FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 895

Zwycięstwo po 30 latach widziane od szatni

Artykuł z cyklu Artykuły


Jürgen Klopp zawsze ceni sobie ten tydzień przed okresem przygotowawczym, kiedy cały Liverpool zjeżdża do sennego francuskiego miasteczka Évian.

Nic nikogo nie rozprasza, nie ma żadnych zobowiązań wobec sponsorów. Tylko on, sztab, zawodnicy i potrójne sesje treningowe o 7, 11 i 17, podczas których kładzione są fundamenty pod nadchodzący sezon.

Kiedy w lipcu rok temu Liverpool przyjechał do pełnego przepychu pięciogwiazdkowego Hôtel Royal z panoramicznym widokiem na Jezioro Genewskie, Klopp wiedział, jakie ma być jego przesłanie.

Mając wciąż w pamięci zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów z Tottenham Hotspur, menedżer Liverpoolu spędził większość lata, wylegując się na leżaku, przeglądając materiały wideo i przeskakując pomiędzy zdjęciami z tego sukcesu.

Dokonawszy pełnej analizy wspaniałej nocy w Madrycie, zwycięstwa, które następnego popołudnia wyprowadziło na ulice miasta 750 tys. kibiców, Klopp doszedł do przekonania, że ta drużyna jest w stanie osiągnąć więcej i postanowił odkreślić ten triumf grubą kreską. Czas ruszyć naprzód.

W ośrodku treningowym Melwood niewiele przypominało o wygranym 2:0 meczu na Estadio Metropolitano. Owszem, klubowe osiągnięcia znalazły swoje odzwierciedlenie na malowidłach na ścianach, dodano szósty Puchar Europy, ale oprócz tego nie był on wspominany.

Konsekwencje były jasne: każdy w Liverpoolu był świadomy tego, że obecnie najważniejsze jest zwycięstwo w Premier League. Mimo tego, że kilka miesięcy wcześniej jego gracze zostali o włos wyprzedzeni przez Manchester City, Klopp był przekonany, że są wystarczająco dobrzy, by sięgnąć po pierwszy tytuł od 1990 roku i poradzić sobie z zawodami, które nieuchronnie musiały nadejść. Przemowa, jaką wygłosił w Évian, dobitnie to podkreślała.

Intencje Kloppa stały się jasne, gdy zaprosił niemieckiego surfera Sebastiana Steudtnera, który miał przemówić do jego „mentalnych potworów” podczas obozu, którego jedynym celem jest bardzo ciężka praca (jedynym lżejszym punktem był turniej tenisa stołowego, w którego finale spotkali się Mohamed Salah i Jordan Henderson). Steudtner jest uważany za jednego z najlepszych specjalistów od wielki fal. Kiedy tylko okiełzna jedną, szuka kolejnej.

Klopp dostrzegł oczywiste podobieństwa pomiędzy nim a swoją drużyną i wierzył, że inny głos, spoza piłkarskiej bańki, należący do kogoś, kto jest ucieleśnieniem podejścia „wszystko jest możliwe”, da pożądane wyniki. Surfer zorganizował dla zawodników zadanie dotyczące wstrzymywania oddechu pod wodą. Bardzo szybko przeistoczyło się to w prawdziwe zawody. Kto da radę 30 sekund? A co powiesz o 40? Albo 55?

Następnie Steudtner wyjaśnił, jak uspokoić swoje podejście psychiczne poprzez przywoływanie szczęśliwych wspomnień. Ostatecznie, po półgodzinnym treningu część zawodników spędzała z głową pod wodą pełne trzy minuty. Ukazało to piłkarzom, że są w stanie osiągnąć więcej, niż początkowo im się wydawało, jeśli poradzą sobie ze stresem. Całe spotkanie przebiegło na tyle pomyślnie, że Steudtner – zaakceptowany przez grupę – pozostał na obozie dwa dni dłużej, niż pierwotnie planowano.

Dla świata zewnętrznego ten tytuł mógł się wydawać formalnością, jednak to nieporozumienie. Wielką siłą Liverpoolu było to, że był w stanie stworzyć tę iluzję.

Alisson odniósł kontuzję po 39 minutach od otwarcia nowego sezonu. Dwa miesiące spędził z dala od boiska, gdzie zastępował go Adrián, do niedawna pozostający bez klubu po tym, jak wygasł jego kontrakt z West Ham United. Niewiele się zmieniło.

