WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1075

Świadkowie

Artykuł z cyklu Heysel


Piłkarze

Paolo Rossi

Wtedy: Piłkarz Juventusu, 28 lat

Miałem szczęście zagrać na trzech Mundialach w barwach Włoch, a 1982 roku wygraliśmy ten turniej, a ja został najlepszym strzelcem. Z Juventusem zdobyłem Scudetto (Mistrzostwo Włoch), Puchar Włoch i Puchar Zdobywców Pucharów. Jednak nie czuję się zdobywcą Pucharu Europy, nie po tym meczu z Liverpoolem.

Jeśli mówimy o śmierci podczas sportowej imprezy, to zdrowa rywalizacja schodzi na drugi plan. Oczywiście, zawsze pytasz się, dlaczego takie rzeczy mają miejsce. Ale na to pytanie nie ma łatwych odpowiedzi.

Jak ciężko było grać w tym meczu? No cóż piłkarze nie zdawali sobie sprawy z prawdziwych wymiarów tej tragedii. Niektórzy mówili, że tylko jedna osoba nie żyje i nie mieliśmy żadnych sprawdzonych informacji. Dopiero po meczu poznaliśmy przerażającą prawdę. Zostaliśmy zmuszeni do rozegrania tego meczu. Nie mieliśmy wyboru. Jednak powtarzam wcześniej nic nie wiedzieliśmy. Może gdybyśmy znali prawdziwe rozmiary tragedii, piłkarze inaczej by zareagowali. Po zakończeniu meczu zostaliśmy na boisku, żeby świętować i wznieść Puchar, a tego można było uniknąć. Prawda jest taka, że panowało zamieszanie i kompletny chaos.

W klubie nie ma żadnego godnego memoriału wspominającego zabitych. Żadnej tabliczki, nic. To jest bardzo dziwne. Spotkałem wiele rodzin ofiar; staram się pamiętać w mym sercu o tych osobach i byłem na wielu różnych upamiętniających ten dzień ceremoniach. Teraz nieprzerwanie pamięcią wracam do tych 39 osób, które oddały życie tego dnia. Właśnie to pamiętam z tamtego wieczoru, a nie mecz. Juventus powinien coś zrobić, żeby pokazać szacunek do tych ludzi.

Phil Neal

Wtedy: Kapitan Liverpoolu, 34 lata

Wolałbym raczej zapomnieć ten mecz. To był przymus. Ale Jamie [imię osoby przeprowadzającej wywiad ze wszystkimi piłkarzami – red.], dlaczego miałbym Ci pomagać? Pomagam Ci spłacić Twój dług. [mówiąc o Heysel] Gdy ludzie pytają mnie o mój punkt widzenia zazwyczaj mi za to płacą. Ty prosisz mnie o pomoc za darmo. Chcesz bym spłacił Twój dług. Czego tak w ogóle ode mnie chcesz?

Dziennikarz: Pomyślałem, że Twoje spojrzenie na ten mecz będzie ciekawe, ponieważ w tamtym spotkaniu pełniłeś rolę kapitana The Reds...

Tak, ale czego ode mnie chcesz. Jeśli porozmawiam z Tobą przez te kilka minut to pomogę Ci spłacić dług, a co będę miał w zamian? Wiesz o co mi chodzi?

Dziennikarz: No cóż byłem we Włoszech i rozmawiałem z rodzinami ofiar. Oni uważają, że Juventus powinien oddać to trofeum, żeby oddać hołd poległym.

Juventus? Dlaczego mnie się o to pytasz? Dlaczego pytasz zawodnika, który grał w Liverpoolu? Juventus bardzo szybko o tym zapomniał. Spytaj ich... Jamie pomagam Ci spłacić dług. Ludzie, którzy chcą znać moje zdanie, płacą mi za to.

Dziennikarz: Przepraszam, ale wszyscy inni, z którymi rozmawiałem...

Wspaniale. Rozmawiałeś z ludźmi, masz swoje poglądy na ten temat. Masz pogląd Liverpoolu, ale jeśli chcesz mój to musisz zapłacić.

Bruce Grobbelaar

Wtedy: Bramkarz Liverpoolu, 29 lat

Piłkarze wiedzieli o wszystkim, co się wydarzyło przed meczem, o śmierci także. Nie powinniśmy byli rozgrywać tego meczu. UEFA postanowiła inaczej, ponieważ sądzili uważali, że na ulicach dojdzie do kolejnych zamieszek. Ja jednak mówiłem, że nie chce grać.

Po meczu poszedłem do autobusu piłkarzy Juventusu i powiedziałem: „Jest mi przykro”. Jednak nie zrobiłem tego dlatego, bo myślałem, że to nasza wina. Także życzyłem im szczęścia w przyszłości, ponieważ pokonali nas 1-0. Piłkarze dobrze odebrali moje słowa i uważam, że każdy mecz jest ważny, ale może to dobrze, że Juventus wtedy wygrał. Jeśli chodzi o samo trofeum to powinno być przeznaczone na cele charytatywne, jako hołd poległym.

