EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1215

Od Hongkongu po Kijów

Artykuł z cyklu Artykuły


Teraz pojedziemy do Kijowa. Brzmi niewiarygodnie, ale to prawda

Ulewa spadająca na Kowloon niemal jak pociski wreszcie się uspokoiła. Dla Liverpoolu jednak to był początek burzy.

21 lipca zeszłego roku zanim słońce w pełni przebiło się przez postrzępione chmury piątkowego poranka w Hong Kongu, ekran telefonu Jürgena Kloppa zapełniły powiadomienia od dyrektora sportowego, Michaela Edwardsa i prezydenta Fenway Sports Group, Mike’a Gordona.

Wiadomość, która dotarła do menedżera – klub odrzucił bez wahania opiewającą na 72 miliony funtów ofertę Barcelony za Philippe Coutinho – była w Wielkiej Brytanii już wczorajszym „gorącym tematem”, a wszystko przez siedmiogodzinną różnicę czasu.

Harmonogram przygotowań przedsezonowych zaplanowany przez Kloppa został już zaburzony przez monsunowe perturbacje uniemożliwiające przeprowadzenie sesji treningowych, wymuszając przy tym improwizowane zajęcia.

Jednak to ten wątek mógł w pełni skomplikować przygotowania do rozgrywek sezonu 2017/2018.

Liverpool mógł nie dać bardziej jednoznacznej odpowiedzi: nie będzie sprzedaży latem, niezależnie od wysokości oferty.

Oczywistym też stało się, że hiszpański gigant powróci uzbrojony w arsenał ofensywy medialnej mającej stworzyć większe zamieszanie niż samo podbicie kwoty transferowej.

Jedyna zmienna dotyczyła centralnego punktu całej sprawy. Co myślał Coutinho, który w styczniu podpisał nowy, pięcioletni kontrakt bez klauzuli odstępnego?

Gdy Klopp wszedł do zamkniętego pokoju zebrań na śniadanie w hotelu Ritz-Carlton, odpowiedź nadeszła błyskawicznie. Zdaniem obserwatorów dwudziestopięciolatek ze zmieszaniem na twarzy był na granicy załamania, a w jego mowie ciała nastąpiła natychmiastowa zmiana.

Pojawił się problem. Klopp podszedł do Coutinho i umówił się z nim na wieczorną rozmowę, podczas której odbyli szczerą oraz pełną szacunku wymianę zdań.

Liverpool nie mógł po prostu zmienić swoich planów na sezon tylko dlatego, że Barcelona nie przygotowała się na stratę Neymara na rzecz Paris Saint-Germain – tłumaczył Boss.

To argument, do którego wracał, podkreślając również złe wyczucie czasu oraz niewłaściwą wiadomość, jaka zostałaby wysłana w świat na temat klubu.

Coutinho to rozumiał, lecz podkreślił, jak wiele dla jego kariery poświęciła jego żona, Aine, oraz jego rodzice. Przyszłość krążyła wokół nich podobnie jak wokół jego ambicji.

Był szczęśliwy w Liverpoolu, kochał klub, wyrażał swoją wdzięczność… Lecz to była Barcelona. Poza tym, przenosiny dawały szansę zmiany stylu życia dla jego rodziny, która mogłaby funkcjonować w kulturze zdecydowanie bliższej do ich własnej.

Klopp zrozumiał proces myślowy Coutinho, lecz powtórzył, że chodzi o Liverpool i to niewłaściwe, zarówno wobec klubu, jak i wobec kolegów z drużyny, a także względem ambicji na sezon.

Zanim nastąpiła publiczna deklaracja, przekaz poparł Edwards oraz właściciele.

Chcielibyśmy wyrazić jasno swoje stanowisko wobec szans na transfer Philippe Coutinho – brzmiało oficjalne oświadczenie na stronie klubowej, zamieszczone 11 sierpnia 2017 roku, podkreślające zdecydowaną postawę, że żadna oferta za Philippe nie będzie rozważana i zostanie on zawodnikiem Liverpool FC po zakończeniu letniego okna transferowego.