Fabinho postrzegany jako metronom pomocy, pod koniec listopada uszkodził więzadła w stawie skokowym i wypadł z gry na osiem tygodni. Pod jego nieobecność Liverpool wygrał wszystkie swoje mecze. W 14 spotkaniach margines zwycięstwa wynosił jedną bramkę, jednak gracze nie poddawali się: utrzymywali, a niekiedy i wydzierali wynik w końcówkach.

Jednak mimo tych wszystkich wygranych pierwszy błysk w oku Kloppa pojawił się po porażkach. Sparingi okazały się problematyczne z uwagi na nieobecność reprezentantów swoich krajów i porażki z Borussią Dortmund, Sevillą i Napoli.


Pierwszym meczem po powrocie z Évian było wielkie otwarcie sezonu podczas Tarczy Wspólnoty przeciwko City Pepa Guardioli. Rywale zwyciężyli w rzutach karnych, jednak był taki okres w drugiej połowie, kiedy Liverpool – musząc radzić sobie z niefortunną utratą pierwszej bramki – był bezwzględny, przeważał i był drużyną zdecydowanie lepszą.

To City opuściło Wembley z paterą, jednak Klopp wyjeżdżał z Londynu z nagrodą innego rodzaju. Przekonanie było wypisane na jego twarzy. – Będzie w porządku – powiedział. Okazało się być znacznie lepiej.

***

Anfield nie było nawet wypełnione, kiedy Liverpool sięgał po 18. tytuł mistrzowski, 28 kwietnia 1990 r. pokonując 2:1 Queens Park Rangers. Trzydzieści lat później Klopp podobnie jak drużynę, zmobilizował także armię kibiców. Choć może w mozolnym wdrapywaniu się na szczyt nie było tego jednego wydarzenia, które nadawałoby się na scenariusz hollywoodzkiego filmu.

Kluczowym miesiącem był listopad, kiedy przytrafiło się zwycięstwo 3:1 nad City oznajmiające zmianę sił w rywalizacji z drużyną Guardioli. Podczas gdy Katalończyk pieklił się na spotykającą go niesprawiedliwość – sędzia nie odgwizdał zagrania piłki ręką przez Trenta Alexandra-Arnolda, a po chwili Fabinho trafił do siatki po drugiej stronie boiska – Liverpool spokojnie pozostał wierny swoim ideałom.

– Nie da się ukryć, że ten mecz miał dużą wagę – powiedział kapitan Jordan Henderson. – Kiedy idziesz łeb w łeb ze swoim rywalem, ma się wrażenie, że wygrana znaczy dwa razy więcej. To był duży wynik.

Tydzień wcześniej wyrównujący gol Andrew Robertsona w końcówce meczu oraz bramka Sadio Mané w 94. minucie dały zwycięstwo nad Aston Villą. Ta walka do końca ukazała siłę charakteru drużyny Kloppa i przytłoczyła resztę Premier League.

Pojawienie się Robertsona w polu karnym i późniejsza główka Mané po dośrodkowaniu Alexandra-Arnolda ze stałego fragmentu gry raz jeszcze pokazały, jak bardzo ważni w koncepcji Kloppa są boczni obrońcy w ofensywnej tercji boiska. Jednak dla Kloppa i jego trenerów sekret nie tkwi w ich skłonności do gry do przodu, w pracowitości Mané, Roberto Firmino czy Salaha, ale w panującym w drużynie poczuciu jedności. – Nie chodzi o harmonię w szatni ale o taktyczne dopasowanie. Gdziekolwiek na boisku jesteśmy, działamy wspólnie – powiedział Pepijn Lijnders, asystent menedżera.

Były takie momenty, kiedy wydawało się, że Liverpool odpuścił nieco pressing i odszedł od kojarzonego dawniej z Kloppem „heavy metalu”. Jednak działo się tak jedynie dlatego, że zespół udoskonalił swoją grę w tym aspekcie. Kiedy ustawienie jest bardziej otwarte, częściej muszą naciskać na rywali. Kiedy przestrzenie między zawodnikami są mniejsze, oznacza to, że mogą szybciej dopaść do piłki i natychmiast odzyskać jej posiadanie.

Idealnym przykładem będzie decydujący gol Mané z Bournemouth, który uspokoił nerwy po pierwszej ligowej porażce – w lutym z Watfordem. Virgil van Dijk przejął podanie na linii środkowej i posłał w bój senegalskiego atakującego, który dopełnił dzieła.

Stopklatka z chwili, w której właśnie obrońca przejmuje piłkę, pokazuje wszystkich dziesięciu graczy Liverpoolu z pola w odległości 20 metrów od siebie. Odpowiednio podczas porażki tydzień wcześniej na Vicarage Road ustawieni byli znacznie dalej od siebie nawzajem.

