LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1151

Pep Lijnders – droga do Liverpoolu

Artykuł z cyklu Artykuły


Asystent Jürgena Kloppa jest zachwycony tempem i intensywnością sesji treningowej, którą miał niedawno przyjemność nadzorować w Melwood. Od Pepa bije radość i satysfakcja z wykonywanej pracy. Jaką drogę musiał przejść Holender, aby znaleźć się w tym miejscu?

- Pasja i ambicja tych chłopaków jest po prostu nieziemska. Ich pewność siebie w połączeniu z samokrytyką sprawia, że są konsekwentni. Wzajemnie się nakręcają, to niesamowite. Ludzie często patrzą na grę w piłkę nożną jak przejście z jednego meczu do kolejnego. My widzimy to na zasadzie przystąpienia z jednej sesji treningowej do kolejnej. Małe rzeczy sprawiają, że zaczynają pojawiać się te wielkie. Musisz przywiązywać dużą uwagę do szczegółów.

- Widzę pasję i ambicję, o co jest naprawdę ciężko w deszczowe i zimne dni, ale dla tych chłopaków nie stanowi to problemu, to różni ich od pozostałych zawodników.

Pep Ljinders mógł z bliska przyglądać się, jak pod wodzą Jürgena Kloppa zespół zdobył tytuły mistrza Europy i Świata. Jego podróż na Anfield była nie mniej spektakularna. Holender w 2018 roku objął stery NEC Nijmegen w swojej ojczyźnie, starając się przywrócić radość wśród kibiców. Jego kariera zawodowego piłkarza legła w gruzach po poważnej kontuzji kolana w wieku nastoletnim. Przeszedł długą drogę od trenowania zespołów młodzieżowych w PSV Eindhoven i Porto, po bycie odpowiedzialnym za harmonogram treningowy Liverpoolu – zespołu, który bije rekord za rekordem.

Lijnders ma wciąż tylko 36 lat, ale jego wiedza na temat futbolu jest ogromna, budząc tym samym szacunek w szatni. Właściciele Fenway Sports Group uważają go za kluczowy trybik w zwycięskiej maszynie prowadzonej przez Kloppa. Podobnie jak Niemiec, niedawno podpisał przedłużenie kontraktu, na której mocy pozostanie w klubie do przynajmniej 2024 roku. Oboje cieszą się wzajemną sympatią.

- Można wyczuć między nami swego rodzaju więź – zdradza Lijnders. To coś więcej niż sucha relacja na linii trener – asystent. Rozumiem przez to fakt, że całkowicie sobie ufamy. Musimy wierzyć w wykonywaną przez nas pracę, bo podejmujemy w ciągu dnia mnóstwo istotnych decyzji. Wiemy czego możemy się po sobie spodziewać. Jürgen jest urodzonym liderem, inspiruje i motywuje innych. Wciąż mnie zaskakuje każdego kolejnego dnia, jego mózg działa na zupełnie innych obrotach niż umysł przeciętnego człowieka. Jest takie powiedzenie:- ludzie nie dbają o to jak wiele wiesz dopóki nie zobaczą jak bardzo ci na tym zależy - i myślę, że każdy kto kiedykolwiek współpracował z Jürgenem nieustannie odczuwał wsparcie i zaufanie. Naprawdę zależy mu na rozwoju nas wszystkich, nie ma tu miejsca na ego, on po prostu szuka klucza do sukcesu.

Klopp od dawna słynął z umiejętności zarządzania ludźmi i był to jego jeden z największych atutów. Zawsze zależało mu na jedności zespołu, na duchu walki, który ostatecznie zaprowadził Liverpool do upragnionych sukcesów. Codziennie Lijnders przekonuje się, że Niemiec doskonale zdaje sobie sprawę w jakim czasie użyć odpowiednich słów, aby wydobyć z otaczających go ludzi to, co w nich najlepsze.

- Kiedy Jürgen przemawia robi to od serca, przez co trafia prosto do serca odbiorców. Ma niezwykłą umiejętność wywierania wpływu słowami, które wypowiada. To nie jest takie proste, szczególnie jeżeli chodzi o grę na tak wysokim poziomie. Uważam to za intrygujące, ponieważ w futbolu spotykasz zawodników z różnymi charakterami, z wieloma ego, ale Jürgen sprawił, że w naszym środowisku nie istnieje takie pojęcie jak ego. Stworzył atmosferę, która kupiła wszystkich bez wyjątku. Zawsze upewnia się, że pewnie rzeczy nie mają miejsca, rozwiązuje problemy zanim się pojawią. Poziom szacunku jakim darzą go zawodnicy jest ogromny, nie umiem opisać tego słowami.