Raz wróciłem do Heysel od tamtego czasu i jest tam kamienna tabliczka z 39 wyżłobieniami i z napisem w stylu ‘nigdy nie zapomnimy’. I to wszystko. W środku nie ma żadnego zdjęcia, nic co by upamiętniało tamtą tragedię, a jest nawet historia stadionu. Te wydarzenia zostały zamiecione pod dywan. [Stadion Heysel został kompletnie przebudowany i teraz nazywa się Stadionem Króla Beduina, choć Belgowie wciąż nazywają go Heysel, ponieważ znajduje się w dzielnicy Brukseli o tejże nazwie.]

Nie wiem, dlaczego tak jest. Ktoś chyba powinien spytać się Belgów. Ta cała sprawa śmierdzi. Jeśli chociaż złapaliby ludzi, którzy byli podejrzani o zabójstwo, ale tak nie jest, więc wszystko jest nie tak, jak powinno.

Można by stworzyć zupełnie nowy Puchar. Co roku Liverpool i Juventus rozgrywaliby taki upamiętniający tamto wydarzenie mecz. A zyski z tego spotkania mogłyby zostać przekazana rodzinom ofiar.

Marco Tardelli

Wtedy: Pomocnik Juventusu, 30 lat

Ze wszystkich trofeów, które zdobyłem w czasie mojej kariery w klubie i reprezentacji, tylko z Pucharu Europy nie jestem dumny. To był bardzo smutny wieczór. Tak naprawdę o tym meczu trzeba zapomnieć, choć nie jest łatwo wyrzucić z pamięci te wszystkie zdarzenia tamtego dnia. Mecz nie powinien zostać rozegrany, ale decyzja nie należała do piłkarzy. A gdy już zaczęliśmy grać, to ciężko było się skupić na piłce.

Ja niewiele wiedziałem przed meczem o tych wydarzeniach, ponieważ cały czas byłem w szatni. Piłkarze wiedzieli, że na stadionie są problemy, ale niewiele osób zginęło. Uważam, że belgijska policja źle postąpiła nie otwierając sektora Z – ludzie nie mieli, jak uciec.

Po meczu nie wróciłem do kraju, tylko razem z Reprezentacją udałem się do Meksyku. Dopiero tam oglądając telewizję zobaczyłem, co tak naprawdę się wydarzyło i byłem zszokowany.

Po meczu Bruce Grobbelaar przyszedł do naszego autobusu i przeprosił za chuliganów. Jednak tak naprawdę nie była to wina, ani Liverpoolu, ani Juventusu.

Czy taka tragedia może jeszcze kiedyś się wydarzyć? No cóż tak naprawdę, jeśli dzieje się coś strasznego, to dopiero po zdarzeniu myślimy, że można było temu zapobiec. Więc tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo. Jednak mam nadzieję, że to był ostatni raz.

Alan Kennedy

Wtedy: Lewy obrońca Liverpoolu, 30 lat

Jestem pewien, że ta tragedia jest w pewien sposób związana z wydarzeniami z Rzymu z poprzedniego sezonu. Wtedy nasi kibice zostali obrzuceni kamieniami, cegłami i butelkami przez sympatyków Romy (więc stosunki pomiędzy kibicami Liverpoolu, a Juventusu – kolejnej włoskiej drużyny mogły nie być najlepsze).

Gdy dojechaliśmy do Heysel zauważyliśmy zupełny brak obecności policji. Wtedy poczułem, że brak rozdzielenia fanów może stanowić problem. Jednak piłkarze byli w dobrych nastrojach. Podeszliśmy do fanów Liverpoolu, ktoś rzucił piłkę w naszym kierunku, my ją odkopnęliśmy, co spotkało się ze sporym aplauzem z ich strony.

Nasza szatnia była tuż obok Sektora Z. Nie byłem wtedy gotowy do gry, więc po pierwszych doniesieniach o zamieszkach piłkarze mnie prosili, żebym co jakiś czas sprawdzał, jak wygląda sytuacja. Na zewnątrz było piekło. Mur się zawalił u ludzie nie mogli się wydostać. Nigdy nie zapomnisz widoku śmierci ludzi. I moja pamięć ciągle nęka mnie obrazem umierających ludzi.

Przedstawiciel UEFA przyszedł do naszej szatni i oznajmił, że mecz rozpocznie się o późniejszej godzinie oraz zakomunikował śmierć czterech, bądź pięciu osób. Bardziej doświadczeni gracze starali się o tym nie myśleć: „Słuchajcie, musimy skupić się na meczu”. Inni twierdzili, że spotkanie powinno zostać odwołane. W takich okolicznościach gra w piłkę każdemu będzie sprawiać trudności.