Jednym z kluczowych elementów w drużynie, która sięgnęła po Ligę Mistrzów, było przemyślane ustawienie pomocników. Również i ta kwestia została poprawiona.

– Jeśli nastawisz się na szybkie ataki, zmierzasz w kierunku drużyny z szansami na sukces, ale jeśli chcesz zajść naprawdę daleko, musisz skupić się na naprawdę dobrej organizacji gry – powiedział Lijnders. – Jeśli stawiasz na dobry kontrpressing, to ważne jest, by między zawodnikami nie było dużych odstępów. Więc jeśli oddasz posiadanie piłki przeciwnikom, możesz pozwolić sobie na bardzo intensywną chwilę, by odzyskać piłkę i wprowadzić chaos w poczynania rywali.

– Jeśli odległości w pomocy są zbyt duże, wówczas trudno jest zastosować pressing, gdy stracisz piłkę. Jeśli odległości są mniejsze [gdy atakujesz], a oni grają między sobą, wówczas reakcja rywali może dać szansę na ich zaskoczenie i znalezienie wolnego miejsca.

Zmiany dokonane w tym sezonie mogą być mierzone zaledwie w pojedynczych metrach, jednak pozwalają na dalej idącą dominację i powrót do maksymy leżącej u źródła szybkiego wzrostu Liverpoolu: na nasz sposób, ale lepiej.

***

Przeciwko najlepszym zespołom, Liverpool jest w stanie zagrać z taką intensywnością, że nie da się sobie z nią poradzić. Zwycięstwo nad Leicester w drugi dzień Bożego Narodzenia jest tego prawdopodobnie najlepszym przykładem. Tego wieczora osiągnęli szczyt.

Zaledwie kilka dni wcześniej zwyciężyli w Klubowych Mistrzostwach Świata, pokonując w katarskim finale Flamengo i jeśli jeden obrazek może świadczyć o stopniu profesjonalizmu, do którego dorósł Liverpool, będzie to to, co działo się po meczu. Podczas lotu powrotnego na wysokości 10 kilometrów Henderson leżał na specjalnie zamontowanym stole, masowany przez fizjoterapeutę.

Henderson był mistrzem świata, pierwszym kapitanem, który sięgnął po to trofeum, jednak uwaga natychmiast przeniosła się na na kolejne spotkanie. Wysiłek, następnie przygotowanie. – Wyznaczyć poziom, wejść na niego, dążyć do jego przebicia – powiedział. – Nigdy nie przestać skupiać się na tym, co możemy robić lepiej. To nasza mantra.

Komentarze krążyły wokół tego, jak wymagający grafik zemści się na drużynie Kloppa na King Power Stadium w meczu z byłym menedżerem Brendanem Rodgersem, którego ambitny zespół usiłował przebić szklany sufit.

Leicester City zostało jednak rozbite 4:0. Rywale Liverpoolu byli zagubieni z uwagi na ich szybkość, siłę, opanowanie. Byli nie do powstrzymania. Wyrażenie „intensywność to nasza tożsamość” zostało ukute przez Kloppa po sierpniowym zwycięstwie nad Arsenalem, jednak występ z 26 grudnia był idealną ilustracją tego, co miało ono naprawdę oznaczać.

Przed meczem zmianie uległa typowa kolej rzeczy. Po raz pierwszy Liverpool przyjechał do miasta w dniu meczu – od tego czasu to samo zrobili w przypadku West Hamu – co przyprawiło część sztabowców o ból głowy. Zazwyczaj w dniu poprzedzającym spotkanie Liverpool planuje trening, dzięki czemu organizmy zawodników są w stanie przygotować się do właściwego wysiłku.

Jednak odeszli także i od tego planu. Gracze trenowali poprzedniego dnia rano, po czym wrócili do domów, przygotować się do podróży w dniu meczu. Było to spore ryzyko ze strony Kloppa, bo jakiekolwiek opóźnienie lotów oznaczałoby trzygodzinną podróż autobusem.

Jednak wróciwszy dopiero co z Bliskiego Wschodu, w klubie odniesiono wrażenie, że piłkarzom przyda się dodatkowy nocleg we własnych łóżkach.

Część sztabu szkoleniowego Leicester pracowała z Rodgsersem już za czasów kadencji w Liverpoolu i po odświeżeniu znajomości z dawnymi kolegami z pracy pojawiały się zakulisowe pytania, czy gracze Liverpoolu są zmęczeni podróżą i pokonanymi strefami czasowymi. Przekonali się, że jest wręcz przeciwnie. Świeżość jest podstawą w tym, jak Liverpool gra i to właśnie stało za odrzuceniem zwyczajowego planu.