Przez kakofonię stukającego szkła i rozmów, dało się odczuć lekki podmuch ulgi i buntu, przenikający atmosferę w Freshfield w okolicach Formby.

Niedziela, 6 stycznia 2018 roku. Długo planowana impreza noworoczna dla sztabu Liverpoolu w rezydencji Kloppa zbiegła się w czasie ze sprzedażą Coutinho do Barcelony za 142 miliony funtów.

Komunikat opublikowano na krótko przed rozlaniem podczas spotkania ginu Monkey 47 i niemieckiego lagera, zaś wiadomość, która na oficjalnej stronie pojawiła się tuż po samym ogłoszeniu sprzedaży zawodnika została w całości napisana przez menedżera.

Zawodnicy będą przychodzili i odchodzili, taka jest piłka, lecz klub jest wystarczająco duży i silny, by kontynuować nasze agresywne podejście na boisku nawet po utracie ważnego piłkarza. Jako klub w ostatnich latach nie mieliśmy lepszego okresu, by reagować we właściwy sposób. Wykorzystamy naszą wielkość i siłę, by zamortyzować momenty jak te i wciąż iść naprzód.

Tego wieczoru, gdy najważniejsze persony ze sztabu szkoleniowego i ich partnerzy dotarli do jego domu, Klopp miał wszystko wypisane wprost na twarzy.

Niezależnie od następujących wydarzeń, obecni mieli poczucie wspólnoty. Wierzyli w siebie nawzajem, w kadrę, w fakt, że przybycie Virgila Van Dijka wzmocni Liverpool oraz w to, że mają wystarczająco dużo ikry jako kolektyw, by kontynuować postęp.

Widząc Kloppa, wierzącego w to tak mocno, inni nie mieli wyjścia, jak tylko podzielić jego zdanie.

Liverpool nie tylko będzie miał się dobrze, Liverpool będzie miał się wręcz zajebiście.

Klopp stanowił przykład pewności i spokoju, lecz poprzednich pięć miesięcy było bardzo stresujące dla byłego trenera Borussii Dortmund.

To było wbrew jego naturze, tak mocno zakorzenionej wokół empatii, by widzieć piłkarza przepełnionego rozpaczą. Cenił Coutinho zawodowo oraz osobiście i nie mógł znieść widoku reprezentanta Brazylii, przeżywającego tak bardzo całą sagę transferową.

Klopp wyobrażał sobie, co dzieje się u Philippe w domu. Nie mógł znieść myśli, jaki wpływ mogła mieć ta sytuacja na jego żonę i młodą córkę.

Menedżer wiedział jak by on sam się czuł, gdyby jedno z jego dzieci znalazło się w podobnej sytuacji lub gdyby spotkało to jego żonę.

Część arsenału Kloppa to przenikliwość, wchodząca głęboko w motywacje kierujące tymi, którzy pracują pod nim lub razem z nim.

Z tego względu, smutek Coutinho, człowieka wrażliwego i postrzegającego rodzinę jako swoją oś, przeniósł się również na Kloppa.

50-latek często znajduje się w centrum uwagi, skupiając na sobie światła reflektorów. Charyzmatyczny i czujący się bardziej niż komfortowo na parkiecie lub chwytając za mikrofon podczas wspólnych wyjść.

Jednak ci, którzy znają Kloppa najlepiej, twierdzą, że najszczęśliwszy jest pozostając w cieniu, dając błyszczeć tym, na których mu zależy i którym życzy najlepiej.

Uwielbia patrzeć na tradycję inicjacyjną, polegającą na śpiewaniu przez nowoprzybyłego zawodnika piosenki przed wszystkimi swoimi nowymi kolegami.

Cieszy go chemia, jaką skład wytworzył we własnej grupie i fakt, że udało im się połączyć powagę (restrykcyjny system kar finansowych) z humorem – na plan pierwszy wysuwa się Dejan Lovren i jego "trenerska przemowa" w półfinale Ligi Mistrzów z Manchesterem City.

