FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 880

Powrót do przeszłości

Artykuł z cyklu Artykuły


Liverpool został skazany na grę w eliminacjach Ligi Mistrzów z walijskim Total Network Solution Llansantffraid, więc Franz Beckenbauer pewnie wzdycha, że świat znów schodzi na psy. Niemiecki futbolista wszech czasów to człowiek światowy, a ludzie światowi Ľle czują się na wsi i nie podoba im się, gdy na wieś muszą jeĽdzić inni światowi ludzie. Pamiętam, jak się żołądkował, że konieczność gry z mistrzem Albanii to dla klubów z Bundesligi potwarz. Pamiętam jego oburzenie, kiedy Borussia Dortmund musiała odbębnić mecze z dziwolągiem o ekscentrycznej nazwie Widzew ŁódĽ.

Teraz cierpi Liverpool. Llansantffraid liczy 1736 mieszkańców (choć cieszy się sławą więcej niż lokalną, bo na Anfield Road przyjechało trzy tysiące kibiców gości), stację kolejową zamknięto tam 50 lat temu, piłkarze grają na obiekcie pod znaczącym szyldem "Recreation Ground", dzieląc go w dodatku z chłopakami z lokalnej szkoły. Angielscy dziennikarze ruszyli na walijską prowincję, by z wielkomiejskim poczuciem humoru cytować kibiców z Llansantffraid, którzy w dwumeczu trzymają z Liverpoolem. O anegdoty aż się prosi, przecież nawet większość piłkarzy w drużynie mistrza Walii to zaprzysięgli fani "The Reds", napastnik John Lawless wytatuował sobie zresztą herb Liverpoolu i pojechał na finał Ligi Mistrzów w Stambule.

Rewanż z idolami zagrają we wtorek, a będzie to wydarzenie wyjątkowe nie tylko dlatego, że obrońcy trofeum muszą wystąpić w pierwszej rundzie eliminacji LM. Europejska Unia Piłkarska (UEFA) dopuściła Liverpool do gry wbrew przepisom (zajął dopiero piąte miejsce w Premiership), łamiąc własny regulamin i krzywdząc kilka mniejszych klubów, ale mimochodem wróciła do korzeni, pradawnej idei rozgrywek pucharowych, które - w przeciwieństwie do ligowych - od czasu do czasu podarowywały drużynom prowincjonalnym (czy wręcz amatorskim) okazję zmierzenia się z podziwianymi zazwyczaj w telewizji gwiazdami. Takie mecze wspominało się latami, takie porażki bywały cenniejsze niż niejedno zwycięstwo, a kibic wiedział, że potentaci nie mają wyboru - mogą sobie zadzierać nosy, ale jeśli los każe, to muszą swojej wyższości dowieść na boisku. Jeszcze 15 lat temu Nentori Tirana - trzymając się wątku albańsko-niemieckiego - podejmowało Bayern Monachium; wcześniej do stolicy Albanii dwukrotnie przyjeżdżał Ajax Amsterdam. Potem pojawiła się Champions League, zamknięty klub milionerów, który wybitnych piłkarzy zamienił w wirtualne ikony widywane już nie zazwyczaj, ale wyłącznie w telewizji. Beckenbauery dopięły swego, Albańczykom pozostały szlagierowe pojedynki z klubami islandzkimi, mołdawskimi, a w najlepszym razie - duńskimi czy węgierskimi.

Piłkarze Realu Madryt prawdopodobnie nigdy nie przyjadą już do Reykjaviku czy cypryjskiego Apollonu, gdzie strzelili kiedyś sześć goli, choć z zapamiętaniem tłuką się po innych kontynentach. Właśnie ruszyli w podróż dookoła świata, w dwa tygodnie przelecą 36 515 km, by rozegrać pokazowe gierki w Chicago, Los Angeles, Pekinie, Tokio i Bangkoku. Przed rokiem Roberto Carlos narzekał co prawda, że podobne wyprawy uniemożliwiają przyzwoite przygotowanie się do sezonu, potem jego słowa potwierdziły kiepskie występy w Lidze Mistrzów, ale co tam Liga Mistrzów, jeśli na interkontynentalnym tournĂ©e "Królewscy" zyskają więcej, niż zarobili ostatnio w tych rozgrywkach, bo aż 21 mln euro. Wniosek jest dość oczywisty - gwiazdy futbolu zaczynają zarabiać na swoje bajeczne kontrakty jak Haarlem Globetrotters, czyli w cyrkowych występach, a nie poważnej walce o prestiżowe trofea. Wciąż jeżdżą na prowincję, ale na prowincję egzotyczną.

Do Azji latają, choć za obwoĽnymi show nie przepadają i pewnie woleliby wypad do Torshavn. Mistrzowie Wysp Owczych, którzy od dawna grają na sztucznej nawierzchni, bo trawa w tamtejszym klimacie nie rośnie, jako pierwsi zakwalifikowali się do eliminacji Champions League, ale nie mają co marzyć o meczu z np. piłkarzami Manchesteru United. Ci mają inne cele - mało im, że nazwę klubu zna ponad miliard Chińczyków, a w Hongkongu sprzedało się kilkanaście tysięcy kart kredytowych z logo MU.

Gwiazdy Liverpoolu tego lata mają spokój, od azjatyckiej eskapady uchroniła ich właśnie konieczność gry z TNS Llansantffraid. Co nie znaczy, że wróci stare, że mistrz Albanii znów będzie miał szansę zagrać z mistrzem Hiszpanii. Beckenbauery nie pozwolą. Realowi dalej dziś do Tirany niż do Bangkoku. Piłkarze Thai All Stars będą mogli 28 lipca założyć siatkę Roberto Carlosowi, choć stawiam sto tajlandzkich bahtów przeciw jednemu, że przegraliby z mistrzem Albanii SK Tirana. Nie, to nie hazard. Przecież i tak nikt nigdy nie sprawdzi, czy mam rację.

Ľródło: gazeta wyborcza



Autor: AirCanada
Data publikacji: 18.07.2005 (zmod. 02.07.2020)