Ludzie mówią, że rzut karny ustawił mecz. Nie wiadomo, czy Gary Gillespie faulował Bońka w polu karnym, czy poza jego obrębem. Ale my nie mogliśmy wygrać tego meczu. Zginęli fani Juventusu i my obawialiśmy się, że winą za śmierć obarczy się nasz klub.

Po spotkaniu UEFA przyjęła takie samo stanowiska, jak Margaret Thatcher. Ona uważała, że winny jest jedynie Liverpool. Tym samym ułatwiła decyzję UEFA, która wykluczyła angielskie klubu z europejskich pucharów na kolejne pięć lat. Wtedy nikt nawet nie przeprowadził żadnego śledztwa. To dotknęło Joe Fagana (ówczesnego menadżera Liverpoolu). Bruce Grobbelaar myślał o zakończeniu kariery, a wielu piłkarzy ciągle nie potrafi o tym mówić, mimo że minęło już 20 lat.

Liverpool miał większe doświadczenie w europejskich meczach niż jakakolwiek inna drużyna. Przed meczem klubowy sekretarz – Paul Robinson wyraził obawy, co do przygotowania policji, bezpieczeństwa i stanu stadionu. Teraz człowiek się zastanawia, dlaczego UEFA i belgijskie władze pozostawały głuche na te opinie. Dlaczego zagrano na stadionie, które był praktycznie ruiną?

Uważam, że wiele osób nie wzięło odpowiedzialności za swoje decyzje. A Juventus i Liverpool musiał rozegrać ten mecz przed 50 000 publicznością. Nikt nie pomyślał o tych, którzy zginęli. To także była tragedia.

Zbigniew Boniek

Wtedy: Napastnik Juventusu, 29 lat

Bardzo dobrze pamiętam tamten wieczór z najgorszych powodów. Powiem tak: jeśli ludzie idą obejrzeć Finał Pucharu Europy i nie wracają do domu, ponieważ zginęli to jest to niedorzeczne.

Przed meczem nie znałem pełnych rozmiarów tej tragedii. Jednak, żeby wszystko było jasne – piłkarze nie chcieli grać. Piłkarskie władze nam kazały. Wierzyli, że dzięki temu zapobiegną wojnie pomiędzy kibicami.

Jednak cały wieczór był naprawdę przerażający. Widziałem, jak wynoszono ciała ze stadionu. Nie można grać w piłkę, jeśli nieopodal umierają ludzie.

Kibice

Otello Lorentini

Wtedy: Kibic Juventusu, 60 lat

Mój 30-letni syn Roberto zginął w sektorze Z. Był lekarzem i mógł uciec, gdy zaczęły się zamieszki, jednak postanowił zostać i pomóc rannym. Widać było w telewizji, jak próbuje uratować życie jednej dziewczynie. Jednak oboje, razem z ojcem dziewczynki zginęli. Dzień, w którym odbywał się Finał był piękny i słoneczny. Roberto razem z dwójką moich siostrzeńców zaczęliśmy od zwiedzania miasta. Jednak już w południe główny plac został opanowany przez młodych kibiców Liverpoolu, którzy pili i głośno śpiewali, więc postanowiliśmy obejrzeć obrzeża miasta. Tam jednak natknęliśmy się na policjantów aresztujących fana The Reds za kradzież biżuterii. Właśnie o tym często myślę: belgijska policja miała oznaki kłopotów. Więc, dlaczego pozwolono umrzeć tym ludziom w Heysel. Przybyliśmy na stadion o szóstej popołudniu. Policja nie kontrolowała fanów Liverpoolu, gdy wchodzili na stadion, a my musieliśmy naprawdę długo czekać, aż mogliśmy wejść przez małe drzwi do sektora Z. Obok nas był pusty sektor, który miał stanowić taką przerwę pomiędzy fanami Liverpoolu, a nami. Relaksowałem się, czytając gazetę, gdy zobaczyłem jednego angielskiego chuligana. Przeskoczył przez małe ogrodzenie i zaczął biec w naszym kierunku. Za nim podążyło wielu innych. Nieśli ze sobą części trybun, beton, butelki, puszki, kamienie, a nawet noże. Wszyscy spanikowaliśmy. Siedmiu, bądź ośmiu policjantów stało przy ogrodzeniu po stronie boiska. Błagaliśmy ich, żeby wezwali wsparcie, ale nie reagowali.