- Prawdą jest, że klub przejmuje charakter swojego trenera, zespół tym przesiąka, rozumiecie o co mi chodzi? Trener staje się częścią zespołu, a w tym klubie można poczuć wpływ Jürgena w każdym aspekcie.

Relacja asystenta i trenera zostaje jednak wystawiana na ciężką próbę na korcie tenisowym. W większość dni przed sesją treningową Klopp i Lijnders pojawiają się na korcie. Jeżeli trening ma rozpocząć się o 16, to chwytają za rakiety już o 12.

- Personel z pewnością słyszy krzyki, częściej moje niż Jürgena – śmieje się Lijnders. Nie wiem jak on to robi, ale na korcie jest dość powściągliwy, potrafi kontrolować swoje emocje. Zazwyczaj jest to sport do gry w debla, ale my gramy jeden na jednego. Podoba nam się w tym fakt, że jesteśmy zmuszeni do częstszego biegania i większego wysiłku. Mówi się, że jego zawodnicy to mentalne potwory, cóż… on też nim jest! Padel jest jego mocną stroną, wygrał dwa ostatnie mecze i strasznie mnie to uwiera. Wiele razy wygrał chociaż na to nie zasłużył, ale ostatnie dwa mecze w jego wykonaniu były świetne.

Lijnders ceni sobie również pracę z Petrem Krawietzem, dzięki czemu Holender ma okazję skupić się bardziej na planowaniu i prowadzeniu szkoleń, podczas gdy Krawietz specjalizuje się w analizie wideo. To powoduje, że świetnie się uzupełniają.

- Chodzi o nieustanne przekazywanie sobie informacji, na tym polega współpraca. Z dobrym liderem praca zawsze staje się łatwiejsza. Wspieramy Jürgena jak to tylko możliwe. Musimy wykorzystać nasze najmocniejsze strony. Pete jest jednym z najlepszych analityków na świecie, doskonale rozumie założenia Jürgena. Wspiera nas podczas układania założeń i dobierania ćwiczeń. Analityk musi ułatwiać nam zadanie i to właśnie ma miejsce.

- Kładziemy nacisk na kulturę gry i na dążenie do doskonałości z domieszką swobody. Praca menadżera jest skomplikowana, przez co potrzebujesz wokół siebie ludzi, którzy zajmą się niektórymi sprawami odciążając cię, abyś mógł skupić się na tym, co najważniejsze. Jürgen stara się dobrać odpowiednich ludzi, którym może zaufać, jest w tym bardzo dobry.

Klopp nie szuka wśród swoich asystentów potakiwaczy, chce aby jego punkt widzenia został zakwestionowany. Jak duży wkład w ostateczne wybory mają Lijnders i Krawietz?

- Jürgen podejmuje decyzje, ale staramy się go wspierać wszystkimi zdobytymi przez nas informacjami, wyrażamy swoje opinie. Zachęcamy wszystkich do powiedzenia dokładnie tego, co mają na myśli. Nie sposób zawsze się ze sobą zgadzać, ale zawsze trzeba wspólnie się zastanowić nad problemem. Sześć oczu widzi więcej niż tylko jedna para. Trzy mózgi dążące do jednego celu mogą wpaść na wiele świetnych pomysłów.

- Najciekawsze są zawsze spotkania na dzień przed meczem, kiedy ja, Pete i Jürgen siedzimy w biurze. Analizujemy wideo i planujemy naszą taktykę. Zawsze w tych chwilach dochodzi do sytuacji, w której odczuwamy pełną wiarę w nasze założenia. To piękne uczucie.

Lijnders dorastał w małej wiosce Boekhuizen w holenderskiej prowincji Limburgia. Był obiecującym środkowym pomocnikiem grającym w niższych ligach dla SVEB.

- Byłem typem lidera, zawsze starałem się kontrolować wydarzenia na boisku i prowadzić przy tym innych. Czy wychodziłoby mi to równie dobrze na światowym poziomie? Może tak, może nie, ale zawsze w siebie wierzyłem, więc czemu nie?

Marzenia legły w gruzach w wieku 17 lat przez zerwane więzadła krzyżowe. Musiał przemodelować swoje plany na życie i wyjechał na studia sportowe do Sittard wkładając cały swój wysiłek w dostanie się na praktyki trenerskie do PSV Eindhoven.