Ponadto, Klopp spędza godziny na YouTube, oglądając wideo od radosnych fanów, wielokrotnie wspominając, że oglądanie publiczności tworzy silną, wyjątkową więź z drużyną.

Widząc więc coś odwrotnego, widząc smutek dręczący Coutinho, musiał cierpieć.

Dlatego, gdyby to zależało jedynie od Kloppa, przenosiny numeru 10 do Hiszpanii odbyłyby się już przed startem sezonu 2017/2018.

Świadomy własnej omylności i mając na uwadze co sam czuł, zestawił to z pełnym obrazem sytuacji. Nagle wszystko stało się trywialne, w związku z czym Niemiec poparł argumentację Edwardsa, Gordona i właścicieli.

Wtedy nie miało to sensu, by jako jedyną drogę ucieczki Coutinho miał upatrywać w antagonistycznej postawie, lecz jego obóz podczas swojej ofensywy w prasie obrał za cel menadżera, co jedynie wzmocniło stanowisko FSG.

Klopp dobrze to ukrywał, lecz fałszywe nuty w relacjach z „geniuszem z Liverpoolu” i jego wyraźne niezadowolenie z pobytu w klubie bolały go, szczególnie gdy nadchodziły kolejne ataki w mediach.

Występy Coutinho po zakończeniu sagi, szczególnie na arenie międzynarodowej, mogły wydawać się oczywiste, lecz dużym osiągnięciem było samo doprowadzenie do jego gry w Lidze Mistrzów.

Gdy jasne stało się, że nic na Liverpoolu nie uda się wymusić, groźba odmowy występów w rozgrywkach europejskich była mocno doradzana przez pomocników piłkarza.

Gordon i Edwards natrudzili się, by to zagrożenie wyeliminować, a Klopp zaczął reintegrację Coutinho z drużyną. Proces ten bardzo ułatwiła ochrona chcącej odejść gwiazdy przez samego Niemca.

Mimo podejrzanych cudzysłowów, stawianych za każdym razem, gdy wspominano o „kontuzji pleców”, która wykluczyła z gry pomocnika w sierpniu, Klopp nigdy nie zboczył z wcześniej obranego kursu – nawet, gdy sprawa została określona jako „wyłącznie emocjonalna” przez lekarza reprezentacji Brazylii podczas przerwy na mecze reprezentacji.

Harmonia drużyny i upewnienie się, że na początku sezonu nie ma już żadnych problemów, było dla Kloppa najważniejsze – nie przeszkadzało mu bycie przedmiotem kpin, które mocno nadszarpnęły szacunek, jakim cieszył się w szatni.

10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1…

Szczęśliwego Nowego Roku!

Rok 2018 ledwo się zaczął, a już powróciły powikłania i zmartwienia, od których Liverpool miał chwilową przerwę.

Barcelona nie pukała do drzwi, lecz chciała je wyważyć. Coutinho niezmiennie pragnął odejść, mimo, iż miał pewne miejsce gry w drugiej linii, za doskonałym trio ofensywnym, które doprowadziło klub do pierwszej fazy pucharowej Ligi Mistrzów od 2009 roku.

Liverpool nie chciał powtórki z letniego przewrotu, lecz jednocześnie nie chcieli oddawać Brazylijczyka, który tak pasował do systemu gry.

Idąc pod prąd, próbowali przekonać go do pozostania do końca sezonu, oferując lukratywny kontrakt. Jednak zarówno Barcelona jak i on sam obstawali przy swoim: Coutinho był na Merseyside od pięciu lat i pozostał nieugięty: nadszedł czas powiedzieć „do widzenia”.

Dni upływały i zaczęto coraz częściej wspominać o możliwej sprzedaży, Gordon martwił się, że pozytywna otoczka wokół klubu może szybko zamienić się w niepokój. Nalegał, by złość fanów wziąć na siebie i właścicieli, chroniąc Kloppa oraz piłkarzy od toksycznych ataków.

Jednak przez ten okres nie było spokojniejszej osoby w Melwood niż menadżer i nie było wątpliwości, że to on stanie w pierwszym szeregu tej batalii.