Myślałem, że umrzemy. Wszyscy odsuwali się od nadciągających fanów Liverpoolu i z powodu tłoku, runęła ściana. Szczerze mówiąc to było szczęście, ponieważ w innym wypadku mogły zginąć tysiące ludzi. Ciągle widzę przed oczami twarz jednego z chuliganów, który chciał mnie uderzyć żelazną pałką. Miałem szczęście, ponieważ zaatakował kogoś innego. Odwróciłem się w kierunku mojego syna, ale zniknął wraz z siostrzeńcami, więc w tej chwili pomyślałem, że muszę ratować siebie. Uciekłem przez maleńkie drzwi na trybunach i w końcu dotarłem na boisko, gdzie leżeli martwi ludzie. Ciągle nie było widać policji. Wielu ludzi było uwięzionych i umierało i do końca życia nie zapomnę jednego człowieka – jego twarz była cała we krwi i wiele razy śnił mi się po nocach. Zacząłem machać moim biało-czarnym szalikiem, żeby Roberto mógł mnie dostrzec, a potem postanowiłem wrócić na trybuny, że odnaleźć syna. Po drodze spotkałem jednego z moich siostrzeńców, który powiedział: „Chodź szybko, Roberto nie wygląda dobrze.” Przyłożyłem ucho do ciała mojego syna i oszukiwałem sam siebie, że słyszę puls. Prawda była inna, nie żył. Kamery filmowały mnie i później widziałem w telewizji, jak odnalazłem mojego syna.

Gdy mecz się rozpoczął czułem nieposkromioną złość. Gdy piłkarze kopali piłki, ciała było znoszone z boiska. Zadzwoniłem do żony, ale nie potrafiłem jej powiedzieć, że straciliśmy syna, więc oznajmiłem, iż Roberto jest ranny. Został zabrany do kostnicy niedaleko lotniska. Musiałem zidentyfikować mojego syna i w tym momencie zobaczyłem jego ciało. Na jednej z jego pięt była przyczepiona kartka z jego imieniem. Byłem wściekły. Także brakowało jego ślubnej obrączki, zegarka i naszyjnika. Lekarz powiedział, że obrączka została zdjęta w celu zidentyfikowania ciała, ale wtedy przypomniałem sobie, że zazwyczaj na obrączkach nie graweruje się nazwisk. Gdy wróciłem do Włoch moja żona domyśliła się, że Roberto nie żyje. Przytuliliśmy się i powiedziała: „Nie płacz.” Ja odpowiedziałem: „I Ty też nie musisz płakać, ponieważ jednego syna mamy w gronie, ale mamy trójkę nowych dzieci.” Miałem na myśli dwóch synów Roberto – Andree i Stefano, którzy mieli zaledwie odpowiednio trzy lata i roczek i oczywiście jeszcze jego żonę Ariannę. Czy wydarzenia z Heysel wpłynęły na moje relacje z żoną? Nie. Ciągle chodzimy na cmentarz i czujemy, że Roberto żyje, jest wśród nas.

Zrozumiałem, że to, co się wydarzyło to historia i nic tego nie zmieni. Ale chciałbym, żeby 29 maja było święto. I ciągle jestem zły na Juventus. Chodzili z Pucharem Europy po Heysel. Dlaczego? I żaden z piłkarzy nie wspomniał o tym, co się stało. A, gdy wrócili do Włoch to bawili się w najlepsze. Także w klubie, w Turynie nie ma niczego, co przypominałoby ten dzień. Z tego Pucharu wylało się wiele krwi. Czego my, rodziny pragniemy to mecz pomiędzy Liverpoolem, a Juventusem, który zostałby rozegrany w czerwcu. To byłby dobry pomysł i pewna część szkód zostałaby naprawiona.

Roberto dostał Medal Męstwa za swoją odwagę w Brukseli. Ciągle myślę, co by było gdyby był tu z nami.

Andrea Lorentini

Wtedy: Trzy letnie dziecko

Miałem trzy lata, gdy mój ojciec Roberto zginął. Z biegiem czasu, gdy dorastałem dziadek powoli opowiadał mi o Heysel i nauczyłem się, że to coś nieprawdopodobnego umrzeć podczas meczu piłki nożnej, ale jednocześnie jest to zupełnie absurdalne. Jednak ja lubię piłkę. Kibicuję Arezzo (drużyna z jego miasta) i nie byłem jeszcze na żadnym wielkim stadionie, ale tylko dlatego, że nie miałem okazji. I śmierć ojca nie wpłynęła na moje życie zawodowe – jestem dziennikarzem sportowym.

Czuję złość, gdy myślę, co wydarzyło się z moim ojcem i jak Juventus zachował się po tej tragedii. O co chciałbym spytać ówczesnych piłkarzy Juventusu? Dlaczego tak się zachowali – zwłaszcza dzień po tragedii? Oni wiedzieli, co się stało – Paolo Rossi tak powiedział. Teraz tylko ja i mój dziadek możemy mówić o tym, co się stało. Dla mojego brata Stefano, mamy i babci jest to zbyt bolesne. Mój ojciec jest pochowany w Arezzo i 29 maja, jak co roku całą rodziną pójdziemy na mszę. Może pojadę do Belgii na 20 rocznicę tego zdarzenia, ale nie wiem, czy mój brat, mama i babcia dadzą radę. To może być dla nich zbyt trudne.