- Istniała tylko jedna możliwość i pracowałem strasznie ciężko, aby to osiągnąć. Zostałem tam trenerem młodzieżówki, po tym jak doznałem kontuzji nie mogłem już więcej grać. Mój wujek, który był prezesem SVEB, poprosił mnie abym poprowadził sesję dla ich drugiego zespołu i objął stanowisko trenera akademii. Miałem zaledwie 18, czy też 19 lat i trenowałem jednocześnie w SVEB jak i w PSV, to były świetne czasy.

- Wszystko, czego nauczyłem się w PSV później próbowałem wdrożyć do SVEB, mój tata pracował jako projektant w drukarni, więc zaprojektowałem dwa duże flipcharty z naszą formacją wyjściową, umieszczając na niej również 15 kluczowych zasad. Jeden schemat, gdy my byliśmy przy piłce, drugi, gdy rywale znajdowali się w jej posiadaniu. Zostało to wdrożone do systemu klubu po to, aby wszystkie ekipy od najmłodszych do najstarszych starały się grać w ten sposób. To było po prostu genialne. Próbowałem stworzyć w klubie charakter oparty na holenderskim futbolu totalnym, starając się być na boisku dominującą stroną, zorganizowaną z piłką i bez niej.

- Zbierałem doświadczenie w PSV przez 5 lat, wszyscy się mną opiekowali i doradzali. Naprawdę chcieli, abym nauczył się tak dużo jak to tylko możliwe. Po drugim roku dostałem mały kontrakt, na trzecim pracę na pełny etat, a na czwartym roku poleciałem do Stanów Zjednoczonych, aby prowadzić prezentacje i współpracować z kilkoma klubami.

- Wtedy poczułem, że jestem gotowy do pracy poza Holandią. Miałem 24 lata, a w ostatnim moim sezonie akademia PSV została uznana za najlepszą w kraju. To był właściwy moment, aby zrobić kolejny krok.

Porto zaczęło składać propozycje. Będąc przez długi okres czasu pod wpływem technik szkoleniowych Johana Cruyffa i byłego szefa Feyenoordu, Wiela Coervera, Lijnders znalazł nowe źródło inspiracji w Portugalii. Nie tylko w metodologii Vitora Frade’a, który zrewolucjonizował metody szkoleniowców łączące wszystkie fazy gry, zamiast odbywać każde przygotowanie fizyczne oddzielnie od taktycznego i technicznego. Frade starał się zapewnić, aby przygotowanie taktyczne wchodziło na pierwszy plan każdej sesji treningowej.

- Vitor Frade zabrał mnie do Porto. Miałem własne pomysły, podziwiałem Coervera i jego ofensywną filozofię, że jeżeli chcesz zagrać z ofensywnym nastawieniem, każdy gracz musiał charakteryzować się wszechstronną techniką i hartem ducha.

- Był jeszcze oczywiście Cruyff, który nauczył mnie roli fałszywej dziewiątki i formacji 3-4-3. Znałem wszystkie te założenia, ale nie umiałem połączyć tego w całość. Vitor Frade pomógł mi uporządkować moją wiedzę i nauczył odpowiednich zasad. Jeżeli chcesz zagrać w ten sposób w kolejnym meczu, to lepiej w środę trenuj we właściwy sposób. Byłem indywidualnym trenerem, ale kazał mi spojrzeć na kolektyw. Zawszę będę wdzięczny losowi, że go spotkałem. Dla mnie należy do tej samej kategorii wielkich trenerów, co Cruyff i Coerver. Jest bardzo ważny dla nowej generacji portugalskich trenerów, którzy marzą o wprowadzeniu swoich pomysłów.

Lista zawodników, na których wywarł swój wpływ Lijnders w mniejszym lub większym stopniu jest oszałamiająca. Należą do niej między innymi João Félix, Rúben Neves, André Gomes, André Silva, Diogo Dalot czy Gonçalo Paciência.

- Aby wyjaśnić portugalską kulturę w jednym zdaniu musiałbym powiedzieć: - uwielbiamy tych, którzy nienawidzą przegrywać. Pomiędzy latami 2006, a 2011 realizowany był projekt, który miał za cel przebudowanie pierwszego zespołu, akademii i podejścia do skautingu. Wraz z Luísem Castro byłem odpowiedzialny za przebudowę akademii, który teraz prowadzi Szachtar Donieck. Jest moim dobrym kolegą. Vitor Matos, który również pracuje tu w Liverpoolu, brał udział w tym projekcie jako młody trener. Trenowałem każdy zespół Porto dwa razy w tygodniu, nawet ekipę seniorów w małych grupach. Głównie zajmowałem się indywidualnym przygotowaniem zawodników.