Klopp zażądał, by wszyscy się uspokoili, twierdząc, że to tylko transfer piłkarza i tak powinni traktować tę sytuację.

Jeśli Liverpool nie chciał zamieszania wokół tej sprawy, konieczne było, aby sami nie tworzyli spektaklu.

To była tylko transakcja, a nie gwóźdź do trumny dla sezonu The Reds.

Najważniejszym czynnikiem było to, jak drużyna zareaguje na rozwój wydarzeń. Mały Magik był kochany przez swoich kolegów, ale w głowie Kloppa siedział pewien epizod.

Pewnego sierpniowego popołudnia, zdesperowany Coutinho w jednej z sal konferencyjnych terenie Melwood spotkał się z komitetem pierwszej drużyny i powiedział kilka słów.

Zaapelował do nich, aby zmienili zdanie klubu i choć wiedział, że drużyna chce, aby został, uznał też, że inni profesjonaliści zrozumieją, dlaczego uważał to za „transfer marzeń” i czemu to było dla niego takie ważne.

Ze wszystkich szykan, które miały miejsce podczas letniego okna transferowego, to wciągnięcie kolegów z drużyny w całe zamieszanie najbardziej zirytowało Kloppa.

Kiedy więc transakcja została zakończona, a Coutinho odszedł, menedżer zebrał całą grupę w kompleksie szkoleniowym i wygłosił przemówienie.

Wiadomość była taka, że stracili świetnego gracza i przyjaciela, ale nic więcej. Powiedział im, aby nikomu na zewnątrz nie dali poznać, że odejście Phila miało jakikolwiek wpływ na ich sezon.

Klopp wspomniał, że będą teraz pod lupą, ale nie wierzył, że wpłynie to na Liverpool w negatywny sposób. Ważne było, aby zespół też w to uwierzył, ponieważ jeśliby pozwolili, by jego odejście wykorzystywano jako wymówkę, Liverpool okaże się słaby.

Przypomniał swoim graczom, że mogą zdecydować, czy ludzie będą mówić, że geniusz całego kolektywu odszedł razem z Coutinho.

„Zostaliśmy my. Idziemy dalej”.

Liverpool już przed spotkaniem przewidywał burzę, a gdy gwizdek na Etihad zabrzmiał, odetchnęli z ulgą po przetrwaniu huraganowych ataków Manchesteru City.

Na tablicy wyników było zaledwie 1:0 dla drużyny Pepa Guardioli, a w dwumeczu nadal 3:1 dla gości w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, lecz te pierwsze 45 minut było bolesne.

Rytuał Kloppa w przerwie jest stały tak na własnym stadionie, jak i na wyjeździe. Szybko przechodzi od linii bocznej do szatni, zdejmuje kurtkę i spotyka się z asystentem Peterem Krawitezem, który razem z analitykami Harrisonem Kingstonem i Markiem Leylandem wybiera najważniejsze klipy z meczu.

Materiał, który pokazują, nigdy nie jest związany ze straconym lub zdobytym golem, ale stanowi raczej przykład tego, jak uniknąć tego pierwszego lub zapewnić to drugie, podkreślając ustawienie linii defensywnej lub wskazując najlepszą przestrzeń do przeprowadzenia ataku.

Przeciwko City nastąpiła zmiana. Lovren krzyczał, kazał drużynie „obudzić się”, twierdząc, że nie pokazali wystarczającej wiary i pozwalali Kevinowi De Bruyne i spółce robić co tylko im się podoba.

Klopp wykorzystał to jako idealne otwarcie dla własnej przemowy i dlatego odszedł od normalnego porządku, pozwalając środkowemu obrońcy mówić przez niecałą minutę, po czym sam zabrał głos.

Zaczął od przyznania racji Chorwatowi, wypominając potem Lovrenowi i van Dijkowi, że stwarzaja dla swojej drużyny zagrożenie, zostając tak głęboko.