Dave Thomas

Wtedy: Kibic Liverpoolu i inżynier, 30 lat

W 1985 roku mieszkałem w Jersey i pojechałem do Brukseli razem z tamtejszym klubem kibica. Poznałem tak wielu przyjaciół i razem z kibicami Juventusu świetnie się bawiliśmy – piliśmy i razem śpiewaliśmy. Na stadion przybyliśmy spóźnieni. Ja razem z jednym przyjacielem zostaliśmy oddzieleni od grupy i mimo, że mieliśmy bilety do sektora kibiców Liverpoolu, oddelegowano nas do kolejnych drzwi. Tym przejściem dotarliśmy na obwodnicę tuż obok zawalonej ściany.

Sceny były przerażające. Na ziemi leżeli ludzie, a wielu z nich miało już niebieskie twarze z powodu trudności z oddychaniem. Powiedziałem do przyjaciela: „Boże weszliśmy złymi drzwiami.” Staliśmy przerażeni ponieważ byliśmy jednymi ludźmi w czerwieni w tłumie rozwścieczonych kibiców Juve. Chcieliśmy wyjść, ale ochrona nam nie pozwoliła. Potem w tłumie uduszonych ludzi dostrzegliśmy ojca z dzieckiem. Jak się później dowiedziałem był bankierem z Turynu, nazywał się Leopoldo Lelio, a jego syn miał zaledwie 17 lat. Leopoldo wyglądał na żywego, więc postanowiliśmy mu pomóc, mimo że nie byliśmy zaznajomieni z tajnikami pierwszej pomocy. Trzymaliśmy jego głowę, naciskaliśmy na klatkę piersiową, mówiliśmy, żeby oddychał i uspokoiliśmy syna. Martwiłem się, ponieważ w każdej chwili ktoś nas mógł dźgnąć nożem, ponieważ byliśmy kibicami Liverpoolu, jednak nie mogliśmy ich tak zostawić.

Wszyscy wokół nas pomagali sobie nawzajem i naprawdę trzeba było czekać bardzo długo na służby medyczne. Gdy Leopoldo zaczął ponownie oddychać, poszedłem poszukać wody, a jak już wróciłem to w końcu zajęli się nim lekarze, jednak wielu rannych i zabitych nie miało tyle szczęścia. Sytuacja trochę się uspokoiła. Powiedziałem do przyjaciela: „Spróbuję dostać się na trybunę kibiców Liverpoolu, ponieważ tutaj nie jest zbyt bezpiecznie” On miał bilet na inny sektor, więc pożegnaliśmy się, ale żaden z nas nie sądził, że mecz zostanie rozegrany. Ponownie nie musiałem nikomu pokazywać mojego biletu, a gdy w końcu dotarłem do moich przyjaciół, zacząłem płakać. Powiedziałem: „Chyba wiele osób zginęło i nie ma takiej możliwości, żeby mecz się odbył.” Oni byli zaskoczeni, ale gdy mecz się rozpoczął to nie mogłem w to uwierzyć.

Gdy zaczynały docierać wiadomości dotyczące tej tragedii na stadionie panowała bardzo dziwna atmosfera. Obserwowałem okolicę, ale nie interesowało mnie, co się stanie. Chciałem wyjść, ale byłem w poprzednim roku w Rzymie (Roma – Liverpool) i fani Romy zostawili po sobie złe wrażenie, więc wolałem nie wychodzić sam. Jednak od razu po zakończeniu meczu opuściliśmy stadion, a moja żona, która oczywiście oglądała ten koszmar w telewizji czuła się okropnie, ponieważ nie mogłem do niej zadzwonić, żeby powiedzieć, że wszystko ze mną jest w porządku.

Potem włoska gazeta dała zdjęcie fanów Liverpoolu i podpisała, że Ci kibice mówili, iż ich koledzy są winni. Ja byłem na tym zdjęciu. Syn Leopoldo zobaczył to zdjęcie i powiedział: „Nie to nieprawda. On uratował mojemu ojcu życie.” Zaprosił mnie wraz z żoną do Włoch. Do było miłe z jego strony, ale uznaliśmy, że w takiej chwili wycieczka do Turynu nie jest najmądrzejszym pomysłem.

Kogo obwiniam? Jedynie chuliganów. Z pewnością nie władze piłkarskie, ponieważ powinno być, że wszędzie na świecie możesz pójść i obejrzeć mecz. Oczywiście można dyskutować, że stadion Heysel nie był odpowiednim na takie spotkanie, jak Finał Pucharu Europy, ale tylko w wypadku chuligańskich ekscesów. Czy to doświadczenie zniechęciło mnie do oglądania futbolu? Tak i nie. Obejrzałem kilka finałów od tamtego czasu, ale nie pojechałem już na żaden mecz za granicę.

