WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1044

Andy będzie się spłacał

Artykuł z cyklu Artykuły


"Co za strata pieniędzy" - to stwierdzenie dało się słyszeć w sobotę na Wembley wielokrotnie, ale Andy Carroll mógł być zadowolony z końcowego efektu.

Wart 35 milionów funtów napastnik właśnie strzelił decydującą bramkę w półfinale FA Cup, bramkę tym słodszą, że złamała ona serca Evertonowi i jego kibicom. Miejsce Carrolla w liverpoolskim folklorze jest bezpieczne.

Czy to samo można powiedzieć o jego przyszłości w klubie, pozostaje sprawą dyskusyjną.

23-latek był łatwym celem dla krytyków, podczas jego 15-miesięcznego pobytu na Anfield. Szokująco wygórowana cena rozdmuchała oczekiwania do nierealistycznego poziomu.

Łatwo było jednak sobie wyobrażać, że Carroll strzeli więcej, niż 10 bramek w 50 występach dla Liverpoolu.

Jednak miniony tydzień miał posmak punktu zwrotnego dla Andy'ego. Sześć dni temu, w doliczonym czasie gry strzelił bramkę, która zapewniła jego drużynie - grającej przez godzinę w dziesiątkę - zwycięstwo nad Blackburn Rovers.

W sobotę wyglądał na innego zawodnika. Zmartwiona postać, nie radząca sobie z grą w czerwonej koszulce.

Brak bramek był dolegliwością Liverpoolu, ale obecność Andy'ego Carrolla w zespole, powodowała większe problemy. Kenny Dalglish chce mieć drużynę wymieniającą podania, w której rozchodzi się o poruszanie i inteligencję. Statyczny środkowy napastnik często stanowił martwy koniec dla takiego stylu gry, kiedy piłka znalazła się na jego drodze poza polem karnym: nagle gra zwalniała, piłkarze wybiegający na pozycję zamarzali, a atak się kończył lub musiał zaczynać od początku.

W polu karnym było gorzej. Carroll nie miał pojęcia jak wykorzystać przestrzeń, stwarzaną przez Luisa Suareza. Powinno się to potraktować sympatycznie. Anarchiczna i pokrętna forma geniuszu Suareza, czasami wydawała się do ostatniej chwili blokować jego kolegów z drużyny i strzelanie bramek.

Urugwajski napastnik wydaje się dryblować od niechcenia, zaskoczony swoją błyskotliwością podobnie jak kryjący go obrońcy. Czytający w myślach mogliby popaść w frustrację. Carroll miał problemy z nadawaniem na tych falach.

W sobotę Carroll okazał się najlepszym zawodnikiem Liverpoolu, a na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy zdaje się adaptować do stylu gry, prezentowanego przez drużynę Dalglisha. Zamiast być ślepą uliczką, potrafił przyspieszyć, a w sobotę dawał grze kombinacyjnej turbo doładowanie.

Inny incydent, wyglądający na punkt zwrotny, był ściśle powiązany z Carrollem i wielką sumą odstępnego, zapłaconą Newcastle United w styczniu zeszłego roku.

Damien Commolli, dyrektor ds. futbolowej strategii, został usunięty z tej pozycji przez Johna W. Henry'ego, najbardziej znaczącą postać w Fenway Sports Group, właścicieli Liverpoolu. Comolli stracił posadę nie dlatego, że piłkarze, którzy zostali sprowadzeni do klubu pod jego skrzydłami są poniżej standardów - chociaż wielu mogłoby dyskutować, że są - ale dlatego, że zostali przepłaceni.

Początkowo Carroll był wyceniany na kwotę około 12 milionów funtów. Newcastle odrzuciłoby taką ofertę od ręki, ale wydawać się może, że były bardziej rozsądne rozwiązania, niż rozpoczęcie przez Commoliego negocjacji od kwoty 30 milionów funtów.

Dlaczego w tym interesie zabrakło logiki, do dzisiaj pozostaje sprawą niewyjaśnioną.

Złożyło się na to wiele czynników: manager, który chciał zawodnika, którego przyszłość była niejasna, niespodziewany napływ 50 milionów funtów po sprzedaniu Fernando Torres do Chelsea i strach nowych właścicieli przed sprzeciwem kibiców, po stracie napastnika, będącego klubowym talizmanem.

Za zły osąd Commolli zapłacił cenę. Ale Carroll będzie musiał ponosić konsekwencje do końca swej kariery. Nikt nie powinien się łudzić, że Dalglish jest przywiązany do napastnika i wierzy, że stanie się on kluczową bronią w próbach powrotu Liverpoolu do top four.

Sugestie, że w styczniu Carrol był wystawiony na listę transferową nie pojawiały się z biura managera.

Cena 35 milionów funtów jest kamieniem młyńskim. Zdążyła już utopić Commolliego, a Carroll zrobi dobrze, jeśli nie da się zatopić. W sobotę dał Liverpoolowi coś bezcennego.

Jeśli nadal będzie się rozwijał w taki sposób, jak w zeszłym miesiącu, może wynagrodzić klub wieloma momentami, takimi jak tamten. Wtedy nikt nie będzie kwestionował jego wartości. Nawet w żartach.

Tony Evans



Autor: Mendel
Data publikacji: 16.04.2012 (zmod. 02.07.2020)