Jedną z kluczowych cech rdzenia drużyny Liverpoolu jest jego powtarzalność mecz po meczu. Dla przykładu Van Dijk podczas swoich 83 meczów ligowych opuścił jak dotąd 35 minut.

Po części jest to zasługa dobrego pozyskiwania piłkarzy. Skład starannie dobrany przez Kloppa, prezesa Fenway Sports Group (FSG) Mike’a Gordona i dyrektora sportowego Michaela Edwardsa mógłby być wzorcem dla modelu transferowego. Inwestuj mądrze, sprzedawaj drogo – jak w przypadku Philippe Coutinho – i inwestuj ponownie: wygląda na samograj, którego zazdroszczą wszyscy wkoło.


Kiedy jednak wejdą do budynku, Liverpool robi wiele, by upewnić się, że jego piłkarze będą dostępni do gry. W tym sezonie dostali więcej wolnego czasu, bo Lijnders jest przekonany, że dzięki temu są w stanie odciąć się mentalnie i szybciej dochodzić do siebie po psychicznych wyzwaniach. Pod Željkiem Buvačem, wieloletnim asystentem Kloppa, który opuścił zespół przed końcem sezonu 2018/2019, sprawy miały się zgoła inaczej. Musiało być tak, jak chciał. Albo z Mieciem, albo zmieciem.

Lijnders był pomysłodawcą tego, by pozwolić zawodnikom na pierwszy dzień pomeczowego odpoczynku w domu, dzięki czemu zwiększyła się też liczba dni spędzanych z rodziną. Zazwyczaj dzień po meczu w wykonaniu tych, którzy brali w nim udział, obejmował 45-minutowy masaż, pracę na rowerze i bieżni, podstawowe ćwiczenia i sesję na basenie.

Wielu piłkarzy ma obecnie dostęp do basenów czy to we własnych domach, czy tez gdzie indziej. Nie jest też niczym niezwykłym, że fizjoterapeuta udaje się z masażem do zawodnika, nie na odwrót. Masażyści tacy jak Paul Small czy główny fizjoterapeuta Lee Nobes są na swój sposób cichymi bohaterami, dopasowując się bez szemrania do zmieniających się grafików.

Drugim z powodów, dla którego zawodnicy otrzymali więcej czasu, jest bezgraniczne zaufanie Kloppa. Zaufanie, na które trzeba było zasłużyć.

Klopp może przejść się po Melwood o 9.30 i zastać tam 20 graczy ćwiczących na siłowni z członkami sztabu przez 20–30 minut jeszcze zanim zacznie się właściwy trening. „Wstępna aktywacja” nie jest obowiązkowa, ale wynika z wewnętrznych reguł zespołu. Kilkudniowa nieobecność nie przechodzi niezauważona.

Podczas gdy to zaangażowanie jest oczywiste, trenerzy Liverpoolu wiedzą, że zespół jest skoncentrowany. Tak samo jest, gdy w zimny, deszczowy i wietrzny dzień piłkarze są na zewnątrz, na boisku treningowym i pracują ciężej niż w meczu, który dopiero za nimi.

To, co dawniej wyglądało jak szkolna sala gimnastyczna, przeistoczyło się w halę sportową z prawdziwego zdarzenia i oczywistym jest, że stała się ona punktem, w którym każdego dnia krzyżują się wszystkie drogi. Tablice do koszykówki pozostały na miejscu i gracze w ramach relaksu i zacieśniania więzi zostają niekiedy porzucać na obręcz.

Na ścianie zamykającej obiekt znajduje się mural ze zdjęciami fanów – „POZWÓLCIE NAM MARZYĆ” – podczas gdy na innej przedstawiono cztery trofea. Kiedy w sezonie 2017/2018 przeprowadzono remont, na ścianie umieszczono ostatnio zdobyte trofea: puchar Ligi Mistrzów, Puchar Anglii, Puchar Ligi i Puchar UEFA.

Każdy był dumny z tego miejsca, jednak Andreas Kornmayer, szef sztabu treningowego pragnął położyć nacisk na przyszłość i to, by piłkarze uświadamiali ją sobie każdego dnia. W ciągu jednej nocy zniknęły cztery zdobyte trofea i zastąpiono je czterema, które zespół chce osiągnąć. Premier League, Liga Mistrzów, FA Cup, Puchar Ligi. Po dwóch latach dwa można już odhaczyć.

