy Crouch nie mógł się przełamać, to wszyscy nalegali, by Benitez dał szansę ulubieńcowi publiczności Djibrilowi Cisse. Benitez napotkał podobną sytuację w Valencii z Pablo Aimarem, którego kochała publiczność.

„To proste,” tłumaczy. „Mówiąc o piłkarzach, mówisz o nazwiskach. I taka jest różnica pomiędzy nami. To tak, jak idziesz do teatru i jeden odczytuje sztukę inaczej, a ktoś inny inaczej. Tak samo jest z piłkarzami. Niektórzy rozumieją styl gry, kulturę, język, inni nie. Ważne jest by poznać to wszystko zanim pozyska się piłkarza. Zawsze powtarzam, że piłkarz może być dobry, by wygrać jeden mecz, ale ja potrzebuje zawodników do zdobywania trofeów. Potrzebuję profesjonalistów, ponieważ będę z nimi pracował kilka lat, a nie przez jeden mecz. Czasem piłkarz po jednym meczu staje się bohaterem kibiców. Patrzą na niego i myślą ‘Dlaczego on nie gra?’ A może on rozegra jeden dobry mecz, a potem cztery gorsze. OK, możesz mieć piłkarzy, którzy oczarują publiczność, ale ja potrzebuje robotników, harujących przez pełne 90 minut, co tydzień, na każdym treningu, by wygrywać trofea. Robotników, z wystarczającymi umiejętnościami, by wygrywać.”

Zapożyczając lokalne powiedzenie, Benitez nie przybył na Anfield z głową wystającą z pudełka. Wygrywając Mistrzostwo Hiszpanii z Valencią odniósł sukces, gdzie Luis AragonĂ©s, Guus Hiddink, Carlos Alberto Parreira, Claudio Ranieri i HĂ©ctor CĂşper zawiedli. Teraz także nosi miano drugiego w historii zagranicznego trenera, który w swoim pierwszym sezonie w nowym klubie sięgnął po Puchar Europy. Tym pierwszym był Jupp Heynckes w 1998 roku, gdy wygrywał Ligę Mistrzów z Realem. Jednak przystosowanie do nowego kraju ciągle trwa.

„Oglądając mecze w telewizji, wiedzieliśmy, że tutaj gra się ostrzej. Jednak tą różnicę czujesz dopiero, gdy przebywasz na boisku. Gdy byle w Valencii wyzwaniem było pokonanie Realu Madryt i Barcelony. Tutaj jest jedna wielka różnica. W Hiszpanii znałem kulturę i język, a tuta



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 30.03.2006 (zmod. 02.07.2020)