Potem spokojnie przekazał najważniejszą informację: wyjdźcie wyżej, zagęśćcie środek i powtrzymajcie City przed dogrywaniem podań, które wykorzystują ich mocne strony.

Przy piłce potrzebowali więcej spokoju, lepszej orientacji i szybszej gry. Wskazał przestrzeń, która pomoże przełamać pressing City, dając szansę Liverpoolowi utrzymać piłkę i przerwać ciągły napór gospodarzy.

Klopp następnie przypomniał szansę Aleksa Oxlade’a-Chamberlaina pod koniec pierwszej połowy, z pewnością odtwarzanej bez końca w szatni gospodarzy.

Podkreślił, że City właśnie widziało, do czego zdolny jest Liverpool i zapewne było to dla nich przerażające, ponieważ wystarczyłby jeden udany atak, by zniweczyć plan Guardioli.

Dało się wyczuć myślenie „więc co do cholery robimy, ciągle tu siedząc?”, gdy Klopp kazał im wyjść na boisko i przejąć inicjatywę.

Gdy City ogarnęły emocje związane z sytuacją, w której Guardiola został odesłany na trybuny w przerwie meczu, Liverpool wykorzystał przerwę, aby się przeorganizować.

Zdolność Kloppa do przejścia do sedna sprawy i komunikowania się zwięźle była widoczna w pierwszym fragmencie gry, w którym jego drużyna wykonała od pięciu do sześciu kolejnych podań.

Punktem kulminacyjnym było dogranie Wijnalduma do Oxlade’a-Chamberlaina i wyrównanie Mohameda Salaha w 56. minucie, co skutecznie zakończyło pojedynek,.

Reprezentant Anglii wciąż analizował ustawienie obrony City, by posyłać piłki do Egipcjanina, który wraz z Sadio Mané pracowali nad odizolowaniem i wytrącaniem z równowagi Aymerica Laporte’a, Fernandinho i Nicolása Otamendiego zgodnie z instrukcją w przerwie.

Kloppa zawsze postrzega się przez pryzmat jego magnetyzmu, ale nie jego metod. Ludzie widzą zajebistą postać z jego nieokiełznanym zarostem, w bluzie i trampkach, ale nie taktycznego nerda, który ma obsesję na punkcie przygotowania i szczegółów.

Ta narracja zbudowana została uściskami, pięścią wycelowaną w powietrze i słynnymi wybuchami wściekłości przy linii bocznej, ale powinna też obejmować opanowanego lidera, który potrafi czytać ludzi i nigdy nie unika ważnych decyzji.

Liverpool przed finałowym meczem sezonu przeciwko Brighton potrzebuje tylko punktu, aby zapewnić sobie awans do Ligi Mistrzów? Okej, po prostu wystawi czterech napastników.

Istnieje również błędne przekonanie, że zarządzanie Kloppa jest przepełnione przez hollywoodzkie momenty, że codziennie wygłasza błyskotliwe żarty jak z najlepszego serialu komediowego.

Do dzisiaj, Andy Robertson i Oxlade-Chamberlain są pytani „co Klopp wam powiedział, gdy nie szło wam podczas początków w Liverpoolu?”.

Nie ma na ten temat żadnych wzmianek w mediach, ponieważ nie było skomplikowanych spotkań ani wstrząsających dyskusji.

Powiedział im, aby kontynuowali swoją postawę, pracowali, a gdy nadejdzie czas, wszystko się ułoży.

Klopp uważa, że nie ma sensu rozdmuchiwać czegoś ponad rzeczywisty rozmiar i że często najlepszą decyzją, jaką można podjąć jest niepodejmowanie żadnej.

Uważa on, że „rozmowa” może czasami być zbyt pobłażliwa lub zbyt wyrachowana. Jeśli nie ma żadnej korzyści dla gracza, jaki dokładnie jest jej sens?

A jeśli nie ma wielkiego problemu, jeśli krytyka istnieje tylko na zewnątrz, to dlaczego Klopp powinien sugerować, że istnieje problem, formalnie się nim zajmując?