- Południowa Europa wygląda pod tym względem zupełnie inaczej niż Holandia. My zastanawiamy się nad tym, co chcemy przekazać, w Portugalii wkładane jest to sprawa bardziej emocjonalna. Praca tam sprawiała mi wiele przyjemności, nasza akademia odnosiła sukcesy, podobnie jak pierwszy zespół. Pięć razy graliśmy w Lidze Mistrzów, a raz wygraliśmy ligę Europy. Bycie częścią czegoś tak wielkiego to niesamowite przeżycie.

- Na boisku treningowym mieliśmy osiem płaskich bramek, do których można było strzelać z obu stron. Na boisku znajdowało się od 30 do 40 dzieci i 100 piłek. Nazywaliśmy tą grę Zidane i Maradona. Zidane był pod największą presją, starał się znajdować rozwiązanie osłaniając piłkę, natomiast zadaniem Maradony było zdobycie piłki, ogranie przeciwnika i zdobycia bramki. To był dobrze wykorzystany czas, wystarczy spojrzeć teraz na João Félixa, sposób w jaki się obraca i podłącza do gry jest po prostu świetny, jego gra jest mało przewidywalna.

W lato 2014 roku Lijnders szukał nowego wyzwania, był na skraju odejścia z Porto do Ajaxu, kiedy to otrzymał telefon od ówczesnego trenera akademii Liverpoolu, Michaela Beale’a, który zmienił wszystko. Zaproponowano mu pracę z chłopakami do lat 16.

- Liverpool mnie po prostu porwał! Byłem w Walii, aby odebrać licencję UEFA A. W ten weekend musiałem przeprowadzić prezentację i podczas mojego pobytu pojawił się Michael, który przyjechał spotkać się i porozmawiać. Dużo o mnie słyszał. W poniedziałek miałem udać się do Ajaxu, aby przeprowadzić z nimi ostateczne negocjacje. Musiałem zadzwonić do żony i powiedzieć jej, że nastąpiła zmiana planów. Michael powiedział:- Jedziesz z nami do Liverpoolu.

- Dlaczego chciałem opuścić Porto? Chciałem w końcu wykorzystać wszystko czego nauczyłem się w PSV i Porto. Kiedy Liverpool powiedział, że mogę poprowadzić młodzież the Reds pomyślałem, że to będzie idealne rozwiązanie.

Lijnders wzbudził w poprzednich latach zainteresowanie takich zespołów jak Manchester United, ale po przejściu na emeryturę przez Sir Alexa Fergusona kontakt się urwał. Strata United okazała się zyskiem Liverpoolu. Jego wpływ na akademię klubu w sezonie 2014/2015 był ogromny. Wywarł wpływ na grę przede wszystkim Alexandra-Arnolda i Rhiana Brewstra, gdzie Trent jest obecnie najbardziej kompletnym prawym obrońcą w świecie futbolu.

- W tym sezonie Trent wskoczył na niesamowity poziom. Był naszym kapitanem w akademii i grał na pozycji szóstki, mając za sobą tylko trzech graczy, więc wszystko co robił musiało być bezbłędne. W jego przypadku: mówisz – masz. Posiada zdolności przywódcze. Po zakończonych sesjach treningowych wraz z Trentem zostawaliśmy i przez kolejne 20 minut dalej ćwiczyliśmy do momentu, aż gasły wszystkie światła. Jemu zawsze było mało, zawsze powtarzał:- jeszcze raz, jeszcze raz. To były moje najlepsze czasy w mojej dotychczasowej przygody z piłką. Z 50 razy musiałem powtarzać: - Chłopaki myślałem, że nie możecie grać już lepiej niż wczoraj, ale dziś znów udowodniliście, że się myliłem.

- Trenowaliśmy przez dwie godziny każdego dnia, a każda sesja kończyła się grą składającą się z trzech ekip po siedmiu zawodników. Uważam, że jeżeli chcesz grać szybką piłkę to najpierw musisz sobie wszystko poukładać w głowie. Musisz trenować w taki sam sposób, w jaki później będziesz chciał grać przeciwko rywalowi w meczu o stawkę. Często trenujemy tak z pierwszym zespołem, jedna ekipa atakuje, a druga broni. Mają 40 sekund na zdobycie gola, jeżeli nie potrafią to schodzą z boiska. Drużyna broniąca natomiast musi wyjść z piłką poza wyznaczoną linię. Jeżeli stracisz piłkę musisz zachować pełną koncentrację, inaczej wylatujesz.