***

Gracze Liverpoolu są tak niesamowicie skupieni na wyznaczonym celu, tak zafiksowani na tym, by stać się jedną z najlepszych drużyn w bogatej historii klubu, że w ciągu minionych gorączkowych dziewięciu miesięcy praktycznie nie mieli chwili by się zatrzymać i docenić to, co już osiągnęli.

Gdybyśmy przenieśli się do szatni bezpośrednio po meczu, zanim jeszcze zabrzmi muzyka, nieświadomi wyniku, trudno byłoby ocenić, czy drużyna wygrała, czy przegrała. To pokazuje, jak wiele wysiłku trzeba włożyć, by na boisku prezentować się w sposób, w jaki robią to oni.

Tylko trzy razy w tym sezonie – przed wywalczeniem tytułu – wesołość zwyciężyła zmęczenie. Po zremisowanym 5:5 meczu Pucharu Ligi z Arsenalem, który Liverpool wygrał po rzutach karnych w szatni panowała atmosfera, jak gdyby ktoś odpalił sztuczne ognie. Doświadczeni gracze, którzy nie brali udziału w spotkaniu przyszli pogratulować tym (w tym wielu młodzikom), którzy w niesamowity sposób skończyli mecz z tarczą.

Podobnie było po zwycięstwie w powtórzonym meczu z Shewsbury Town, kiedy przez pomieszczenie przeszła spontaniczna fala aplauzu dla menedżera drużyny U-23 Niela Critchleya, obecnie pierwszego trenera Blackpool, który przejął zespół w czasie, kiedy Jürgen Klopp korzystał z przerwy zimowej.


W międzyczasie przypadł sukces w Klubowych Mistrzostwach Świata. Po nim w hotelu pośpiesznie przygotowano coś na kształt imprezy, jednak nie trwała ona do późnych godzin nocnych. Część piłkarzy wypiła piwo i poszła do łóżka. Wielu w ogóle nie pije alkoholu.

Pod wieloma względami są nie-Szalonym Gangiem [„Crazy Gang” – przydomek bardzo rozrywkowej grupy piłkarzy Wimbledon F.C. w latach 80. i 90. – przyp. tłum.]. Londyński posiłek w gronie drużyny po zwycięstwie 1:0 nad Tottenhamem w styczniu tego roku był podobnie mało ekscytujący. – Było wyśmienicie nudno – powiedział jeden z piłkarzy.

To nie tak, że w drużynie Liverpoolu brakuje dużych osobowości, jednak nie rozpraszają one grupy w dążeniu do nadrzędnego celu. Niekiedy grację, z jaką się prezentują, najlepiej opisują ich rywale. – Możesz się skupić na tym, żeby powstrzymać Firmino przed cofaniem się po piłkę do środka boiska – powiedział jeden z menedżerów Premier League – ale wtedy musisz powstrzymać bocznych obrońców. Więc patrzysz na to, a do tego w pomocy pozycjami wymieniają się np. Henderson czy [Alex] Oxlade-Chamberlain.

– Mają tak wiele sposobów na atakowanie, że trudno jest ich powstrzymać. Nikt nie chce się tylko bronić, ale jak chcesz się na nich wypuścić, to za moment tracisz piłkę. I nie zapominajmy, że to wszystko jeszcze zanim dobrniesz do Van Dijka i Alissona, których musisz pokonać, żeby trafić do bramki.

***

Lijnders ma takie powiedzenie: „90% wywalczonych punktów zdobywa się w poniedziałek, wtorek, środę i czwartek. Graj tak, jak trenujesz”.

Ta maksyma nie podlega negocjacjom i jest jednym z powodów, dla którego zmiany dokonane przez Kloppa – choć nie tak daleko idące, jak się spodziewano – nie wyhamowały rozpędu zespołu. Trudno przywołać zawodnika, który by nie dołożył do tego swojej cegiełki.

Kosmetyczne zmiany w reżimie treningowym spowodowały, że w programie zajęć w tym sezonie pojawiła się m.in. „gra w dziadka” (rondo) – oparte na posiadaniu piłki ćwiczenie wprowadzono, by utrzymać zainteresowanie piłkarzy, jednocześnie szlifując podstawy kontrpressingu, z których gracze korzystają później w trakcie meczu.

Dodano także nowe cele, które należy osiągnąć w czasie ćwiczeń – np. zdobycie bramki po dziesięciu udanych podaniach. Przeformułowano też regułę sześciu podań, którą wprowadzono do ćwiczenia w dziadka w wariancie pięciu na dwóch.