Weźmy na przykład Mané, który przez pewien czas był lekko marudny, biorąc wszystko zbyt mocno do siebie i zastanawiając się nad każdą sytuacją za długo.

Generalnie jednak skrzydłowy nadal stanowił zagrożenie, nadal miał duży wpływ na grę i nadal gwarantował, że trójka ofensywna działała sprawnie, jednocześnie mając więcej obowiązków w obronie.

Nie odbyło się żadne spotkanie z reprezentantem Senegalu, po prostu wystarczyło krótkie „Co słychać? Przestań się zadręczać wszelkimi błędami, jestem z zadowolony z twojej gry”.

Mané znalazł swoją własną drogę przez trudny okres, wspomaganąy raczej szczyptą zachęty niż długim taktycznym dyskursem.

Klopp nie waha się przejąć kontroli, gdy sytuacja tego wymaga – dla przykładu weźmy sytuację z Mamadou Sakho – ale starannie dobiera te momenty bez względu na własnego ego, nie grając przy tym nikogo.

8 października 2015 roku

W hotelu Hope Street w centrum Liverpoolu osoby obecnie blisko współpracujące z nowym menadżerem miały okazję poznać charakter dopiero co ogłoszonego szefa.

Po tym jak Klopp podpisał trzyletnią umowę, na mocy której zarabia około 7 milionów funtów za sezon, w tej samej sali konferencyjnej, gdzie Rafa Benítez parafował umowę z klubem w 2004 roku, zabrał personel piłkarski na kolację.

Niektórzy oczekiwali od Niemca podniosłej mowy, inni założyli, że będzie to wprowadzenie do rządów Jürgena.

Zamiast tego Klopp mówił mało, prosząc wszystkich, by opowiedzieli o sobie, swoich rolach i jak rzeczy się mają w Liverpoolu – od harmonogramu treningów, aż po dzień meczowy. Chciał przyswoić najwięcej informacji, jak tylko mógł.

Gdy przyszedł czas, by omówić plan ogłoszenia mediom jego przybycia, Klopp został zapytany o swoje preferencje w kontaktach z prasą. – Nie, nie – odrzekł, podkreślając, że to zadanie pionu komunikacji i to oni są ekspertami.

To oni musieli mu powiedzieć jak to powinno wyglądać. To oni uczyli jego.

Jednym z talentów urodzonego w Stuttgarcie trenera jest zaufanie i chęć korzystania z porad współpracujących z nim osób. Na samym początku przyznał: – Nie jestem człowiekiem instytucją. Nigdy taki nie byłem i nigdy nie chcę taki być. Najlepszą nauką jaką można dostać, to móc porozmawiać z mądrymi ludźmi o rzeczach, o których mają większe pojęcie niż ty.

Dlatego, gdy skauci wciąż wysuwali Salaha na szczyt listy najbardziej pożądanych wzmocnień Liverpoolu, Klopp podpisał się pod tą ekspertyzą.

Bierze udział we wszystkim, lecz szanuje swoją załogę, która odpowiada za swoją pracę i ma wystarczająco odwagi, by podejmować ważne decyzje bez informowania go o każdym, najmniejszym szczególe.

Klopp otacza się silnymi osobowościami, gdyż sam taki jest, lecz to może po części tłumaczyć dlaczego jego wieloletni asystent i przyjaciel, Željko Buvač, najprawdopodobniej odejdzie z klubu po zakończeniu sezonu.

Bośniacki Serb opuścił pierwszą drużynę pod koniec kwietnia z powodów osobistych i o ile na tym wyjaśnienia się kończą, zakłada się, że istnieje pewna doza niezadowolenia, wynikająca z pełnionej przez niego w futbolu roli.

Fakt, że jego absencja nie odbiła się negatywnie na Liverpoolu, może świadczyć o sile indywidualności wciąż będących w szatni.

Mowa tu również o piłkarskim personelu, czego dowodzi bezszkodowość zimowego odejścia Coutinho.

Tak jak piłkarze chętnie przejęli na siebie obowiązki kolegi, tak samo zrobił sztab trenerski.

