FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 940

Sezon na półmetku - podsumowanie

Artykuł z cyklu Artykuły


Rok 2012 powoli zbliża się do końca, sezon 2012/13 w Barclays Premier League osiąga z kolei swoją połowę. Obie okoliczności skłaniają do podsumowań, prezentujemy więc, jak dotychczasowy dorobek Liverpoolu pod wodzą Brendana Rodgersa widzi dziennikarz Liverpool Echo, James Pearce.

Środek sezonu Liverpool FC osiągnął w niezwykle karcący sposób. Nieszczęsna porażka w Boxing Day zadana przez Stoke City zmarnowała pęd, którego zespół nabrał bezwzględnie miażdżąc Fulham.

Cała historia brzmi znajomo, bo w ciągu ostatnich pięciu miesięcy drużyna Brendana Rodgersa była konsekwentnie niekonsekwentna.

Nadzieje pochodu w górę tabeli były podsycane obiecującymi występami tylko po to, by zaraz być zniszczone objawiającymi się słabościami.

Wynikiem niepowodzenia na Britannia Stadium jest fakt, że Liverpool zrównał się ze swoim dotychczas najgorszym startem sezonu w Premier League.

Drużyna zajmuje 10. miejsce z dorobkiem 25 punktów po 19 meczach, osiem punktów dzieli ją od miejsca premiowanego występem w Lidze Mistrzów, do którego aspiruje.

Dwa lata temu Roy Hodgson zapewnił klubowi taką samą zdobycz. Jego 20. spotkanie ligowe u sterów Liverpoolu okazało się być już ostatnim, kiedy żałosny blamaż 3:1 z Blackburn Rovers zapewnił mu wręczenie wypowiedzenia.

Nie ma żadnych szans na to, że Rodgers powtórzy ten scenariusz, nieważne co stanie się w niedzielę na Loftus Road, gdzie Liverpool zagra z okupującymi dno tabeli Queens Park Rangers.

Oczywiście odzywają się głosy niezadowolenia związane z wyborem wyjściowej jedenastki przez menedżera, czy kwestionujące jego taktykę po kulejącym występie przeciwko Stoke. Rodgers nie uniknie krytyki.

Jednakże, pomimo palącego poczucia frustracji obecnym statusem The Reds, ogromna większość kibiców staje murem w obronie Irlandczyka z Północy i robi to słusznie.

Statystyki z czasów Hodgsona mogą być podobne, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Istnieje dobry powód, dla którego fani traktują Rodgersa tak odmiennie.

Na tym etapie sezonu Hodgson walczył o życie. Śpiewy "Dalglish" na Anfield były coraz bardziej ogłuszające, a wiara w niego dawno już wyparowała.

Całkowicie kontrastowo, w kierunku Rodgersa nie padła ani jedna publiczna oznaka braku zaufania, a jego imię było śpiewane przez The Kop nawet w przypadku porażki. Można to przypisać stylowi gry, osobowości i okolicznościom.

Bezpośrednie, oschłe i negatywne podejście Hodgsona od początku nie pasowało na Anfield. Po zwycięstwach narzekania milkły, ale po przegranych dosłownie nie było się gdzie schować.

Zbyt dużo mówiło się chwilami o filozofii Rodgersa, bo pass and move nie jest w Liverpoolu niczym nowym. Ale to z czym wprowadził się do klubu koresponduje z tradycją i jest miłe dla oka.

Nie zawsze spłacało to dywidendy w pierwszej połowie sezonu. Przyczyną jest fakt, że nie ma pożytku z dominacji w posiadaniu piłki, kiedy brakuje personelu do wykańczania akcji z przodu boiska.

Brak siły ognia, w połączeniu ze zbytnią zależnością The Reds od najlepszego strzelca Luisa Suareza, oznaczał, że przez większość czasu występy były lepsze niż wyniki.

Podczas gdy Hodgson odcinał się od kibiców Liverpoolu na każdym kroku, Rodgers nie zmarnował żadnej okazji by wzmocnić więź, którą stworzył już pierwszego dnia swojej pracy w czerwcu.

Zapytany czy jakieś miejsce jest porównywalne z Anfield pod względem atmosfery, Hodgson odpowiedział: - Old Trafford i San Siro są bardzo dobre.

Żenująca porażka w derbach na Goodison została przez niego określona jako "najlepszy występ w sezonie", a po klęsce u siebie z Wolves narzekał, że brakowało mu "słynnego dopingu z Anfield".