Lijnders był wielokrotnie zapraszany do Melwood przez szefa Brendana Rodgersa, aby porozmawiać o swoich metodach przeciwdziałania presji. Zaskoczył Irlandczyka swoimi taktycznymi spostrzeżeniami i latem 2015 roku został awansowany do pierwszego zespołu. Stał się kluczowym ogniwem pomiędzy bazami klubu w Kirkby i Melwood. Niepewność pojawiła się dopiero cztery miesiące później, kiedy wyniki osiągane przez zespół były bardzo słabe prowadząc do zwolnienia Rodgersa. Obawiał się, że jego praca w klubie jest zagrożona, ale prezes Fenway Sports Group, Mike Gordon uspokoił Holendra.

- Kiedy Brendan został zwolniony byłem naprawdę poddenerwowany. Kiedy zobaczyłem informację w wiadomościach – od razu do niego zadzwoniłem. Dwadzieścia minut później zadzwonił do mnie Mike Gordon. W twoim życiu przeżywasz czasem chwile, których nie zapominasz do końca życia, a to była właśnie jedna z nich. Mike wszystko mi wyjaśnił:- Pep, jesteś i wciąż będziesz bardzo ważną częścią zespołu, potrzebuję jednak, abyś mi pomógł. Potrzebowali tygodnia, aby wszystko zorganizować i dopiąć na ostatni guzik, a on chciał, abym wziął w tym czasie prowadzenie zespołu na siebie. Próbowałem utrzymać Melwood przy życiu, podtrzymując atmosferę wśród chłopaków. Podczas rozmowy Jürgen powiedział do Mike’a:- Słuchaj, to jest personel, z którym chcę pracować, a ponadto będę potrzebował trenera bramkarzy i fizjoterapeuty. Odpowiedział mu:- Pep musi zostać, obiecuję ci, że go polubisz.

- To zabawna historia, którą później opowiedział mi Mike. Jürgen zadzwonił do niego dwa miesiące później i powiedział:- Mike, całkowicie się myliłeś, powiedziałeś mi, że polubię Pepa. Mike był nieco zaskoczony: - Och, ok…-, ale wtedy Jürgen dodał:- Nie lubię go, ja go kocham!

Był jeszcze jeden moment, w którym Lijnders zdał sobie sprawę, że jego starania są doceniane.

- Jürgen przyszedł do mnie z listem, który napisał do niego ktoś z Niemiec. Zawierało CV od trenera, który szukał pracy w Liverpoolu. Został napisany po angielsku, a Jürgen zapytał mnie:- Co to jest? Więc zacząłem to czytać i powiedziałem:- Ten facet chce przebywać z tobą podczas sesji treningowych i pomagać ci organizować grę zespołu. Odparł:- Oh, w takim razie chce twojej pracy? Powiedziałem, że na to wygląda, a następnie Jürgen podarł ten list i wyrzucił do kosza, po czym odszedł bez słowa. Ciężko jest mi wyrazić taki moment słowami. Kiedy ogłoszono Jürgena trenerem Liverpoolu miałem dobre przeczucie, pomyślałem, że to musi wypalić, ale nigdy nie można być w 100 procentach pewnym. Przez pierwsze kilka miesięcy wydawało mi się, że zawsze zapisuję całą stronę A4 z informacjami, które przekazuje zawodnikom.

- Musisz dokładnie wiedzieć czego chce menadżer, trenowanie jest łatwe, ale wiedza na temat tego, co należy trenować i odpowiednio dobrać ćwiczenia jest znacznie trudniejsze. Sposób Jürgena był bardzo bliski memu sercu.

Lijnders opuścił klub i miasto, które kochał, kiedy przyjął propozycję prowadzenia NEC Nijmegen w styczniu 2018 roku, mając za misję przywrócić ich do Eredivisie. Była to decyzja oparta na zawodowych ambicjach, a także na jego osobistych problemach. Jego tata, Leo walczył z rakiem.

- Był naprawdę ciężko chory, a ja jestem najstarszym dzieckiem. Przez długi czas czułem się winny, że nie było mnie w domu, aby móc się nim zaopiekować. Gdyby sytuacja nie wyglądała w taki sposób, to zapewne nie wyjechałbym z Liverpoolu w styczniu, chciałbym na pewno zostać do końca sezonu. To był trudny czas, czułem, że zamykam naprawdę duży rozdział, czułem, że wracam do domu na długi okres. W Liverpoolu było mi bardzo dobrze, ciężko wyobrazić sobie lepsze warunki pracy, ale moje pragnienie bycia liderem zespołu i wzięcia większej odpowiedzialności za przygotowanie zespołu było niesamowicie wielkie, chciałem opuścić strefę komfortu.

Pobyt Lijndersa w NEC trwał zaledwie pięć miesięcy, po zajęciu trzeciego miejsca jego zespół przegrał w play-offach. Przejście od bycia asystentem trenera po zostanie menadżerem okazało się niezbyt radosne.