„Niewiarygodnie zdrowe” - w ten sposób określa się ogólnie zestawienie relacji w Melwood i jeśli pomyśli się o bezproblemowym włączeniu van Dijka i Salaha do drużyny, wydaje się być to określeniem właściwym.

W międzyczasie piłkarze, którzy potrzebowali więcej czasu, by odnaleźć się w nowym otoczeniu, jak Robertson i Oxlade-Chamberlain, nigdy nie czuli się odseparowani.

Klopp uprawnił Hendersona do wzmocnienia jedności w szatni, a kapitan promował poczucie wspólnoty w sposób, który zdaniem pracowników Melwood był dotąd niespotykany.

Więź rozszerza się poza drużynę i obejmuje też pozostałych pracowników zatrudnionych w klubie. Nawet po opuszczeniu klubu, to poczucie wspólnoty z zawodnikami pozostaje.

Gdy Liverpool pojechał do Rzymu na rewanż półfinału Ligi Mistrzów, Lucas Leiva wysłał lubianym przez wszystkich pracującym w kantynie Carol Farrell i Caroline Guest zaskakujący upominek – podpisane koszulki z osobistymi wiadomościami dla każdej z nich.

Tymczasem, jak to mają w zwyczaju w jadalni, przy śniadaniu lub lunchu, Klopp i Edwards omawiali strategię i szczegółowe prezentacje na temat poszczególnych piłkarzy. Wspólnie, stosując politykę otwartych drzwi, wypracowali relację opartą na wzajemnym szacunku.

I chociaż dyrektor sportowy lubi pozostawać w ukryciu, woląc wykonywać swoją pracę, niż o niej mówić, co pozwala mu czasem wykonywać ruchy poza wzrokiem postronnych, Klopp docenia fakt, że ma eksponowaną rolę i decydujący głos.

Boss the Reds nigdy nie skąpi pochwał dla sztabu skautów, który wspiera fantastyczny dział prac badawczych pod wodzą Iana Grahama.

O ile Edwards nie jest typem osoby szukającej uznania, atak Liverpoolu – najskuteczniejszy w Europie w tym sezonie – to głównie jego dzieło.

Gordon ocenia relację między tą parą jako kluczowy element sukcesu klubu. Klopp docenia inteligencję Edwardsa w tworzeniu zespołu, który skutecznie zrealizuje jego agresywny plan gry, podczas gdy szef komitetu transferowego jest świadomy, że zakontraktowanie światowej klasy gracza jest bezcelowe bez najlepszego menedżera, który wydobędzie każdy cal jego talentu.

Sposób, w jaki w tym sezonie Czerwoni niszczyli zespoły na kontynencie wywołał ciekawe zjawisko – nastąpił gwałtowny wzrost liczby agentów, którzy chcieli sprawdzić, czy klub wyrazi zainteresowanie ich ekscytującymi klientami.

Liverpool to teraz rozpędzony pociąg.

Wyobrażam sobie siebie tutaj do końca kariery

FSG zostało przekonane, lecz jak mogło być inaczej? Przez niemal 5 lat był wybrańcem: idealnym menedżerem, zawsze jednak minimalnie poza zasięgiem.

W październiku 2015 roku, wreszcie dopięli swego – Liverpool miał Jürgena Kloppa.

Jednak to był zaledwie trzyletni kontrakt. Nigdy nie mieszkał poza Niemcami, nie mówiąc już o prowadzeniu drużyny poza swoją ojczyzną i o ile nie było wątpliwości, że dla klubu jest idealny, Klopp musiał wziąć pod uwagę adaptację do nowego środowiska zarówno swoją, jak i swojej rodziny.

Długość kontraktu zakładała raczej realistyczny scenariusz, niż ten romantyczny. Podczas swobodnej rozmowy z Gordonem w czerwcu 2016 roku, zaznaczył jednak, że mógłby sobie wyobrazić siebie w Liverpoolu do końca swojej menadżerskiej kariery.