Gdyby piłkarzom w środku udaje się odzyskać piłkę w ciągu pierwszych sześciu podań, obaj wydostają się na zewnątrz, tak więc wszyscy walczą ze wszystkich sił, żeby zmieścić się w tych pierwszych momentach. Ćwiczenie zostało przez Lijndersa ochrzczone jako „Milly rondo”, bo James Milner jest niedościgniony w tym zakresie i nigdy nie pozostaje w środku dłużej niż przez kilka pierwszych podań.

– Podrażniłeś dzikie zwierzę – podczas jednej z ostatnich sesji Oxlade-Chamberlain z uśmiechem na ustach wypominał Mané jego niedokładne podanie, które oczywiście zostało przejęte przez Milnera. Poziom profesjonalizmu prezentowany przez 34-latka każdego kolejnego dnia stanowi wzór, do którego wszyscy muszą dążyć.

Co ciekawe, podczas gry w dziadka często w jednej grupie ćwiczy wielu spośród brytyjskiej części składu. W Melwood istnieją kliki, jednak Klopp nie postrzega ich jako czegoś negatywnego. Nie wierzy też w wymuszanie na grupie jakichkolwiek zmian w tym zakresie.

Dla przykładu, kiedy do klubu przyszli Brazylijczycy Alisson i Fabinho, oczywistym było, że jedli i spędzali więcej czasu ze swoim rodakiem Firmino, który pomógł im w aklimatyzacji. Żartowniś Mané przyjął pod swoje skrzydła Naby’ego Keïtę, bo obaj mają tego samego agenta.


Jeśli naprawdę chce się zmierzyć rozwój Liverpoolu, trzeba pozwolić drużynie zagrać bez trenera. Klopp stworzył zespół, który sam się prowadzi. Można dostrzec wyraźny wzór zarówno jeśli chodzi o grę, jak i o to, jak radzą sobie z przeciwnościami – podczas tych niepowodzeń, o których wspominał w lipcu, nadal trzymają się zasad.

Oczywiście, obecność Kloppa przy linii bocznej wciąż daje tę dodatkową cząstkę. – Z pewnością nasz występ byłby podobny, gdyby siedział w loży dyrektorskiej, ale oczywiście sama jego obecność w pobliżu wyciska z nas kilka procent więcej – powiedział Adam Lallana. – Czasami robisz wślizg i słyszysz albo widzisz jego reakcję. Czasami to jest radość większa niż po bramce i wszystko to rzutuje po części na sposób, w jaki chciałby, żebyśmy grali.

– Nawet to, że ogląda rozgrzewkę rywali. To musi być lekko deprymujące – menedżer rywali stoi tam i patrzy na ciebie. Wielu innych menedżerów nawet nie wychodzi na rozgrzewkę. On zawsze jest. Zawsze praktyczny. Podchodzi z pasją, z emocjami. Te dodatkowe dwa procenty, które daje, mogą okazać się decydujące, zwłaszcza jeśli grasz na najwyższym poziomie.

***

Wróćmy do 20 stycznia tego roku. Był poranek po zwycięstwie nad Manchesterem United, jednak Klopp nie był w nastroju by usiąść i podziwiać swoje cudowne dzieło, które wyrzeźbił własną pracą.

Poprzedniego dnia kibice obecni na Anfield wreszcie dali upust emocjom i po stadionie przetoczyła się przyśpiewka o prostym przekazie „Wygramy ligę” (We’re gonna win the league), a dziś piłkarze odpowiedzialni za ten szał spędzali czas, dochodząc do siebie.

Klopp opisał zwycięstwo 2:0 jako „brutalne”, czego przejawem był okres na początku drugiej połowy, kiedy przez dziewięć minut i 45 sekund zawodnicy rywali nie dotknęli piłki na połowie gospodarzy. Niech to do nas dotrze.


A jednak zamiast zorganizować spokojną gierkę treningową pięciu na pięciu, postanowił dać sygnał całemu składowi. Na głównej płycie w Melwood zaaranżowano sparing pomiędzy tymi, którzy nie wyszli w pierwszym składzie – m.in. Fabinho, Dejanem Lovrenem, Takumim Minamino – a drużyną do lat 23.

Sesja treningowa, skryta przed oczyma ciekawskich niczym przygotowania do finału pucharu, była szybka, emocjonująca, trenerzy pokrzykiwali na uczestników, by brali się do pracy, naciskali na rywali i szybciej odbierali piłkę. Starcie z Shrewsbury Town w FA Cup zbliżało się wielkimi krokami i zwracano uwagę nawet na wrzuty z autu, jakie ma w zwyczaju wykonywać drużyna z League One.