- Wiedziałem, że będzie to wymagało czasu. Poszedłem do klubu, który wierzył w tradycje i upamiętniał swoją wielką historię. Jako menadżer masz większy kontakt z zespołem i na początku wszystko działało naprawdę dobrze. Problem pojawia się, gdy musisz kontrolować szatnię i wszystkie sprawy związane z prowadzeniem klubu w momencie, w którym wyniki nie są do końca takie jak oczekiwano.

- Musisz sprawić, aby wszyscy wciąż wierzyli w przekazywaną koncepcję i kierunek, w którym zmierza zespół. Zawsze zastanawiałem się w jaki sposób Jürgen podszedłby do rozwiązania tych problemów. To pół roku było dla mnie naprawdę ważne, nie byłbym w stanie teraz wspierać tak dobrze Jürgena, gdybym nie przeżył tego pół roku. Już przed tymi wydarzeniami szanowałem wykonywaną przez niego pracę, ale dopiero teraz zauważam wiele aspektów, które wcześniej mi umykały, jest po prostu niesamowity.

Lijnders rozstał się z NEC za obopólną zgodą w połowie maja 2018 roku. Dwa tygodnie później przyjął zaproszenie Kloppa na finał przeciwko Realowi Madryt w Lidze Mistrzów. Spekuluje się, że to właśnie wtedy przyklepano jego powrót do Melwood. Prawda jest taka, że Lijnders już dawno zgodził się na ponowną współpracę z Kloppem. Klopp potrzebował nowego asystenta po niespodziewanym odejściu Željko Buvačia w kwietniu.

- Jürgen zadzwonił do mnie wczesną porą, to nie było po sezonie, ale jeszcze podczas jego trwania. Powiedział mi, że szuka nowego numeru dwa, wyjaśnił mi, że nie sporządza listy nazwisk, tylko postanowił mnie zapytać wprost. Nie spodziewałem się tego, bez wahania przyjąłem propozycję. Powiedziałem, że wciąż mamy szansę awansu poprzez play-offy, więc chciałem w tamtym momencie skoncentrować się tylko i wyłącznie na tym celu. Powiedziałem również, że będę musiał porozmawiać z moją żoną Danielle. Jej rodzina mieszkała siedem mil stąd, mieszkaliśmy w naszym domu nad rzeką, a dzieci chodziły do szkoły razem ze swoimi przyjaciółmi i siostrzeńcami, cała rodzina w komplecie.

- Stałem nad rzeką i rozmawiałem z Jürgenem, musiałem jednak wrócić do domu. Moja żona piła razem z mamą lampkę wina, a ja z wejścia powiedziałem, że musimy porozmawiać. Mama widziała ten ogień w moich oczach. Poszliśmy na spacer i przedyskutowaliśmy wszystkie sprawy. Dla mnie wybór był oczywisty, ale chciałem też wiedzieć, że mnie w tym wspiera. Potrzebuję rodziny wokół siebie.

- Dałem z siebie wszystko, aby wprowadzić NEC do najwyższej ligi rozgrywkowej, ale tak się nie stało. W tamtym momencie zdecydowałem jednak, że niezależnie od tego, co się stanie – wracam do Liverpoolu. Nikt jednak o tym nie wiedział, tylko ja i Jürgen. Nie chciałem robić zamieszania przed wielkim świętem w Kijowie. Moja własna rodzina i rodzina z Liverpoolu. Nie chciałem niczego więcej.

- Mój tata wygrał walkę z rakiem, badania dały bardzo dobre wyniki, to była bardzo emocjonalna chwila. Na szczęście nadal dopisuje mu zdrowie, mieszka w moim rodzinnym mieście, ale przyjeżdża na kilka spotkań w sezonie. Nigdy nie przestał oglądać piłki nożnej, stał się wielkim fanem Liverpoolu.

Rola, którą objął Lijnders po powrocie znacznie różniła się od tej, którą opuszczał. Była bardziej wymagająca, ale również bardziej satysfakcjonująca, ponieważ miał wypełnić pustkę po odejściu Buvačia.

- W Holandii mówili, że wracam do starej pracy, ale to nie była prawda. Zostałem numerem 2, gdyby to nie była ta praca, którą zaoferował mi Jürgen, to z pewnością bym nie wrócił. Powierzył mi odpowiedzialność za proces szkolenia, co było dla mnie bardzo ważne. Wcześniej nie miałem wpływu na decyzje odnośnie ilości poświęconego czasu na dane ćwiczenia, ani za ich dobór, po prostu wykonywałem sesje. Po moim powrocie stałem się za to odpowiedzialny. Czas spędzony poza Liverpoolem poświęciłem również refleksjom, jaśniej określiłem swoje cele, wiedziałem w jaki sposób chcę pracować, to jest decydujące w odnoszeniu sukcesów. Nigdy więcej ustępstw, robimy to tak, jak ja chcę aby było przeprowadzone. Świetna atmosfera i uśmiechy na twarzach zawodników są jednoznaczne, idziemy w jednym kierunku, dążymy do tych samych celów.

