EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1234

Własny rozum? Naśladuję Dalglisha

Artykuł z cyklu Artykuły


Doszedłem do niemiłego wniosku, że fani piłki nożnej, to coś nieco więcej niż lemingi. Jak wiecie w tym miesiącu odbędzie się na Anfield spotkanie Pucharu Anglii i istnieje obawa, że będzie to okazją do starć między kibicami Liverpoolu, z powodu gniewu jaki wywołała sprawa Luisa Suareza.

Fora i portale społecznościowe kipią najwyraźniej i to w dużym stopniu ze względu na głośne reakcje Kenny'ego Dalglisha oraz Sir Aleksa Fergusona, dotyczące zawieszenia Suareza. Fanów poruszył prowokacyjny język użyty przez Króla Kenny'ego, który jest ową karą oburzony i Fergiego, który przywitał ją z zadowoleniem.

I tu rodzi się pytanie: czy owi kibice mają własne rozumy? Czy są wstanie zdecydować się na bycie złymi, spokojnymi, sfrustrowanymi albo jakimiś tam jeszcze, bez nawiązywania do starzejących się, szkockich menadżerów, którzy – tak się akurat złożyło – prowadzą ich ukochane drużyny?

Niestety, odpowiedź na to pytanie już znamy. Zwróćcie uwagę, że pewne organy chcą rozładować sytuacje nie przy pomocy policji, czy wywiadu, ale przez "rozmowy" (nie zmyśliłem tego). Idea jest taka, że spotkanie na szczycie między Fergusonem a Dalglishem dałoby okazję do zagrania uspokajających dźwięków – a to miałoby ustawić lemingi w linii.

Tendencję do takiego lemingowego zachowania w futbolu można znaleźć wszędzie. Prawdopodobnie najbardziej zasmucającą sprawą w całej aferze Suareza nie był sam rasizm, ale to jak łatwo było przewidzieć, że fani Liverpoolu powtórzą, niczym papugi, to, co mówił Dalglish. Jego odpowiedzią na raport, było ogłoszenie Suareza niewinnym i zaraz, byle szybciej, dziesiątki tysięcy fanów Liverpoolu zrobiło to samo. Niektórzy założyli nawet odpowiednie koszulki.

Dorośli ludzie z Merseyside poświecili godziny i tygodnie, by stać się ekspertami w antropologii kulturowej Ameryki Południowej i lingwistycznych niuansach tego hiszpańskiego, którym mówi się w Urugwaju, oraz poświęcili wiele cennych wieczorów ślęcząc nad 115-stronicowym raportem, by znaleźć coś, cokolwiek, czym można podeprzeć wniosek, do którego już wcześniej doszli. Im bardziej szukali, tym większe mieli klapki na oczach. Psycholodzy nazywają to "efektem potwierdzania", jednak głupota byłaby tu – prawdopodobnie – bardziej odpowiednim słowem.

Gdyby Dalglish powiedział im, że niebo jest purpurowe w żółte kropki, spojrzeliby w niebiosa niczym lemingi i powiedzieliby: "Ojej, widziałeś te jasne kolory nad nami?". A na każdego, który ośmieliłby się twierdzić inaczej, patrzyliby spode łba, kwestionując jego obiektywność. To psychologiczny surowiec teorii spiskowej i współczesnego kibicowania – obie rzeczy są do siebie podobne.

W tym momencie rozsądnie będzie powiedzieć, że podziwiam Liverpool Football Club, jego tradycję i historię. Jednak jeszcze bardziej czuję, że powinienem powiedzieć: dorośnijcie. Sami decydujcie – tak dla odmiany. Wspierajcie swój klub, to oczywiste, ale też praktykujcie odrobinę niezależnego myślenia. Zapoznajcie się ponownie z szarymi komórkami, które wydajecie się porzucać tak szybko, jak tylko znajdziecie się w promieniu 100 metrów od Anfield, albo gdy spotykacie się z kolegami na owych nudnych, pełnych powtórzeń forach.