Dla menedżera i jego asystentów, Lijndersa i Petera Krawietza oraz trenera bramkarzy Johna Achtenberga, nic się zmieniło niezależnie od tego, jakie odczucia panowały poza klubem. Chcieli, by to przesłanie w ten poniedziałkowy poranek trafiło do wszystkich biorących udział w zajęciach.

Klopp, który przez długi czas postrzegany jako ten, któremu prawie się udaje – po tym, jak przegrał z Borussią Dortmund a następnie z Liverpoolem sześć kolejnych finałów – upodobał sobie zwyciężanie. Zdobycie tytułu dla najlepszego trenera podczas nagród Best FIFA przyznanych we wrześniu w Mediolanie znaczyło dla niego wiele. To, że pozbył się łatki pretendenta wskazuje jedynie na skalę jego talentu.

Nie tak dawno temu odejście Buvača, którego Klopp nazwał „Mózgiem”, postrzegano jako olbrzymią stratę. Jednak odpowiedź na to zdarzenie była dobitna – 53-latek w pełni wykorzystał swobodę, jaką dało rozstanie z Buvačem, który z czasem stawał się coraz bardziej wyobcowany.

Klopp, gdy u jego boku zabrakło Serba – który obecnie jest dyrektorem sportowym w Spartaku Moskwa – stał się bardziej władczy i sam podejmuje więcej decyzji. Zawsze pierwszy podczas starannie zaplanowanych spotkań, co stanowi odzwierciedlenie jego drobiazgowej natury. Jest bardzo zaangażowany w treningi i sam jest mózgiem tego przedsięwzięcia.

Jeżeli drzwi do położonego na pierwszym piętrze gabinetu Kloppa – z którego roztacza się widok na soczystą zieleń boisk w Melwood – są zamknięte, oznacza to jedną z trzech rzeczy: prowadzi prywatną rozmowę przez telefon, odbywa prywatne spotkanie albo czyta coś, na czym musi się w pełni skupić. W pozostałych przypadkach przemieszcza się pomiędzy pokojami, zachodząc do Raya Haughana, głównego logistyka drużyny, by porozmawiać o podróży, albo debatuje z Edwardsem.

Po meczu może wypić piwo (lubi też czerwone wino) albo wypalić elektronicznego papierosa, jednak rzadko się upija, bo lubi mieć kontrolę. A i wówczas, gdy wybucha, jedną z jego zalet jest to, że po półgodzinie przestaje rozpamiętywać całe zdarzenie. Nie chowa długotrwałych uraz.

Poza boiskiem ceni sobie prywatność. Grywa w padel (mieszankę tenisa i squasha) – jego ojciec był zapalonym tenisistą – zazwyczaj przeciwko Lijndersowi na korcie specjalnie do tego zbudowanym w Melwood. Gra się do dwóch wygranych setów. Dla niego jest to szansa na odreagowanie, nim powróci presja związana z prowadzeniem wielkiego klubu. Rozgrywek nie przerwą nawet przenosiny do wartego 50 mln funtów nowego ośrodka treningowego w Kirkby.

Z radością wychodzi na spacery ze swoim adoptowanym psem, Emmą, słuchając audiobooków i oglądając sport czy dokumenty kryminalne. Klopp uwielbia wakacje i zwykle wyjeżdża razem z inną niemiecką rodziną – czy to na narty, czy do wynajętego w Hiszpanii domku. W czasie zimowej przerwy poleciał na Majorkę.

FSG zawsze uważało Kloppa za najlepsze dopasowanie dla Liverpoolu – nawet gdy Guardiola poprowadził City do tytułów ligowych rok po roku – więc faktu, że zdecydował się na podpisanie nowego kontraktu, nie da się przecenić.

Temat nowej umowy powracał wielokrotnie, odkąd pierwszy raz podjęto go w listopadzie 2018 roku i zdecydowano, że strony pochylą się nad nim ponownie, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Klopp nigdy nie wątpił, że trafił do wyjątkowego klubu, jednak wyczerpujący styl pracy w dzisiejszej piłce nożnej otwartym pozostawiał pytanie na temat tego, czy menedżer po wygaśnięciu umowy w 2022 roku nie postanowi zrobić sobie przerwy w pracy. Co więcej, łączono go z objęciem stanowiska selekcjonera reprezentacji Niemiec.