Jak wygląda normalny dzień w życiu Pepa Lijndersa?

- Moim budzikiem jest najmłodszy z moich chłopców, moja dwójka ma kolejno 3,5 i 5,5 lat. Kiedy wskakują do naszego łóżka wykrzykują: - Czas na sen się skończył!

- Wcześnie rano zwykle dzwonię do Vitora Manosa (trenera ds. rozwoju), piszę do Jürgena, a potem udaję się w kierunku Melwood. Mam spotkanie z Jürgenem w jego biurze, rozmawiamy o szkoleniu:- jaki jest plan? Komu powierzymy odpowiednie zadania? Sadio będzie grał na skrzydle czy jako napastnik? – i temu podobne. Podczas planowania szkolenia upewniam się, że Andreas (Kornmayer, kierownik ds. fitnessu i kondycji), Pete, Vitor, John (Achterberg, trener bramkarzy) i Jack (Robinson, asystent trenera bramkarzy) doskonale rozumieją nasze założenia.

- Potem wychodzę i rozkładam sprzęt na boisku, zwykle Jürgen spotyka się wtedy z zawodnikami w szatni lub na zewnątrz, aby podać szczegółowe informacje na temat sesji treningowej. Trenujemy zawsze z taką samą intensywnością jak podczas spotkania z kolejnym rywalem. Moim zdaniem jest to element szkolenia, które doprowadza zespół do odnoszenia sukcesów.

- Wszystko kręci się wokół trenowania zespołu, później przeglądamy taśmy z sesji treningowej, sięgam po opinię osób z mojego otoczenia, planuję kolejną sesję i jutrzejszy dzień. Muszę również porozmawiać z personelem medycznym i starać się odpowiednio dobrać ćwiczenia zanim umieszczę je w terminarzu przed rozpracowaniem naszego kolejnego rywala. Później wracam do domu i kiedy dzieci kładą się spać oglądam ujęcia z treningów naszych rywali.

Podczas pobytu Lijndersa w klubie Liverpool zdobył 155 punktów na 174 możliwych. Od wygrania Ligi Mistrzów w Madrycie klub wszedł na jeszcze wyższy poziom odskakując od drugiej ekipy w Premier League na 13 punktów zmierzając po pierwszy od 1990 roku krajowy tytuł.

- Osiąganie sukcesów pogłębia twoją wiarę w dotychczasowe przekonania, buduje jeszcze większą dozę zaufania i podświadomie czujesz się silniejszy. Odczuwamy prawdziwy głód, aby sięgnąć po jeszcze więcej trofeów. Najważniejsza jest droga, którą podążamy i nieustanny rozwój zespołu.

- Musisz zaufać swoim zawodnikom, zawsze należy wracać do zwycięskich spotkań i zastanowić się co spowodowało, że odnieśliśmy sukces. Czy to nasi obrońcy, którzy nieustannie wybijali rywali z rytmu? Wyprowadzanie piłki, czy nieustanne wywieranie presji na przeciwniku? Chodzi o to, że dróg jest wiele, ale należy zrobić to po swojemu. Szukamy doskonałości, wiemy, że ona nie istnieje, ale należy bez przerwy jej szukać i do niej dążyć. Dużo się mówi o aspektach naszego rozwoju, ale według mnie nasza siła płynie z tego, że tworzymy jedność. Rozumiem to przez odległości na boisku, organizację gry i sposób naszego bycia. To jedyna droga do sukcesu, jeżeli nie będziesz zorganizowany, to cała reszta nie ma znaczenia, nie uda ci się. Cokolwiek dzieje się na boisku – tkwimy w tym razem, Jürgen często powtarza, że wszyscy są odpowiedzialni za wszystko. Łatwo to powiedzieć, a trudniej jest robić to przez 95 minut, ale nasi zawodnicy to właśnie robią.