Simone Stenti

Wtedy: Student

Gdy piłkarze Liverpoolu przed meczem wyszli na boisko przywitać swoich fanów, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Rakieta została odpalona w kierunku naszego sektora, a piłkarze Liverpoolu to oklaskiwali. Myślałem, że dziękują fanom za entuzjazm. Jednak po chwili wystrzelono kolejną rakietę i ci sami dwaj piłkarze bili brawo. To, że jeszcze żyję zawdzięczam ojcu. Gdy pierwszy kibic Liverpoolu wdarł się do naszego sektora, mój ojciec powiedział: „Uciekajmy”. Ja nie chciałem iść, ponieważ to był Finał Pucharu Europy. Powiedziałem: „Spokojnie. Policja przyjedzie i wszystko będzie dobrze.”

Jednak tam był tylko jeden policjant. Próbowałem pałką zmusić tego kibica do wycofania się, jednak kibic zabrał mu ją, pobił go i więcej policji już nie zobaczyliśmy. Próbowaliśmy wyjść, ale było to niemożliwe, ponieważ atakujący kibice zablokowali wszelkie wyjścia. Zaczęli rzucać w nas cegłami, kamieniami, butelkami, kawałkami betonu. Byliśmy przerażeni. Ten tłum zepchnął nas pod ścianę, na górze której znajdowała się toaleta, wyglądająca jak budka telefoniczna – to była nasza jedyna szansa. Mój ojciec nie mógł się ruszać, nie wiem skąd wziąłem tyle sił, ale udało mi się wnieść go na ten daszek, a potem on mnie wciągnął na górę. Potem zobaczyliśmy, że z drugiej strony wysokość wynosi sześć metrów. Na szczęście trzy metry niżej był budynek, na który mogliśmy przeskoczyć i stamtąd bezpiecznie dotrzeć na ziemie. Kolczasty drut stanął na naszej drodze i mój ojciec zranił sobie dłoń, gdy go niszczył.

Dopiero teraz przybyła policja. Ale znajdowali się po stronie boiska, było ich nie więcej, jak 20 i jeździli konno. To było żałosne, ponieważ w ten sposób nie mogli dostać się na trybuny. UEFA i władze piłkarskie nie były przygotowane na ten wieczór i nie mam tutaj na myśli chuligańskich zamieszek. Nie byli odpowiednio przygotowani do Finału Pucharu Europy. Na każdym wielkim meczu piłkarskim jest ogrom policji, ale na Heysel było około 50 000 kibiców i może ze 100 policjantów. Gdy uciekliśmy i jakimś cudem znaleźliśmy się poza stadionem to panował kompletny chaos. Prawie, jak piekło. Ludzie byli cali we krwi, płakali, a w ich oczach na próżno było szukać życia – jak zombie.

Wszyscy z Juventusu i Liverpoolu potem twierdzili, że nic nie wiedzieli o śmierci tak wielu ludzi, ale to jest niemożliwe, ponieważ szanowany włoski dziennikarz Gianni Mina, którego spotkaliśmy po drodze powiedział nam, że ludzie zginęli. A obok szatni zobaczyłem bramkarza Juve, Stefana Tacconiego. ‘Proszę nie rozgrywajcie tego meczu,’ powiedział do niego błagalnym głosem. Nie zareagował.

Juventus nigdy wcześniej nie sięgnął po Puchar Europy, ale kilka razy znalazł się w Finale. Może właśnie dlatego wszyscy świętowali ten sukces, a klub zachował się po meczu tak, a nie inaczej.

Także prezydent Juventusu w 1985 roku, Giampiero Boniperti (odszedł w 1990) wcześniej przez 12 lat był kapitanem tej drużyny (między 1946, a 1961 rozegrał ponad 400 spotkań w Serie A). Ale nigdy nie sięgnął po europejskie trofeum. Zastanawiam się, czy to była jego obsesja – w końcu Heysel pozwoliło mu zdobyć upragnione trofeum. Jeśli tak to musiał wyrzucić ze swoich myśli tamtą tragedię. Wielokrotnie pytano go dlaczego on i klub postąpili w ten sposób.

Jednak jego odpowiedzi pozostawały niezadowalające. Ciągle powtarza, że piłkarze nie znali prawdy, że to był prawdziwy mecz, ponieważ Liverpool walczył, że droga do Finału była trudna i nie można było tego zaprzepaścić. Choć ciągle dzień po tragedii, Boniperti powiedział, że Juventus nie może traktować tego trofeum jako prawomocnego, dopóki nie sięgnie po nie po raz drugi (czego dokonał w 1996 roku). Powiedział, że do tego czasu trofeum nie będzie na wystawie. To byłoby bardzo piękne z jego strony. Jednak dzień później Puchar Europy znalazł się wśród innych trofeów Juventusu.

Juventus nigdy nie wspierał rodzin ofiar i tak naprawdę w żaden sposób im nie pomógł. A klub nigdy w odpowiedni sposób nie przeprosił za tamte zdarzenia.

Klub zapomniał o tragedii i świętował triumf.