Andy Massey (lekarz), Peter Krawietz (asystent menedżera), Sepp van den Berg, Dejan Lovren, Virgil van Dijk, Andy Lonergan, Adrián, Alisson, Caoimhín Kelleher, Joël Matip, Joe Gomez, Fabinho, Pepijn Lijnders (asystent menedżera), John Achterberg (trener bramkarzy), Jack Robinson (asystent trenera bramkarzy) Pierwszy rząd: Divock Origi, Curtis Jones, Trent Alexander-Arnold, Sadio Mané, Georginio Wijnaldum, Alex Oxlade-Chamberlain, Mohamed Salah, Adam Lallana, James Milner, Jürgen Klopp (menedżer), Jordan Henderson, Andy Robertson, Roberto Firmino, Naby Keïta, Xherdan Shaqiri, Nathaniel Clyne, Ki-Jana Hoever, Rhian Brewster, Yasser Larouci

W swoich poprzednich klubach – Mainz i Borussii Dortmund – spędził po siedem lat, jednak obecnie plan zakłada dłuższy pobyt w Merseyside.

Kiedy tylko żona Kloppa, Ulla dała mu swoje błogosławieństwo, negocjacje poszły już gładko. Liverpool kupił dom, w którym Klopp mieszka w Formby, a który dotąd wynajmował od swojego poprzednika Rodgersa. Ten z kolei nabył go od byłego kapitana Liverpoolu, Stevena Gerrarda.

Gordon przyleciał zza oceanu prywatnym odrzutowcem, by wziąć udział w zaplanowanych na 11 grudnia rozmowach, a dwa dni później, w piątek 13 ogłoszono przedłużenie kontraktu do roku 2024. Pech ima się tylko rywali Liverpoolu

***

Nikt nie mówił głośno o zdobyciu tytułu, kiedy zwycięstwa zaczęły płynąć szerokim strumieniem. Gdyby ktoś się wygadał – jak wyjawił Oxlade-Chamberlain – Henderson urwałby koledze głowę, albo przynajmniej posłałby jedno z tych spojrzeń, które potrafią zabić. Był taki moment po wygranej 1:0 nad Norwich 15 lutego, kiedy Mané zaczął się niebezpiecznie zbliżać do tematu, ale stojący obok kapitan natychmiast interweniował i zręcznie skierował rozmowę na inne tory.

A jednak członkowie kierownictwa tacy jak Gordon czy Edwards nie mogą działać w ten sposób i czekać aż do formalnego potwierdzenia. Muszą planować naprzód. Organizacja i skuteczna realizacja wizji stanowiły podstawę ewolucji Liverpoolu.

Przypominam, że mówimy o drużynie, która nie została wzmocniona na poziomie seniorskim po swoim sukcesie w Lidze Mistrzów. Postrzeganie drużyny jako „kompletnej”, której nie sposób już wzbogacić, miało swój początek pod koniec 2018 roku wraz z przekonaniem Kloppa o tym, że postęp można osiągnąć raczej przez trening, niż poprzez zakupy.

Prowadzono rozmowy na temat możliwych celów transferowych na to lato – takich jak zawodnik RB Lipsk Timo Werner – jednak finansowe reperkusje koronawirusa sprawiły, że sprawa stała się nieaktualna.

Już wcześniej podjęto decyzję o tym, by więcej okazji do gry dać Curtisowi Jonesowi, który miałby wskoczyć na miejsce odchodzącego wobec wygasającego kontraktu Adama Lallany. Harvey Elliott, który w kwietniu skończył 17 lat oraz Neco Williams są kolejnymi, którzy mają dostać szansę na rozwój.

To, że wspomniane rozmowy odbywały się zaraz po Nowym Roku, wiele świadczy o obecnym Liverpoolu. Tu nie chodzi o wygranie tytułu numer 19, a o walkę o 20. i 21.

– Musimy i zrobimy to, wykonamy kolejny krok, nie zapominając jednak, dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy – powiedział Lijnders. – Pozostałe drużyny też się rozwijają. Sposobem na ich pokonanie jest trenowanie z większym zaangażowaniem i ambicją niż oni, każdego kolejnego dnia, podczas każdej minuty każdej sesji treningowej. Pokonać ich w ciągu tygodnia, nie w weekend.

– W nowoczesnym futbolu niezbyt często zdarza się już, żeby przez dłuższy czas dało się zatrzymać grupę wspaniałych zawodowców, zwłaszcza po udanym okresie. Czy jesteśmy w stanie podtrzymać to zaangażowanie? Tak! Czy jesteśmy w stanie podtrzymać tę ambicję? Tak! Czy jesteśmy w stanie podtrzymać ten głód wygranej? Tak! Dzięki czemu?

– Dzięki Jürgenowi.

Paul Joyce, The Times



Autor: Arvedui
Data publikacji: 01.07.2020 (zmod. 02.07.2020)