- Każdy z naszych piłkarzy stał się lepszym zawodnikiem ze względu na pobyt tutaj. Przykładów jest mnóstwo, jeżeli porównasz Robertsona, Trenta i Sadio i momentu, w którym wchodzili do zespołu, a do ich aktualnej gry pod względem konsekwencji możesz się miło zaskoczyć. Każdy dział w klubie odczuwa tę odpowiedzialność. Jest jasne czego chcemy, a standardy wciąż rosną i rosną…

Styl gry zespołu z pewnością ewoluował doprowadzając Liverpool do sytuacji, w której w całym dotychczasowym sezonie stracił jedynie dwa punkty wykazując się w wielu starciach dojrzałością i silnym charakterem.

- Nie da się tego tak po prostu wbić do głowy zawodnikom, ten element rozrasta się każdego dnia. Nawet jeżeli prowadzimy 3:0, wciąż chcemy dominować i szukać kolejnej bramki, ale sposób w jaki to robimy różni się od tego, gdy na tablicy wyników widniał napis 1:0, czy 2:0. Możemy skupić się wtedy na wykonywaniu większej ilości podań, przenosić ciężar gry z jednej strony na drugą, ale nie zmienia to faktu, że wciąż dążymy do powiększania przewagi.

- Kiedy zostajecie mistrzami Europy, kiedy wypracowujecie sobie coraz większą dominację na boisku, nie polegacie tak bardzo na organizacji defensywy i na kontratakach, co jest atrakcyjną częścią naszej gry. Nauczyliśmy się lepiej operować piłką, kiedy pozostałe zespoły zmieniły nastawienie do meczów z nami. Powiedziałbym, że 75 procent zespołów z Premier League, a nawet te mocniejsze ekipy zmieniają swój styl gry, gdy przychodzi im grać przeciwko nam. Cofają się, ustawiając linię obrony bardzo głęboko, czy możemy wobec tego spodziewać się forsowania naszej bramki? Nie, musimy to uszanować i znaleźć nowy sposób na rozgryzienie rywala i odniesienie zwycięstwa. Dlatego różnorodność systemów jest taka ważna, to kolejny bodziec spychający nas w kierunku rozwoju. W naszej grze podoba mi się to, że dysponujemy szerokim repertuarem stwarzania zagrożenia, co czyni z nas bardzo nieprzewidywalny zespół.

- Nasi przeciwnicy nie mogą cofnąć się zbyt głęboko, bo wtedy Andy i Trent to wykorzystają posyłając mnóstwo piłek w pole karne, a nasza linia defensywna przesunie się bardzo wysoko zamykając ich w pułapce. Można odnieść wrażenie, że w naszych poczynaniach jest dużo swobody, ponieważ skupiamy się na zasadach, a nie na konkretnych zagraniach. Wiemy, że jeżeli wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, mentalność Jürgena i chłopaków postawi nas poza zasięgiem innych ekip. Wszystko musi być w porządku, możesz mieć w sobie dużo pasji, ale jeżeli struktury nie zostaną zachowane to polegniesz. Potrzebujesz organizacji, dyscypliny taktycznej i odpowiednich odległości na boisku, to jest podstawa, matka i ojciec futbolu.

Nazwisko Lijndersa urosło do tego stopnia, że pewnego dnia został wymieniony jako potencjalny następca Kloppa, ale rozmowa na takie tematy zupełnie go nie interesuje.

- Napawa mnie to dumą, ale nie jest to w jakikolwiek sposób realne, nie jest to w ogóle istotne. Moją jedyną ambicją jest wspieranie Jürgena i naszego projektu w najlepszy możliwy sposób. Mike Gordon i Jürgen są najważniejszymi ludźmi, których spotkałem w swojej karierze. Dali mi szansę i przekonanie, że mogę mieć wpływ na proces szkolenia i metodologię w pierwszym zespole. Tak to wygląda. Jestem pasjonatem tego klubu, mam szczęście, że mogę pracować z tymi ludźmi. Jestem więcej niż pewny, że pewnych rzeczy nie doświadczę już nigdy w życiu. Tak wiele rzeczy zbiegło się w idealnym czasie, spotkałem właścicieli, menadżera i ludzi wokół nich, którzy w trudnych momentach się nie poddają. Mamy zespół, który naprawdę oddaje serce za ten klub, chcą grać dla nas wszystkich. Mam nadzieję, że chłopaki w końcu dostaną to, na co zasłużyli.

- Uważam, że każdy projekt w futbolu ma swój wschód i zachód, a dla naszego projektu nie ma jeszcze nawet południa. To jest powód, dla którego zobowiązaliśmy się do wykonywania naszej pracy przez kolejne cztery lata.

Podobnie jak zespół, któremu pomógł się ukształtować, Pep Lijnders jest nieustępliwy.

James Pearce



Autor: Juluz
Data publikacji: 11.01.2020 (zmod. 02.07.2020)