Media

Eamonn McCabe

Wtedy: Fotograf Observera, 36 lat

Fotografowałem kibiców Juventusu, gdy nagle zobaczyłem, jak czerwona fala (kibice Liverpoolu) zaczyna przesuwać się w kierunku trybuny Juve. W tym momencie pomyślałem, że po prostu taki przemarsz malej grupki, co już wcześniej widziałem na meczach, o którym zapomina się wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego.

Jednak na wszelki wypadek podbiegłem do tamtej trybuny. Gdy dotarłem na miejsce, mu runął. Zrobiłem dwa zdjęcia w momencie zawalania się ściany, a potem odsunąłem się. Gdy jesteś dziennikarzem masz dwie myśli: żeby opowiedzieć historię i przeżyć.

Nikt tak naprawdę nie wiedział, co się dzieje. Na początku myślałem, że robię zdjęcia, jak ‘stadion nie wytrzymuje tak dużej ilości fanów’. Jednak zdawałem sobie sprawę, że wiele osób na trybunach było przerażonych. Oni nie wyglądali na piłkarskich chuliganów. Na początku pomyślałem, żeby uciekać. Na początku oni kierowali się na koniec stadionu, jednak gdy spostrzegli, że tam jest dziura, zaczęli iść w kierunku boiska i rozpoczął się horror.

Dalej robiłem zdjęcia. Ludzie byli miażdżeni na barierkach. Służby zdrowia były przygotowane na różne choroby i lekkie kontuzje, a nie na takie wydarzenie.

Ludzie często pytają, jak mogłem robić zdjęcia umierającym ludziom. No cóż czułem ogromną presję, że muszę zapisać te zdarzenia. Prawdopodobnie taką samą motywację dziennikarz czuje na wojnie. Jednak ta tragedia żyła we mnie jeszcze przez wiele lat. Wcześniej widziałem nieżywych ludzi, ale te niebieskie twarze na Heysel – to było zupełnie coś innego. Gdy zajmowałem się tragedią na Hillsborough (96 osób zginęło w wyniku tragedii) nagle przypomniało mi się Heysel i czułem się okropnie.

Giancarlo Galavotti

Wtedy: Dziennikarz, 38 lat

Siedziałem razem z moimi kolegami z Gazzetty, gdy zaczęły się problemy tuż przed nami. Wydaje mi się, że belgijska policja nie była odpowiednio wyposażona, żeby poradzić sobie z takimi kłopotami. Główna część służb porządkowych znajdowała się poza stadionem, a ci obecni na obiekcie uciekli, gdy tylko fani Liverpoolu zaczęli atak i nawet w pewnym momencie policjanci przeszkadzali kibicom w ucieczce.

Gdy rozpoczęła się tragedia, ludzie zaczęli pojawiać się na płycie boiska. Niektórzy leżeli, ponieważ nie mogli oddychać, inni starali się pomóc rannym, a pozostali starali dostać się do telefonu, żeby poinformować swoją rodzinę we Włoszech, że są cali i zdrowi.

W tamtych czasach policja nie potrafiła przewidzieć, co może stać się na stadionie, i jak sobie z tym poradzić. Dopiero po Heysel rządy i władze w całej Europie zaczęły interesować się problemem chuligaństwa. Belgowie zostali całkowicie zaskoczeni tak samo, jak ich poprzednicy i następcy.

Mecz musiał się odbyć, żeby zaniechać jeszcze większe zamieszki, jednak zwycięstwo Juventusu nic nie znaczyło. Nie powinni byli świętować.

Barry Davies

Wtedy: Komentator piłkarski, 47 lat

Czekaliśmy razem z Bobbym Charltonem, żeby zacząć komentować mecz, nie wiedzieliśmy o tym, że mur runął, ale zdawaliśmy sobie sprawę, iż są pewne problemy. W Londynie Jimmy Hill podczas swojego programu Wogan, miał na chwilę przełączyć się do nas, jednak go przed tym powstrzymano.

Ważyłem każdego słowo. Nie chciałem przerażać ludzi, którzy mogli mieć swoje rodziny, bądź przyjaciół na stadionie, ale nie było łatwo. Przyszedłem, żeby komentować piłkarski mecz, a skończyło się na tym, że relacjonowałem trwającą kilka godzin straszliwą tragedią.

Naszym problemem było to, że nie mieliśmy żadnej możliwości sprawdzenia, co tak naprawdę się dzieje na stadionie. Krążyły informacje, ale my musieliśmy się upewniać, że podana liczba ofiar jest prawdziwa. Kolejną trudnością była niemożliwość zobaczenia, które sceny BBC wycina.

Pamiętam, że pytałem się: „Kim są Ci Brytyjczycy, którzy przyszli na stadion, żeby wszczynać zamieszki?” Z pewnością wielu widzów myślało nad tym samym. Jednak nie ma żadnych wątpliwości, że jeśli przed meczem zastosowano by większe środki bezpieczeństwa, można było tej tragedii uniknąć.

Potem rozmawiałem z Michelem Platinim. Był niezadowolony z rzutu karnego. Uważał, że został podyktowany niesłusznie. Nie chciał wygrać w ten sposób.