Rodgers nie popełniał takich gaf. Wielokrotnie wspominał o swojej dumie z trenowania "jednego z największych klubów na świecie", obiecując "walczyć na śmierć i życie" o przywrócenie Liverpoolowi minionej chwały, by nagrodzić "niezwykłych kibiców". 39-latek korzysta z historii klubu, a nie ucieka od niej. Kiedy Hodgson na każdym kroku starał się obniżać oczekiwania, Rodgers stara się motywować The Reds.

Naśmiewano się niedawno z jego sugestii, że nie można wykluczyć skończenia sezonu przez Liverpool w czołowej dwójce ligi. Rodgersowi chodziło po prostu o to, że czwarte miejsce nie może być uważane za ostateczny cel.

To był oczekiwany pokaz ambicji, ale problemem jest odległość, jaka dzieli miejsca, gdzie Liverpool się znajduje i gdzie pragnie być.

To już czwarta kampania z rzędu, którą Liverpool zaczął z innym menedżerem u sterów. Większość fanów posiada wystarczające poczucie realizmu, by ocenić rozmiar zadania, które przypadło Rodgersowi i że po tak wielu rewolucjach na Anfield potrzebna jest teraz stabilność.

Skoro Fenway Sports Group nie ukrywa, że klub sam musi finansować swoje wydatki, szybki sukces od początku był wykluczony i założony progres musiał być powolny.

Rodgers odziedziczył skład, który kończył poprzednie trzy sezony na siódmym, szóstym i ósmym miejscu w tabeli.

Postawiono go następnie przed zadaniem obcięcia wydatków na tygodniówki, a odejście dużo zarabiających zawodników takich, jak Craig Bellamy, Dirk Kuyt, Alberto Aquilani i Maxi Rodriguez zmniejszyło liczebność składu.

Rodgersowi, który stracił wtedy z powodu kontuzji Lucasa Leivę, utrudniono życie pod koniec sierpnia, kiedy właściciele nie wsparli go w staraniach o podpis Clinta Dempseya z Fulham.

Kiedy następnie Fabio Borini złamał stopę, w pełni objawiło się szaleństwo wypożyczenia Andy'ego Carrolla do West Hamu i nie zastąpienia go. Pozostawiło to Liverpool w śmiesznej sytuacji z jednym doświadczonym napastnikiem i drużyna zapłaciła za to punktami.

Zawodnicy, których sprowadził Rodgers, jeszcze nie zdążyli w pełni odpalić. Po uskrzydlającym początku sezonu, forma Joe Allena spadła i obecnie wypadł ze składu.

Dorobek Boriniego, który wynosi jedną bramkę w 11 występach, jest w pewnym sensie przemawiający, natomiast Nuri Sahin po bystrym starcie walczył o formę i znalazł się z tyłu kolejki do podstawowej jedenastki.

Po tym, jak tak bardzo pragnęli się pozbyć Carrolla, ponieważ nie chcieli, by zawodnik zarabiający tak dużo grzał ławkę rezerwowych, w Liverpoolu płacą teraz Sahinowi podobną kwotę za oglądanie meczów.

Fanom spodobała się wola Rodgersa, by dawać szanse młodym. Objawienie się skrzydłowego Raheema Sterlinga jest dużym plusem, podczas gdy inni nastolatkowie Suso i Andre Wisdom również posmakowali gry w pierwszej drużynie.

Kwalifikacja do 1/16 finału Ligi Europy z pozycji zwycięzców grupy zrobiła wrażenie, ale poddanie zdobytego w zeszłym sezonie Pucharu Ligi w porażce ze Swansea było niezwykłą niechlujnością.

Koniec końców, Rodgers zostanie osądzony miarą tego, jak Liverpool wypadnie w Premier League. Fakt, że wszystkie sześć meczów, które zespół wygrał w lidze, było starciami z zespołami obecnie znajdującymi się w dolnej połowie tabeli, może martwić.

W styczniu nadchodzą wzmocnienia, a wśród nich sprowadzony z Chelsea za 12 milionów funtów napastnik Daniel Sturridge, za którego śladem prawdopodobnie wkrótce podąży Tom Ince z Blackpool.

Właściciele nie obarczyli w sierpniu menedżera żadnymi wzniosłymi celami, podkreślając, że wchodzą z młodym trenerem w długoterminowy projekt.

Pomimo tego, Rodgers wie, że od teraz do maja losy muszą się trochę odwrócić, jeśli chce zachować niezachwiane wsparcie kibiców, którym dotychczas się cieszył.

James Pearce



Autor: Hansav
Data publikacji: 28.12.2012 (zmod. 02.07.2020)