To, po uprzedniej rozmowie z właścicielem Johnem Henrym i prezesem Tomem Wernerem, natychmiast uruchomiło proces mający na celu zabezpieczenie jego usług na lata.

W ciągu kilku godzin, agent menadżera, Marc Kosicke, ustalił nowe warunki kontraktu i nowy, sześcioletni kontrakt został zaakceptowany.

Klopp był na wakacjach na Ibizie, po czym przepłynął promem do Formantery, najmniejszej wyspy hiszpańskich Balearów na Morzu Śródziemnym.

16 czerwca, gdy obchodził 49 urodziny, wzniósł toast również za podpisanie kontraktu do 2022 roku; ten fakt całemu światu został zakomunikowany później, na początku przygotowań przedsezonowych w lipcu.

– Gdy masz do dyspozycji kogoś takiego jak Jürgen, to oczywiste, że trzeba zabezpieczyć jego przyszłość w dłuższej perspektywie. Gdybyśmy tego nie zrobili, bylibyśmy nieodpowiedzialni.

Długo zanim Henry, Werner i Gordon pierwszy raz spotkali się z Kloppem 1 października 2015 roku w biurze kancelarii Shearman & Sterling w Nowym Yorku, sumiennie odrobili pracę domową dotyczącą jego kwalifikacji.

Było oczywistym, jak bardzo czarującą i jednoczącą wszystkich jest osobą, lecz szybko zdali sobie sprawę, że za uśmiechem szalonego naukowca, znanym ze wszystkich klipów z konferencji prasowych kryje się ogromna wiedza.

Liverpool potrzebował rozpoznawalnej osobowości, a tutaj trafił się wielkoduszny architekt, czczony za swoją wybitną pracę w Mainz i Dortmundzie.

W strzelistym budynki na Lexington Avenue w Manhattanie rozmawiali godzinami, biorąc na tapetę wszystko: od stylu gry po ponowną aktywację społeczności kibiców, a następnego dnia spotkali się ponownie, kontynuując rozmowy.

Klopp regularnie podkreślał jedną kwestię: Liverpool powinien pokazać moc w Europie. I miał realną szansę to zrobić. Chciał przywrócić ich do elity klubów na Starym Kontynencie, co więcej, chciał stworzyć drużynę, na którą nikt nie chciałby trafić w Lidze Mistrzów.

W ciągu kilku miesięcy po przybyciu do Liverpoolu, poprowadził klub do finału Ligi Europy, eliminując pod drodze Manchester United, Dortmund i Villareal, ostatecznie przegrywając w Bazylei mecz o trofeum z Sevillą.

W swoim pierwszym pełnym sezonie u władzy, doprowadził swoją drużynę do czwartego miejsca w lidze, co dało awans do Ligi Mistrzów zaledwie po raz drugi w ciągu ostatnich ośmiu sezonów.

A teraz, po przebrnięciu przez niewygodne Hoffenheim w sierpniowych kwalifikacjach i dotarciu do fazy grupowej, znaleźli się w finale, mając w perspektywie kolejną szansę w następnym sezonie.

Cokolwiek stanie się w starciu przeciwko Realowi Madryt w Kijowie, nie da się nie zauważyć postępu Liverpoolu.

Wracając się do Hongkongu, fakt, że dotarli tak daleko – jeden cel spełniony, a drugi daleko prześcignięty – mimo perturbacji, kontuzji i sprzedaży Coutinho w środku sezonu, godny jest najwyższego podziwu.

Liverpool ma okazję podbić Europę, po drodze do finału na Stadionie Olimpijskim eliminując Porto, Manchester City i Romę, niszcząc przy tym rekordy strzeleckie.

Co więcej jednak, w klubie da się wyczuć ogrom pewności siebie, że to nie jest jednorazowy wyskok, że czarujące wieczory pod reflektorami na Anfield znów będą standardem.

Wszyscy wierzą, że Liverpool nie tylko będzie miał się dobrze, ale będzie miał się zajebiście.

Melissa Reddy



Autor: Elwojtasso
Data publikacji: 18.05.2018 (zmod. 02.07.2020)