Powiedziałem: „Wszyscy chcieli, żeby mecz zakończył się po 90 minutach. Nikt nie miał zamiaru oglądać dogrywki, albo rzutów karnych po tym, co się wydarzyło.”

Czułem się okropnie, z tego powodu, że futbol stał się polem bitwy. Bez wątpienia był to najczarniejszy moment w mojej karierze. To było ogromne zadanie dla wszystkich dziennikarzy, ponieważ musieli komentować zdarzenie, którego w ogóle się nie spodziewali. Chyba, że ktoś był korespondentem wojennym. Nikt nie spodziewał się czegoś takiego, jak Heysel.

Policja

Sierżant Bill

Wtedy: Szef Inspekcji, Policja Merseyside, 46 lat

Jestem kibicem Liverpoolu i razem z synem byliśmy na tym meczu, jako fani. W momencie rozpoczęcie zamieszek weszliśmy na stadion. Minęło trochę czasu zanim dowiedzieliśmy się, co się dzieje i, jak bardzo poważne są to problemy.

Nasz sektor i ten, w którym mieli być neutralni kibice były oddzielone jedynie cienką siatką. Jednak na większości schodków w tym sektorze stali policjanci. Krążą opinie, że wszystko zostało wywołane przez jednego kibica, ale ja mam inne zdanie na ten temat.

To prawda, że bardzo mała liczba ludzi, którzy tam się znajdowali była prawdziwymi kibicami Liverpoolu. Większość osób pozostała na swoich miejscach. Musieliśmy patrzeć, jak około 100 chuliganów próbuje przedrzeć się do sektora obok. To było frustrujące, ponieważ belgijska policja w żaden sposób nie reagowała.

Kibice bardzo szybko pouciekali (z powodu strachu i ja im się nie dziwie), więc chuligani mieli do dyspozycji ogromną przestrzeń. Policja nie potrafiła sobie z tym poradzić. Widziałem wiele zamieszek podczas różnych spotkań w Anglii, jednak w życiu nie spodziewałbym się czegoś takiego na Heysel. Jestem pewien, że brytyjska policja poradziłaby sobie znacznie lepiej w tej sytuacji. Z pewnością co najmniej 20 policjantów natychmiast by zareagowało.

Po zdarzeniu ja prowadziłem śledztwo. Mieliśmy do przeanalizowanie 17 minut filmu i wiele zdjęć. TV Eye nadała ponad godzinny program na temat tej tragedii, a w prasie ukazało się wiele zdjęć. Spotkało się to z pozytywną reakcją i potem sprawdziliśmy, czy podejrzani są zapisani w policyjnych aktach. Zdarzyły się takie sytuacje, że ubrania, w których podejrzani byli na tym meczu wisiały w mieście na linach.

Następnie zaaresztowaliśmy 27 podejrzanych o morderstwo – jedyny możliwy zarzut po Heysel – z czego 60% mieszkała w Liverpoolu, a pozostali byli zameldowani od Ipswich po Aberdeen. Niektórzy już wcześniej byli karani za wszczynanie zamieszek podczas meczów piłkarskich.

Jednak bardzo trudno było przekonać belgijskie władze, że jest to prawidłowe postępowanie. Na jednym ze spotkań, ktoś wyszedł z inicjatywą, żeby zaprosić podejrzanych do Belgii. Miałem wątpliwości, co do tej propozycji, ale mówiono, że to dobry pomysł, ponieważ chuligani nie przyjechaliby do Belgii w obawie przed aresztowaniem.

Nie byłem przekonany, czy jest to wystarczają kara, więc w końcu rząd poprosił o ekstradycję. Dlaczego tak bardzo się opierali? Może dlatego, że Belgia była małym państwem zupełnie nieprzygotowanym na takie zdarzenia i krążyły plotki, że stan stadionu był słaby, a policja nieprzygotowana. Niestety nie było żadnych podstaw do ekstradycji tych ludzi do Włoch, a jestem pewien, że tam lepiej by przeprowadzono tą sprawę.

Po tym wszystkim, po procesie w belgijskim sądzie, podejrzani mogli spokojnie wrócić na Wyspy i niektórzy tak zrobili, mimo że ciągle czekali na wyrok. Z tego, co wiem żadna z tych osób nie odsiedziała tego, co powinna w więzieniu.

Według mnie podstawą tej tragedii była brutalna reakcja pijanych kibiców na zaczepki ze strony fanów Juve. Oni nie wiedzieli, że belgijska policja ich nie chroni.

Od 1985 roku minęło wiele czasu, teraz stadiony są już lepiej przystosowane. Jednak niestety potrzebne było Heysel i Hillsborough, żeby tak wiele zmienić w piłce. Jednak niedawne problemy z rasizmem pokazują, że jeszcze czeka nas wiele pracy.



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 19.10.2009 (zmod. 02.07.2020)