Oczywiście nie chodzi tylko o fanów Liverpoolu. Kibice United są równie podatni, przewidywalni i idiotyczni. Kiedyś napisałem artykuł, w którym zasugerowałem, że Ferguson nie miał racji, żywiąc przez tyle lat urazę do BBC i zakazując dziennikarzom wstępu na Old Trafford, za zadawanie trudnych pytań oraz, że źle postąpił odwołując trzech piłkarzy United z wypożyczenia do Preston North End, po tym jak klub ten zwolnił jego syna, Darrena. Był to punkt widzenia, z którym nie mógł się zgodzić tylko cierpiący na demencje maniak. Albo fan United.

Oczywiście dostałem e-maila od jednego ze stałych bywalców Old Trafford, w którym polemizował on, cierpliwie i w uprzejmych słowach. Wyjaśnił, że bojkotowanie BBC przez Fergusona było dobre dla wolności słowa (tak, naprawdę); że wyrzucenie dziennikarzy z Old Trafford było odpowiednim utemperowaniem aroganckich mediów; że odwołanie trzech piłkarzy z wypożyczenia, było wzniosłym dowodem na to, jak bardzo kocha on swojego syna. Kiedy odpowiedziałem wspominając buta, który kopnięty przez Fergiego uderzył w twarz Davida Beckhama, dowiedziałem się, że był to przejaw pasji Szkota.

I tu leży pies pogrzebany. Ferguson mógłby osobiście zmasakrować każdego pierworodnego w Manchesterze a mimo to fani United odpowiedzieli by na to mniej więcej w ten sposób: "Co za nowatorskie podejście do problemu wzrostu populacji". Tacy ludzie zwyczajnie nie są w stanie oddzielić uwielbienia, jakim obdarzają go w roli menadżera, od obiektywnej oceny osobistych błędów. Cokolwiek Ferguson powie, cokolwiek powie jest po prostu świetne. A wszystko, co powie Dalglish, jest bardzo złowróżbne i podejrzane.

Oczywiście nie wszyscy kibice są tacy (i Bogu za to dziękować). Jest wielu takich, którzy nawet nie będą śnić o agresji w stosunku do fanów drużyny przeciwnej wywołanej tylko tym, że dwóch piłkarzy wdało się w sprzeczkę i jeden z nich został zawieszony. I będą myśleć w ten sposób niezależnie od tego, co powiedzą obaj menadżerowie, w jakim tonie to zrobią i niezależnie od tego, czy oba kluby spotkają się na "rozmowach".

Podobnie, jest wielu fanów United, którzy są w stanie chwalić geniusz Fergusona, a równocześnie zdawać sobie sprawę z jego wad.

To samo dotyczy fanów Liverpoolu. Kilka tygodni temu Tony Evans, redaktor naczelny sekcji futbolu The Times, a zarazem zagorzały wielbiciel Liverpoolu, napisał wyjątkowy tekst dotyczący sprawy Suareza. Stwierdził, że zachowanie Liverpool FC po ogłoszeniu werdyktu było błędne i swoje stanowisko podparł zdroworozsądkowym i racjonalnym myśleniem. Został nagrodzony oklaskami większości świata futbolu, wliczając w to wielu fanów Liverpoolu. Został także oszkalowany (co było do przewidzenia) przez jednooką brygadę z Merseyside.

Futbol dojrzeje dopiero wtedy, kiedy idea rozmów na szczycie między dwoma klubami spotka się raczej z burzliwym śmiechem niż pełną powagi zgodą; kiedy forum fanów będzie pełne nie teorii spiskowych, bezmyślnych wyzwisk i paranoicznych iluzji, ale sensownych debat na temat klubu, jego piłkarzy i polityki transferowej. Nastąpi to dopiero wtedy, kiedy będziemy wstanie oceniać wierność fanów nie przez wiernopoddańcze uwielbienie, czy odpowiedź podobną do psiej na gwizd – niezależnie od tego, co aktualny menadżer, czy mesjasz powie – ale wtedy kiedy będzie ona podparta wytrwałością i poświęceniem.

Zanim to nastąpi, musimy przyjąć, że wielu kibiców przypomina raczej lemingi, niż racjonalnie zachowujące się ludzkie jednostki, które posiadają własne mózgi. I właśnie dlatego spotkanie między Liverpoolem a Manchesterem United ma sens: jest po to, by lemingom ukrytym między nami wyjaśnić, jak należy postępować.

Matthew Syed



Autor: Asfodel
Data publikacji: 12.01.2012 (zmod. 02.07.2020)